niedziela, 24 września 2017

Plany w planach

25 marca
Victor Wavele był wykurzony jak osa, która tylko szuka ofiary dla wyładowania na niej swojej frustracji. Każdy to widział i dlatego nikt nie chciał mu wchodzić w drogę – ani uczniowie, ani inni nauczyciele. McGonagall była zaś bardzo cicha, jak na nią. Zapewne powinno dać nam to do myślenia i sprawić, że nasze wyrzuty sumienia będą nie do wytrzymania, ale tak nie było. Byliśmy tylko ludźmi, a ludzie bywali bezlitośni.
Nie żebym w ten sposób próbował przekonać samego siebie, że to postępowanie moje i przyjaciół było słuszne mimo konsekwencji, jakie za sobą niosło. Przecież musieliśmy ukarać Wavele’a, a że pociągnęło to za sobą pewne ofiary… Cóż, dla większego dobra czasami trzeba było poświęcić jednostki.
Zauważyłem jednak, że on i Noel nie wydawali się skłóceni w ramach następstwa naszego „niewinnego” przekrętu. Najwyraźniej nauczyciel run miał dar przekonywania, skoro udało mu się oczyścić konto. Przyznaję, że jakaś mała cząstka mnie miała nadzieję, że jego problemy będą trwały trochę dłużej. Może nadal miałem do niego żal o to, jak blisko byli kiedyś z Syriuszem. Prawdę mówiąc byłem przekonany, że już sobie z tym poradziłem i nie wracałem myślami do tamtych mrocznych czasów, kiedy to między mną i Blackiem nie układało się najlepiej. Teraz zastanawiałem się czy to aby na pewno prawda i przeszłość odeszła w zapomnienie, skoro coś głęboko we mnie odzywało się mrocznym, pełnym zawiści głosem.
- Nie chcę rozsiewać paniki i złych wiadomości, ale co jeśli rozwścieczyliśmy tygrysa i w ramach zemsty na wszystkim, co żyje, Wavele zrobi nam taki egzamin, że nawet Syriusz będzie miał problemy z jego zaliczeniem. - James naprawdę mógł wybrać lepszy moment niż śniadanie żeby podjąć ten temat. Przez niego kanapka z szybką i serem stanęła mi w gardle i odechciało mi się jej kończyć.
- Do egzaminu zostało nam jeszcze sporo czasu, więc zapomni. - Syri zbył wątpliwości Jamesa machnięciem ręki. - Nie wiemy dlaczego jest taki wnerwiony, więc może to nie przez nas.
- Noel wydaje się patrzyć na niego jak na rozjuszonego tygrysa w klatce. Jestem pewny, że to fascynacja, więc może jednak masz rację. - miałem wrażenie, że okularnik próbuje przekonać sam siebie do wiary w ocenę sytuacji Blacka.
- A co z McGonagall? - zapytałem. - Mówiąc, że cicha woda brzegi rwie, a ona jest stanowczo zbyt cicha.
- Dobra, dajmy jej dwa dni, jeśli nic się nie zmieni, naślemy na nią Zardi. Nikt nie uzna za podejrzane, że akurat ona zacznie się martwić o stan zdrowia nauczycielki, która „od kilku dni jest taka milcząca i przygaszona”. - ostatnią część Syriusz rzucił głosem stylizowanym na kobiecy, jakby właśnie to miała powiedzieć nauczycielce transmutacji Zardi. - A teraz przestańcie panikować i po prostu zachowujcie się normalnie. Nie chcemy żeby ktoś zaczął nas o cokolwiek podejrzewać.
Westchnąłem ciężko i skinąłem głową. James zrobił to samo idąc za moim przykładem, a zaraz za nim podążył Peter, który z ustami pełnymi jajecznicy nie mógł wzdychać, ale pokiwał energicznie głową zgadzając się w pełni na zaczątek planu Syriusza.
Apetyt niestety już do mnie nie wrócił, więc dopiłem tylko herbatę. W takiej sytuacji najlepszym, co mogłem zrobić było zabranie z pokoju tabliczki czekolady i noszenie jej przy sobie, na wypadek gdybym poczuł się głodny i chciał w jakiś sposób oszukać żołądek.
Nie miałem w planach głodowania, ponieważ głodny wilkołak to zły wilkołak, a zły wilkołak stanowi utrapienie dla samego siebie i swojego otoczenia.
Nie zostaliśmy w Wielkiej Sali dłużej niż przez kolejnych pięć minut. Dokończyliśmy, co mogliśmy i zebraliśmy się do wyjścia. W drzwiach złapała nas jeszcze Agnes, która rzuciła Jamesowi wyjątkowo szeroki uśmiech, zaś resztę naszej paczki obdarzyła zdecydowanie subtelniejszym.
- Chłopaki, chwileczkę. Mam sprawę dotyczącą naszych dzisiejszych korepetycji. Są odwołane, bo Wavele ma coś bardzo ważnego do załatwienia i nie znajdzie czasu na pilnowanie nas dzisiaj. Nie jestem pewna komu przekazał tę informację, ale dotarła do mnie przed chwilą.
- Och, jasne. - tym razem Syri wydawał się trochę przejęty. - Dzięki za informację.
Pozwoliliśmy dziewczynie wrócić do stołu i w grobowej ciszy opuściliśmy Wielką Salę.
- Nie jest tak źle. Mamy wolne popołudnie, więc spędzę je z Lily. - przynajmniej James starał się zareagować na zmianę planów optymistycznie, chociaż na pewno i on zastanawiał się nad tym, co dokładnie mogło zmusić nauczyciela run do odwołania naszych uczniowskich zajęć.
Black nie odezwał się ani słowem wyraźnie zamyślony. Byłem pewny, że zaczynał powoli martwić się o swojego ulubionego profesora i zapewne planował nawet odwiedziny u niego, żeby poznać szczegóły kierujące takim, a nie innym obrotem spraw.
Wróciliśmy do pokoju i spakowaliśmy szybko podręczniki, które były nam potrzebne dzisiejszego dnia. Do zajęć pozostało nam jeszcze trochę czasu, więc postanowiliśmy zmarnować go na bezczynnym siedzeniu na łóżkach. Podejrzewałem, że wiem o czym myślą moi przyjaciele. James planował randkę z Evans, Syriusz zaprzątał sobie głowę Wavelem, a Peter rozmyślał albo o drugim śniadaniu, albo o Narcyzie, której ostatnio nie prześladował tak często jak jeszcze kilka tygodni temu.
Wychodząc w końcu z sypialni, rozdzieliliśmy się, ponieważ okularnik dorwał swoją rudą dziewczynę, której chciał pochwalić się czasem, jaki dla niej wygospodarował. Nie wiem czy była tym naprawdę zadowolona, czy tylko udawała, bo była wredną jędzą, ale Potter najwyraźniej bardzo się cieszył z jej reakcji. Nie wiedziałem jej wprawdzie, ponieważ szli kawałek za nami, ale jego entuzjastyczne komentarze dało się słyszeć chyba w całej szkole.
- Remi, skoro mamy wolne popołudnie, może zaszyjemy się gdzieś tylko we dwoje? - propozycja Syriusza sprawiła, że serce zabiło mi szybciej i zachłysnąłem się powietrzem. Nie spodziewałem się tego, ponieważ naprawdę sądziłem, że planuje cały wolny czas przeznaczyć dla Wavele’a. Nie zdziwiłbym się, chociaż nie byłem w stanie określić, czy mi to przeszkadzało czy nie. W końcu sami trochę nabroiliśmy i miał prawo w końcu się tym przejąć na poważnie.
- Tak, jasne! - uśmiechnąłem się szeroko. - Masz już coś w planach?
- Żadnego, ale jestem pewny, że coś się samo wymyśli, kiedy tylko będziemy sami. - Syri mrugnął do mnie zalotnie. - Chociaż przyznaję, że mam dziwną ochotę wpaść na chwilę do Hogsmeade żeby uzupełnić nasze zapasy piwa kremowego i twoich słodyczy. James będzie zajęty, więc jego peleryna niewidka należy do nas. Co ty na to?
To raczej nie były szczególnie romantyczne plany, jakich się spodziewałem, ale musiałem przyznać, że nie miałem nic przeciwko. Moje łakocie rzeczywiście zaczęły się wyczerpywać, a czas spędzany z moim chłopakiem był niezwykle cenny i nie miało znaczenia, czy byliśmy wtedy w obrębie szkoły, czy też niezauważeni przemykaliśmy przez miasteczko. Zresztą mały wypad do Hogsmeade nie oznaczał, że nie znajdziemy czasu na pieszczoty, na które liczyłem.
- Jasne. - odpowiedziałem entuzjastycznie. - Zbliża się Wielkanoc, więc w Miodowym Królestwie na pewno będzie już sporo nadziewanych jajek, które tak lubię.
Zabawne, że wystarczy wspomnieć przy mnie o słodyczach, a w każdej sytuacji mogłem się odnaleźć. Gdyby James zaproponował coś podobnego Evans, na pewno byłaby na niego niesamowicie wściekła, a tymczasem ja zaczynałem cieszyć się jak małe dziecko na wspólny wypad na czekoladowe zakupy z moim chłopakiem. Wprawdzie oznaczało to, że będziemy musieli się ukrywać pod peleryną niewidką i będzie nam trochę niewygodnie, ale przynajmniej będziemy blisko siebie. Może nawet wpadniemy do jakiejś kawiarni, jeśli nie będzie w niej nikogo i urządzimy sobie sekretną randkę?
Rozmarzyłem się mając nadzieję, że dzisiejsze popołudnie przyniesie mi naprawdę wiele przyjemności i niezapomnianych chwil z moim chłopakiem. Syriusz na pewno zauważył mój zadowolony uśmiech, ponieważ niby przypadkiem zatoczył się w moją stronę i otarł się swoim ramieniem o moje.
- Wiedziałem, że spodoba ci się ten pomysł. - rzucił tak cicho, że tylko ja mogłem to usłyszeć. - Ale mam też lepszy na później, kiedy już wrócimy. Obtoczę w czekoladzie niektóre twoje części ciała i będę ją z nich zlizywał. Jestem pewny, że bardzo szybko polubię słodycze.
Zarumieniłem się i w milczeniu skinąłem głową. Przyznaję, że wizja takiej „zabawy” podziałała na mnie bardzo pobudzająco i gdyby nie fakt, że dotarliśmy już pod salę lekcyjną, a Evans dołączyła do swoich przyjaciółeczek stojących zaraz przed nami, może nawet bym się podniecił. Lisica na szczęście działała na mnie jak zimny prysznic, więc nie musiałem przejmować się konsekwencjami mojej wyjątkowo w tamtej chwili obrazowej wyobraźni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz