piątek, 22 grudnia 2006

Ogród...

5 marzec

- Błagam! Poniosło mnie, ja nie chciałem! Wybacz! Co mam zrobić żebyś mi wybaczył?

- Nie ma takiej możliwości! – o ile się nie mylę to wszystko miało wyglądać trochę inaczej, tymczasem już od kilku dni to James klęczał przed Andrew jęcząc jedno i to samo. Tym razem było podobnie. Sheva starał się przeczytać swoje notatki z Zaklęć siedząc na łóżku, zaś Potter na kolanach, ze złożonymi rękami prosił o wybaczenie. Na początku wydawało się to całkiem zabawne jednak, kiedy staje się to tygodniową rutyną powoli robi się nieprzyjemne. Peter już kilka razy starał się podnieść chłopaka z kolan i zakończyć bezustanne jęczenie, ale J. okazał się dla niego trochę zbyt ciężki. Koniec końców, Pettigrew leżał na swoim łóżku skarżąc się na kłucie w krzyżach, spowodowane podnoszeniem okularnika.

- Tego już za wiele, Remi! Idziemy stąd! – Syriusz nie wytrzymał. Złapał mnie za rękę i wyciągnął z pokoju. – Gdzie by tu... Już wiem! Poczekaj chwilę, Kochanie... – Black momentalnie wrócił do sypialni i zaledwie po chwili szedł z dwiema kurtkami.

- Syri, gdzie ty...

- Przecież nie możemy siedzieć ciągle w szkole. Popatrz, jaka ładna pogoda... – chłopak wskazał okno na korytarzu tuż obok wejścia do naszego dormitorium.

- Jest tak zimno, że wszyscy siedzą w środku. – mruknąłem.

- Ale przynajmniej śnieg nie pada – roześmiał się kruczowłosy i ruszył w stronę schodów do Wielkiej Sali oraz wyjścia ze szkoły. Nie czekając na nic pobiegłem za nim i odebrałem z jego rąk ubranie.

- Niech ci będzie... – rzuciłem czerwieniąc się. Syriusz wyszczerzył się do mnie i założył mi kurtkę zaraz potem samemu się ubierając.

Na zewnątrz rzeczywiście było całkiem przyjemnie. Słońce świeciło jasno i miejscami raziło odbijając się od powierzchni śniegu, ale mimo wszystko było bardzo zimno. W powietrzu dało się wyczuć świeży zapach zimy, co było miłą różnicą po ciągłej duchocie, jaka panowała w zamku. Śnieg, mimo iż przez ostatnie dni stopniał odrobinę teraz zamarzł tworząc gdzie niegdzie śliskie kałuże. Żałowałem tylko, że nie poprosiłem kruczowłosego o zabranie czapki i przede wszystkim rękawiczek. Poczułem jak ciepła dłoń Blacka obejmuje moją. Spojrzałem w bok na chłopaka, który odwzajemnił moje spojrzenie.

- Chyba nie jest aż tak źle – uśmiechnął się, a ja wytknąłem mu język, co go rozśmieszyło. – W Święta chciałem pokazać ci ogród za zamkiem, pamiętasz?

- Mhm... – zamruczałem.

- Wtedy mi się to nie udało, ale teraz to naprawimy. – posłusznie podążyłem za chłopakiem przypominając sobie scenę z Marcelem i Fillipem, która kiedyś uniemożliwiła nam włóczenie się na tyłach szkoły. Teraz miałem okazję dokładniej przyjrzeć się temu miejscu. Śnieg zalegał niemal wszędzie i przykrywał całą masę krzaków i drzew. Mała fontanna w kształcie dwóch tańczących na powierzchni wody łabędzi wyglądała pięknie na tle białego puchu, a zamarznięta woda sprawiała, że ptaki wydawały się poruszać po lodowej powłoce. Metalowe rurki tworzyły nad nią dość spory dach, który na wiosnę zapewne obrastał zielenią roślin. Niedaleko tego miejsca stała niepozorna ławeczka. Najwyraźniej często była zajmowana, gdyż nie było na niej ni ślady śniegu czy szronu.

- Chodź! – Syri pociągnął mnie w tamtą stronę i usiadł na drewnianej ławce sadzając mnie na swoich kolanach.

- Ej! – jęknąłem i wyrywając się zająłem miejsce obok niego.

- Heh... – westchnął chłopak – A już myślałem, że mnie trochę ogrzejesz.

- Ja ciebie? – zapytałem z niedowierzaniem – Przecież to ty mnie tutaj wyciągnąłeś.

- Masz rację, więc to ja ciebie będę grzał – uśmiechnął się Gryfon i obejmując mnie ramieniem przyciągnął do siebie. Wtuliłem się w niego i przymknąłem oczy. Ostatnimi czasy nie mieliśmy dla siebie zbyt wiele czasu, a co dopiero mówić o chwilach spędzonych tylko we dwoje. Teraz w końcu mogłem być z chłopakiem sam na sam nie martwiąc się o nic. Niemal zapomniałem jak wiele nas łączyło jeszcze jakiś miesiąc temu.

- Remi, jak myślisz ile nam jeszcze zostało do wakacji? – wypalił Syri ni stąd ni zowąd.

- Czyżbyś już za nimi tęsknił? – roześmiałem się i unosząc trochę głowę popatrzyłem na zapatrzonego w fontannę Blacka.

- Nie o to chodzi. Zastanawiam się tylko, co się stanie z nami, kiedy wyjedziemy na całe dwa miesiące do domów.

- Głupi, przecież mamy jeszcze cztery miesiące. – skarciłem go i uderzyłem łokciem w bok.

- Chcesz się bić? – kruczowłosy oprzytomniał i wkładając ręce pod moją kurtkę zaczął mnie łaskotać. Położyłem się na ławce śmiejąc głośno i starając się odepchnąć od siebie chłopaka.

- Zostaw! – krzyczałem chichocząc i rzucając się na wszystkie strony, starając się przy tym nie spaść na ziemię. – To nie fair! Ja jestem słabszy!

- A to już nie moja wina, że jesteś taki słabiutki. – rechotał Black nadal maltretując moje żebra. Gdyby nie ciepłe ubrania na pewno byłbym w stanie wyślizgnąć się spod niego i uciec, jednak ta opcja odpadała w przypadku kilku warstw ubrania i napierającego na mnie chłopaka. Moje ręce niechcący podrażniły skórę na twarzy Syriusza, który spojrzał na mnie zdziwiony. Szybko przestał mnie łaskotać i podnosząc się ujął moje ręce w ciepłe schronienie swoich.

- Co ty takie zimne łapki masz? – zapytał i przysuwając je do swoich ust zaczął ogrzewać oddechem. Zaczerwieniłem się i zadrżałem czując jak jego miękkie wargi niemal muskały moje palce. – Jeśli się rozchorujesz będzie na mnie... – rzucił Black i szybko schował moje ręce do swojej kieszeni.

- Przecież tak łatwo nie złapię żadnego bakcyla. – westchnąłem, ale spotkało się to jedynie z niezbyt wyrozumiałym wzrokiem szarych oczu.

- Wracamy do zamku! – postanowił kruczowłosy, jednak nie ruszył się ani o krok. – Nie... Nie wracamy... – zmienił zdanie po kilku sekundach. – Tam nie ma spokoju... He, he... Mam pomysł. – wyszczerzył się i tym razem wstał pociągając mnie za sobą, jako że moje dłonie nadal spoczywały w jego kieszeni przytrzymywane przez ciepłą rękę Blacka.

- G... Gdzie my idziemy, Syri? – zapytałem, kiedy byliśmy w pobliżu cieplarni.

- Pamiętasz Wiecznie Zielony Ogródek profesor Sprout? – przytaknąłem wspominając niedawne wywody nauczycielki na ten temat – Tam jest ciepło, spokojnie, ładnie pachnie i będziemy sami... – w głosie chłopaka zabrzmiała nutka rozmarzenia. Zaledwie po kilku minutach kruczowłosy zaklęciem otworzył drzwi do małej cieplarni, która przypominała mi jakąś chatkę. Gestem zaprosił mnie do środka, a ja z ulgą stwierdziłem, że ciepłe powietrze, które początkowo uderzyło mnie w twarz wypełnia całe pomieszczenie. Kwiaty rosły tu niemal na każdym kroku, a sam nie znałem niemal połowy z nich. Małe ścieżki otaczające każdą z grządek były starannie wydeptane tak, by można było dotrzeć do każdej roślinki.

- Nareszcie... – westchnąłem głośno i szybko zdjąłem z siebie kurtkę. Bez niej było mi o niebo przyjemniej i wygodniej. Kruczowłosy zrobił to samo i stając za mną objął mnie w pasie.

- Brakowało mi tego przez ostatnie dni. – otarł się policzkiem o moja twarz.

- Pieszczoch... - odwróciłem się przodem do niego i z uśmiechem wczesałem palce w miękkie, czarne włosy przymykając oczy. Delikatnie pocałowałem chłopaka, który zamruczał rozkosznie i odsuwając się nieznacznie wyszeptał:

- Chcę jeszcze raz. – przewróciłem oczyma śmiejąc się cicho i po raz kolejny musnąłem ciepłe wargi. Tym razem Black położył rękę na moim karku i odwzajemnił pocałunek. Niemal zapomniałem jak smakują usta Syriusza, więc tym większym afrodyzjakiem wydawały mi się one teraz. Stanowczo zaniedbałem Gryfona, lub to on zaniedbał mnie. Tym razem nie miałem zamiaru dopuścić do tego, żeby zaprzątać sobie głowę innymi sprawami, jak tylko Syrim.

Ciche kliknięcie zamka zakończyło nasze wspólne spędzanie popołudnia. Na szybkiego podnieśliśmy z ziemi kurtki i ukryliśmy się za jakimiś dość wysokimi, fioletowymi kwiatami w kształcie postrzępionych róż.

- Jak się dziś czujecie moje kochane? – głos nauczycielki zielarstwa jednoznacznie oznajmił jej przybycie. – Podlejemy was szybko i opowiem wam bajeczkę, co wy na to? – chciało mi się śmiać słysząc jej przymilny ton, jakim zwracała się do roślin. Nie widziałem większych szans na zwinne wydostanie się z cieplarni, jednak na szczęście kobieta wyszła na moment po wodę, dzięki czemu wraz z Syriuszem wyślizgnęliśmy się z ukrycia i roześmiani pobiegliśmy do zamku.

 

  

6 komentarzy:

  1. Nota słodka ale czemu niebyło noty o urodzinach Remusa?

    OdpowiedzUsuń
  2. notka sweet *^^* ......czekam na kolejną ;)hih.pozdrawiam..i Wesołych Świąt '

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej! Notka SUPER ^^ Ten obrazek zresztą też ^^ POZDRAWIAM ^^ PS: WESOŁYCH ŚWIĄT!!! ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Super nocia ^^ to z cieplarnią najlepsze... a kiedy dasz notkę z Filipem i Camusem? Szczerze mówiąc to też nie mogę się na nią doczekać, bo ty to wszystko świetnie opisujesz. Pozdro i Wszstkiego najlepszego :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Super notka ^^ niemoge sie doczekać kolejnej.Obrazek śliczny ^^ a i WESOŁYCH ŚWIĄT

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam,
    no to jednak James przeprasza Shave, niech się trudzi....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń