środa, 25 kwietnia 2007

Dzień pierwszy vol.1

27 lipiec

Naliczyłem się pięciu kotów, które widząc mnie uciekały w popłochu, a chłopaków nadal nie było widać. Nie oczekiwałem, że zjawią się na czas, jednak mogli oszczędzić mi półgodzinnego czekania, które upłynęło mi na kreśleniu butem wzorków w małej kałuży. Znałem tysiące przyjemniejszych miejsc niż śmierdzący zaułek między dwoma niewielkimi sklepami. Gdybym wiedział, że tak się to skończy nie namawiałbym ojca na zostawienie mnie samego, gdyż przynajmniej miałbym jakieś towarzystwo nie licząc szczurów niepewnie błądzących po sporych workach ze śmieciami. Sheva prawdopodobnie nudził się teraz tak samo jak ja czekając na nas w podobnym odludziu. Moja torba chyba tylko cudem nie stała się jeszcze siedzibą wszelkiego rodzaju robactwa. Gdyby nie to, że nie wypadało mi zostawiać kolegów samych na pewno nie czekałbym jak głupi zastanawiając się czy aby na pewno nic im nie jest.

- Nigdy więcej się z nimi nie umawiam! – syknąłem do kruka, który grzebał w śmieciach i nie zwracając na mnie uwagi zignorował całkowicie moją obecność, a tym bardziej słowa. – Wiesz, jakby się tak nad tym zastanowić to jesteś żałosny tak jak i ja... – przekrzywiłem głowę patrząc na szamoczącego się z reklamówką ptaka. Myśli o tym jak człowiek potrafił zrujnować to, co piękne znowu zaczęły mnie gnębić, na szczęście wybawienie przyszło i tak ‘odrobinę’ za późno.

- Nie moja wina! – krzyknął na wstępie Syriusz, a kruk wystraszony chaotycznie wzbił się w powietrze. Spojrzałem na chłopaka prowadzącego lekko kuśtykającego Pottera.

- C... Co się stało? – wydukałem przyglądając się niezadowolonemu okularnikowi. Mogłem przysiąc, że na jego czole widniał olbrzymi guz przysłonięty przez ciemną grzywkę.

- Wlazł w słupa, kiedy oglądał się za jakimś chłopakiem – Black wyszczerzył się wyraźnie nabijając z wściekłego kolegi.

- Ile razy mam powtarzać?! Nie oglądałem się za tym niebieskookim blondynem z maleńką blizną na policzku... – urwał słysząc śmiech Syriusza – Tylko! Sprawdzałem czy mnie nikt nie śledzi! – posłał kruczowłosemu mordercze spojrzenie i położył swoją torbę na ziemi.

- Ja przepraszam, ale kto miałby cię ‘śledzić’?! – skrzywiłem się i spojrzałem na ruchliwą ulicę, której fragment widziałem za plecami kumpli. – Masz jedenaście lat, może i nie masz samych przyjaciół, ale skrytobójcy bym się nie obawiał... Ten słup musiał być potężny...

- Jakiś ty głupi, Remi! – przez chwilę myślałem, że Syri rzuci się na Jamesa z pięściami – Mam na karku jakąś dziewczynę, nie? – przytaknąłem wzruszając przy tym ramionami – Jak myślisz, co zakochane dziewczyny robią w wakacje, jeśli mieszkają w tym samym mieście, co obiekt ich westchnień?

- Schlebiasz sobie, J. Zbyt łagodnie i poetycko to ująłeś. Z braku laku lepszy kit, więc ci się trafiła fuksem jakaś wielbicielka. – Potter po raz kolejny wyglądał tak jak gdyby samym wzrokiem miał rozrywać.

- Zanim się na was wydrę niech James skończy tłumaczyć, bo nawet ja nic nie kapuję... – westchnąłem i mocniej ścisnąłem włosy gumką.

- Nie kumaci jesteście. Każda baba, jeśli już sobie ofiarę znajdzie to przy każdej nadarzającej się okazji łazi za nią, śledzi, podgląda i sam nie wiem, co one jeszcze mają w tych swoich nienormalnych łepetynach! Moja matka to wiedziała nawet, z kim, kiedy i ile papierosów tata wypalił uciekając ze szkoły. Dziewczynie się nie wierzy, nie ufa i nie powierza sekretów, a tym bardziej portfela! No chyba, że to nie jest typowa dziewczyna...

- Transwestyta? – Syriusz zaczął chichotać, przez co oberwał w końcu po głowie od okularnika. – No, co?! A nie mam racji? – w tym momencie chłopak został już ‘olany’. Sam osobiście przypomniałem sobie Zardi i jej bieganie za nauczycielem, który był u nas na zastępstwie. To wystarczyło mi całkowicie i nie chciałem wiedzieć, co jeszcze mogą sobie ubzdurać dziewczyny, z czego krótkowłosa na pewno nie należała do ‘typowych dziewczyn’. Jej powierzchowna nieporadność i optymizm były tu niczym w porównaniu z dziwną wyrozumiałością i manią związków męsko męskich, którymi się zajmowała. Jedno było pewne z całej listy potencjalnych fanek Pottera ją można było wykreślić wielkim, czerwonym piórem.

- Ja wiem, że wam przerywam bardzo ciekawą dyskusję, ale Sheva na nas czeka... – Black uderzył się lekko w czoło otwartą dłonią.

- Zapomniałbym! Remi! – kruczowłosy objął mnie mocno i uniósł nieznacznie – Tęskniłem – wyszeptał i musnął mój policzek tak bym mógł to czuć, jednak by J. tego nie dostrzegł. Musiałem przyznać, że było mi niesamowicie przyjemnie mogąc przytulić się do Syriusza nawet, jeśli trwał to tylko kilka chwil.

- Zrobiłbym to samo, niestety moje obolałe ciało mi na to nie pozwala... – Potter podniósł swoją torbę i jęknął żałośnie, co biorąc pod uwagę okoliczności zderzenia z słupem było jedną z zabawniejszych sytuacji. Syri jako jedyny miał niespecjalnie wyładowany plecak najwidoczniej zawierający wyłącznie najpotrzebniejsze szpargały w tym część z nich zapomniał. Wziąłem swoje rzeczy z kartonowego pudła, które stało przy śmietniku i zbliżyłem się do obskurnego buta leżącego z boku. Nie specjalnie chciałem go dotykać niestety czasami poświęcenia w imię wyższego celu uniknąć się nie dało.

- Miejmy to już za sobą – bąknąłem łapiąc z papuć i zamykając oczy. Chłopcy zrobili to samo, a ja mogłem poczuć jak Black zaciska palce drugiej dłoni na mojej pięści. Z wielu środków lokomocji najbardziej drażnił mnie właśnie ten jeden. Świstokliki były mało wygodne i przede wszystkim mdliło mnie na samą myśl o nich, a o użyciu nie wspominając.

Poczułem jak wszystko zaczyna mi się przewracać w żołądku, a ciepły uścisk Syriusza wzmocnił się sprawiając, iż choć na chwilę zapomniałem o zawrotach głosy spowodowanych dziwacznym uczuciem przenoszenia się w całkowicie inny rejon kontynentu. Stanąłem mocno na nogach i zachwiałem się, kiedy moje stopy w końcu wyczuły miękki grunt. Najwyraźniej byliśmy na jakiejś łące, gdyż wiatr zaczął bez przeszkód rozwiewać moje włosy, a zapach kwiatów oraz trawy unosił się w powietrzu. Ciche westchnienie i śmiech nakłoniły mnie do otworzenia oczu. Black puścił mnie i również zaczął chichotać, zaś Potter zły na cały świat siedział w kałuży ze skrzyżowanymi rękami.

- Ja się z nim nie pokazuję na mieście – przyjemny, rozbawiony głos Andrew był czymś naprawdę wspaniałym biorąc pod uwagę niemiłe przeżycie sprzed chwili. – Gdybym wiedział, że tak będzie wysłałbym tutaj ojca. On nigdy nie przejmował się tym czy ludzie patrzą na niego, czy jego kolegów dość dziwnie.

- O, właśnie! Jeśli już o tym mowa to szybko, bo ja chcę sobie twojego tatę pooglądać! – za szklanymi okularami rozbłysły dwie brązowe tęczówki, a woda ściekająca ze spodni Jamesa w chwili gdy wstawał okropnie kontrastowała z jego pewnym siebie wyrazem twarzy. Nawet będąc najpoważniejszym z naszej grupy nie mogłem powstrzymać głośnego, niemal histerycznego śmiechu. Syriusz płakał i starał się przynajmniej nad tym odruchem zapanować skręcając się i trzymając za brzuch. Chyba wyłącznie sam poszkodowany nie widział w tym nic zabawnego, podczas kiedy mnie bolały już dosłownie wszystkie mięśnie. W chwili, kiedy zdołałem, chociaż odrobinę ochłonąć wystarczyło mi jedno krótkie spojrzenie na okularnika i znowu wybuchałem śmiechem. James zdenerwowany do granic możliwości odszedł do nas zaczepiając jakiegoś czarodzieja w średnim wieku, który testował jedną z mioteł. Chłopak oglądnął się na nas i zrezygnowany stanął przed nieznajomym. Z tego, co mogłem wywnioskować udało mu się porozumieć z ciemnowłosym mężczyzną, który starając się nie śmiać wyciągnął różdżkę i osuszył spodnie Pottera. Jeśli ja mówiłem, że to Michael jest bez obciachowy, to w tej chwili całkowicie zmieniłem zdanie. Okularnik nie miał sobie równych, jeśli chodziło pakowanie się w tarapaty i granie pierwszych skrzypiec podczas do przesady ‘walniętych’ akcji.

- I z czego się chichracie! – J. wrócił do nas bardziej komfortowo niż przed chwilą się oddalał – Sheva, jakie jest prawdopodobieństwo, że zobaczę twojego ojca pod prysznicem? – załamałem się słysząc bezsensowne pytanie chłopaka.

- Czy ty się na mojego ojca napaliłeś, Potter? – Andrew spoważniał momentalnie – Przypominam ci, że on mnie spłodził i nie chcę widzieć jak się do niego kleisz! – teraz byłem już pewien, że te chwile będą dla mnie jednymi z najbardziej niepowtarzalnych wspomnień.

 

  

4 komentarze:

  1. Super, super, super, super!!!!!! Świetne! Już nie mogę się doczekać następnego vol'a ^^. Wchodzę na strone juz zrezygnowana bo przez caly dzien nic nie bylo, a tam... SUGOI! Nowa nota! Od razu zabieram się za czytanie. I cio? i Supcio! James napalony na ojca Andrew xD Super! A tak ogółem... kiedy bedzie nowa nota na Ai no Tenshi i co to znaczy. Bo że po Japońskiemu to wiem, ale co znaczy? ^^ Odpowiedz mi.. prosze!

    OdpowiedzUsuń
  2. Noom, notka poprostu swietna :*....ale ja raczej bym Pottera odesłał do domu, skoro tak sie napalił na ojca Shevy..Ale by było gdyby ta wielbicielka Pottera okazała sie matka Syriego XD XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej! Notka SUPER ^^ J. ma jakąś obsesję... wszędzie wydzi dziewczyny ^^ POZDRAWIAM ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Ech... Cudnie xD... Ale... czegos mi brakowalo w tej notce. Chyba po prostu bardziej lubię kiedy akcja dzieje się w Hogwarcie. Ale i tak geeenialnie. J. jest strasznie dziwaczny. Coraz mniej go lubię... ;/

    OdpowiedzUsuń