środa, 13 czerwca 2007

Lucky

Notka dopiero dziś ponieważ mi net wysiadł i nie miałam go przez kilka dni T^T

 

Język nieznajomego po raz kolejny zwilżył wargi, które wykrzywiły się w specyficznym uśmiechu. Ciarki po raz kolejny przeszły mi po plecach. Jeśli ktoś mógł na niego trafić to tylko ja. Z całej masy ludzi, jacy mieszkają w Londynie musiałem wejść w plecy kogoś takiego. Gdyby to był Potter nie zdziwiłbym się, jednak przy moim szczęściu nic nie wskazywało na łatwe załatwienie tej sprawy. Odsunąłem się o krok i kątem oka rozejrzałem wokół siebie. Tak jak przypuszczałem pomysł z tym by przejść przez park był kiepski, a to miejsce całkowicie opustoszałe. Słyszałem wyraźnie głosy dochodzące z drugiego końca, ale nie miałem już nawet pojęcia czy nieznajomy również jest w stanie je dosłyszeć. Sam nie wiem, dlaczego, jednak spanikowałem i znowu przesunąłem się do tyłu.

- Już uciekasz? – chłopak ruszył zbliżając się do mnie i oblizał zęby, z czego najbardziej wyróżniały się kiełki. Bezwzględnie nie wydawał się kimś, kto łatwo odstępuje od swoich pierwotnych zamierzeń. Odwróciłem się chcąc jak najszybciej uciec, ale uścisk na ramieniu uciął moją dalszą chęć rozpłynięcia się w powietrzu. Ostre paznokcie wbiły się nieznacznie w moją skórę, a zaraz potem nieznajomy zabrał dłoń i założył włosy za ucho odsłaniając drugie oko.

- J... Ja muszę już iść – wycedziłem i dopiero po chwili zrozumiałem jak głupie było to stwierdzenie.

- Ależ spokojnie, to nie zajmie nam dużo czasu – długowłosy sprawnie objął mnie jedną ręką w pasie, zaś drugą ścisnął mój pośladek. Jęknąłem głośno i zaczerwieniłem się wiedząc, iż nie tak powinienem zareagować. Zacisnąłem pięści i kładąc je na piersi chłopaka starałem się go odepchnąć. Byłem tak wystraszony, że nie mogłem zebrać wystarczająco dużo sił by się uwolnić. Ciało nieznajomego większe od mojego niemal dwukrotnie bez przeszkód kierowało moimi krokami sprawiając, że przywarłem do jednego z drzew. Kląłem w myślach na wszystko, na co mogłem i błagałem o jakiś cud. Chciałem się chociażby obudzić i uznać, że to tylko koszmar, niestety aż za dobrze wiedziałem, iż wszystko to dzieje się naprawdę.

- C... Co...? – łzy stanęły mi w oczach, a gardło ścisnęło się nie pozwalając mi wydobyć z siebie głosu. Chłopak po raz kolejny posłał mi uśmiech i pochylając się zlizał z moich powiek pierwsze krople.

- Oj, nie ma potrzeby płakać. – ironia w jego głosie była aż nazbyt wyczuwalna. – Nie zrobię ci nic złego, a przynajmniej nie zamierzam. – przekrzywił głowę i przyłożył usta do mojego ucha – Nie tutaj... – wyszeptał naprawdę cicho i ugryzł płatek błądząc po nim językiem. Jego oddech drażnił moją szyję, a dłonie mocniej przysunęły mnie do niego. Kolano długowłosego uniemożliwiło mi jakiekolwiek manewrowanie nogami wślizgując się pomiędzy moje uda tak, iż zastygłem na jakiś czas. Mogłem tylko drżeć i oddychać ciężko czekając na ciąg dalszy. Nie wiedziałem, czego się spodziewać, ani o co dokładnie może mu chodzić, chociaż zawsze mogłem się domyślać. Ból oczu niemal dorównywał teraz temu, jaki rozrywał mi krtań, a mimo to nadal nic mi nie wychodziło. Wilgotne usta z satysfakcją przesunęły się na moją szyję i zaczęły ją skubać. Nie wiem, dlaczego, jednak od razu przypomniał mi się Syriusz. W myślach błagałem go by się tu zjawił, a w głębi duszy wydawało mi się, iż gdyby wiedział o wszystkim uznałby to jako pretekst do rozstania.

- N... Nie... – zdołałem o dziwo wydusić jednak niewiele to dało i nie dziwiłem się.

- ‘Nie’, co? – chłopak odsuwając się uniósł brwi – Przecież nic jeszcze nie zrobiłem. A, może ty nawet nie wiesz, co mogę ci zrobić? – wydawał się być zafascynowany, chociaż sam nie wiem czym. – Mrau! Nie myślałem, że mi się uda złapać taką ptaszynę... Cudownie. Pobawimy się odrobinę, a później wrócisz do domu, co ty na to? – zabrał dłoń z moich pośladków i naciągnął nią moją koszulkę. Liżąc moją szyję przeszedł na obojczyk i tors. Jego chłodne opuszki palców wślizgnęły się za materiał, a chwilę później szybko zaprzestały gładzenia mojej skóry. Na dotąd uśmiechniętej twarzy pojawił się wyraz niezadowolenia, a czoło ozdobiła niewielka żyłka. Nie miałem pojęcia, o co chodzi, jednak ciało nieznajomego odsunęło się na niecały centymetr.

- A jednak nie jesteś taki święty? – rzucił przyglądając się ciągle mojej piersi.– Ten maleńki znaczek na pewno nie powstał ot tak sobie – zamyślił się na chwilę, a do mnie dotarło, że chodzi mu o ‘malinkę’, która była dziełem Syriusza – No pięknie. Więc stąd to ‘nie’...

- Żartujesz! Serio to zrobił?! – dziewczęcy głos oddalony od nas o kilkanaście metrów rozproszył chwilową dziwną i niebezpieczną atmosferę. Chłopak odwrócił się w tamtą stronę, a ja wykorzystując to dałem nogi za pas. Ledwo byłem w stanie biec, gdyż nadal trzęsłem się niesamowicie, ale nie chciałem po raz kolejny wpakować się w kłopoty. Słyszałem jedynie, że chłopak jęknął zrezygnowany i rzucił ciche ‘lucky!’ skierowane do mnie. Minąłem dwie dziewczyny, które były moim wybawieniem i nie zatrzymując się ominąłem park wielkim łukiem trzymając się cały czas zatłoczonych miejsc. Nie miałem zamiaru już nigdy włóczyć się sam gdziekolwiek. Jak najszybciej chciałem zapomnieć o tym incydencie i nie wracać do niego nigdy. Jedno takie doświadczenie wystarczyło mi na wszystkie lata życia. W końcu nie wytrzymałem i zacząłem płakać. Obszedłem park chodnikiem, który otaczał go po drugiej stronie bramki i spojrzałem na ścieżkę wewnątrz niego. Chłopak uśmiechał się idąc w takim samym tempie, co ja i bezustannie patrząc w moją stronę. Rozpłakałem się bardziej i znowu zacząłem biec. Gdyby nie Syri i jego wieczne pozostawiane na mnie ślady możliwe, że wszystko to skończyłoby się inaczej, jakikolwiek nie miałby być ‘end’. Nigdy już nie chciałem karcić Blacka za jego zachowanie względem mnie. Gdyby nie jego matka nie musiałbym sobie radzić ze wszystkim sam. Ona stanowiła wystarczającą barierę nie do przejścia, która izolowała nas, mimo iż mieszkaliśmy w jednym mieście. Teraz nie mogłem już zaprzeczyć, że jestem nadal dzieckiem, które potrzebuje czyjeś opieki, a w moim przypadku najbardziej w świecie chciałbym by tą opieką otoczył mnie Syriusz. Tylko, że to nie było możliwe.

- Hej, hej, hej... – przerażony odskoczyłem od osoby, która objęła mnie ramieniem i zatrzymała. Michael wydawał się zszokowany nie tylko moją reakcją, ale i zaczerwienionymi oczami. Roztrzęsiony wtuliłem się w niego i chociaż przez chwilę poczułem pewniej. Jemu mogłem ufać bez względu na to, jaki był i jak się czasami zachowywał.

- Co się stało, Remi? – łagodny głos Ślizgona uspokajał mnie i przywodził na myśl chwile spędzone w Hogwarcie. Pokręciłem głową wycierając policzki i nos w koszulkę chłopaka, który nie wydawał się tym przejmować. Odsunął mnie i zdjął ciemny podkoszulek podając mi go z uśmiechem. Otarłem oczy ramieniem, jednak Michael z westchnieniem przystawił mi do twarzy swoją i tak już lekko przeze mnie sfatygowaną część garderoby.

- Dziękuję – oddałem uśmiech i całkowicie przestałem już rozpamiętywać tamto zajście. Sheva miał całkiem niezłe oko, jeśli chodziło o chłopaków i mogłem to stwierdzić z całą pewnością. Byłem przekonany, że tylko Syriusz jest w stanie sprawić bym zapomniał o tym, co mnie boli, jednak najwidoczniej myliłem się. Nawet, jeśli Nedved nie był dla mnie tak ważny jak Black to bez wątpienia mógł uchodzić za jednego z przyjaciół.

- To jak, dowiem się, o co chodzi? – z teatralną miną smutku i tęsknoty spojrzał na swój podkoszulek, w który siąkałem.

- Nie – rzuciłem i skrzywiłem się oglądając ciemny materiał – Wypiorę go i oddam. – te słowa wywołały u chłopaka ciepły śmiech.

- Nie musisz. W prawdzie Gabriel będzie zachodził w głowę, co ja u licha z nim zrobiłem, że wracam do połowy rozebrany, a Syriusz wypyta cię szczegółowo skąd go wziąłeś, ale zatrzymaj go. – argumentacja ciemnowłosego w zupełności wystarczyła mi jako powód do zwrócenia koszulki, a bynajmniej nie o to chodziło Michaelowi.

- Oddam przy najbliższej okazji – ukłoniłem się lekko i na nowo przetarłem nos. – Do widzenia! – rozpromieniłem się i pobiegłem dalej jednak nie martwią się już w zupełności o nic. Chłopak miał jakieś działanie łagodzące i mógłbym zazdrościć Ricardo kogoś takiego, gdybym sam nie miał cudownego Syriusza. Musiałem przetrzymać jeszcze tylko niecały miesiąc i już mogłem w spokoju wrócić do szkoły. Tęskniłem za lekcjami i chwilami, kiedy poza nimi niewiele się liczyło i nie miałem problemów innych niż nauka, sprawdziany, czy koledzy. Musiałem wytrzymać do tego czasu, po prostu musiałem.

7 komentarzy:

  1. no! nareszcie pierwsza ^^ cudo, kirhan-san, cudo jak zawsze.... a czy ten rudzielec jeszcze się pojawi? Niech się pojawi, niech się pojawi!!!! mrau.... -_^

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ szczęście miał Remi, że udało mu się wyrwać temu łobuzowi^^ Ale mam nadzieję, że chłopczę się jeszcze pojawi, bo mi się podoba;) Notka oczywiście boska, aczkolwiek brakuje mi yaoi... Ach, ja tylko o jednym myślę. Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy. Bardzo (nie)cierpliwie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Iijeee! A już myslałam, że się pogryzą... :( Ale musze przyznać, że uwielbiam takie rzeczy - bezwolna ofiara i władczy acz czarujący i neibywale seksowny... ee... Ktoś? ;) RrrRRRrrr!

    OdpowiedzUsuń
  4. nagini@amorki.pl15 czerwca 2007 18:26

    notka jest jak zwykle świetna po prostu boska mam nadzieje, że czerwonowłosy nieznajomy pojawi się jeszcze w innych notkach

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej! Notka SUPER!!! Szczerze mówiąc to Remik miał szczęście, że Syri zawsze "znaczy swój teren" ^^ no i jeczsze te dwie dziewczyny ^^ No ale Bishounen mógłby się jeszcze pojawić ^^ (ale kiedy Luniek będzie z Łapą, zeby tem go... no powiedzmy obronił) ^^ POIZDRAWIAM ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. hannah.kyoyama@amorki.pl16 czerwca 2007 15:54

    Witaj... Więc ja chciałam zacząć od tego, że kilka dni temu trafiłam na twojego bloga i calusieńką noc od jedenastej wieczorem do czwartej nad ranem spędziłam czytając wszystkie twoje notki. Co do notek najbardziej podobała mi się... Kartka z pamiętnika Severusa Snape'a... I znowu wychodzi na wierzch moja nieprawdopodobnie zboczona natura! Zapraszam cię na mojego bloga. Jest mniej notek, ale dosyć treściwe. Tak sądzę.www.shaman-king-lol.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam,
    uff miał szczęście, oznaczenie czasami się przydaje... choć mógł powiedzieć Michaeleowi co się stało, bo jak tamten za nim pójdzie...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń