niedziela, 22 kwietnia 2007

Jadę!

20 lipiec

Jeśli nuda i potworne dłużenie się dni mogły stanowić udany wypoczynek wakacyjny to ja już wolałem w ogóle go nie mieć. Zastanawiałem się, czy warto otworzyć list od Andrew od razu czy lepiej zaczekać do wieczora jednak stanowczo zbyt wiele wysiłku kosztowało mnie chociażby nie spojrzenie na niego podczas późnego obiadu, który przygotowała matka zaraz po powrocie z pracy. Elegancka, biała koperta z jasno żółtymi szlaczkami kusiła mnie i odrywała, co chwilę od posiłku. Sowy powinny mieć wyznaczone godziny przylotów tak, aby nie rozpraszały uwagi, szkoda tylko, że bynajmniej nie ma takiej możliwości. Przez to wszystko teraz dzióbałem widelcem w plasterku ogórka i rysowałem na śmietanie z mizerii małe literki układające się w krótkie słowo ‘tomorrow’, które z nikąd pałętało się po moim umyśle. Najwyraźniej piosenka, którą zaledwie wczoraj puszczał mi Michael dość dobrze zakorzeniła się w mojej pamięci, gdyż zanim się ocknąłem już ją nuciłem. Od dnia naszego ostatniego przypadkowego spotkania codziennie włóczył się po Pokątnej z Gabrielem i zawsze wpadał do mnie żeby chociażby przez chwilę dotrzymać mi towarzystwa. Nie wiem, dlaczego, ale widok tych dwojga obejmujących się i okazujących swoje uczucia bez zbędnego zażenowania poprawiał mi humor, jednak nie zmieniało to faktu, że ta niewinnie wyglądająca koperta musiała kryć w sobie coś niezwykłego. W końcu Sheva na pewno pisał nie tylko po to by chwalić się czasem wolnym od szkoły.

- Mamo, ty mnie pokarm, a ja zabiorę się za ten list, dobrze? – jęknąłem patrząc tęsknie na upragnioną kopertę leżącą na stoliku w salonie. – Albo zjem później, proszęęęę... – złożyłem dłonie jak do modlitwy i skubnąłem trochę mięsa nabitego na sterczącym widelcu, który trzymałem.

- Najpierw zajmij się obiadem, a później będziesz mógł robić, co ci się podoba – matka rzuciła mi szybkie spojrzenie i skupiła je na swoim talerzu, podczas kiedy ja nie mogłem już spokojnie usiedzieć.

- Proszę, proszę, proszę! Minutkę, błagam! Sznycel mi nie ucieknie – dźgnąłem go i wyszczerzyłem się błagalnie, co nie przyniosło żadnego efektu – Proszęęęę!

- Dobrze! Tylko przestań mi już jęczeć! – lekcje bycia upierdliwym, jakie udział mi Potter w końcu przyniosły skutek. – Nigdy nie myślałam, że możesz tak się zmienić w ciągu kilku miesięcy poza domem, Remusie.

- Na lepsze, czy na gorsze?! – krzyknąłem z pokoju obok, siedząc na ziemi z listem w ręce i otwierając go ostrożnie. Rzeczywiście wiele uległo zmianie przez ten rok począwszy od tego, że w końcu miałem kolegów, poprzez zachowanie, a na mojej dawnej niewinności kończąc. Mi osobiście to nie przeszkadzało, jednak wolałem się upewnić, co na ten temat mają do powiedzenia moi rodzice.

- Nie martw się, moim zdaniem teraz jest idealnie – ojciec w końcu podniósł głowę znad jakiś papierów i uśmiechnął się przyjaźnie – Będziesz tak na mnie patrzył, czy w końcu przeczytasz, co do ciebie piszą? – ocknąłem się i spojrzałem na zgrabne pismo Andrew, które miejscami wyglądało dziwacznie, a ja mogłem się tylko domyślać, kto przeszkadzał chłopakowi w pisaniu. Na wspomnienie Fabiena zrobiło mi się przyjemnie ciepło, gdyż przed oczyma miałem także kręcącego się blondyna, który uważnie pisał swoje wypracowanie. Prześledziłem szybko tekst listu i zmarszczyłem czoło nie mogąc pojąc niektórych stwierdzeń. Jeśli dobrze wszystko przeczytałem to chłopak postanowił zadbać o mój związek z Syriuszem i zaprosił całą naszą paczkę do siebie na...

- Mamo, jadę na Mistrzostwa! – wydarłem się i podbiegłem do wyprowadzonych z równowagi rodziców – Jadę na Ukrainę! Będę na Mistrzostwach! Sheva załatwił bilety! – zacząłem skakać z radości po kuchni klaskając w dłonie – Jadę, jadę, jadę! Mogę, mogę, mogę, prawda?! – przytuliłem się do matki i potarłem policzkiem o jej twarz.

- Chwileczkę... – bąknęła prawdopodobnie rozumiejąc niewiele więcej niż mój lekko zaskoczony ojciec – Gdzie jedziesz? – odłożyła sztućce i odwróciła się przodem do mnie, a jej oczy zwęrzyły się trochę. Dawniej prawdopodobnie nie chciałbym tego nijak rozgrywać, jednak teraz dobrze wiedziałem jak wykorzystać jej słabości z pożytkiem dla siebie samego. Przydatna umiejętność nabyta przez czas pobytu w Hogwarcie. Najwidoczniej zawdzięczałem szkole więcej niż na początku mogłem dostrzec.

- W tym roku Mistrzostwa Świata w Quidditchu są na Ukrainie – zacząłem powoli – Co naturalnie wiesz. Sheva porozmawiał z tatą i załatwił wejściówki na mecz Ukrainy z Holandią. Jeśli się uda to i kilka innych spotkań zaliczymy – nie mogąc powstrzymać uśmiechu przygryzłem wargę, jednak mimo to i tak cały drżałem z podniecenia, chociaż sam nie wiem czy ze względu na specjalną okazję czy spotkanie z Syriuszem.

- Sheva? TEN Sheva? – wiedziałem, że kobieta zareaguje we właściwy sposób. Zbyt dobrze ją znam bym mógł się, co do tego mylić i najwidoczniej nie tylko ja zdawałem sobie z tego sprawę, gdyż ojciec przewrócił oczyma, a podpierając się łokciem o stół odłożył na chwilę swoje dokumenty.

- Tak mamo, właśnie TEN! – przytaknąłem z udawaną powagą. – Nie martw się nic mi się nie stanie. Nie będę sam, poza tym Andrew ma po nas wyjść... – zaciąłem się myśląc, co jeszcze mógłbym dodać.

- Niech będzie, pozwalam. I zapewne twoja ukochana też tam będzie – jej westchnienie było raczej objawem delikatnej zazdrości niż czegokolwiek innego, a kolejne stwierdzenie wywołało u mnie rumieńce. – Ile masz jeszcze czasu? – kobieta znowu wróciła do posiłku starając się nie wybuchnąć ogólną radością, którą ja przejawiałem w dalszym ciągu.

- Za równiusieńki tydzień już mnie nie będzie! Jak ja się cieszę! Jadę na Mistrzostwa! Idę się pakować! – włożyłem szybko do ust to, co zostało na moi talerzu i rzuciłem się biegiem w kierunku schodów – Nie chcę niczego zapomnieć, więc proszę mi nie przeszkadzać! – śmiech matki i przeciągły jęk ojca odprowadziły mnie pod same drzwi mojego pokoju. Nareszcie coś miało się wydarzyć, a w dodatku w końcu mogłem mieć okazję spotkać się z Blackiem, za którym już tęskniłem. Nie spodziewałem się, że Andrew weźmie sprawy we własne ręce i zaprosi nas wszystkich do siebie, a tym bardziej załatwiając nam wejściówki na mecz. Bezsprzecznie był niesamowity i nie sposób było go nie pokochać za to jak słodki czasami się wydawał. James pogodził się ze stratą Szamana, więc nie powinna przeszkadzać mu obecność Fabiena w domu jasnowłosego, a to już było dużym postępem. Teraz musiałem się tylko umówić z kolegami i spokojnie przenieść w wyznaczone przez Świstoklik miejsce.

Rozejrzałem się dokładnie po sypialni i westchnąłem zastanawiając nad tym, od czego w ogóle powinienem zacząć. Biorąc pod uwagę to, iż będę z Syriuszem to na pewno nie musiałem się martwić o nudę, więc część zbędnych bagaży odpadała na wstępie. Popatrzyłem na ułożone na półce pluszaki.

- Nie, bez przesady – pokręciłem głową i usiadłem na łóżku oglądając uważnie wnętrze pokoju. – Ubrania, szczoteczka do zębów, szczotka do włosów, klucze do domu na wszelki wypadek... tabletki na ból głowy, chusteczki higieniczne... – to miał być mój pierwszy w życiu wyjazd gdziekolwiek, jeśli chodzi o odwiedzanie znajomych, więc nie byłem pewien czy zabrać ze sobą jakieś książki, czy raczej sobie podarować przez wzgląd na ‘antyedukacyjnego’ Jamesa, czy też rozrywkowego Syriusza. Sięgnąłem pod łóżko po jeden z moich ulubionych tytułów i wyszczerzyłem się do okładki. Zawsze wolałem poczytać coś miłego przed snem, a niektóre książki były wprost niesamowite. Byłem ciekaw jak przedstawiałaby się jakaś napisana o mnie i Blacku. W końcu zawsze ktoś mógł się za to zabrać... Ktoś, czyli ja! Kolejny genialny pomysł, chociaż z realizacją mogło być gorzej.

- Remusie, babcia dzwoni i chciała z tobą rozmawiać! – donośny głos matki uciął moje rozmyślania i sprawił, że zapomniałem o wszystkim. Podniosłem się i otrzepałem rozluźniając mięśnie, które były całkowicie spięte od ogólnego szczęścia, jakie mnie przepełniało. Nie mogłem doczekać się kolejnego czwartku i spotkania z przyjaciółmi, a w szczególności z kruczowłosym. Nawet, jeśli nie będziemy mogli publicznie pokazywać swojego uczucia to na pewno czekały mnie jedne z najwspanialszych chwil wakacji, jakie mogłem sobie wymarzyć.

 

  

6 komentarzy:

  1. ~wielbicielka Remusa22 kwietnia 2007 21:06

    jejciu :) to jest po prostu niesamowite! jak zobaczyłam, że jest ju new nocia to aż podkoczyłam z radości :) dziękuję za to, że piszesz :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest suuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuper! Już nie mogę się doczekać środy i następnego odcinka! Ach.. i czy możesz mi powiedzieć kiedy będzie nowy na Ai no Tenshi? Bo UWIELBIAM Marcela i Fillipa! Oni są tacy KAWAI! Więc please! Pisz szybciutko tam notkę. A co do tej: mało się działo uczuciowo i akcyjnie : ( Szkoda... ale jak pojawi się Syri to będzie się działo ^^ Pozdrawiam.PS. Od rana co 10 minut odswieżałam tą stronę czekając na nową notkę ; ]

    OdpowiedzUsuń
  3. Yuhu!!! Cieszę sie chyba bardziej od Remusa na ten wyjazd!!! ^^" Jeeeju....! Kochany Sheva. Zawsze go lubiałam ;). Ach, i kiedy będzie nowa notka na ai-no-tenshi? Jak najszybciej mam nadzieję :)). Ech. Uwielbiam jak piszesz :).

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaraz, zaraz... Coś mi tu nie trybi: Syriusz mieszka w Londynie na Grimmauld Place (czy jakoś tak). Tak? Tak. Mama Remusa ma sklep na Ulicy Poktnej, też w Londynie. Tak? Tak. Więc dlaczego nie spotkali się któregoś dnia zupełnie normalnie i zwyczajnie, co, czyżby oba miejsca oddzielała rwąca rzeka nie do przebycia, pełna wrzącej lawy? Ewentualnie szalały rozwścieczone watahy goblinów, żądajacych darmowych przejazdów środkami komunikacji publicznej siejących strach i spustoszenie? Nie wierzę - co to, wstręt do busa wejść? ;) Albo piechotką nawet?

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej! Notka SUPER ^^ Remik jedzie na Mistrzostwa ^^ A ten obrazek pod notką... XD POZDRAWIAM ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. No, cos sie wydarzy. !! Wow, i mama ma racje , wpierw obiadek a potem listy od znajomych... ( oczywiscie przekładajac na nasze : odwrotnie :P:P )

    OdpowiedzUsuń