środa, 28 lutego 2007

Polana

Chłopak zauważył nas i wstał uśmiechając się szeroko. Teraz dokładniej niż jeszcze kilka godzin temu widziałem jak bardzo się zmienił. Wydawał się zupełnie inny niż na początku roku, był prawdziwy i szczery.

- Cieszę się, że jesteście. – rzucił wesoło przeciągnął się lekko teatralnie – Jeśli wszystko dobrze pójdzie za godzinę będziemy już z powrotem. Chodźcie! – nie oglądając się na nas ruszył w stronę schodów, które były niedaleko.

- Ale gdzie nas tak dokładnie ciągniesz, co? – Syriusz podbiegł szybko do chłopaka i zrównał z nim krok, podczas kiedy ja spokojnie trzymałem się około metr z tyłu.

- Idziemy do Zakazanego Lasu, ale reszty dowiecie się na miejscu – jasnowłosy położył rękę na ramieniu Blacka. – Nie martw się wrócicie cali i zdrowi. – wyszczerzył się i zwolnił, dzięki czemu i ja byłem już tuż obok nich.

Bez żadnych przeszkód opuściliśmy zamek przechodząc przez jedno z tajnych przejść. Na dworze było już chłodno, a słońce rzucało lekko pomarańczową poświatę na opustoszałe błonia. Delikatny, chłodny wiatr smagał mi twarz i rozwiewał włosy niosąc ze sobą przyjemny zapach trawy i kwitnących drzew. Wnętrze lasu było całkowicie zaciemnione i nawet jeśli coś czaiło się za pierwszymi drzewami nie można było dostrzec żadnego kształtu. Jedynie słuch i węch mogły stanowić jakieś zabezpieczenie. Chyba właśnie, dlatego cieszyłem się, że nie jestem zwykłym człowiekiem, a moje wyczulone zmysły są w stanie przestrzec mnie przed niebezpieczeństwem. Czerń, która przeciskała się pomiędzy zaroślami w połączeniu z czerwienią słońca wydawała się jeszcze bardziej przerażająca, jednak Syri i Oliver wydawali się nawet tego nie zauważać. Nie wiedziałem czy lepiej byłoby zagłuszyć ciszę rozmową, czy też wsłuchać się w nią oczekując na jakiś atak, lub cokolwiek innego. Czułem się dziwnie biorąc pod uwagę, że jako wilkołak, nawet, jeśli nie przemieniony, boję się przebywać wieczorem w Zakazanym Lesie, w którym co krok kryły się setki tajemnic i niebezpiecznych istot.

Z łatwością przeszliśmy koło chaty gajowego słysząc ujadanie jego psa, który jak dobrze pamiętałem miał dziwną słabość do Michaela. Jakoś nie chciałem się z nim spotkać, a tym bardziej z jakimiś jego dzikimi krewnymi, którzy jakby się okazało mieszkają sobie w głębie lasu i tylko czekają na wścibskich uczniów. Moja podwójna natura wystarczała mi w zupełności, więc, po co byliby mi nowi przyjaciele z obnażonymi kłami i jeżącą się sierścią.

Ślizgon poprowadził nas jakąś zarośniętą ścieżką, która prawdopodobnie od dawna nie była już używana przez nikogo i zatrzymał się przed wielkim dębem o rozdwojonej koronie i dziwnym, poskręcanym pniu. Syriusz westchnął zadowolony i poprawił rozczochrane włosy wyciągając z nich niewielkie gałązki i liście.

- Mam nadzieję, że tutaj nie ma kleszczy? –niema prośba w jego głosie była tak wyraźna, że ciężko byłoby jej nie zauważyć, czy chociażby ją zignorować. Osobiście sam nie chciałem mieć do czynienia z jakimiś małymi robalami, które zabierałby się za moją krew bez wcześniejszego uzgodnienia tego ze mną samym.

- Powiem szczerze, że sam nie wiem, ale... – Oliver zawahał się – Nie, przecież by mnie nie wysyłano, gdyby jakieś coś miało się do mnie przyczepić. – nie byłem przekonany, co do tego i otrząsnąłem się zaczynając drapać po plecach, jednak raczej czując iluzyjne swędzenie niż za sprawą jakiegoś robaczka. – Teraz panowie cichutko i nie wyrżnąć mi na jakiejś gałęzi – roześmiał się cicho i okrążając wielkie drzewo zaczął patrzeć pod nogi. Syriusz nie był z tego zadowolony i prawdopodobnie równie dobrze jak ja wiedział, że tylko on potrafił wywrócić się z gracją i wyczuciem właśnie w chwili, kiedy nie powinien. O ile Pet leżał niemal zawsze, a J., kiedy mogło mu to zaszkodzić, to Syri miał na tyle szczęścia, że w najważniejszych momentach dawał plamę.

Po około pięciu minutach spoza gęstej kurtyny drzew i krzaków mogłem dostrzec szkarłatną smugę światła, która docierała na niewielką polanę przebijając się przez korony. Cieszyłem się, że będę mógł w końcu rozprostować wszystkie kości i rozluźnić mięśnie spięte od bezustannego mijania się z tysiącami gałęzi, jednak najważniejsze było to, że nic nas nie atakowało, ani nie przeszkadzało nam przez ten czas. W prawdzie nikt nie mówił, że każdorazowe zapuszczenie się w głąb lasu może skończyć się tragicznie, ale i nikt nie mówił, że wyjdzie się z niego w całości.

- Więc oto jesteśmy na miejscu – Oli posłał nam uśmiech i odsuwając się na bok wskazał ręką na drugi koniec plany. – Reijel uznał, że to może się wam kiedyś przydać...

- O, cholera... – słysząc jęk Syriusza spojrzałem we wskazane przed chwilą miejsce. Kilka pięknych jednorożców śnieżnobiałej maści o lśniących grzywach i złotych kopytach stało przy leżącej na trawie samicy oraz niedawno narodzonym źrebięciu. Największe i najbardziej okazałe ze stworzeń obróciło łeb w naszą stronę i odrzuciło z jasnych oczu grzywę. Spoglądając na Olivera zwierzę zgięło lekko jedną z nóg i pokłoniło się przed chłopakiem, który wydawał się tym lekko speszony.

- Chodźcie. – jasnowłosy powoli zbliżył się do przywódcy i skinąwszy nieznacznie głową z uśmiechem pogładził łeb jednorożca, który zareagował cichym prychnięciem. Nie wiedziałem jak to możliwe, że najczystsze i najbardziej nieskazitelne ze stworzeń pozwala na to by dotykał go człowiek, jednak niepewnie zrobiłem kilka kroków w tamtym kierunku. Syriusz widząc to złapał mnie za rękę i pewniej pociągnął w stronę Olivera. Bałem się reakcji zwierzęcia na moją osobę. W końcu niewątpliwe było, że wyczuje to, kim jestem, a przecież likantropia nie należała do dolegliwości, które ot tak sobie umkną jednorożcowi. Zamknąłem na chwilę oczy chcąc jakoś się uspokoić i wmówić sobie, że wszystko będzie dobrze.

- One kierują się intencjami i czystością serca – Oli rzucił mi porozumiewawcze spojrzenie, które mogło świadczyć o tym, że chłopak wie o wszystkim. Zanim oprzytomniałem poczułem jak moja dłoń dotyka ciepłego ciała stworzenia. Wystraszyłem się, ale widząc spokojny uśmiech kruczowłosego uspokoiłem się. Black mocno ściskał moją rękę i równocześnie błądził nią po miękkiej sierści jednorożca.

- Skąd wiedziałeś, że tu będą? – Syri zafascynowany magicznym ‘koniem’ nie patrzyła nawet na Ballacka.

- Jeśli wiesz gdzie szukać zawsze je znajdziesz – głos Ślizgona drgał lekko od tłumionego śmiechu – Róg jednorożca potrafi odebrać człowiekowi pamięć, ale i zabić, jeśli dana osoba właśnie tego pragnie w chwili, gdy się nim zatnie. Miałem to przekazać Remusowi i pokazać mu to miejsce. – spojrzenie niebieskich oczu chłopaka spotkało się z moim. – Reijel nie tłumaczył mi, o co dokładnie chodzi. Powiedział tylko, że kiedyś może się to przydać.

- Dziwny z niego gość, ale dzięki temu jedno sobie uzmysłowiłem – Black zostawił zwierze w spokoju i stając za moimi plecami objął mnie w pasie – Nawet coś tak pięknego jak jednorożec nie może równać się z moim kochanym Remuskiem... – wymruczał i potarł policzkiem o tył mojej głowy. Tym razem Oliver roześmiał się głośno.

- Gdybym miał zamiar zainteresować czymś ciebie, zabrałbym cię do cukierni, Syriuszu. – zachichotałem cicho słysząc nie tyle stwierdzenie chłopaka, co cichy jęk Blacka, który najwyraźniej nabrał ochoty na taki wypad. Mimo wszystko Ślizgon miał rację, Syriusz mógł w niezliczonych ilościach pochłaniać słodycze, zaś ja byłem zafascynowany widokiem pięknych jednorożców, chociaż mogłem to przyznać dopiero, kiedy pierwszy strach opadł i wyluzowałem się. Nie rozumiałem w ogóle, po co mi wiedza, jaką teraz zdobyłem, ale wrażenie było niesamowite, a młody jednorożec wyglądał rozkosznie. Na jego czole błyszczał maleńki wzgórek, który w przyszłości na pewno będzie równie zachwycający jak rogi dorosłych osobników, a matka z uwagą przyglądała się poczynaniom swojego dziecka. Malec starał się stanąć na nogi, jednak one jak na złość załamywały się pod nim i dopiero po kilku minutach wyprostowały się, chociaż maluch w dalszym ciągu kiwał się na boki. Wyglądał zabawnie, a jego liczne upadki były dość komiczne.

- Jak myślisz, Remi, nasze dziecko też będzie takie nieporadne? – wypalił Syriusz, co całkowicie wybiło mnie z chwilowego zamyślenia.

- Coś ty znowu wymyślił? – westchnąłem czując jak chłopak obejmuje mnie i tuli do siebie.

- Nic, tak tylko... – uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek.

6 komentarzy:

  1. Pierwsza! Nie powiem, że nie wchodzę na tego bloga od jakiegoś czasu i nie czytam notek. Ale jakoś dopiero teraz komentuję. Uważam, że Twoje opowiadanie jest świetne i powinnaś je pisać jak najczęściej. Niemogę się doczekać kolejnej notki. Pewnie będzie równie wspaniała, jak wszystkie poprzednie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja kiedy miałam 11 lat, myślałam o... tym, że będę bogata i będę weterynarzem, ale na 100% nie o dzieciach! Może dziwna byłam;-p Ten tekst końcowy kompletnie mnie 'wybił' (w sensie pozytywnym) xD Jednorożce - na pewno ciekawe stworzenia, ale coś już się nimi nie zachwycam ^_^''. Poza tym w HP chyba było napisane, że one nie lubią chłopaków, dlatego Harry reszta musieli je obserwować z daleka, więc musiałaś to zmienić, by je wprowadzić do tego opowiadania .

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Mimmi Dennis1 marca 2007 18:29

    Hej! Notka SUPER ^^ Syri powinien przeczytać jakąś książkę na temat "ewolucji" xD Co on znowy wymyślił XD POZDRAWIAM ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. ~z "zaśfjatuf"1 marca 2007 19:20

    Cóż, to by było ciekawe jakby sobie dzieci zrobili xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Pomysły Syriusza czasami powalają mnie na ziemię xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Ludzie, oni mają jedenaście lat!

    OdpowiedzUsuń