sobota, 2 września 2006

Zakład

Wiem, że już w poniedziałek dla niektórych z Was zacznie się szkoła (a może nawet dla Was wszystkiech >.<). Właśnie dlatego chcę jutro dodać dwie notki zamiast jednej. To tak dla zainteresowanych ^^" . Przepraszam za ten byk z datą urodzenia, ale źle sobie popatrzyłam (tak jest jak matka nad Toba stoi i jęczy, że ona też chciałaby poczytać =.=") .

 

22 listopad

Nie myślałem, że czas może pędzić w tak szybkim tempie. Jeszcze niedawno zaczynałem naukę w Hogwarcie, a teraz zaledwie miesiąc dzielił mnie od Świąt. James powiesił nad łóżkiem ogromny kalendarz i codziennie skreślał dni do ‘chwili wytchnienia, którą Bóg zsyła specjalnie dla niego – czyli ferie świąteczne i laba na całego’. Biedak, chyba nie ma pojęcia, że nauczyciele nie będą dla niego aż tak łaskawi i obdarzą go całą masą zadań. Mimo wszystko to trochę odległa przyszłość. W końcu przez ten miesiąc wiele może się zmienić. Koniec końców i tak wszyscy musieliśmy wstać z samego rana i zejść na śniadanie, bo lekcje na nas czekać nie będą… Eh, szkoda.

Sklepienie Wielkiej Sali mieniło się tysiącem kolorów wspaniałej tęczy, która zdobiła jasne niebo. Drobny deszcz, jaki jeszcze niedawno padał teraz już ucichł całkowicie i tylko słońce pieściło ziemię ciepłymi promieniami.

Wraz z chłopakami rozsiedliśmy się przy naszym stole. Dobre humory towarzyszyły wszystkim uczniom, gdyż cała Sala rozbrzmiewała głośnymi śmiechami i wesołymi rozmowami. Zapowiadał się całkiem przyjemny dzień.

- Po lekcjach idziemy na błonia, co wy na to, chłopaki? – zaproponował Potter uśmiechając się szeroko.

- No, ja jestem za – odparł Peter i włożył do ust niemal połowę kanapki z dżemem.

- Ty, Pet, a co Ty się tak ciągle na stół Ślizgonów patrzysz, co?

- Bijesz wszystkich ‘składnią ‘, James – zwróciłem chłopakowi uwagę, ale on tylko popatrzył na mnie błagalnie i wlepił zaciekawione spojrzenie w Pettigrew.

- Wydaje Ci się – rzucił blondynek i zaczerwienił się lekko.

- No, bez przesady, aż tak głupi nie jestem…

- O tak, dobrze, że to podkreśliłeś, ‘aż tak’ – dociął okularnikowi Syriusz i roześmiał się widząc wściekłego chłopaka.

- Później się z Tobą rozprawię, Syri! – syknął i wrócił do maltretowania Petera.

- Oj, powiedz, Pet. Proszę, proszę, proszę. Tak ładnie i… składnie… - ciemnowłosy spojrzał na mnie wymownie, a ja uśmiechnąłem się do niego.

- Będziecie się śmiać i uznacie mnie za głupka… - stwierdził smutno blondynek.

- No, co Ty? Jesteśmy przecież przyjaciółmi, nie? – Potter nie dawał za wygraną.

- Peter, przecież i tak nikt nie narobi sobie większego obciachu niż James i te nieszczęsne fotki. – odezwał się w końcu Sheva i wszyscy parsknęliśmy śmiechem na samo wspomnienie tamtego wydarzenia.

- No… No tak – wydusił Pettigrew nie mogąc powstrzymać chichotu. – O.K. Powiem wam.

- O, je, je, je… - zaczął śpiewać okularnik i niemal tańczył siedząc na krześle.

- Yyy… Ty się dobrze czujesz, J.? – Syriusz popatrzył na chłopaka ze współczuciem.

- No… Raczej tak…

- Raczej?

- Cicho, teraz nie o mnie rozmawiamy – Potter uniknął niepotrzebnego tłumaczenia swoich niejasnych wypowiedzi. – To, kto to jest, Pet?

- Narcyza Black – wypalił blondynek i zmierzył nas wszystkich wzrokiem. Zapadła krótka cisza.

- No, ja myślałem, że Ty to się w Oliverze bujasz…

- James, on nie jest z tych, co Ty. – dopiekł chłopakowi Andrew, ale i on nie uniknął krótkiego komentarza.

- Ty też z tych, co ja jesteś, więc wiesz…

- Jak dla mnie to masz niezły gust, Pet – rzuciłem w stronę chłopaka.

- Dzięki – odparł i uśmiechnął się. Widziałem jak Syriusz niemal zabija mnie wzrokiem.

- No, nie patrz tak na mnie! – wybuchnąłem w końcu. – Ty też z Blacków jesteś, nie?

- Ja myślę, że Ci tylko o to chodziło… - westchnąłem słysząc jego niemal obrażony ton.

- Wow! – jęknął Sheva przykuwając naszą uwagę. Szaman patrzył na drzwi wejściowe, co skłoniło nas byśmy poszli za jego przykładem.

Do Wielkiej Sali weszli właśnie Michael i Gabriel. Pierwszy z nich miał na sobie obcisłe skórzane spodnie, biodrówki i krótki, czarny top z napisem ‘Forever More’, a jego czarne, długie włosy falowały lekko, kiedy się poruszał. Z moich ust wydobyło się ciche westchnienie. Płaski, opalony brzuch chłopaka rzucał się w oczy. Obok niego szedł Ricardo, za którym szalała spora część romantyczek. Przystojny, dobrze wychowany i inteligentny. Jego strój także był dość specyficzny. Spodnie z czarnej skóry sięgały połowy ud i przymocowane były po bokach szerokimi paskami do reszty nogawek, które zaczynały się zaraz nad kolanami. Bluzka z ciemnej siatki niemal w ogóle nie zasłaniała jego lekko umięśnionej, idealnej klatki piersiowej.

Już od dawna wiedziałem, że nauczyciele nie mają na nich żadnego sposobu i muszą znosić ich sposób ubierania się i częste braki szaty szkolnej. W tej chwili nawet się z tego cieszyłem. Ci dwaj zawsze byli gdzieś spóźnieni, zawsze ostatni i niemal nigdy nie mieli czasu na załatwienie czegoś do końca. To w pełni tłumaczyło ich dzisiejszy strój.

Ślizgoni przeszli koło naszego stołu rzucając nam szczery uśmiech i krótkie ‘cześć’. Michael zatrzymał się jednak na chwilę i pochylając nad Andrew szepnął mu cos do ucha. Chłopak oblał się szkarłatnym rumieńcem, a Nedved zabrał mu z talerza jedną kanapkę i poszedł do swoich kumpli. Nie trzeba było długo czekać na jakąkolwiek reakcję ze strony Lucjusza. Chłopak w chwilę po tym zdarzeniu był już przy nas.

- Co on od Ciebie chciał, Andrew? – zapytał, a chłopak popatrzył na niego zdezorientowany.

- Widziałem jak się speszyłeś, kiedy coś do Ciebie szeptał…

- A co Tobie do tego, Lu? – odezwał się w końcu szaman.

- Jak to, co? Nie pozwolę na to żeby ten palant się do Ciebie dobierał!

- Zaczyna się… - westchnął Syriusz i opierając twarz o dłoń patrzył na to ‘przedstawienie’.

- Tylko nie „palant”! Poza tym chyba mogę mieć jakiś kolegów poza Tobą i nimi? – tu jasnowłosy wskazał na naszą paczkę.

- Może i tak, ale nie Ślizgonów…

- A to, dlaczego?

- Nie jestem głupi, wiem, o co chodzi temu… Michaelowi…

- A Tobie, o co chodzi?

- Yyy… No… Na pewno nie o to samo…

- Co Ci znowu nie pasuje, Lucjuszu? – Michael podszedł do naszego stołu i wtrącił się do niemal przesłuchania Malfoya.

- Nie Twoja sprawa!

- Więc może zostaw Andrew w spokoju…

- Ty mi rozkazywać nie będziesz! – zapowiadała się niezła kłótnia. Gabriel stanął tuż za Andrew i oparł się dłońmi o oparcie jego krzesła.

- Niestety masz rację – westchnął straszy ze Ślizgonów i położył dłoń na ramieniu Shevy.

- Weź od niego te ręce! – warknął Lu, na co chłopak zabrał rękę z wyrazem lekkiego rozbawienia na twarzy.

- Czyli o to Ci chodzi – zaśmiał się Nedved – Boisz się, że pierwszy go zdobędę?

- Wątpię żeby miało Ci się to udać.

- Serio? A skąd pewność, że jeszcze go nie wziąłem?

- To jest Sheva, a nie jakiś głupi maluch, który da Ci wszystko, co będziesz chciał. – zakpił Malfoy.

- O.K. Co powiesz na zakład? Zobaczymy, kto jako pierwszy go rozdziewiczy.

- Stoi! – chłopcy podali sobie dłonie, a w tej właśnie chwili Potter wskoczył na stół i złapał za ich ręce.

- Beze mnie nie będziecie się zakładać o takie rzeczy! – syknął.

- W takim razie przekonajmy się, który z nas trzech jako pierwszy się do niego dobierze. – podsumował Michael. Gabriel pochylił się nad szamanem i uśmiechnął.

- Co za dzieci. Przecież to wiadome, że żaden z nich Cię nie weźmie, a już na pewno nie jako pierwszy. – Andrew podniósł głowę i spojrzał na chłopaka. – To ja będę tym pierwszym – wypalił Ricardo, ale zaraz potem zmierzwił chłopakowi włosy i dodał – Żartowałem.

- A może mi powiesz jak daleko już się posunąłeś? – nadal nie kończył sprzeczki Lucjusz.

- Wolałbyś tego nie wiedzieć. – odparł Nedved z dwuznacznym uśmieszkiem.

- Ja już mam dość – westchnął trzeci ze Ślizgonów podchodząc do Michaela i łapiąc go z tyłu za koszulkę pociągnął go lekko.

- Idziemy, Casanovo – rzucił.

- Ja jeszcze nie skończyłem! – jęknął chłopak, ale nie miał zbyt wielkich szans z kompanem.

- Skończyłeś!

- Ale…

- Ale ja nie mam zamiaru wysłuchiwać do obiadu Twojego jęczenia, że sobie nie pojadłeś!

- Gabriel puść mnie, to ważna sprawa… - Ricardo zatrzymał się i puścił na chwilę chłopaka, ale gdy ten chciał podejść na powrót do Malfoya, chwycił go za kucyk i pociągnął leciutko.

- Nie, nie, tylko nie za włosy… - zaczął panikować Nedved.

- A właśnie, że ZA włosy! – teraz Ślizgon poddał się zupełnie i z jękiem podążał tyłem za swoim ‘oprawcą’.

- Przepraszam za niego – rzucił jeszcze Gabriel – Możecie być pewni, że więcej wam nie będzie przeszkadzać.

- Oni są jak stare dobre małżeństwo – zaśmiałem się.

- I tu masz rację. Z tego, co wiem to kumplują się od dziecka i są niemal nierozłączni.

- Chyba się nawet razem kąpią – wtrącił Lucjusz – Zawsze, kiedy pytam o to ich lokatorów z pokoju to mówią, że nie mają czasu na rozmowy. Bądźmy szczerzy, jak nic są parą już od dobrych kilku lat. Gabriel to uke, ale wierzcie mi ja nie chciałbym mieć w nim wroga. Kiedyś widziałem jak sobie poradził z Nedvedem, gdy ten się buntował. O ludzie, szok.

- Chcesz przez to powiedzieć, że oni są… - zacząłem.

- No, tak.

- A właśnie. – oprzytomniał Syri. – Sheva, Twoi rodzice wiedzą, jaką masz orientację?

- Oczywiście – wyszczerzył się chłopak. – Ojciec sam postanowił kiedyś o tym ze mną porozmawiać, bo zauważył, że mnie jakoś koleżanki nie kręcą, ale za to koledzy… Matka jak się dowiedziała to myślałem, że będzie ją trzeba do Świętego Munga zawieźć. Jak się na ojca wydarła, to wam mówię. Zwaliła za TO winę na niego. Dobrze, że mnie na jakieś leczenie nie wysłała. – Black westchnął głośno.

- Nie łudź się, Syriuszu. Jak się ciotka i wujek dowiedzą to Cię przetrącą, a jeszcze dodać do tego Remiego…

- Wiem o tym, Lu. Gryfon i w dodatku mieszaniec… Przepraszam za to określenie Remi.

- N… Nic… Nie szkodzi – wyjąkałem, czując potworne gorąco na całym ciele. Nie spodziewałem się, że Syriusz myśli o tym, co nas łączy jako o… przyszłym związku? Może to właściwe określenie. W prawdzie musiałem przyznać, że miałem pewną słabość do Blacka, ale do tej pory traktowałem go jak przyjaciela… No, może trochę więcej, niż przyjaciela. A może tylko mi się tak wydawało? W końcu z żadnym z chłopaków nie byłem, aż tak blisko jak z kruczowłosym. W tej chwili nie chciałem o tym myśleć. Wiedziałem, że w końcu przyjdzie czas na to bym rozstrzygnął, co czuję, ale nie miałem zamiaru robić tego w tamtej właśnie chwili.

 

  

7 komentarzy:

  1. łiii notka :D A ja mam rozpoczęcie roku jutro, w niedziele T.TWeny życzę :3 ( moze jutro jakaś notka dla umilenia życia? XD taka z duuużym yaoi :3 i niech w końcu pojawi sie severusek T.T prosie :3 )

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi sie ten ich zakład, ciekawe kto wygra;p Jutro dwie notki już się cieszę^^ Niestety w poniedziałek znowu szkoła, ale trzeba jakoś przeżyć.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawy zakład... w ogóle notka jak zwykle wspaniała. Trzymam za słowo i oczekuję jutro dwóch notek^^

    OdpowiedzUsuń
  4. ~Kochanka Szkarłatnych Motyli3 września 2006 15:20

    Ciekawy zakład... Dziwie się że Sheva nie buntował się. Lecz jak nad tym pomyśleć, to lecą na niego trzej przystojni faceci... Też bym się nie buntowała ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. ~http://valandia.blog.onet.pl12 września 2006 21:52

    hihi.. tiaaaaaaaaaaa.... słodziusia notusia.... nic dodac nic ująć.. -Fiancee

    OdpowiedzUsuń
  6. Boskie. Więcej SHEVA !!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam,
    no, no a co o tym wszystkim myśli sam obiekt zakładu...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń