środa, 21 października 2015

Kartka z pamiętnika CCLXIX - Oliver Ballack

Patrzyłem na wściekłego Reijela i nie potrafiłem ukryć rozbawienia, co tylko bardziej go irytowało. Był dziecięco nieporadny, kiedy tak złościł się na cały świat i próbował znaleźć sobie miejsce, w którym czułby się komfortowo. A wszystko dlatego, że zaledwie przed miesiącem wróciliśmy do Anglii po długich, francuskich wakacjach, zaś on zdążył się już przeziębić, wyzdrowieć i teraz znowu podupadał na zdrowiu. Nie miałem pojęcia, jakim cudem mogło go przewiać, kiedy tak szczelnie otulał się kurtką i fularem, ale nie widziałem innego wyjaśnienia dla jego bólu szyi. Był w stanie przekręcić głowę w prawo, ale w lewo już niekoniecznie. Krzywił się i wściekał, kiedy podczas licznych prób wykonania tego prostego ruchu pojawiał się ból.
Współczułem mu wprawdzie, ale miało to także swoje dobre strony, ponieważ Reijel był zawsze w domu, kiedy wracałem z pracy. Nie mogąc usiedzieć w jednym miejscu, zaczął nawet eksperymentować w kuchni, co kończyło się przypalonym mięsem, krzywo obranymi ziemniakami, a nawet dziwacznym smakiem potraw, ale nigdy nie narzekałem. Wiedziałem, że jedno złe słowo zakończyłoby tę dobrą passę i musiałbym wrócić do przyrządzania szybkich dań zaraz po powrocie z Ministerstwa, a tego chciałem unikać tak długo, jak tylko się dało.
- Nienawidzę tego kraju! - parsknął Reijel, który właśnie wmasowywał w szyję maść rozgrzewającą, do której niemiłosiernie lepiły się jego platynowe włosy. - Życie tutaj jest może proste, ale i tak go nienawidzę! Śmierdzi!
- To pachnie. - poprawiłem go z westchnieniem i odsunąłem dużą, jasną dłoń mężczyzny od jego maltretowanej już teraz szyi. Owinąłem ją szalikiem, aby maść działała jak należy i pogładziłem kochanka po policzku. - Na nos już ci się przerzuciło? - drażniłem się. - To wprawdzie intensywny zapach, ale jednak przyjemny, więc nie przesadzaj.
- Śmierdzący, jak cały ten kraj! - niezadowolone prychanie wielkiego, drapieżnego kota trwało dalej. - Chcę wrócić do Francji! Tam przynajmniej wszystko jest poukładane jak należy! Powinniśmy tam zostać na stałe!
- Przypominam ci, że pracuję w Ministerstwie Magii w Anglii i nie zamierzam codziennie przemierzać niewyobrażalnie wielkiego dystansu z Francji do pracy tutaj. Kominki to nie najprzyjemniejsze środki transportu nawet w kraju, a co dopiero na takim dystansie.
- Więc znajdę ci inną pracę.
- O tak, w to nie wątpię, ale jednak wolę pozostać przy tej, którą mam, jeśli pozwolisz.
- Phi! Nie wiesz, co tracisz! - mężczyzna pociągnął lekko za szalik, ale szybko przypomniał sobie dlaczego ma go na sobie i zacisnął materiał jeszcze ciaśniej na szyi. - Parszywy kraj!
Zostawiłem go z jego narzekaniem sam na sam i wyszedłem z salonu do kuchni by przygotować dla nas kolację. Miałem szczerą nadzieję, że niedługo dorobię się swojego własnego Skrzata Domowego, jako że męczyło mnie już wykonywanie obowiązków, których nigdy nie musiałem robić w domu rodzinnym. Chwilowo jednak nie mogłem pozwolić sobie na luksus pomocy w domu, więc byłem skazany na bezsensowne tracenie czasu.
- Oli! - wołanie z pokoju, który przed chwilą opuściłem sprawiło, że przez chwilę miałem ochotę zapłakać nad moim marnym losem.
- Słucham cię, mój ty niesamowity mięczaku! - rzuciłem słodko wychylając się przez drzwi kuchenne i zaglądając do salonu.
- Zaproś Camusów na kolacje. - mruknął, a ja nie wierzyłem własnym uszom. Może nawet wydałem z siebie jakiś dziwaczny odgłos, ponieważ Reijel powtórzył. - Zaproś ich. Muszę się komuś wyżalić, bo ty nie rozumiesz mojego cierpienia! - a jednak się nie przesłyszałem.
Pokiwałem głową i poczłapałem szybko po naszą niewielką sowę, która potrafiła w mgnieniu oka przenosić wiadomości z jednego miejsca do drugiego w obrębie miasta. Nie chciałem żeby kochanek zdążył się rozmyślić, więc naskrobałem kilka szybkich słów i wysłałem zwierzaka z naprawdę ważną misją. Sam miałem nie mniej istotne zadanie, ponieważ zaproszenie na kolacje oznaczało, że muszę jakąś przygotować. Okazało się jednak, że Reijel już stał w kuchni gotów do pomocy, co nie tylko mnie zaskoczyło, ale też sprawiło, że zacząłem się zastanawiać, na ile jego dolegliwości ograniczały się tylko do szyi, a na ile sięgnęły już głowy.
- Zamknij się! - prychnął do mnie mężczyzna.
- Nic nie mówię.
- Powiedziałem, że masz się zamknąć! I chodź tu, bo mi zimno! - wyciągnął ramiona rozkazująco, więc nie opierałem się jego woli.
Wtuliłem się w jego ciało i pozwoliłem by z jękiem zdołał znaleźć pozycję, która nie będzie nadwyrężać jego i tak obolałej szyi. Stałem tak na środku kuchni i wcale nie spieszyło mi się do rozpoczęcia przygotowań do kolacji. Od niechcenia machnąłem różdżką kilka razy, kiedy uznałem, że nie zakłóci to rozkosznej chwili w objęciach kochanka i znowu odpłynąłem w przyjemność, jaka stała się teraz moim udziałem.
Reijel zdobył się na wysiłek odsunięcia ode mnie i sięgnął swoimi wargami moich. Spiął się, kiedy źle przekręcił głowę i odczuł związany z tym ból, ale zignorował to całkując mnie zapamiętale, mocno i głęboko. Naprawdę zastanawiałem się, co mu dolega, ponieważ bardzo rzadko był tak normalny i niemal słodki. Przez chwilę nawet pomyślałem, że może chce mnie zostawić i przenieść się do Francji, ale wolałem odrzucić tę ewentualność. Zdecydowanie bardziej odpowiadała mi opcja: chory Reijel = grzeczny Reijel.
Kiedy poczułem dłonie kochanka na swoich pośladkach, wiedziałem już do czego zmierza to niby niewinne przytulanie i odepchnąłem go od siebie, patrząc na niego karcąco.
- Chciałeś gości, więc teraz nie licz na nic poza niewinnym przytulaniem i pocałunkami!
- Więc zmieniłem zdanie, nie chcę żadnych gości... - zamruczał.
- Za późno, już wysłałem wiadomość, więc uspokój się i nie licz na nic poza tym, co już dostałeś! Jeśli się spiszesz, mogę pomyśleć o dogadzaniu ci w nocy, ale na razie możesz o tym zapomnieć. - rzuciłem okiem na stół, gdzie w końcu zaczęły pojawiać się produkty spożywcze. Posłużyłem się więc kilkoma kolejnymi zaklęciami, aby mieć pewność, że wszystko będzie wyglądało jak należy. Nie chodziło o przyjęcie mojego kuzyna i jego męża ze wszystkimi honorami, ale o rozpieszczenie Nathaniela, więc zadbałem aby chleb był wycięty w kształt kwiatów, dzięki czemu pozbywałem się nielubianych przez malca skórek. Podejrzewałem, że Fillip nie będzie zachwycony faktem, że staram się do tego stopnia dogodzić jego synowi, ale chciałem być najlepszym z wujków, więc starałem się, co z kolei nie odpowiadało Reijelowi.
- Dla mnie takich nie robisz. - skomentował wisząc mi nad ramieniem, kiedy kroiłem kwiatki na poszczególne płatki, aby malec nie musiał męczyć się z całością, ale mógł jeść kanapki po małym kawałku.
- Może dlatego, że ty nie masz takich wymagań, ale jeśli chcesz to proszę. Kwiatki dla ciebie. - podałem mu skórki chleba. W końcu mój kochanek bardzo je lubił, więc nie widziałem problemu w tym, aby zjadł resztki, których nie zaserwuję przecież moim gościom. Nie był zachwycony, co wcale mnie nie zdziwiło, ale nagle na jego twarzy pojawił się szelmowski uśmiech. Tym razem to on zaczął rzucać zaklęciami, a skórki pozostałe po kanapkach Nathaniela dzieliły się na mniejsze kawałki. Reijel z bezczelnym uśmiechem zaczął przygotowywać malutkie koreczki i doskonale wiedziałem, że ma zamiar poczęstować nimi naszych gości. Nawet nie protestowałem, ponieważ z nim i tak nie miałbym najmniejszych szans.
- Nie jestem psem jakiegoś smarkacza, żebym miał jeść to czego on nie chce. - powiedział dumnie i zadowolony zaczął układać swoje dzieło na talerzu. Skórka chleba, rulonik z szybki, rulonik z sera, raz oliwka, raz pomidorek koktajlowy. - Tak, jestem geniuszem, a ty mnie nie doceniałeś. - zwrócił się do mnie, kiedy jego dzieło było już gotowe.
- Najwyraźniej. - przyznałem rozbawiony i klepnąłem go w pośladki przechodząc obok.
Reijel miał lepsze i gorsze dni, więc nasze wspólne życie nigdy nie było usłane różami, ale im dłużej byliśmy razem, tym lepszy się stawał, a przynajmniej miałem wrażenie, że tak właśnie jest. Nadal bywał niemiły, samolubny, zimny i wyrachowany, ale coraz częściej pozwalał sobie na bycie normalnym człowiekiem o ludzkich odruchach.
Nie bałem się już tego, co zrobi, jeśli coś mu się nie spodoba, nie byłem już smutnym, wystraszonym człowiekiem z depresją, który nie jest pewny kolejnego dnia swojego życia. W końcu żyłem normalnie i mogłem odważnie spojrzeć w twarz kuzynowi, który wiódł swoje własne rajskie życie na drugim końcu miasta.
Reijel wycisnął z moich oczu morza łez, robił ze mną, co mu się żywnie podobało, wyciągnął mnie z bagna jednostronnej miłości i topił w mroźnym jeziorze swojego samolubnego uczucia, a wszystko po to, abym teraz mógł z całą pewnością stwierdzić, że jestem szczęśliwy.

Reijel Lucifer

2 komentarze:

  1. Dziękuję za tą notke jest żywa i uczuciowa. Wyhaczyłam jeden błąd: ,,[...]ale zignorował to całkując". Jestem wdzięczna. Przepraszam za to że ostatnio nie komentowałam

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiiiii :) Moja ulubiona para :) Super jak zawsze

    OdpowiedzUsuń