niedziela, 31 maja 2020

Special: One More Light (31 maja 2020 r.)

Dzisiaj zmarła moja babcia (mama mojej mamy). W dobie Koronawirusa zmarła na zapalenie płuc. Nie ważne czy w to wierzę. Nie jestem patologiem, nic nie mogę zrobić.
Chociaż nie. Jest coś co mogę zrobić. Mogę wrócić do pisania, mogę odnaleźć siebie, zwalczyć depresję i żyć dalej.
Kocham Cię, Babciu.



- Co się dzieje? - zapytałem siadając na podłodze obok Zardi, która zajmowała ciasny i w połowie ukryty kącik Pokoju Wspólnego. Cały dzień trzymała się z boku i chociaż starała się rozmawiać z każdym normalnie, czasami widziałem jak ocierała załzawione oczy.
- Na świecie istnieją wielkie choć znane tylko niewielu wspaniałe czarownice. Kobiety pełne ciepła, miłości, wywołujących uśmiech przywar. Cudowne, prawdziwie magiczne kobiety, które potrafią zmieniać ludzkie żucie, chociaż nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy. Taka była moja babcia. Od kilku miesięcy była w domu opieki. Czasami wiedziała kto ją odwiedza, czasami nie do końca kontaktowała. Miała problemy psychiczne, ale to od bardzo dawna, więc brała leki i funkcjonowała. Później zachorowała i zaniemogła. Wiesz, ona była grubsza, więc kiedy miała problemy z chodzeniem, dźwiganie jej było niesamowicie trudne. W domu nie miała stałej opieki, a dziadek jest od niej o dziesięć lat starszy, więc musieliśmy umieścić ją w zakładzie, gdzie zawsze był ktoś, kto się nią zajmował. Wszystko było dobrze, póki nie zabroniono odwiedzin z powodu działań Voldemorta. - w oczach dziewczyny znowu pojawiły się łzy. - Moja mama uważa, że babcia mogła się załamać, kiedy nikt jej nie odwiedzał. Czasami była świadoma tego, co się dzieje, a czasami nie, szybko wszystko zapominała, więc nawet jeśli powiedzieli jej, że odwiedziny są zabronione, nie koniecznie zdawała sobie z tego sprawę. Nawet podana przyczyna jej śmierci wydaje mi się podejrzana i nazbyt bliska tego, co teraz się dzieje. Ale nie mogę sprawdzić, czy mówią nam prawdę.
- Merlinie, tak bardzo mi przykro.
- Wiem i dziękuję. - uśmiechnęła się przez łzy. - Ludzkie życie jest jak płomień świecy, który w pewnym momencie gaśnie. Wiele osób wierzy, że jakaś niewidzialna ręka zapali ten płomień na nowo. Ja nie wiem w co mam wierzyć, więc mam nadzieję, że to w co ona wierzyła będzie prawdziwe w jej przypadku. Wiesz, teraz jestem na etapie doszukiwania się w tym teorii spiskowych i znaków, jak na przykład zegarek, który się wczoraj zatrzymał. Wcześniej było obwinianie się, że jej nie odwiedziłam od dawna. Nie byłam w stanie, ale i tak czułam się winna. To normalne. Ludzie często się obwiniają o coś, na co nie mają wpływu, ponieważ gdyby mieli drugą szansę, gdyby wiedzieli wcześniej, co się stanie, zrobiliby coś inaczej z nadzieją, że to odmieni los. Nie koniecznie by się udało, ale ta nadzieja jest w nas zawsze. Jednocześnie nie mogąc nic zmienić w przeszłości, chcemy żeby ta śmierć miała znaczenie dla przyszłości. Tak przynajmniej jest w moim przypadku. - Zardi wyjęła z kieszeni chusteczkę i wytarła nos. - Przepraszam. - rzuciła zdławionym głosem i zasłaniając twarz zaczęła płakać.
Objąłem ją mocno.
Po kilku minutach dziewczyna uspokoiła się, wysiąkała nos, otarła oczy i wzięła kilka głębokich oddechów.
- Tak jest przez cały dzień. - wyznała. - Płaczę, przestaję, znowu zaczynam płakać. To jest takie nierealne. Nagle ktoś znika z twojego życia na zawsze i nic nie jest już takie samo, nic już takie nie będzie. Życie jest do dupy, Remusie. Chcę żeby śmierć mojej babci miała znaczenie, żeby coś zmieniła…
- Dlatego tutaj jesteśmy. - rzuciłem cicho. - Aby coś się zmieniło.
Uśmiechnęła się do mnie lekko i skinęła głową. Wiedziała o co mi chodzi, rozumiała.
- Od dawna nie straciłam nikogo bliskiego. Ta śmierć jest początkiem pasma bolesnych rozstań, a każde z nich będzie coraz trudniejsze. Czasami zastanawiam się, czy któreś z nich mnie w końcu złamie.
- Wiesz, że masz mnie…
- Wiem, Remusie. Ale jeśli sama nie będę w stanie stać na nogach, nie wiem czy ktokolwiek będzie w stanie mi pomóc.
Znowu ją objąłem.
- Będzie łatwiej. To przerażające i niesprawiedliwe, ale tak właśnie jest. Z czasem po prostu jest łatwiej. Jeśli przetrwamy ten najtrudniejszy okres, będzie nam łatwiej i będziemy silniejsi.
Zardi złapała mnie za rękę i ścisnęła ją.
Siedzieliśmy w ciszy wpatrzeni w sufit Pokoju Wspólnego. Nie wiem, co działo się w głowie przyjaciółki, ale podejrzewałem, że jej myśli wirowały we wszystkich kierunkach, jak płatki poruszane przez wiatr. Taka była w końcu Zardi. Miała tysiące pomysłów i myśli na minutę, ciągle coś tworzyło, chociaż sama nawet nie zdawała sobie z tego sprawy. Była jedną z najsilniejszych osób, jakie znałem i podejrzewałem, że odziedziczyła to po innych silnych osobach w swojej rodzinie.
- Wiesz, jak tak teraz o tym myślę to kiedy zaczynaliśmy się przyjaźnić mówiło się, że nikt nie wie kim są twoi rodzice, że zrodzili cię bogowie…
- Prawda? - roześmiała się cicho. - Wyjątkowa, inna niż wszyscy. A tak naprawdę od zawsze byłam tylko sobą. Moi rodzice są równie zwyczajni. No dobra, może nie do końca, ale to chyba oczywiste skoro stworzyli mnie. Dziękuję, że mnie wysłuchałeś, Remusie. Jest mi zdecydowanie lepiej. Wprawdzie od płaczu boli mnie głowa, czuję się jakby mi twarz paliło, ale i tak jest mi lżej. Moja babcia mieszkała na wsi i miała małą obsesję na punkcie jajek. Za każdym razem, kiedy ją odwiedzaliśmy, musiała nam dać jajka, chociażby tylko pięć, ale musiała. Biedne kury przeżywały wtedy dramat, bo co godzinę goniła i sprawdzała czy zniosły jeszcze jakieś. Dlatego dzisiaj na śniadanie jadłam jajecznicę. Żeby ją uczcić. I później władowałam w siebie budyń, ponieważ uwielbiała słodycze i miała kiedyś fazę na budynie. To niewiele, ale w moim dziwnym świecie takie drobiazgi są ważne, to mój sposób na oddanie czci komuś wyjątkowemu. Zrobienie czegoś, co się nam z nim kojarzy. No dobrze, koniec o tym. - dziewczyna wzięła kilka głębokich oddechów.
- Niech zgadnę. Koniec, ale tak naprawdę nie masz pojęcia, co ze sobą zrobić, prawda?
- Tak. Niestety. Nie mam na nic ochoty. Nie mogę się odnaleźć. Pewnie będę tu siedzieć do wieczora, a później pójdę coś poczytać i spać. Jutro wyjeżdżam na pierwsze uroczystości pogrzebowe. Mam taką małą nadzieję, że coś się wydarzy takiego wielkiego, przełomowego. Wiesz, nagle pojawi się jej duch, albo aniołowie, usłyszymy głos Boga, w którego wierzyła, albo światła, zielone ludziki, wielkie spotkanie pierwszego stopnia, czy cokolwiek. Naturalnie nie zdarzy się nic, będzie jak w przypadku miliardów innych osób, ale i tak ta iskierka nadziei jest.
- Jesteś wyjątkowa, wiesz o tym?
- Taaak, i bardzo zmęczona. W sumie to chyba pójdę się położyć.
- Ale obiecaj, że jeśli będzie bardzo źle to przyjdziesz do mnie i wspólnie będziemy sobie próbowali poradzić z tą sytuacją.
- Obiecuję.
Dziewczyna pocałowała mnie w policzek i wstała ze swojego kącika. Patrzyłem jak wlecze się do dormitorium dziewczyn i znika za drzwiami swojego pokoju. Zardi tyle razy mi pomagała, tak często zjawiała się w kluczowych momentach i wyciągała pomocną dłoń, że niemal zapomniałem, że i ona jest człowiekiem takim jak ja. Ona również miewa trudne dni, ale zawsze jest gotowa porzucić swoje problemy, aby zająć się moimi. Kochałem ją za to i miałem nadzieję, że znajdzie sposób, by dać upust swojemu smutkowi. Może będzie to kolejny szalony projekt, a może coś niewielkiego, ale o wielkim znaczeniu emocjonalnym dla niej. Z Zardi nigdy nic nie wiadomo.
Wyjątkowa dziewczyna, która miła być córką Nemesis, bogini losu w rzeczywistości jest zwyczajną nadzwyczajną dziewczyną, która przeżywa takie same wzloty i upadki, co każdy z nas. Tylko że ona przeżywa wszystko głębiej od nas. Jest Wysoko Wrażliwą. Czytałem o nich ostatnio. Niby są tacy jak wszyscy, a jednak są inni, są bardziej narażeni na świat i jednocześnie bardziej z nim zjednoczeni. Fillip Camus również do nich należał. On także był Wysoko Wrażliwym. Może wbrew pozorom należeli do innej rasy? Jakiejś udoskonalonej, niczym wielcy myśliciele, geniusze, odkrywcy?
- Powodzenia, Zardi. - szepnąłem do siebie.
Wstałem i wróciłem do pokoju, gdzie moi przyjaciele zajęci byli grą w szachy.
To niesprawiedliwe, ale życie toczy się dalej.
„Życie jest do dupy” powiedziała Zardi i miała rację. Życie jest do dupy, a my musimy po prostu żyć, ponieważ nic innego nam nie pozostaje, innego nie mamy.

1 komentarz:

  1. Hejka,
    żadne słowa nie oddadzą, ale chcę powiedzieć, przykro mi...
    wspaniały rozdział, Zardi wspaniale opisane, dobrze że jest Remus dał to pierwsze wsparcie jej...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Monika

    OdpowiedzUsuń