piątek, 10 listopada 2006

...

Notka jest do bani, ale nic nie poradzę na to. Poza tym i tak jakoś mało kto to ostatnio czyta ^^"

 

Chcąc nie chcąc musiałem zjawić się w gabinecie nauczyciela Wróżbiarstwa. Nie miałem pojęcia, jaki rodzaj szlabanu zastosuje Namida, jednak wątpiłem w jakiekolwiek owijanie z czyszczeniem kul, czy też filiżanek. Z tego, co słyszałem Tenshi należał do jednych z lepszych profesorów. Cóż, ja miałem jeszcze sporo czasu do pierwszych lekcji z tym mężczyzną.

Zapukałem i otwierając drzwi do pokoju wszedłem do środka. Pomieszczenie nie było ani duże, ani też zbyt małe. Na środku ściany po prawej stronie stały kolejna drzwi, zapewne prowadzące do sypialni lub łazienki. W wielu miejscach pod sufitem wisiały dzwonki feng shui, a w kącie pokoju po prawej idealnie prezentowała się zasuszona, czerwona róża. U sufitu zawieszony był czerwony lampion ze złotymi emblematami. Koło drzwi wejściowych po lewej umieszczona była spora półka z książkami. Obok niej stał parawan z motywem góry, a w lewym rogu przy oknie biurko. Nic nie zawadzało, ani też nie leżało gdzieś bez potrzeby. W pokoju panowały harmonia i spokój.

Nauczyciel siedział na środku w pozycji kwiatu lotosu. Długie włosy związane w tej chwili w warkocz spływały po jego ramieniu wysmuklając szyję i klatkę piersiową profesora. Jasna koszula i ciemne spodnie odmładzały go jeszcze bardziej w połączeniu z niemal nastoletnią twarzą, na której malował się w tej chwili niesamowity spokój. Na początku nie zwracał na mnie uwagi jednak po chwili otworzył oczy i uśmiechnął się wstając. Po raz pierwszy miałem okazję obserwować go z bliska. Byłem pewny, że Sheva zacznie skakać z zazdrości, gdy pozna szczegóły wyglądu młodego nauczyciela.

- Więc Minewra przysłała cię do mnie – zaczął powoli – Nie mam zwyczaju karać osób, które się mi w żaden sposób nie naraziły, więc nie będziesz miął mi za złe, jeśli podaruję sobie ten przykry obowiązek? – zdziwiłem się i nie mogąc uwierzyć w słowa mężczyzny wyjąkałem z trudem:

- N... Nie, ależ oczywiście, że nie... – w tej też chwili boczne drzwi otworzyły się i do gabinetu wszedł Ślizgon, który stanowił obstawę Lucjusza, kiedy ten odwiedzał mnie i Syriusza w Skrzydle Szpitalnym.

- Ale mi się dostało... – rzucił z wyrzutem blondyn i przeszedł koło mnie. Ociągając się zaczął powoli czyścić książki, które później odstawiał idealnie w to samo miejsce.

- Przykro mi, Denny, ale sam wymieniłeś się z Alenem.

- Gdyby nie to, że się źle czuł nigdy bym się tak nie wkopał – syknął fioletowooki nie zwracając na nic uwagi.

- Neren mógł pomyśleć zanim zaczął prześladować tych pierwszoklasistów...

- Należało im się! Gdyby nie zaczęli się wygłupiać nikt by nie ucierpiał!

- Przypominam ci, że możesz jeszcze zaliczyć swój własny szlaban, jeśli zaraz się nie uspokoisz – stwierdził nauczyciel trochę ostrzej odrzucając do tyłu warkocz.

- Nic mnie to nie obchodzi! I tak piekło z życia mi już matka zrobiła, więc nic gorszego mnie nie spotka!

- Zlituj się nade mną i nad innymi, Blood. – westchnął Namida najwyraźniej nie chcąc poruszać drażliwego tematu.

- Jak sobie pan życzy – odparł chłopak ironicznie, a profesor pokręcił zrezygnowany głową.

- Remusie, co powiesz na to żeby zagrać ze mną w Szachy Czarodziejów? Nie mogę ci zaproponować w tej chwili nic innego, jednak bardzo cię proszę byś nie mówił nic profesor McGonagall. Sam wiesz, jaka jest, a ja nie mam zamiaru cię dręczyć...

- Jasne... – szepnął cicho sam do siebie Denny i jak gdyby nigdy nic nadal zajmował się odkurzaniem woluminów.

Mój szlaban trwał stosunkowo nie długo i po zaledwie godzinie mogłem niezauważenie wrócić do dormitorium. Siedziałem z chłopakami opowiadając im o każdym szczególe przebywania u Namidy jednak nie mogłem doczekać się już chwili, kiedy wróci Syriusz. James leżał na sofie, a Sheva i Peter grali w statki. Ja nie byłem w stanie wysiedzieć spokojnie. Co chwila wstawałem, to siadałem, czy też kładłem się na ziemi przewracając z boku na bok. Jakoś ciężko było mi wytrzymać bez Blacka.

W pewnej chwili nawet zasnąłem, jednak wystarczyły krzyki Grubej Damy żebym się momentalnie podniósł. Po chwili w przejściu pojawił się zdenerwowany Syri. Wyglądał jakby miał zamiar wszystko wokół zniszczyć samym spojrzeniem.

- Durny babsztyl! – patrząc na rozwalonego na wypoczynku Pottera, który szybko usiadł pozwalając na to by chłopak zajął miejsce przy nim.

- Mówisz o McGonagall, czy Grubej Damie? – zapytał mimochodem Andrew z szerokim uśmiechem patrząc na to jak doskonale przewiduje ustawienie statków Peta.

- O jednaj i drugiej! Kurde! Kazała mi jakieś głupie wypracowanie o animagii napisać! Myślałem, że umrę! To miał być taki byk, że ledwie ręką ruszam!

- Aż tak źle? – zapytałem siadając na kolanach Blacka.

- Nawet gorzej! Ale nie krytycznie... – uśmiechnął się i położył ręce na moich biodrach.

- Ej! – krzyknąłem i wstałem szybko, a moją twarz pokrył rumieniec. Sam nie miałem pojęcia, w czym tkwi problem, jednak nic nie mogłem poradzić na to, że na powrót Syri zaczynał mnie onieśmielać.

- I ty przeciw mnie? – jęknął kruczowłosy kładąc głowę na kolanach Jamesa. – Zadowolę się Potterem skoro ty mnie odrzucasz. – stwierdził poważnie, a J. kiedy jego zdziwienie powoli się ustatkowało wczesał palce we włosy chłopaka.

- Dobrze wiedzieć, że na mnie lecisz – szepnął okularnik. Syri słysząc jego słowa wstał i przesuwając się na sam skraj wypoczynku podkulił nogi obejmując je rękoma.

- Ja się do ciebie nie zbliżam więcej... – rzucił teatralnie – Boje się ciebie, no... – roześmiałem się w asyście Petera i Andrew z całej tej sceny. – Remi, a jak było u ciebie? – oprzytomniał Black i usiadł normalnie. Jego oczy błyszczały błagalnie, gdy patrzył na mnie prosząc bym pozwolił mu na kilka pieszczot. Zebrałem się w sobie i po raz kolejny usiadłem na jego kolanach. Chłopak objął mnie i wtulił twarz w moje plecy.

- Nie było źle. Namida uznał, że mu się nie naraziłem i po godzinie siedzenia u niego wróciłem tutaj.

- No, przynajmniej tobie się udało... – odetchnął głośno Syriusz. – Wiecie, że serio ma się pojawić nowy profesor? Słyszałem jak McGonagall i Sprout wzdychały do niego. Mówię wam śmianie jak nic! ‘ Widziałaś te niesamowite oczy?’, ‘A ten głos’, ‘Niemal umieram zawsze, kiedy na mnie patrzy’. Uśmiałem się jak głupi! – zaczął przedrzeźniać Syri.

- Ciekawe, czy serio jest taki przystojny jak mówią, czy tylko przesadzają... – rozmarzył się Sheva siadając po turecku. – Mojego ukochanego nie przebije na pewno, ale warto na czymś oko zawiesić... Która godzina?! Przecież ja miałem się z moim słońcem spotkać! – Andrew zerwał się na nogi i zaczął poprawiać włosy i ubranie. – Mogę tak iść?! No powiedzcie mi, mogę?! Jak coś to się przebiorę...

- Idealnie, jak zawsze, ale możesz od razu iść bez ubrania, będzie wam łatwiej – zakpił James, na co Szaman obrzucił go wściekłym spojrzeniem.

- Ubranie to nie problem, J. A już na pewno nie twój! Zapewniam cię, że moje kochanie sobie z tym poradzi bez przeszkód. – Sheva uśmiechnął się przebiegle.

- Ty... Ty... Z nim... No, tego... No, wiesz... W razem... Już... – zaczął się jąkać Potter z miną żołnierza, który przypadkiem wlazł na minę.

- Czy to istotne?

- Jasne, że istotne! Przecież ty masz 11 lat, a on około 30! Chyba ci nic nie zrobił?!

- Głupku! Oczywiście, że mnie nie dotknął! Nie jest tobą! – jasnowłosy ostatni raz poprawił fryzurę i wyszedł rzucając do Pottera krótkie „Nie czekajcie na mnie”.

- Za nim! – krzyknął cicho Pet i pobiegł za chłopakiem na palcach. Poszliśmy za nim, ale gdy tylko przeszliśmy przez portret Andrew czekał na nas ze skrzyżowanymi na piersi rękami.

- Myślicie, że głupi jestem? – zapytał sarkastycznie. – Nie doczekanie wasze! Niech ja zobaczę, że znowu za mną leziecie, a wyzabijam! – Szaman puścił mi oko. Wiedziałem, że największe prawdopodobieństwo spotkania jego ukochanego tkwi w małym szczególe. Muszę pozbyć się chłopaków. Sheva im ufał, ale nie na tyle, by zdradzić tajemnicę miłości swojego życia. Nie wiedziałem, kim jest ten mężczyzna, ale była to wina tego, że nie miałem okazji pobyć z jasnowłosym sam na sam. Bardzo mnie interesowało, kim jest nieznajomy, który do tego stopnia zawrócił w głowie chłopakowi, a którego chyba nikt na oczy niw widział. Wątpiłem w teorię ducha, czy też postaci z portretu, jednak James i Pet byli niemal pewni, że nikt inny nie może tu przebywać bez wiedzy innych. Nie mogłem znieść tej niepewności, jednak pozostawał mi tylko czekać.

7 komentarzy:

  1. ~www.valandia.blog.onet.pl11 listopada 2006 03:09

    "Notka jest do bani, ale nic nie poradzę na to." Co do bani??? gdzie do bani?? Ja Ci tu dam tak pisać o swym dziele... :P ... śliczna notka... phi do bani.. wiesz Ty się co... :P ... MI się BARDZO podobała... ^^ Pozdrawiam serdecznie i życzę powrotu wiary we własne możliwości :P -Fiancee

    OdpowiedzUsuń
  2. Siemka bardzo fajne opko:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Notka do bani??!! No co ty!! Ta notka jest baardzoo fajna!! Pozdawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakie znowu "do bani"? fajne i ciekawe mnie sie podobało XD a teraz co do tego że mało osób to nie prawda po prostu nie wszystkim sie chce komentować *mam na myśli siebie bo i tak sie mnie nie słucha =( ... ach idzie sie przyzwyczaić*

    OdpowiedzUsuń
  5. nie możesz mieć takiej niskiej samooceny!! ta notka jest świetna tak jak wszystkie poprzednie!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. I jak ty możesz mówić, że nota jest do bani?? Ten fick jest coraz lepszy!!! A co do komentów, to czasem braknie czasu żeby komentować noty na wszystich blogach. I proszę Cię- nie wątp w siebie...

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam,
    ciekawe kim jest wybraniec Shavy? Remus och jaki miał lekki szlaban ;]
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń