niedziela, 17 grudnia 2006

Ileż można...

Zacznę tak... Mam zamiar rzucić studia i znaleźć sobie chwilowo jakąś pracę, by później iśc do Policji na Technika Kryminalistyki. Jutro będę znała szczegóły wszystkiego i podejmę na 100% decyzję co do tego. Poza tym jakaś śpiąca jestem i myśleć mi ciężko, więc powiedzieć, że notka to dno to za mało ==". Za tydzień w niedzielę jest Wigilia (czyli dzień moich urodzin). Z tej właśnie okazji pojawi się wtedy Kartka z pamiętnika Fillipa/Marcela - Ai no Tenshi (jak mnie proszono tak dam yaoi z lemonem *^^*). Wiem, że taka okazja powinna obejść się bez lemonów, ale jako, że to moje 19 urodzinki to muszę to jakoś uwieńczyć.

 

27 luty

Przez całą sobotę i niedzielę nie widziałem się z Andrew. Chłopak nie wrócił do sypialni ani też nie zjawiał się na posiłkach. Martwiłem się o niego, ale wiedziałem też, że gdyby coś się stało powiedziałby nam. Mimo wszystko musiałem z nim porozmawiać, a przynajmniej dowiedzieć się jak to wszystko się skończyło. Przez pierwsze godziny lekcyjne zdążyłem zauważyć jak ciężko się z Szamanem porozumieć poza klasą. Przychodził w ostatniej chwili i wychodził jako pierwszy. Musiałem zaryzykować szlaban za rozmowy na zajęciach, jeśli chciałem wiedzieć cokolwiek i zakomunikować mu, iż zawsze może polegać na mnie i chłopakach. Pech chciał, że udało mi się znaleźć rozwiązanie akurat przed lekcją Latania, na której mieliśmy zastępstwo. Profesor Camus źle się czuł i nie był w stanie prowadzić zajęć, a nowy nauczyciel nie był mi jeszcze znany. Wiedziałem jak wygląda, jak reagują na niego wszelkie przedstawicielki płci słabej, ale nie dane mi było poznać jego charakter. Wystarczyło mi zwrócenie uwagi na Zardi, która chodziła zamyślona i zaniepokojona by wiedzieć, że coś się nie zgadza. W prawdzie ona zawsze się czymś martwiła, ale nigdy się też nie myliła. Odrzuciłem myśli o kolejnych kłopotach i westchnąłem głęboko widząc jak Sheva podbiega do nas zdyszany.

- Czy te błonia muszą być tak piekielnie wielkie? – wysapał starając się złapać oddech.

- Rozchorujesz się, jeśli będziesz w takim stroju biegał po dworze! – skarciłem go kręcąc głową i zakładając mu szalik, który miał w rękach razem z kurtką, czapką oraz rękawiczkami.

- Nic mi nie będzie. – uśmiechnął się, a ja popatrzyłem na niego sugestywnie. – O.K. już się ubieram... – westchnął.

- Muszę z tobą porozmawiać o tym, co miało miejsce w sobotę... – zacząłem, ale przerwał mi zimny, nieznany głos.

- Nazywam się Reijel Lucifer i dziś będę miał z wami zajęcia z Latania. Nie mam pojęcia, na jakim etapie jesteście, jednak postaram się wybrać coś, co nie przerasta waszych umiejętności. – jego twarz nie drgnęła w żadnym geście, a spojrzenie jasnych, niczym lód oczu wywołało u każdego z nas dreszcze.

- Czy jeśli powiem ‘idealny do granic możliwości’ to ktoś zaprzeczy? – usłyszałem cichy szept kilku dziewczyn przede mną.

- To, co idealne nie może być związane z człowiekiem... – skomentował to Andrew przyglądając się mężczyźnie. – Szkoda, że one tego nie wiedzą...

- Ale ty coś wiesz? – raczej stwierdziłem niż zapytałem. – Nie ważne. – przestałem słuchać dalszych słów nauczyciela – Sheva, spowiadaj mi się z tego, co ostatnio wyniknęło... Nie masz kłopotów, prawda?

- No, co ty? Ja jestem święty... Niemal... – zaśmiał się – Wszyscy już wiecie, o co chodzi? – przytaknąłem – Ale nie powiecie nikomu?

- No coś ty. Jesteśmy przyjaciółmi, przecież! – wyszczerzył się James wieszając na ramionach chłopaka – A teraz powiedz wujkowi Potterowi jak daleko się już posunąłeś...

- Debil! – Szaman uderzył okularnika w głowę i odepchnął od siebie. Poczułem na ramieniu dotyk zimnej dłoni, której temperaturę wyczuwałem mimo odzieży.

- Panowie nie zamierzają się dziś zająć lekcją? – profesor obrzucił nas szybkim spojrzeniem i niezauważalnie wsuwając kciuk pod mój szalik potarł moją szyję. Zdusiłem w sobie jęk strachu i odsunąłem się od mężczyzny. – Nie wiem czy profesor Camus tolerował takie zachowanie, ale ja raczej nie będę pobłażliwy. – uniósł nieznacznie dłoń i machnął nią w bok. Przez moje ciało przeszedł lodowaty, a zarazem gorący impuls, którego nie rozumiałem. Dopiero po chwili zauważyłem, że wszystko zatrzymało się w miejscu. Płatki śniegu przestały spadać na ziemię, wiatr nie wiał, a moi znajomi zastygli w bezruchu. Jedynie ja i nauczyciel byliśmy w stanie normalnie się poruszać.

- J... Jak to? – wyjęczałem rozglądając się.

- Normalnie... Heh... – westchnął profesor – A panienka nie ma zamiaru zostawić nas samych? – odwracając się Lucifer spojrzał na Zardi, która wyszła szybko z tłumu.

- Raczej nie, bo miałabym kilka zastrzeżeń, z czego jedno jest związane z pańskim teraźniejszym związkiem, drugie z pewnymi cechami, które ciężko wyplenić, a reszta to już inna sprawa...

- Mówisz jakbyś się mnie nie bała.

- Się boję, ale to nie znaczy, że pozwolę na wszystko! Poza tym i tak nic mi się nie może stać...

- Zaczynasz być uciążliwa... Wracaj na swoje miejsce! – rozkazał, a gdy dziewczyna uczyniła to, o co prosił czas po raz kolejny ruszył do przodu. Nie rozumiałem nic z tego wszystkiego, ale Syriusz objął mnie ramieniem i uśmiechnął się jak gdyby wiedział o wszystkim.

- Spokojnie... – szepnął mi do ucha, a ja poruszyłem głową czując ciepły, drażniący moją skórę oddech.

- Widzę was wszystkich dzisiaj w moim gabinecie o 20.00 i bez panny Caroline! – rzucił mężczyzna i wrócił do prowadzenia lekcji. Moje zmysły śledziły teraz ruchy profesora w zwolnionym tempie. Zachowywał się całkowicie normalnie, jednak chłód jego słów wydawał się być jak głos wydobywający się z wnętrza ziemi niczym z dopiero, co zasypanego grobu. Białe włosy niemal nie odznaczały się na tle zaśnieżonych błoni, a skóra miała jasny, matowy odcień. Ogłupiałem i to całkowicie. Nie miałem pojęcia, w co się znowu wpakowałem i sam nie wiem czy chciałem wiedzieć, o co chodzi.

- Nie martw się – Sheva położył dłoń na moim ramieniu. – Ja też na początku nie wiedziałem, kim on jest, ani nic w tym stylu.

- A ty skąd znowu...?

- Sam wiesz, w kim się kocham, więc nie powinieneś się dziwić...

- On też jest z Rodu?! – teraz już niemal mdlałem.

- Tak delikatnie rzecz ujmując... – zaśmiał się nerwowo Andrew – Czasami lepiej nie wiedzieć wszystkiego.

- Ja nie chcę wiedzieć nic więcej... – uciąłem potrząsając głową. To było dla mnie za wiele, a mętlik, jaki powstał w mojej głowie bym nie do zniesienia. Postanowiłem nie zagłębiać się więcej w sprawy innych, bo mogłem na tym źle wyjść. Najważniejsze było to, że Andrew jakoś sobie poradził ze wszystkim i nic się złego nie stało. O ile na początku mogło mnie interesować jak udało się im spławić ludzi z Ministerstwa o tyle teraz już nie chciałem znać szczegółów. Podziwiałem Zardi, która potrafiła ogarnąć wszystko i wszystkich nawet nie zadając większej ilości pytań. W końcu zaczynało do mnie docierać, dlaczego jest uznawana za jedną z większych wiedźm, ale mogłem być pewny, że nie tylko to odróżnia ją od innych. Wiedziała wiele, dbała o znajomych i mimo całego smutku, jaki wypełniał jej duszę zawsze była uśmiechnięta. Jej życie ograniczało się do szkoły i chwili obecnej, jednak w rzeczywistości toczyło się na wielu różnych płaszczyznach. Sam nie wiem skąd, ale wiedziałem to i byłem pewny, że nie tylko ja dostrzegłem to w jej zachowaniu i przede wszystkim tych smutnych, lekko szalonych oczach.

Otrząsnąłem się przeciągnąłem ziewając. Syriusz położył głowę na moim ramieniu i zamknął oczy.

- Co myśmy robili w nocy? – zapytał. – Śpiący jestem jak nigdy.

- Graliśmy w karty, Potter oszukiwał jak nigdy, zaczęliśmy się bić na poduchy po raz drugi tamtego dnia... – zacząłem wymieniać.

- Chwila... Pamiętam... Potter jest mi winny ciastko kremowe! – Black zerwał się i popatrzył chytrze na chłopaka. – J.? A co powiesz na dwa ciastka? Odbiję sobie za... Coś wymyślę, za co. – Złapałem kruczowłosego za rękę i odciągnąłem od okularnika, który miał właśnie kichnąć.

- Jeszcze mi cię zarazi i co będzie? – westchnąłem – Podaruj sobie te absurdalne zakłady, Syri. – musiałem w końcu wrócić do normalnego życia wśród walniętych przyjaciół i obiektu moich westchnień.

- A co mi za to dasz? – oczy Syriusza rozbłysły wesoło.

- Przekonasz się później... – wyszeptałem mu do ucha i uciekłem w tłum innych Gryfonów.

 

  

4 komentarze:

  1. Cześć! Świetne opowiadanie^^. Co prawda śledzę losy twojego Remiego już od pewnego czasu ale dopiero dzisiaj zebrało mi się na skomentowanie bloga^^. Wiesz…. Przez twoje opowiadanie zaraziłam się na całego wirusem zwanym Yaoi ^^””. Wisz ze twój blog uzależnia? I to nie tylko ten ^^ Wszystkie twoje błogi, które czytałam po prostu uzależniają ^^ Mam nadzieje, że już niedługo będzie notka (no i Tak będzie pewnie w środę, ale to i Tak często ^^). A Tak na wszelki wypadek życzę Ci wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! To Tak jakby już mi się nie chciało albo jak bym już nie mogła skomętować ^^. Pozdrawiam i życzę wesołych świąt!PS. Dodałam Cię do linków na http://harry-potter-i-mroczne-miasto.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  2. PPS> Nawet nie zauwarzyłam że jestem pierwsza ^^""

    OdpowiedzUsuń
  3. GENIALNE uwielbiam twój blog wszystkie notki świetne:):):) niestety mam problem z netem i nie będę mogła czytać*bardzo smutna:(:(:(

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam,
    i się wyjaśniło ki jest nowy nauczyciel, aż przeraża...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń