środa, 27 września 2017

Niewidzialna randka

Razem z Syriuszem przekradliśmy się jednym z naszych ulubionych tajnych korytarzy prosto do piwnic Miodowego Królestwa, które oferowało nam wszystkie swoje uroki na wyciągnięcie ręki. Korzystając z okazji, to właśnie tam zrobiliśmy pierwsze zakupy, chociaż stwierdzenie „zrobiliśmy” było lekką przesadą, ponieważ w głównej mierze to ja je zrobiłem. Z początku starałem się być rozsądny i dokładnie przemyśleć każdy zakup, ale kiedy Syriusz zaczął dorzucać do mojej reklamówki więcej łakoci, za które to on miał zamiar zapłacić, przestałem się ograniczać tylko do niezbędnej porcji cukru.
Może to nieładnie z mojej strony, ale uwielbiałem przychodzić z moim chłopakiem do Miodowego Królestwa, ponieważ nie żałował mi swoich oszczędności i w nosie miał to, czy przytyję od nadmiaru czekolady.
Nasze, czy raczej moje, zakupy zostawiliśmy w korytarzu przejścia i przytulając się do siebie, owinęliśmy peleryną niewidką. Cicho wyszliśmy schodami na górę do sklepu i korzystając z okazji, jaka się nam nadarzyła, kiedy właścicielka upuściła na blat kilka monet, które zaczęły toczyć się w różne strony, wrzuciliśmy do otwartej kasy wyliczoną wcześniej sumę pieniędzy za to, co zabraliśmy z piwnicy. Następnie opuściliśmy Miodowe Królestwo i ciesząc się umiarkowanym ciepłem panującym na zewnątrz, ruszyliśmy na polowanie na kremowe piwo.
To zadanie było zdecydowanie trudniejsze, ponieważ w Trzech Miotłach kręciło się pełno czarodziejów, którzy po pracy postanowili rozerwać się spotykając ze znajomymi i napić czegoś mocniejszego i nierzadko słodkiego, sądząc po zapachach unoszących się w powietrzu.
- Jednemu będzie łatwiej niż dwójce. - Syriusz wyszeptał w moje ucho, rozglądając się po wnętrzu baru. Miał całkowitą rację, więc skinąłem tylko głową. Wyszliśmy na zewnątrz za pewnym grubym jegomościem, który wypił wystarczająco dużo aby jego policzki były rumiane, a krok nierówny.
Zaszyliśmy się w jednej z ciemnych, bocznych alejek koło podejrzanie wyglądającej knajpy, do której goście jakoś się nie garnęli. Dzięki temu miałem pewność, że nikt mnie tam nie przyłapie na chowaniu się za śmietnikiem, zaś Syriusz mógł ze spokojnym sercem wyruszyć na swoje łowy.
- Uważaj na siebie. Zaraz wracam. - rzucił i pocałował mnie na odchodnym. Zniknął pod peleryną Jamesa zostawiając mnie samego.
Nie wiedziałem do końca co powinienem robić czekając na niego. Nie opłacało się liczyć sekund, ponieważ to nigdy nie pomaga, a tylko wydłuża czas czekania, ale nie miałem innego pomysłu, aby skupić na czymś umysł. Zacząłem więc powoli liczyć w myślach, jednocześnie nasłuchując.
Za drzwiami baru, koło którego się rozsiadłem, coś zaczęło szeleścić i szurać. Po chwili drzwi się otworzyły i ku mojemu przerażeniu, ktoś wyszedł na zewnątrz. Rozważałem ucieczkę, ponieważ obecność ucznia Hogwartu w dzień powszedni w Hogsmeade na odległość śmierdziała nielegalnym opuszczeniem szkoły, jednak zawahałem się i tylko wyjrzałem zza kosza na śmieci.
Poczułem jak po pierwszym przypływie adrenaliny, moje ciało oblewa fala ulgi. Było jasne, że mężczyzna, który opuścił okropny bar był ślepy i nie mógł mnie zobaczyć. Gdybym zaczął uciekać, na pewno usłyszałby mój ruch, ale w takiej sytuacji nie mógł wiedzieć, że nie jest sam w ciemnej alejce.
- Byle do jutraaaa… - zaczął cicho mruczeć pod nosem jakąś piosenkę, którą chyba zmyślał na poczekaniu, ponieważ brzmiała równie okropnie, co jego zachrypnięty głos. - Jutro przecież też jest dzień, kolejny dzień na picie, kolejny dzień by zapomnieć i odnaleźć siebieeee… Pieprzyć Doris i jej zakłamanie, jej głupotę i fałszywą miłość, pieprzyć wszystko! Jutro przecież też jest dzień, kolejny dzień na picie, kolejny dzień by zapomnieć i odnaleźć siebie na nowoooo…
Mężczyzna, który mógł mieć koło 70 lat podskoczył trzy razy u wyjścia z alejki i zamachał rękoma niby to w rytm mruczanej melodii. Wyglądało to komicznie, ale powstrzymałem cisnący się w piersi śmiech. Biedak musiał zostać zraniony przez jakąś kobietę i kto wie, jak długo już pił żeby zapomnieć o wszystkim, co go w związku z tym dręczyło.
Miałem nadzieję, że Evans nie doprowadzi do podobnego stanu Jamesa, jeśli uzna, że jednak związek z nim to pomyłka. Wyobraziłem sobie scenę, w której ja i Syriusz przychodzimy do obleśnego, śmierdzącego potem i brudem baru aby odebrać stamtąd naszego upitego przyjaciela, który mamrocze pod nosem, że kocha i nienawidzi Lily Evans jednocześnie, ponieważ go rzuciła, a on wiązał z nią przyszłość. Oczyma wyobraźni widziałem, jak podtrzymujemy chłopaka z obu stron i prowadzimy do domu, a on zaczyna śmiać się i chlipać na przemian, wymiotuje w krzakach, przysypia i zmusza nas do ciągnięcia go dalej, a w końcu docieramy do jego zabrudzonego i pełnego butelek po piwie domu. Kładziemy go na nieszczególnie świeżej pościeli, Syriusz go rozbiera do snu, a ja powoli sprzątam bałagan panujący w mieszkaniu.
To nie była zbyt optymistyczna wizja i w rzeczywistości na pewno nie byłaby tak potwornie zwyczajna i mugolska, ale wolałem nie wkładać w dłoń pijanego Jamesa różdżki nawet we własnej głowie.
Tak się zamyśliłem, że dopiero zapach Syriusza wybudził mnie z ponurych myśli o zranionym okularniku i jego pijackich przygodach.
- Masz wszystko? - zapytałem cicho.
- A miałem nadzieję, że jednak cię zaskoczę! - zaśmiał się Syri stojący gdzieś przede mną. - Tak, mam wszystko, chodź. - uniósł pelerynę tak, że widziałem go pod nią i zrobił tam dla mnie miejsce. Podniosłem się ze swojego kącika i podchodząc do chłopaka wtuliłem w niego mocno.
- Zajrzymy do pani Puddifoot, co ty na to? Dzisiaj na pewno znajdzie się dla nas jakiś kącik, w którym nikt nas nie zauważy i nie będzie nam przeszkadzał.
- Mmm, tak. Z przyjemnością. - zgodziłem się entuzjastycznie. Syriusz na pewno nie czytał w moich myślach, ale najwyraźniej znał mnie i moje fantazje lepiej niż ktokolwiek inny.
Wolnym krokiem, tuląc się przy tym do siebie, ruszyliśmy w górę ulicy mijając barwne, nierzadko naprawdę śliczne wystawy sklepów. Syri przerwał jednak nasz beztroski spacerek.
- Remusie, szybko! Jeśli się pospieszymy, wejdziemy do herbaciarni bez problemu! - pociągnął mnie za rękę gwałtownie. Biegiem ruszyłem za nim, dopiero po chwili zauważając dwie kobiety, które właśnie otwierały drzwi Herbaciarni u Pani Puddifoot. Dopadliśmy do zamykających się za nimi drzwi niemal w ostatniej chwili i wsunęliśmy niezgrabnie do środka. Mieliśmy szczęście, że kobiety wymieniały właśnie głośne powitania z właścicielką, ponieważ dzięki temu nikt nie słyszał, jak przypadkiem kopnąłem w próg. Zapewne także sapanie moje i Syriusza mogłoby przyciągnąć czyjąś uwagę, gdyby nie ta kobieca paplanina, która była tak głośna i radosna, że zapewne potrafiłaby zagłuszyć wszystko.
Cicho i tym razem bez obijania się o cokolwiek, przeszliśmy w jeden z kątów herbaciarni. Rozsiedliśmy się na podłodze z daleka od garstki obecnych w środku ludzi i uspokoiliśmy oddechy, czekając na właściwy moment, żeby się obsłużyć.
Kiedy kobiety, dzięki którym niepostrzeżenie dostaliśmy się do środka złożyły zamówienie i otrzymały je kilka chwil później, zaczęliśmy z Syriuszem czekać na odpowiedni moment do zaatakowania kontuaru z ciastami i ciasteczkami. Niedługo później, zza pleców właścicielki rozległo się ciche piszczenie minutnika piekarnika, więc zadowolona zniknęła w drzwiach prowadzących na zaplecze. To była nasza szansa. Wstaliśmy powoli i na palcach przekradliśmy się za ladę. Kobiety plotkowały cicho i chichotały, a pani Puddifoot była zajęta wyciąganiem wypieków z pieca, więc wraz z Syriuszem porwaliśmy po talerzyku i widelczyku i zabraliśmy się za ciasta. Najpierw to ja zapełniłem swój talerz, podczas gdy Syriusz trzymał pelerynę w taki sposób, aby nikt nie zauważył mojej reki czy znikających nagle ciastek, które lewitowały przez chwilę zupełnie odsłonięte. Kiedy moja całkiem spora porcja łakoci była bezpieczna pod peleryną niewidką, Syriusz zabrał się za wybieranie ciast dla siebie. Najwidoczniej postanowił dziś zaryzykować, ponieważ nie żałował sobie mocno czekoladowych pyszności, które nie były na pewno tak słodkie jak te waniliowe lub kremowe. Zadowoleni wróciliśmy na swoje miejsce i zabraliśmy się cicho za jedzenie. Wprawdzie nie wiedziałem, w jaki sposób podrzucimy właścicielce brudne sztućce i naczynia oraz pieniądze za to, co zabraliśmy, ale nie wątpiłem, że znajdziemy jakiś sposób.
Ułożyłem głowę na ramieniu Blacka i naprawdę zadowolony z tej niecodziennej randki nie myślałem nawet o powrocie do szkoły. Pozwoliłem żeby Syri dał mi spróbować kilku ciastek ze swojego talerzyka i sam poczęstowałem go jednym, które okazało się wcale nie tak słodkie, jak początkowo sądziłem. Nie wiem, czy mój chłopak polubił ciasta, czy tylko starał się to udawać, ale jadł i nie wykrzywiał się tak jak kiedyś. Może naprawdę będzie kiedyś w stanie liźnięciami zjadać płynną czekoladę z mojej skóry. Nie liczyłem na to w dniu dzisiejszym, ponieważ nawet taki twardziel jak on nie wytrzymałby czekolady to zjedzeniu trzech kawałków czekoladowego ciasta, ale mieliśmy czas na dziwne pieszczoty, więc nadzieję mogłem mieć, podobnie jak mogłem wyobrażać sobie jakby to było, gdyby do czegoś podobnego naprawdę w przyszłości doszło.
Aż zadrżałem z podniecenia i uśmiechnąłem się do siebie.

1 komentarz:

  1. sporo tego ale chyba zabieram się za czytanie ;)
    www.tashecara.blog.pl zapraszam do mnie! i pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń