czwartek, 19 kwietnia 2007

Wariatki

30 czerwiec

To był najdłuższy tydzień, jaki kiedykolwiek przeżyłem. Zawsze mówiono, że wakacje mijają zaskakująco szybko, podczas kiedy mi dłużyły się już teraz. Gdyby nie to, że listy od Syriusza dostawałem codziennie rano i wieczorem, nie wiem jak poradziłbym sobie ze wszystkim. Dla zabicia nudy pomagałem mamie w sklepie marząc o tym, że całkowicie przypadkiem zobaczę Blacka, który przyszedł z matką po jakieś zioła. Było to mało prawdopodobne, ale zawsze mogłem się łudzić. W końcu cuda się zdarzały, chociaż mojemu szczęściu nawet to pomóc nie mogło. Prędzej spotkałbym samego Merlina w pokoju nauczycielskim mugolskiej szkoły, niż Syriusza na Pokątnej. Przez jedenaście lat życia już się tego nauczyłem. To, czego najbardziej pragnąłem zawsze było nieosiągalne. Żałowałem, że zrobiony przeze mnie kalendarz nie mógł przyspieszać czasu, lub chociaż uśpić mnie na czas wakacji, bym nie musiał tak potwornie tęsknić za kruczowłosym. Dzięki temu uniknąłbym także bezustannych pytań matki, która chciała wiedzieć, kim jest moja ‘ukochana’, bez której żyć już nie potrafię. W następnym roku zapewne ślub i wnuki zacznie planować, jednak nie chciałem zbyt wcześnie rozpraszać jej nadziei. Pomyśleć, że inni rodzice przez długie lata nie potrafią pogodzić się z tym, że ich ‘dzieciątka’ dorastają, a moi najchętniej zostaliby dziadkami i patrzyli jak zakładam własną szczęśliwą rodzinę. Dziwne są koleje losu o dorosłych nie wspominając.

- Kochanie, idź do Melchiory i kup kilka bułeczek różanych – mama wcisnęła mi w rękę pieniądze i zaczęła wypychać ze sklepu. – Gdybyś zobaczył jakieś rozwódki dobierające się do twojego ojca, który od wystawy Esów Floresów nie może się odkleić to bardzo cię proszę przyprowadź go tutaj choćby opór stawiał.

- Mamo, mam pomysł. Ty idź, a ja sklep poprowadzę. – uniosłem brew patrząc na marszczącą czoło kobietę.

- Nie, później będą mówić, że jestem o niego zazdrosna! – pokręciłem głową uświadamiając sobie, że tą niemal chorobliwą zazdrość odziedziczyłem właśnie po niej.

- Mamuś, ale przecież to prawda... – ostre, karcące spojrzenie od razu skróciło moje dalsze stwierdzanie faktów. Z tego wyjścia mogłem wynieść jeden pożytek. Melchiora była matką Petera, a biorąc pod uwagę jej niesamowitą dbałość o szczegóły i rozpieszczanie syna blondynek na pewno siedział teraz w cukierni i uzupełniał zaległości w słodyczach, które wynikały z podziału na cztery lub pięć części w zależności od tego, czy Sheva upominał się o swoją działkę. Wspaniałe czasy nauki szkolnej, za którymi tęskniłem jak nigdy dotąd.

Przeciągnąłem się i poprawiłem białą koszulkę, którą rano założyłem na szybkiego. Miałem ochotę rzucić na odchodnym jakiś zgryźliwy komentarz, ale powstrzymałem się i spokojnie opuściłem sklep stając jak wryty przed witryną. Może nie był to Black, jednak widok trzymających się ze ręce Michaela i Gabriela, czym wzbudzali duże zainteresowanie, wybił mnie z dotychczasowego rytmu nudnego dnia. Z tego, co łatwo dało się zauważyć nie tylko mnie, gdyż wielu starszych czarodziejów z obrzydzeniem patrzyło na dwóch Ślizgonów.

- Remi! – Nedved z widoczną radością pomachał do mnie i pociągnął za sobą zmęczonego kolegę. – Jak miło, że wyszedłeś nam naprzeciw. – długowłosego ponosiła wyobraźnia, tego nie dało się nie zauważyć.

- Tak też to można nazwać – uśmiechnąłem się i dość bezpośrednio spojrzałem na złączone dłonie chłopaków.

- Nawet nie pytaj – westchnął Rica na wstępie – Gdybyś ty przez trzy godziny bezustannie wysłuchiwał jęczenia też zgodziłbyś się na wszystko.

- Dzięki temu te napalone dziewczyny wiedzą, że jesteś mój i nawet cię nie zaczepiają! – Michael pokazał kochankowi język z małym kolczykiem w kształcie literki ‘G’. – Nie będą mi się na ciebie gapić jakieś bezwstydne larwy ze wszystkim na wierzchu, które pięćdziesiątki nie dożyją, bo je choroba nerek wykończy! – długowłosy wyszczerzył się dumnie do podłamanego Gabriela. Nie chciałem wspominać niektórych częściach garderoby Nedveda, które miałem okazję oglądać przez ten rok, tym bardziej, że dziewczyny rzeczywiście z błyskiem w oczach patrzyły na tę dwójkę by później zrazić się tym, że najwyraźniej są oni razem. Biorąc po uwagę moje przywiązanie do Syriusza bynajmniej nie dziwił mnie związek kolegów, a tym bardziej jakikolwiek inny.

- Przypominam ci, że w łóżku przez pół godziny prosisz żebym się z tobą kochał, a po wszystkim zasypiasz w przeciągu pięciu minut!

- Bo daję z siebie wszystko! – Ned posłał zniewalający uśmiech, podczas kiedy ja czułem się trochę głupio i bez wątpienia nabrałem rumieńców. Na szczęście, lub nie, szybko zapomniałem o chwilowym zażenowaniu, kiedy jakieś pięć dziewczyn przystanęło na samym środku ulicy z uwielbieniem wpatrując się w parę Ślizgonów.

- Jak by to powiedział Peter... Każdy cukierek ma dwa końce... – bąknąłem przyglądając się małej grupce podnieconych nastolatek, co zwróciło także uwagę Ślizgonów.

- Widziałeś kiedyś ‘syndrom pisklaka’? – długowłosy uśmiechnął się przebiegle i w dość teatralny sposób złapał Gabriela za brodę. – Więc patrz... – wyszeptał i przymykając oczy namiętnie pocałował kochanka, a jego dłoń przesunęła się po policzku wczesując w krótkie ciemne włosy. Dziewczyny zaczęły głośno piszczeć i niemal krzyczeć, jakie to słodkie skacząc w miejscu i obściskując się z radości. ‘Syndrom pisklaka’, bez wątpienia była to idealna nazwa dla tego typu zachowań. Nie wiedziałem, że takie maniaczki jak te w ogóle istnieją, jednak teraz wiedziałem skąd właściwie wzięła się Zardi.

- Jakby to powiedział James... – wydukałem – Jesteś bez obciachowy... – Rica odepchnął w końcu zawiedzionego Nedveda i uderzył go lekko w żebra, na co znowu odezwały się rozanielone dziewczyny. Z łatwością dało się wyłapać niektóre stwierdzenia typu „Kami, zgniatasz mnie!”, „Caroline, zaślinisz mi ramię!”, czy też głośny krzyk „Nati krew ci się puściła!”. O ile dobrze słyszałem były tam także Just i Kass, chociaż zupełnie nie wiem, po co mi pamiętać takie szczegóły. Mimo wszystko błyski w oczach i szerokie, perwersyjne uśmiechy mówiły same za siebie, a ja do tej pory myślałem, że to moi przyjaciele są walnięci.

- Jeśli chodzi o ścisłość to, to coś... – Ricardo wskazał niemal niezauważalnie w stronę grupki - jest wszędzie i jeśli się przyklei to ciężko je zgubić. Michael uznał, że zaspokajając własne potrzeby może również uszczęśliwiać ludzi, dlatego nie dziw się, że ma taką frajdę demonstrując ci ile dźwięków mogą z siebie wydać w przeciągu kilku sekund. – jeśli stwierdzenie „Caroline, idiotko. Przecież nie zaczną się obmacywać na środku Pokątnej!” należało do wspomnianych przez chłopaka ‘dźwięków’ to ja wolałem nie słyszeć szczegółów tych wizji.

- W... Wybaczcie, ale muszę się chwilowo zmywać... – wyjąkałem i spojrzałem w stronę cukierni. – Zobaczymy się później – uśmiechnąłem się błagalnie i otrząsnąłem, kiedy Ned zmierzwił mi włosy, na co odpowiedziały piski ‘Trójkącik, będzie trójkącik!’. Cóż, widać wiele musiałem się jeszcze nauczyć o dziewczynach i ich ‘odchyłach psychicznych’ jeśli miałem zamiar podobnie jak dwaj Ślizgoni żyć ze świadomością przebywania w mniej zwyczajnym związku. Jakoś nie mogłem wyobrazić sobie McGonagall, Span i Sprout, które tak samo reagowałyby na widok na przykład Namidy i Riddle’a. Z trudem powstrzymałem śmiech, kiedy taka wizja stanęła mi przed oczyma. Jednak te wakacje mogły wnieść do mojego życia nowe doznania i tylko czekałem na podzielenie się moimi spostrzeżeniami z przyjaciółmi. Jak dotąd nie wiedziałem, że nawet świat pełen magii może mieć swoich własnych dziwaków, ale najwidoczniej zaliczało się to do zjawiska powszechnego. W końcu przechodzący Pokątną czarodzieje patrzyli teraz dziwnie nie tylko na trzymających się chłopców, ale i na wariujące dziewczyny, które do najnormalniejszych bez wątpienia nie należały.

- My też się zbieramy – Gabriel popatrzył ostro na partnera – Jeśli szybko nie zgubimy tamtej piątki to ja osobiście przeżyję załamanie nerwowe od tych jęków, a i tak dość się dzisiaj nasłuchałem. – Nedved westchnął głośno prawdopodobnie mając nadzieję, że uda mu się jeszcze bardziej zadowolić grupę dziewczyn. Jak dla mnie było to już wystarczające doznanie, więc tylko dygnąłem szybko i pobiegłem w wcześniej już obranym kierunku.

 

  

6 komentarzy:

  1. Pierwszy raz a już pierwsza! ^^ Aaach.... uwieelbiam twoje opowiadanie, zarowno to jak i ai no tenshi. Kawaii! Wczoraj przeczytałam wszystkie notki od początku, rodzice zaczeli na mnie wrzeszcec ze tyle siedze przy komputerze, ale sie nie moglam oderwac :). Rica i Ned (i ich charakterystyki ^^) sa po prostu cudooooowni. Cud miód malina ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Psia... Czyli że ja też jestem taką wariatką? Chcoiaż nie... ja się tylko cieszę, ale nie piszczę... chyba... PS. A ta Nati z krwotokiem, to -przepraszam - ja? ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. ~AranelInglorion19 kwietnia 2007 20:38

    kawaii!! *^_^* czemu jak przeczytałam o tych dziewczynach, przypomniało si się wyjście z przyjaciółką do centrum hanlowego? XD też mamy takie odchyły :> a potem się chłopcy na nas patrzą jak na wariatki, chociaż to oni obmacywali się na środku silesii ^^' nocia cuuuuuudowna :> mam nadzieję, że Remik spotka Siriego wkrótce bo uschnie z tęsknoty XD

    OdpowiedzUsuń
  4. XD masakra tam jeszcze było "Kass" odebrałam to osobiście nei wiedizeć czemu xD. Ja też tak mam xD teżtak piszczę z koleżanką xD ale raczej chichotamy a nie drzemy się "trójkącik" xDD jednak wersja niedaleko odbiegajaca od realiów ;) sympatyczne xD

    OdpowiedzUsuń
  5. No cóż... sama nie wiem jak bym zareagowała na chłopaków trzymających się za rękę. Nigdy nawet nikogo homo nie widziałam, bynajmniej takiego co by to okazywał xD. Te dziewczyny jednak były trochę dziwne, albo nie! (złe określenie) - bezpośrednie po prostu xD Tak myślę myślę i wymyślić nie mogę jak by tu Siri i Remi mogli sie spotkać... Jestem ciekawa jak Syriusz wytrzymuje te wakacje, może by tak napisać kartkę z jego pamiętnika? Tak dla mnie to by był prezencik, bo 27 kwietnia mam urodzinki i bardzo bym się ucieszyła z dedykacji chociaż by w niedzielę;-] Plisss ;-p

    OdpowiedzUsuń
  6. "Bynajmniej"... Proszę cię, zanim użyjesz jakiegoś słowa, bądź łaskawa sprawdzić w słowniku, co ono oznacza, a nie szafuj nim tylko dlatego, że tak mądrze i dorośle brzmi...:/

    OdpowiedzUsuń