niedziela, 26 stycznia 2020

Kartka z pamiętnika (Special 2020 - styczeń II) - Fenrir Greyback

Nienawidziłem tych dni. Dni, kiedy czułem się źle fizycznie z powodu zbliżającej się pełni, a dodatkowo czułem, że jestem zmęczony psychicznie. W dni takie jak ten, miałem tylko dwa wyjścia – dać upust kotłującym się we mnie niezidentyfikowanym do końca emocjom wyżywając się na innych ludziach lub na samym sobie. Czy mogłem powiedzieć, że budziła się we mnie bestia skoro nią byłem? Od wybuchu dzieliła mnie bardzo cienka granica, którą z łatwością mogłem przekroczyć. Wyobrażałem ją sobie jako przezroczystą niemal powłokę przypominającą tkankę ludzkiego ciała, którą wystarczyło naciąć pazurem. Najpierw wydałaby odgłos przypominający pęknięcie, a następnie prucie. Wypełniona drobnymi żyłkami, krwawiłaby obficie.
Uśmiechnąłem się do siebie. Tak, to było cudowne wyobrażenie, cudowne porównanie.
Szlag, naprawdę nienawidziłem dni takich jak ten. Im więcej obowiązków na siebie brałem, tym trudniej było mi się pozbierać, ogarnąć wszystko. Do moich licznych projektów dochodziły jeszcze obowiązki narzucane mi przez ludzki, z którymi współpracowałem, co tylko pogarszało moje samopoczucie i pogarszało mój stan, ilekroć nie miałem czasu na odpoczynek.
- Szlag! Szlag! Szlag! - syknąłem zaciskając dłonie na włosach i ciągnąc za nie. Ból fizyczny sprawiał mi rozkosz, ponieważ łączył się z tym psychicznym, ze zmęczeniem i przekształcał wszystko to w coś zupełnie nowego, rozkosznego.
Tak, uwielbiałem zadawać ból i rozkoszowałem się jego otrzymywaniem w odpowiednich chwilach. Dziś była to właśnie taka chwila, taki dzień. Potrzebowałem dać upust emocjom, zmęczeniu, destrukcyjnej silne, która we mnie tkwiła.
- Wychodzę! - warknąłem do swoich ludzi i trzaskając bezceremonialnie drzwiami, opuściłem nasze legowisko pod Londynem.
Nie bawiąc się w uprzejmości rozpychałem się między ludźmi zapełniającymi chodniki miasta. Większość z nich nie miała pojęcia kim jestem. Byli pewni, że mają do czynienia z kolejnym pijakiem, których w Londynie było pełno. Nie, zdecydowanie nie byłem pijakiem, a oni nawet nie zdawali sobie sprawy z niebezpieczeństwa jakie dla nich stanowiłem. Wystarczyłby jeden mały wybuch.
Bardziej poczułem ją wszystkimi zmysłami niż zobaczyłem. Stała przed sklepem, patrzyła w moją stronę z błyskiem w oku, jaki widziałem u niewielu ludzi. Zupełnie jakbym był zwierzęciem w zoo, które widziała po raz pierwszy, a które ją podniecało.
Była piękna. Średniego wzrostu. Szczupła, chociaż gdyby straciła jeszcze kilka kilogramów byłaby po prostu chuda. Długie, proste, czarne i cudownie lśniące włosy opadały jej na ramiona, a duże, sarnie oczy były ciemne niczym czekolada. Apetyczna Azjatka. Zapragnąłem jej tak, jak ona ewidentnie pragnęła mnie.
Zapatrzony w nią przeszedłem przez ulicę. W tym samym czasie ze sklepu wyszedł mężczyzna, który podszedł do niej, a widząc jej zainteresowanie również zwrócił na mnie uwagę. Jego oczy były większe niż jej, ale równie ciemne. Rysy raczej mongolskie, skóra miała cudowny odcień latte. Włosy ciemne, idealnie ułożone. Miałem ochotę zanurzyć w nich dłoń, zacisnąć palce i pociągnąć z całych sił. Zadbana bródka i wąsik dodawały mu wyglądu mężczyzny, a nie chłopca. Szlag, był przystojny.
Jeśli wcześniej sądziłem, że ona patrzy na mnie jak na zwierzątko, które ją kręci, on zdecydowanie bił ją na głowę. Widząc mnie podskoczył i zapiszczał nie robiąc sobie nic z otaczających go ludzi. Jego członek wypychał cholernie drogie spodnie, które miał na sobie. Jeśli jego reakcja nie była wystarczającym dowodem jego zainteresowania to reakcje jego ciała nie pozostawiały najmniejszych wątpliwości.
Stanąłem przed atrakcyjną dwójką nie mówiąc nic. Górowałem nad nimi, z łatwością mogłem skręcić im karki, rozedrzeć ich pazurami. Tylko po co?
- Chodź z nami, kociaczku. - rzucił śpiewnie chłopak.
- Nie jestem kociaczkiem. - warknąłem, a on oblizał lubieżnie wargi.
- Więc ja będę twoim, jeśli ruszysz ten swój tyłeczek.
Nie czekając na moją odpowiedź ruszył w dół ulicy.
- Nie pożałujesz. - dziewczyna uśmiechnęła się słodko i złapała mnie pod ramię ciągnąc za sobą.
Cóż, tego szukałem. Kogoś, kto pozwoli mi odpocząć, zrelaksować się. Pozwoliłem więc by dziewczyna mnie prowadziła śladem chłopaka. Mój wzrok utkwiony był w jego ciasnym tyłku, który planowałem dzisiaj zjeść.
Tak jak podejrzewałem, zabrali mnie od razu do hotelu. Drogiego hotelu.
Drzwi nie zamknęły się nawet dobrze za nami, kiedy chłopak wspiął się na mnie wsuwając dłonie w moje włosy, sięgając moich ust. Nie miałem nic do stracenia, pozwoliłem mu na pocałunek. Był niemal brutalny, wygłodniały. Wbiłem palce w jego pośladki. Były twardsze niż sądziłem, idealne. W tym czasie dziewczyna napuszczała wody do wanny.
- Gdzie się ukrywałeś zwierzaczku przez cały ten czas? Jestem Dima.
- Fen. - rzuciłem tylko w odpowiedzi i tym razem to ja zmusiłem go do pocałunku.
Jego penis wbijał się w mięśnie mojego brzucha.
- Panowie, panowie! - karcący głos dziewczyny zmusił mnie do odsunięcia się. - Kąpiel gotowa, zapraszam.
Dima zsunął się z mojego ciała i uśmiechnął, kiedy niechętnie go puściłem.
Rozebrali mnie wspólnie do naga, ich dłonie wodziły po całym moim ciele, po każdej bliźnie.
Kiedy ja byłem już w wodzie, oni zafundowali mi wspaniałe przedstawienie, kiedy sami zaczęli się rozbierać. Wanna była wystarczająco wielka by pomieścić naszą trójkę, więc kiedy tylko i oni wsunęli się do środka, moje palce zaczęły badać ich wypielęgnowane ciała, gładką skórę, każde zagłębienie i wzgórek.
Kiedy przeszliśmy z łazienki do sypialni, w końcu mogłem pozwolić sobie na prawdziwe i pełne rozkoszowanie się ich ciałami.
Nie byłem delikatny, ponieważ nie tego chciałem i oni równie tego nie chcieli. Pochłaniałem ich powoli, kawałek po kawałku. Moje usta i język badały ich ciała, skórę, każde intymne miejsce. Byli idealni. Dima pragnął bólu i rozkoszy, dziewczyna, która nie przedstawiła się, a ja nie planowałem pytać jej o imię, uwielbiała ból zadawać.
Pozwoliłem więc by wbijała we mnie swoje ostre, wypielęgnowane paznokcie, by wykręcała i kąsała moje sutki. Kiedy okazało się, że w swojej małej torebeczce miała bicz, mój mózg niemal eksplodował.
Lizałem Dimę, pożerałem jego słodki, mały tyłeczek, a w tym czasie Azjatka sprawiała mi słodki ból. Robiła to nadal, kiedy pieprzyłem Dimę mocno, wsłuchując się w jego zadowolone piski i krzyki. Nie wiem jak łóżko to wytrzymało, ale najwyraźniej drogie hotele miały nawet meble o wiele trwalsze niż tanie, obskurne przybytki dla biedoty.
Po wszystkim byłem bez reszty zachwycony, usatysfakcjonowany, wysączony ze spermy do ostatniej kropelki. Bolały mnie usta, język, lepiłem się od potu i soków ich ciał. Tych dwoje było najlepszymi kochankami jakich miałem od dawna. Piękni, zdecydowanie bogaci, głodki seksu, którego nie mógł dać im nikt inny.
Cholera, miałem ochotę spotkać się z nimi kolejny raz, skosztować ich ponownie, spijać ich westchnienia rozkoszy, pokrywać ich ciała niegroźnymi ranami.
Podczas gdy oni spali, ja ubrałem się z zamiarem wyjścia.
- Zaczekaj. - usłyszałem zaspany głos Dimy, który z pewnym trudem wstał z łóżka. Zataczał się i podtrzymywał, kiedy wyjmował z kieszeni spodni wizytówkę, którą wcisnął w moją dłoń. - Zadzwoń, kiedy będziesz miał ochotę to powtórzyć. Od dawna nikt mnie tak nie zmasakrował, może nawet nigdy. Chcę więcej, kiedy tylko moje ciało dojdzie w pełni do siebie. Nie ważne kim jesteś, chcę cię.
Obrzuciłem go uważnym spojrzeniem. Nagi, piękny, pokryty ranami, potem i spermą. Z trudem trzymał się na nogach.
Skinąłem mu tylko głową i schowałem jego wizytówkę do kieszeni. Tak, miałem ochotę zadzwonić do niego, spotkać się z nim ponownie.
- A ona…? - wskazałem na dziewczynę śpiącą w najlepsze.
- Będzie ze mną. Zadzwoń i masz nas oboje.
Skinąłem i wyszedłem. Byłem pewny, że znowu się z nimi spotkam. Nawet jeśli miałbym wziąć ich siłą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz