niedziela, 19 listopada 2006

Mysia

Jak by na to nie patrzeć J. i Syri zawsze wymyślali jakieś absurdalne plany, a ich geniusz był bez wątpienia wątpliwy. Ze mną było tak samo, w końcu nadawałem się na kujona, a nie na postrach szkoły. Mimo wszystko, czego to nie robi się z nudy?

- Mam plan, wykonam go sam... – zanuciłem przypominając sobie jakąś beznadziejną melodię podłapaną ongiś od Jamesa. Rozglądnąłem się uważnie po towarzyszących mi osobach, jednak wszyscy zwracali uwagę wyłącznie na nauczyciela, a Severus spał zasłaniając twarz włosami. Zjechałem z krzesła na podłogę i na czworaka wszedłem pod stół. Czułem jak na moje usta wpełza szaleńczy uśmiech, gdy spojrzałem na nogi zebranych. Najdelikatniej jak mogłem rozwiązałem im wszystkim sznurówki i powiązałem je ze sznurówkami osób siedzących obok. Teraz wystarczyło tylko małe zamieszanie i przynajmniej coś będzie się działo.

- No, tak... Zamieszanie... – westchnąłem i niczym na zawołanie z niewielkiej dziury pod ścianą wyszła mała, brązowa mysz. – Rozkosznie... – wyszczerzyłem się i machnąłem różdżką przywołując ją do siebie. Pogłaskałem ja po łepku i kolejnym zaklęciem wzmocniłem wiązania u butów, kładąc szczególny nacisk na obuwie Slughorna. Szybko usiadłem z powrotem na stołku i przyglądałem się trzymanemu w ręce zwierzakowi. „Jak to szło...?” zapytałem sam siebie w myślach i delikatnie dotknąłem myszy szepcząc:

- Gogrotto... – stworzenie w rekordowym tempie zaczęło rosnąć, więc nie czekając na nic rzuciłem je na ziemię. – Upss... To chyba nie to zaklęcie – popatrzyłem na wielgachnego gryzonia, po czym przeniosłem spojrzenie na towarzyszy. Nauczyciel wyglądał jakby miał przed sobą, co najmniej tygrysa szablozębnego. No, i zaczęło się...

- Aaa...! Po... Pomocy... – krzyknęła jakaś Puchonka i momentalnie zemdlała, a inni podnieśli się raptownie z miejsc. Profesor jako pierwszy chciał rzucić się do ucieczki i wylądował z twarzą na podłodze. Co druga osoba skończyła tak samo jak on usilnie starając się rozwiązać sznurówki. Tym czasem mężczyzna nie marnował czasu i zaczął niezdarnie wdrapywać się na stół, a dziewczyny poszły w jego ślady ciągnąc za sobą przywiązanych do siebie chłopaków. Cudem powstrzymywałem się od śmiechu, dlatego żeby nie zwracać na siebie uwagi schowałem się pod ławą. Pociągnąłem za szatę Severusa i po chwili także on siedział w bezpiecznym miejscu. Tym czasem pomieszczenie rozświetlił jakiś błysk, zaś spanikowany głos profesora przerwał głośne wrzaski ogółu. Mysz momentalnie przemieniła się w wielkiego lwa, co wzmogło poruszenie i lamenty. Kolejny błysk i przed nami stał grubaśny słoń, o wielgachnych uszach i twarzy belfra od Eliksirów. To było dla mnie zbyt wiele. Wybuchnąłem głośnym śmiechem kładąc się na ziemi i uderzając dłonią o drewnianą podłogę. Niemal płakałem patrząc jak wystraszone zwierze zaczyna krzątać się po pokoju demolując wszystko w koło i potykając się przy tym o własną trąbę zastępująca nos nauczyciela. Teraz wiedziałem, że na Slughorna nie ma, co liczyć w chwilach zagrożenia, gdyż nie jest w stanie nawet rzucić dobrego zaklęcia. W pokoju było tak głośno, że nawet nie słyszałem trzaskania pękającego stołu. Dopiero, gdy poczułem specyficzny zapach drewna, a wióry zaczęły drażnić mój nos uświadomiłem sobie, co jest grane. Złapałem za rękę Ślizgona i jak najszybciej wyciągnąłem pod ścianę. Cała konstrukcja drewnianego blatu załamała się pod ciężarem stojących na nim osób. Z różdżki nauczyciela wyleciała fala, która odbiła się od sufitu, podłogi, kilka razy od ścian i w końcu trafiła w ‘słonia’ przywracając mu pierwotny kształt. Gryzoń uciekł, czym prędzej do nory, a ja otarłem zapłakane od śmiechu oczy. Poczułem, że przeszywa mnie zimny dreszcz. Spojrzałem na wściekłego profesora, który potykając się wstał z ruin swojego mebla i stanął przede mną podpierając się pod boki. Wyglądał zupełnie jak jakaś starsza, gruba gospodyni z filmu, który kiedyś widziałem. Znowu zachciało mi się śmiać, ale największym wysiłkiem powstrzymałem napad chichotu.

- P... Przepraszam... – jęknąłem spuszczając wzrok. – Mi... Mi się tylko zaklęcia pomyliły, chciałem żeby ta mysz wróciła z powrotem do siebie... – skłamałem ukrywając uśmiech za kurtyną rozczochranych włosów. – Ja naprawdę przepraszam... – udałem, że mam zamiar się rozpłakać, co podziałało w stu procentach właściwie. Slughorn widząc moją ‘skruchę’ położył mi dłoń na ramieniu.

- Wierzę ci, Remusie. Przecież ty nigdy byś czegoś takiego nie zrobił specjalnie. – moje ciało zaczęło lekko drżeć ze śmiechu, jednak mężczyzna zaczął mnie głaskać myśląc, że właśnie się rozpłakałem. – Już dobrze, nie martw się poradzę sobie z tym. No, a teraz idź lepiej do siebie. – skończył popychając mnie lekko w kierunku drzwi.

- A...Ale na pewnie nie jest pan na mnie zły? – wyjąkałem oddalając się.

- Oczywiście, że nie. – powiedział bez przekonania, a ja otwierając drzwi wyszedłem na zewnątrz. Kiedy wiedziałem, że już mnie nie usłyszy wybuchnąłem histerycznym śmiechem. Nie myślałem, że wyjdę z tego cało, a teraz zyskałem coś najcenniejszego. Mogłem być pewny, że już nigdy więcej nie dostanę zaproszenia na żadne z tych absurdalnych spotkań. Z trudem zebrałem się w sobie i uspokoiłem. Z szerokim uśmiechem pobiegłem w stronę dormitorium.

Skręciłem za rogiem i niemal upadłem, gdy staranowałem jakąś wysoką postać. Przed upadkiem uchronił mnie pewny chwyt. Czyjeś palce zacisnęły się na moim ramieniu pomagając mi utrzymać równowagę. Wystraszony spojrzałem na mężczyznę, z którym się zderzyłem. Zaskoczony przez chwilę mierzyłem z zachwytem jego niesamowicie zbudowane ciało, by zaraz potem spuścić wzrok. Czułem się zakłopotany zaistniałą sytuacją. Siła, z jaką wpadłem na nauczyciela była bardzo duża, a osuwając się na ziemię zahaczyłem o koszulę Kenjiro rozpinając ją.

- P... Przepraszam... – wyjęczałem nie mając pojęcia, co uczyni profesor. Nie byłem w stanie wyczytać z jego twarzy czy jest wściekły, czy zdziwiony. Przerażał mnie.

- Nic ci nie jest? – zapytał chłodno kładąc dłoń na mojej głowie.

- N... Nie... – wydusiłem i podniosłem wzrok. Na końcu korytarza coś się poruszyło, a mężczyzna westchnął głośno.

- Nie zwracaj uwagi – rzucił – Ja już się przyzwyczaiłem.

- C... Co to było?

- Cień, przyjmijmy, że to po prostu cień... Bardzo natrętny cień, ale o takich sprawach nie wypada mi mówić... Jesteś pewny, że nic ci się nie stało?

- T... Tak, jestem pewny. – uśmiechnąłem się nieśmiało. – Dziękuję.

- Nie ma, za co. – Masanori szybko zapiął koszulę zapewne zauważając, z jaką uwagą mój wzrok sunął po nagiej skórze na jego torsie i po długich, gładkich bliznach niemal niedostrzegalnych z daleka, przykrytych miejscami przez ciemne pasma długich włosów. – Uważaj na siebie – skończył i ruszył w swoją stronę. Przez pewien czas stałem w bezruchu podziwiając wyprostowaną sylwetkę i płynne ruchy. Uśmiechnąłem się sam do siebie zastanawiając nad tym, czy Syriusz również będzie kiedyś przypominał tego nauczyciela. Przed oczyma mignął mi jakiś kolorowy kształt, jednak zanim zdążyłem oprzytomnieć był już ukryty w cieniu podążając za mężczyzną. Wzruszyłem ramionami i chciałem iść dalej, ale właśnie wtedy pojawiła się przede mną Gryfonka, która na Historii Magii zwróciła na siebie uwagę nauczyciela.

- Hej, przechodził tędy profesor Kenjiro? – zapytała przystając na chwilę.

- Yyy... – nie wiedziałem, co powiedzieć, więc jedynie przytaknąłem.

- Przed chwilą szedł? – odezwała się po raz kolejny, a ja znowu potwierdziłem. – Wiedziałam... – westchnęła i zaczęła się oddalać z cichym ‘Dzięki’. Byłem lekko skołowany, jednak powoli zacząłem się już przyzwyczajać do wszelkich udziwnień, jakie były niemal na porządku dziennym nie tyle w szkole, co w moim Domu.

- Ch... Chwila? – powiedziałem sam do siebie. – Nie... Nie możliwe... Jest za młody, to na pewno nie on... – niczym oświecenie przyszła mi do głowy myśl o tym, że to Samuraj może być ukochanym Andrew, jednak kilka rzeczy mi się nijak nie zgadzało. „Zapytam go przy najbliższej okazji” pomyślałem i ruszyłem w swoją stronę.

Dziś miałem już stanowczo zbyt wiele wrażeń jak na jeden raz. Poza tym musiałem opowiedzieć chłopakom o wszystkim, co przeżyłem na zebraniu Klubu Ślimaka ze szczegółami. Nie często trafia się, że nuda skłania mnie do takich czynów jak ten dzisiejszy. Zły wpływ moich towarzyszy ujrzał światło dzienne.

 

  

7 komentarzy:

  1. PIERWSZA!! CUDO notka!! Nie sądziąłm, ze Remus jest zdolny do czegoś takiego, widać Huncwoci maja na niego zły wpływ! Oby tak dalej!

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Megan Moonlight (www.megan-art.blog.onet.pl)20 listopada 2006 17:45

    Remusek zrobił się strasznie niegrzeczny ^^ James i Sriusz go zdemoralizowali. A był taki spokojny i kochany xD Świetna notka... tylko jakoś za mało w niej Syriusza =P Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Xd Sevutek był *o* . XD Ale ja chcieć więcej sevutka/remuska i sevutka lucjuska :D xDProosić ładnie moja twoją! ekchym. ładniutka notka, taka milutka i pozytywna, czekam na aktualizację :3

    OdpowiedzUsuń
  4. ~www.valandia.blog.onet.pl21 listopada 2006 14:18

    hiihhi... no aż tak się nudzić XD to musiało się tak skończyć XD zarabista notka XD :* -Faincee

    OdpowiedzUsuń
  5. Ychhh... Ile tu nowych yaoicowych notek^o^ Zaraz idem doczytać, bo znowu zaniedbałam odwiedzanie mojej ukochanej pisarkiT^T*zbij za to niedobrego Lenusia...* Buu, jak ja ciem mogłam zostawićTOT!!! Zaraz wszystko nadrobię obiecuję! A u mnie nareszcie nowa notka*hyh, zaniedbałam tesh swojego blożka^^"* Mam nadzieję, że mi wybaczysz-REN TAO LIFE

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej! Co ja mogę powiedzieć ^^ Remi dobrze to odegrał XD biedny psorek... nabrał się... XD ^^ POZDRAWIAM ^^

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam,
    Remus i coś takiego, huncwoci mają na niego zły wpływ...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń