środa, 25 lipca 2007

Y... *tfuj*?

Nie wiem czy czuwał nade mną Bóg, Merlin, lub obaj naraz, jednak brak Transmutacji był błogosławieństwem, jednym z większych jak dotychczas. Całe szczęście byłem w stanie unikać także McGonagall tak, więc możliwość spokojnego powrotu do sypialni była już tylko uwieńczeniem tego dnia. Jakoś nie miałem zamiaru oglądać twarzy kata tuż po ułaskawieniu, tym bardziej, kiedy chodziło o opiekunkę Gryffindoru. Kobieta z pewnością wiedziała, iż ukrywam wiadomość o likantropii przed przyjaciółmi, więc unikając spotkań z nią omijały mnie także dołujące wykłady na ten temat. Sam w wystarczającym stopniu zdawałem sobie sprawę z niebezpieczeństwa każdej podejmowanej decyzji i nie potrzebowałem dodatkowego gwoździa do trumny, którą zbijałem od tamtego roku. Gdybym nie zakochał się w Syriuszu wszystko wyglądałoby inaczej i nie musiałbym kłamać, a przynajmniej nie jemu. Mimo to było już za późno i chociażbym pluł sobie w twarz przez resztę życia nie zmieniłoby to moich uczuć. Nie ja wybrałem sobie obiekt westchnień i nie ja odpowiadałem za to, że moje uczucie zostało odwzajemnione, chociaż w pewnym sensie i ja byłem winny. Nie uważałem tego za błąd, jednak ciągle miałem wyrzuty sumienia w związku z moimi oszustwami. Gdyby Zardi słyszała to wszystko zapewne schowałaby wielkie zdjęcie Chuck’a Norris’a, do którego ‘modliła’ się cały dzień i uraczyłaby mnie całkiem przydługim komentarzem.

- Za pięć minut wracam... Jaaasne! – bąknąłem powtarzając słowa Syriusza sprzed pół godziny i klapnąłem ciężko na łóżko. Sheva zaraz po zajęciach pobiegł do sowiarnii i nie dziwiłem się mu. Od kilku dni był do niczego, a przez sen szeptał imię ukochanego, więc musiał odreagować rozstanie. Tylko Peter i James stanowili małe zagrożenie dla społeczności szkolnej. O ile blondynek był do zniesienia i poza ciągłym wpatrywaniem się w Narcyzę nic więcej nie robił, o tyle Potter stawał się uciążliwy. Nie wiem jak długo można wyliczać miejsca, w których już się kogoś dotknęło, a w których jeszcze nie, ale wszystko miało granice, z czego te dawno już zostały przekroczone.

Drzwi uderzyły głośno o ścianę i prawdopodobnie klamka ponownie na tym ucierpiała. Syriusz uśmiechnięty od ucha do ucha wszedł dumnie do środka, a mały flakonik w jego dłoni mienił się żółtawo-złotą barwą, zapewne od substancji, która znajdowała się w środku, czymkolwiek by nie była. Jeśli był to kolejny genialny plan Gryfona to już na wstępie rezygnowałem z mieszania się w to wszystko. I tak miałem na głowie ważniejsze problemy, a raczej jeden wielki, chodzący problem, który uczył mnie Transmutacji i odpowiadał za bezpieczeństwo całego Domu.

- Patrz, Remi! Udało mi się, widzisz? Zrobiłem to! – opatrzyłem w bok jak gdyby ktoś tam stał i uniosłem brwi.

- Da się jaśniej? – odwróciłem się z powrotem w stronę kruczowłosego chłopaka tulącego się właśnie do szklanej buteleczki.

- Ha! Pierwszy raz jestem lepszy od ciebie – skrzyżowałem ręce na piersi w chwili, kiedy Black napawał się swoim geniuszem. – To jest... Coś... – wyszczerzył się nie mając pojęcia, co właściwie trzyma w dłoniach – Musimy postawić to przy oknie i jeśli jutro rano będzie czerwone to znaczy, że się kochamy naprawdę, a jeśli zielone to... No, ale zielone nie będzie, więc nie ma się, o co martwić.

- Skąd tyś to wziął...? – westchnąłem patrząc sceptycznie na nieznany mi dotąd specyfik – Tylko nie mów, że z jakiejś rupieciarni wysyłkowej, bo w przeciwnym razie... – popatrzyłem na okno.

- Nie, nie, nie! – Syri pogładził szyjkę butelki – Znalazłem w kieszeni spodni karteczkę z przepisem na ten eliksir, więc skorzystałem. Prawdopodobnie Reijel mi ją podrzucił, bo pismo dziwne było... – postawił flakonik na parapecie i przyglądał mu się z wielką czułością. Jego naiwność zaczynała mnie już zadziwiać, jednak nie chciałem tego komentować, ani niszczyć pięknych złudzeń chłopaka. To raczej nie mogło uchronić go przed tygodniową zamianą ról, ale jego pomysłowość musiałem docenić.

- Skąd pewność, że zadziała? – rzuciłem w końcu rezygnując z przypominania kruczowłosemu o jego znikomym talencie do eliksirów. O ile Peter chciał nas wysadzić, o tyle Syriusz i James ukrywali całą klasę pod gęstą zasłoną duszącego dymu zawsze robiąc podstawowe błędy przy kolejności dodawania składników. Powoli zbliżyłem się i stanąłem przy zadowolonym Gryfonie.

- Brakuje tylko jednego składniku, ale to się załatwi! Zobaczysz, Remusie. Rano będzie czerwony. – Black objął mnie w pasie i przysunął znacznie do siebie. Palcami złapał mój podbródek, zaś drugą rękę przesunął na mój pośladek. O dziwo nie miałem nic przeciwko. Objąłem jego twarz dłońmi i przyciągnąłem bliżej. Musiałem przygotować się przed zamianą, która miała mnie czekać, a okazja nadarzyła się całkiem szybko. Uchyliłem usta i wysunąłem odrobinę język zapraszając chłopaka do środka. Jego przymknięte oczy i silniejszy uścisk palców w jednym z bardziej intymnych miejsc potwierdzały moje przypuszczenia, iż Syriuszowi się to podoba. Z rozkoszą przywarłem do jego ust, które łapczywie wpiły się w moje, a język chłopaka zaczął szybko błądzić po nich drażniąc czułe punkty. Zmianę w sposobnie całowania Blacka mogłem wyczuć od razu. Zazwyczaj nastawiony na przyjemność, w tej chwili wydawał się czegoś szukać. Odsunął się dosyć szybko i pokręcił kilka razy szczęką. Zmarszczyłem brwi niewiele rozumiejąc, tym czasem kruczowłosy splunął do naczynia i kiwną uradowany głową. Żółta substancja momentalnie zaczęła wirować, a bąbelki, jakie się w niej wytworzyły zataczały koła krążąc po obwodzie buteleczki. Słowiczy kolor zamienił się z intensywny fiolet, zaś do bąbelków dołączyły motylki. Specyfik ponownie wrócił do poprzedniej postaci, jednak bez przerwy wirował i prawdopodobnie właśnie teraz był już całkowicie gotowy.

- Mogłeś powiedzieć żebym tam napluł, byłoby szybciej - powstrzymałem się od śmiechu.

- Tak było przyjemniej – chłopak usiał na łóżku Jamesa i złożył ręce na jego oparciu. Położyłem się obok z głową na ciepłych udach przyjaciela. Czasami naprawdę był zabawny, jednak przede wszystkim słodki, jak na takiego roztrzepańca. Nie wyobrażam sobie, co by się stało gdyby tego pierwszego dnia wszystko potoczyło się inaczej, a on zamiast do Gryffindoru trafiłby do Slytherinu. W prawdzie w zielonym było mu do twarzy, jednak czerwień i złoto o wiele lepiej obrazowały charakter chłopaka.

Drzwi trzasnęły po raz kolejny, a J. stając w nich oparł dłonie o biodra.

- Dlaczego ja się dowiaduję o waszym związku od nauczycielki, co?! – syknął – Długo mieliście zamiar wmawiać mi, że już wam przeszło?! – zamarłem i to samo stało się z ciałem Syriusza, który po początkowym gwałtownym drgnięciu niemal skamieniał. Nie rozumiałem zupełnie nic i nawet nie chciałem o tym myśleć, gdyż prawdopodobnie tylko spotęgowałbym zamieszanie, jakie panowało w mojej głowie. Jedyne, co rozróżniałem pomiędzy chaosem były pytanie, ‘co, gdzie i jak?’. Totalna abstrakcja, która zawładnęła tą krótką chwilą ani trochę nie przypominała normalnej kolei rzeczy.

- Skoro i tak już wiesz to dziś pożyczam twoje łóżko, a Remi śpi ze mną – Black starał się zachowywać normalnie jednak jego oddech był o wiele szybszy niż zazwyczaj, a dłonie trzęsły się niespokojnie. Ja tym czasem nadal nie mogłem zrozumieć jak do tego doszło i o co właściwie chodzi.

- Jeśli myślisz, że będziesz się z nim iskał pod moją pierzyną to zapomnij! Gdybym nie usłyszał jak McGonagall jęczy coś pod nosem nawet nie miałbym pojęcia, że wy tutaj, tuż pod moim nosem takie rzeczy możecie wyprawiać! Chwała za mój dobry słuch...

- Podsłuch, J. U ciebie to się nazywa podsłuch! – Black roześmiał się, a i mnie kamień spadł z serca. O wiele lepiej czułem się ze świadomością, że profesorka nic nie powiedziała. Niestety sam główny zainteresowany nie wydawał się podzielać naszego chwilowego entuzjazmu. Urażony i wściekły wyglądał niczym rozjuszony kocur i chyba tylko cudem nie rzucił się z pazurami na nadal chichoczącego kruczowłosego.

- Zapamiętam wam to! Zobaczycie! – fuknął i niedbale rzucił torbę na ziemię.

- Więc łóżko jest dziś nasze. Nie martw się nic robić nie mam zamiaru, za bardzo śmierdzi tobą! – Syri z pewnością chciał rozzłościć okularnika jeszcze bardziej, jednak wyczuł odpowiedni moment i unikając większego konfliktu, lub starcia dodał – O ile mi wiadomo, to twoje aktualne kochanie właśnie wychodzi do biblioteki. – zapanowała dłuższa chwila ciszy, którą przerwał nagły krzyk Jamesa i jego szybkie kroki. Teraz już wiedziałem, po co mogą przydać się szczegóły dnia codziennego inny osób, a tym bardziej w przypadku fanatyków pokroju Pottera.

 

  

5 komentarzy:

  1. No zobaczymy jaki kolor będzie miała na następny dzień ta mikstura, hehe. Ale James był naprawdę urażony. Dzięki za poinformowanie i pozdrowienia :*

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja uważam, że jakiegokolwiek koloru by nie miało, nie zmieni to zbytnio relacji między Remim a Syrim. I podtrzymuję swoją prośbę o kartkę z pamiętnika Syriusza z wiadomego tygodnia^^Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. ee... a gdyby tak była zielona? co by było? ciekawe ciekawe co nam Kir-chan wybazgrze na następny raz... ej! szkic tego arta o którego prosiłaś już mam! postaram się go zrobić jak najszybciej!

    OdpowiedzUsuń
  4. gothic1_angel2@buziaczek.pl27 lipca 2007 14:49

    Nowa notka na www.remus-syriusz.blog.onet.pl . Serdecznie zapraszam :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam,
    wspaniale, no ciekawe jaki kolor będzie miał ten eliksir, gdzie podziewa się Worrow czy jak mu tam było, przynajmniej by ostudził Pottera....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń