środa, 22 listopada 2006

Kartka z pamiętnika V - Nakamura

Od razu zaznaczam, że w wieku 11 lat organizm chłopaka jest już zdolny do odczuwania pewnych przyjemności cielesnych (uczyłam się o tym na Biomedycznych podstawach rozwoju ^^). Stąd też taka a nie inna notka ^^" Aha, i błagam waszystkie zwolenniczki nieskazitelnego Jamesa... Nie linczujcie!

 

Coś się zaczyna a coś innego kończy, jednak niektóre sytuacje wydają się być wiecznością. Tak też było w moim przypadku. Nadal nie potrafię oswoić się z faktem, że nie jestem już sam, że mam kogoś, na kim mogę polegać. Zawsze wolałem się wygłupiać, by mnie zauważono. To było lepsze niż nie istnieć dla innych w ogóle, teraz moje problemy w końcu się skończyły, tylko, że ciężko jest wejść w skórę nowego ‘ja’ ot tak sobie.

Dzisiejszy wyskok Jamesa bawił mnie jeszcze przez długie godziny. Nie spodziewałem się, że idąc po schodach zobaczę jak Potter wpada wprost na mnie w dodatku łącząc nasze usta. Na początku byłem do tego stopnia zdziwiony, że nie wiedziałem, co się dzieje, ale później poczułem dziwną przyjemność. Widziałem śmiejących się Syriusza, Andrew i Remusa. Dreszcz, jaki mnie wtedy przeszył był czymś niesamowitym i tak innym. Sam fakt szlabanu, jaki nałożyła na mnie i Jamesa McGonagall wydawał mi się błogosławieństwem. Powoli zaczynałem żyć normalnym życiem, pełnym przyjaciół i długo upragnionego szczęścia.

Jeszcze na Transmutacji nauczycielka przypomniała mi o tym, że mam się dziś u niej stawić, więc nawet gdybym chciał to nie mogłem o tym zapomnieć, a co za tym idzie około 18.00 byłem już pod jej gabinetem zastanawiając się czy wejść, czy jeszcze nie. „Przeżyję” pomyślałem i zapukałem.

- Wejść! – głos kobiety świadczył o tym, że jest lekko zdenerwowana, więc ze strachem nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka. McGonagall bez wątpienia lubiła porządek. Jej gabinet był duży i przestronny. Po lewej stały półki z książkami, zaś po prawej pod ścianą ustawiony był niewielki stolik z ozdobnym wazonem i bukietem kwiatów. Nauczycielka siedziała z poważną miną za niemal pustym biurkiem przy oknie, na którym znajdowała się jedynie lampka, kałamarz, kilka kartek i podręczników. Wspaniałą całość dopełniał klęczący przed profesorką okularnik.

- Ale ja panią proszę... – jęczał – Ja umrę, tylko nie to... Tak ładnie proszę....

- Potter, ja już powiedziałam, co myślę o tych twoich prośbach!

- Ale kiedy ja naprawdę umrę...

- Od sporządzania bibliografii jeszcze nikt nie umarł!

- No właśnie, zawsze musi być ten pierwszy raz...

- Bez dyskusji, panie Potter! Razem z panem Nakamurą poradzicie sobie w mgnieniu oka. Widziałam ile macie energii dziś na schodach! A teraz radzę się pospieszyć, bo biblioteka szkolna jest duża, a czas ucieka! – zakpiła nauczycielka i biorąc do ręki pióro zaczęła wypełniać jakieś dokumenty. James podniósł się ociągając i wypchnął język w stronę kobiety, która momentalnie wycelowała w niego różdżką.

- Widziałam to panie, Potter! – warknęła, a Gryfon zrobił tylko zdziwiona minę i wściekły odwrócił się na pięcie. Stałem nie wiedząc, o co chodzi, a chłopak przechodząc koło mnie złapał moją dłoń i wyciągnął mnie na korytarz.

- Bibliografii się jej zachciewa! – syczał okularnik zmierzając w kierunku biblioteki i nadal ciągnąc mnie za sobą. – Co ona sobie wyobraża?! Niech sama się z tym papra, jeśli tak ją to bawi!

- J....?

- Głupie babsko!

- Y... J.?

- Ale mnie zdenerwowała!

- James.... Mógłbyś mnie w końcu puścić? – zapytałem korzystając z okazji, że Gryfon na chwileczkę zamilkł, by nabrać powietrza.

- C... Co? – oprzytomniał i zatrzymał się odwracając do mnie.

- Trzymasz mnie za rękę, wiesz? – popatrzyłem na jego twarz, którą natychmiast pokryła czerwień.

- A... A. – bąknął i szybko mnie puścił. – Lepiej się pospieszmy, bo chciałbym wrócić jeszcze dziś do dormitorium. – zmienił temat i momentalnie ruszył dalej mijając drzwi biblioteki.

- J., to chyba tutaj, nie sądzisz? – zapytałem zdziwiony stając przed wielkimi, drewnianymi wrotami, na których wyrzeźbiono cztery zwierzęta, będące symbolami Domów Hogwartu.

- A, no tak... – roześmiał się i rozczochrał włosy cofając się o kilka kroków.

Zajęcie, jakim obarczyła nas McGonagall nie należało ani do przyjemnych, ani do najłatwiejszych. Po godzinie ziewałam niemal, co pięć minut, a ręka bolała mnie już od pisania. Po co komu była jakaś bibliografia? Mi to na guzik się przyda, a tylko traciłem na to czas. Mimo wszystko przynajmniej to nie mi trafił się dział z Transmutacją, czy Eliksirami. Osobiście niecierpiałem tych przedmiotów, a przynajmniej nudnej wiedzy podręcznikowej.

Spisywałem właśnie „Historię Powstania Goblinów w Północnej Finlandii” kiedy poczułem delikatny dotyk w pasie. Czyjeś ramiona objęły mnie, a ciało przywarło do moich pleców. Wystraszony drgnąłem nerwowo i chciałem odejść, jednak powstrzymał mnie głos Jamesa.

- Tylko nie mów, że się mnie boisz...

- C... Co ty robisz, James? – wyjąkałem zastygając w bezruchu.

- Nic – roześmiał się – Jestem po prostu niedopieszczony. Sheva już kogoś ma, a ja korzystam z okazji... – usta chłopaka nieznacznie musnęły moją szyję, co wyrwało z mojej piersi cichy jęk.

- J., czy ty się, aby na pewno dobrze czujesz? – upewniłem się kładąc dłonie na dłoniach chłopaka.

- Poza tym, że znudził mnie ten szlaban to nie jest źle. – wymruczał mi do ucha i przygryzł jego płatek. Nie do końca docierało do mnie, co właściwie się dzieje i nie było potrzeby tego analizować. Odepchnąłem od siebie Gryfona z lekkim strachem patrząc w jego ciemne, roześmiane oczy błyszczące niebezpieczne zza szkieł okularów.

- Oszalałeś, Potter? – syknąłem – Co cię napadło?!

- Sam nie wiem – uśmiechnął się – może po prostu już mam dość patrzenia na Remusa, Syriusza i Andrew? Cała trójka chodzi rozanielona i zakochana po uszy, a ja muszę znosić myśl o tym, że Sheva kogoś ma... To boli... – szepnął i zaczął powoli do mnie podchodzić. Sam dobrze wiedziałem, co chłopak chce mi przekazać. Wiedziałem, co czuje i to bardzo dobrze. Po mojej głowie plątały się podobne myśli. Pozwoliłem na to by James położył dłonie na moich biodrach i przybliżył swoją twarz do mojej.

- J.... – jęknąłem, a on uśmiechnął się.

- Nie chcę o tym myśleć... – westchnął, a jego wargi po raz drugi dzisiejszego dnia spotkały się do moimi. Wczesałem palce w rozczochraną burzę jego czarnych włosów i mocniej przywarłem do miękkich ust chłopaka. Byłem bardziej doświadczony niż on, dlatego po chwili wsunąłem język w jego wnętrze ocierając nim delikatnie o zęby Gryfona i przenosząc go na czułe podniebienie. Po długim pocałunku, gdy odsunęliśmy się od siebie dostrzegłem cień uśmiechu na wargach chłopaka. Zdjął okulary i po raz kolejny złączył nasze oddechy tym razem samemu przejmując inicjatywę. Szybko się uczył i mogłem być pewny, że niedługo uczeń przerośnie mistrza. James miał w sobie coś, co nie pozwalało ot tak o nim zapomnieć.

- Pokaż mi coś jeszcze... – wyszczerzył się, gdy pocałunek w pełni go usatysfakcjonował.

- Jesteś tego pewny? – zapytałem patrząc mu głęboko w oczy.

- Oczywiście – roześmiał się. – Skoro już muszę tu siedzieć to przynajmniej na tym skorzystam. – Spuściłem wzrok na krok okularnika i ostrożnie położyłem dłoń na wypukłości jego spodni. Usłyszałem jak zaczął się śmiać i poczułem jak zadrżał. Powoli rozpiąłem mu spodnie i rozsunąłem zamek. Moje palce wsunęły się za jego bieliznę po raz pierwszy dotykając jego erekcji. Westchnął głośno i odchylił się do tyłu. W chwili, gdy moja dłoń objęła jego członek on momentalnie sięgnął moich spodni czyniąc to samo, co ja. Oparłem czoło o jego ramię zaczynając powoli poruszać ręką. Jęknął i powtórzył moje ruchy. Zagryzłem wargi poddając się pieszczocie jego palców, które drażniły moją męskość z niesamowitym wyczuciem i spokojem. Niemal natychmiast przyspieszyłem wypychając biodra do przodu, co spodobało się Gryfonowi, który roześmiał się lekko ochryple.

- G... Gdzie się tego nauczyłeś? – wydusił.

- Z filmów – odparłem oddychając ciężko. Czułem jak zaczynam powoli dochodzić, a sprawne palce Pottera nie pozwalały na to, bym opanował narastające podniecenie. On również był bliski spełnienia.

- Z... Zróbmy to razem... – wyjęczał i zamknął oczy. Doszliśmy obaj w tym samym czasie starając się za wszelką cenę nie krzyczeć i nie zachowywać zbyt głośno.

7 komentarzy:

  1. Cóz moge powiedzieć?! Cudowna notka, hm zaczyna się robic ciekawie, bardzo ciekawie, McGonagall nie powinna zostawiać ich samych na szlabanie :PPozdrawiamSita

    OdpowiedzUsuń
  2. ~ren_tao@onet.eu22 listopada 2006 23:32

    OOOO*___* Pyszoooota *mniam, mniam* Na to właśnie czekałaaaaam!!!! CUUUUDO!!!!!^______^ Tylko czemu tak mało osób wchodzi na twojego bloga?!!nie rozumiem, przecież to opowiadanie to istne arcydzieło!!!!*myuuuuu,ubóstwiam to opko, jak yaoi kocham:D*

    OdpowiedzUsuń
  3. ~boltendahl@onet.eu23 listopada 2006 00:02

    Dziękuję, dziękuję, dziękuję!!! Twoja pomoc jest nieoceniona, moja asystentko^o^!!! Ooo, ileż tu nowych notO.O Jutro przeczytam, bo już późnoT^T....

    OdpowiedzUsuń
  4. J i Nakamura ? Neżle , całiem nieżle , podobało mi się..ja chcieć Więcej ~!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej! I co by tu powiedzieć... CUUUDOOO!!! Notka SUPER *^^* Czekam na następną ;) POZDRAWIAM ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. ~HaganeNoBlackRose31 lipca 2008 22:19

    Yaaaaaaaaaaaay~~! *_*Jestem w niebie x3 Ubóstwia, kocham, szczerze uwielbiam takie notki x3

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam,
    no pięknie, urozmaicili sobie szlaban..
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń