środa, 22 sierpnia 2007

Krawat

W niedzielę brat mnie zdenerwował i głowa zaczęła mnie potwornie boleć, dlatego własnie nie byłam w stanie dać notki. Dzisiejsza jest... denna ==

 

19 wrzesień

Cztery dni przewagi nad Syriuszem miałem już z głowy. W prawdzie dwa razy pozwoliłem mu przejąć nad wszystkim kontrolę, jednak teraz miałem zamiar sobie to odbić, a przynajmniej, chociaż trochę pobawić kosztem kruczowłosego. Jedynym większym minusem był dla mnie fakt obawy przed samym sobą. Raz może byłbym w stanie podokuczać przyjacielowi, jednak już dawno przekroczyłem swój limit i jakoś mi to nie przeszkadzało. Nie chciałem nawet myśleć o konsekwencjach, jakie mogłoby to ze sobą nieść gdyby nagle okazało się, iż ma to coś wspólnego z moją likantropią. Czasami mógłbym przysiąc, że za bardzo się wszystkim przejmuje, a zaraz potem uznać, iż przesadzam. Gdyby ktoś czytał w moich myślach z pewnością miałby niezłą zabawę. Czułem się niczym niezdecydowana kobieta, chociaż nie byłem przekonany, czy to określenie było trafne. Zardi zaprzeczała niemal każdemu porównaniu i ogólnemu sądowi na temat dziewczyn, jednak w jej przypadku mogłem spodziewać się dosłownie wszystkiego. Jej ostatnie ciągłe zrzędzenie na temat piekielnego szczęścia w miłości obiegło całą szkołę i wątpię, czy ktokolwiek nie słyszał o cudownej, wakacyjnej niedzieli, która dziewczynę podłamała. Na jej miejscu prawdopodobnie zareagowałbym podobnie, chociaż różnica pomiędzy naszymi przypadkami byłaby w tym momencie nawet bardzo widoczna.

- Syri, ty mnie nie wystawisz, prawda? – śmiejąc się w duszy postanowiłem wykorzystać nieszczęście koleżanki do podejścia Blacka i małego wyżycia się jego kosztem.

- Coś ty znowu wymyślił? Jeśli chodzi o ten pocałunek to mówiłem ci, że nie wiem, co to było. – ten wzrok męczennika, który posłał mi chłopak był niesamowity. Sam dziwiłem się, że Syriusza tak podłamał fakt łatwego ulegania Andrew, a o moim buziaku z kolegą nawet nie chciał słuchać. W takich chwilach uwielbiałem swoją dziecięcą niewinność bardziej niż kiedykolwiek.

- Nie, nie – łapiąc Blacka za rękaw koszuli zatrzymałem go na korytarzu, a ten jak gdyby idąc za moim tokiem myślenia odwrócił się przodem – Chodzi mi o tego księdza – zrobiłem niewinną minę i przysuwając się bliżej do przyjaciela zarzuciłem ręce na jego szyję – Pamiętasz, o czym opowiadały dziewczyny? Co jeśli ty uznasz, że chcesz iść na księdza?

- Że co?! – kruczowłosy o dziwo nie zakrztusił się śliną, z to nawet nie zauważył, iż jego krawat zamiast tkwić na swoim miejscu został mu rozwiązany i niemal zsunięty z szyi.

- Skoro ten luby Zardi mógł iść...

- Ty udajesz głupiego, prawda? – ironiczne spojrzenie chłopaka tylko podkreślało jego naiwność – Jej podobała się z połowa mężczyzn na tym globie, a zakochana jest w takim jednym, nie? Więc pomyśl... Skoro ja kocham ciebie, a ty mnie to, po co miałbym zostać klechą?

- W sumie racja... – trzymając w ręce krawat przesunąłem dłońmi po ramionach Syriusza uśmiechając się zadziornie. Po raz kolejny bałem się własnych pomysłów i odwagi. Korzystając ze słabości Blacka do pieszczot z łatwością skrzyżowałem jego nadgarstki za plecami i związałem je zdjętą częścią garderoby. Syriusz zrozumiał, w co się wpakował dopiero, kiedy chciał mnie objąć, co uniemożliwiały skrępowane ręce. Dotychczas lekko uśmiechnięta twarz spoważniała, zaś oczy wyrażały zaniepokojenie. Nudne wykłady wujka na temat harcerstwa i jego uroków przynajmniej ten jeden raz były niezbędne. Wątpiłem by kruczowłosy zdołał wyplątać się o własnych siłach, ale nie mogłem go także nie doceniać.

- Żartujesz sobie, prawda? – bąknął niepewnie bezowocnie poruszając dłońmi i ramionami, chociaż nie wiem, co chciał poprzez to osiągnąć. Swoją drogą był słodki w tej chwili. Black związany własnym krawatem i nie mogący się wyswobodzić. Zdobyłbym majątek na zdjęciach uwieczniających ta chwilę.

- Oj, przecież wytrzymasz ze mną jeszcze do piątku... – kładąc ręce na biodrach chłopaka przyciągnąłem go do siebie. Widząc jego specyficzny, zarozumiały uśmieszek, który zdawał się mówić mi, iż blefuję i nie odważę się na nic musiałem zareagować. Gdybym zaczął myśleć z pewnością poddałbym się już teraz, jednak jakoś nie chciałem dawać szarookiemu tak wielkiej przewagi. Rozpiąłem trzy guziki jego koszuli i łapiąc go za pośladki ścisnąłem je, co Black podkreślił cichym jękiem zaskoczenia i jeszcze większej obawy. Moja twarz przypominała zapewne dojrzałego pomidora w peruce. Kawałek odsłoniętego torsu chłopaka był dla mnie ratunkiem. Syriusz będąc ode mnie wyższym nie był w stanie dostrzec moich policzków, kiedy przesunąłem nosem po jego obojczykach i pocałowałem lekko skórę poniżej nich. Już dla reguły zacząłem ją ssać zostawiając maleńki znaczek przynależności chłopaka do mnie. Stając na palcach nie byłem w stanie powstrzymać uśmiechu.

- Zostawię cię tak i sprawdzimy ile czasu potrzebujesz na znalezienie kogoś, kto zdoła rozwiązać krawat zamiast tarzać się ze śmiechu – szepcząc ledwie powstrzymywałem chichot i specjalnie przybliżyłem się wystarczająco by Syriusz mógł także na mojej szyi zostawić czerwoną plamkę. Z każdą chwilą sprawiało mi to więcej przyjemności, a to stanowiło dla mnie już kolejny powód zmartwień.

- Nie zrobisz mi tego – nawet, jeśli głos kruczowłosego brzmiał pewnie to jak zwykle w takich momentach załamywał się leciutko – Bałbyś się, że jakaś dziewczyna wykorzysta sytuację – miał rację, chociaż nie chciałem się do tego przyznać. Mogłem uznać, że jestem samolubny jednak nie chciałem oddać Blacka w niczyje ręce chyba, że byłbym pewny, iż nie stracę poprzez to chłopaka.

- Niech będzie – odwiązując przyjaciela na kilka chwil znowu byłem sobą. Krawat ponownie znalazł się na szyi właściciela, zaś jego dłonie na moich plecach. Sam sięgnąłem jego ust by nie mógł później wypominać mi tego jako słabości po chwilowej odwadze i pewności siebie. W rzeczywistości nigdy nie ufałem swoim zdolnością w żadnej z dziedzin, a nauka również należała do moich słabych stron, jeśli poruszyć temat wiary we własne możliwości.

- Zawsze myślałem, że jesteś grzeczny i nieśmiały, a tu właśnie wyszło jak bardzo się myliłem. – Black z szerokim uśmiechem zabrał jedną dłoń i kciukiem otarł moje wargi. – Masz bardzo lubieżne myśli skoro nawet mnie wiążesz. – nie bardzo rozumiałem, o co mogło mu chodzić, co z pewnością wynikało z mojej ubogiej wiedzy na temat związków i tego, co następuje po pewnym czasie przeistaczając się z pocałunków w pieszczoty – Skąd przyszedł ci do głowy taki pomysł, co? No przyznaj się mały zbereźniku!

- Ha! I kto tu jest zbereźny?! – urażony odwróciłem się do chłopaka tyłem. To, że on myślał sam nie wiem, o czym nie znaczyło, iż i po mojej głowie krążą podobne wizje. Mogłem się w prawdzie domyślać, o co chodziło, jednak całkowicie to pominąłem. Miałem już okazję poznać zaczątek wielkiego zamiłowania Blacka do wszelkiego rodzaju poradników, książek, mang i kto wie, czego jeszcze w kwestii płciowości, a to w zupełności mi wystarczało.

- Nie bocz się... – ciche mruczenie i ciepło płynące z oddechu Syriego na mojej szyi momentalnie rozluźniło wszystkie spięte mięśnie i przyjemnie bawiło się skórą. Nie wiem, czy kruczowłosy aż tak dobrze znał moje słabe punkty, czy po prostu miał szczęście, ale to sprawiało, że moje nogi lekko się uginały.

- Dasz mi tabliczkę czekolady mlecznej z nadzieniem porzeczkowym i mi przejdzie – wymyśliłem na poczekaniu nie chcąc od razu zdradzać się ze słabością do ciepła chłopaka.

- Nie ma sprawy, miodziku... – odwróciłem głowę w stronę Syriusza nie bardzo rozumiejąc, o co chodziło, a tym bardziej nie nadążając za jego tokiem myślenia.

- Wytłumacz – rzuciłem krótko, co najwyraźniej trochę go podłamało.

- Czy ja zawsze musze używać normalnych zdrobnień i określeń? Tak mi się powiedziało, poza tym smakujesz podwieczorkiem – Black oblizał wargi i zniżając głowę przeciągnął językiem także po moich ustach. Bez wątpienia była to jedna z pieszczot, które uwielbiałem, a których przyjaciel nigdy mi nie szczędził. Naturalnie także teraz nie mogłem pozwolić sobie na spokojny uśmiech zadowolenia, czy też nadmierną beztroskę. Musiałem utrzymać swój chwilowy autorytet na swoim miejscu.

- Ty jadłeś rogaliki z dżemem wiśniowym, a jakoś ci tego nie wypominam – prychnąłem, co sprawiło, że Syri przewrócił oczyma. Mój charakter był jednak niesamowicie wadliwy i po kilku sekundach śmiałem się głośno doprowadzając przyjaciela do podobnego stanu.

 

  

10 komentarzy:

  1. Znowu pierwsza! Ale jestem z siebie dumna :DWiązanie może być bardzo przyjemne :) Oczywiście będę marudzić, że chcę jeszcze więcej twoich notek, ale to zignoruj, proszę. I tak się cieszę, że tak często piszesz :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja droga... piszesz świetnie więc pisz dalej... Uzależniłam się od twojego bloga! Remi i Syriusz są tacy kawaii że ja nie mogę ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kawaii ^^ Jaki ten Remi pomyłowy... Lubie takie zabawy z krawatami ^^ Notka wcale nie jest zła...!!! Jesteś zbyt krytyczna wbec siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Notka jest beznadziejna? Chyba kpisz. Mi sie bardzo podoba. Taka kawaii. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Przesłodziutkie:) Szkoda, że tak szybko kończysz swoje notki... Remi mały psotnik z tym krawatem, ale mógł jeszcze Syriuszątka podręczyc ^^ Jak ja lubię, jak on się boi Lupinka, jest wtedy taki uroczy... mniam^^ Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Znowu cudownie, jak ty to robisz, że Ci takie świetne, słodkie, idealne i wogule, notki wychodzą? Twój Remik jest najlepszy!!! Szczęście, że tak często piszesz. Wyobrażam sobie minę Syriusza związanego krawatem... mmm...miodzio!Może wpadłabyś na mojego bloga? Dopiero zaczynam więc wiesz...http://pyl-na-wietrze.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  7. Przez jakiś czas nie mogłam czytać, ale teraz miałam 3 naraz! Coś cudownego! Remi jest taki słodki! nie mogę się doczeka kiedy przejdą do konkretów! A tak przy okazji nie będzie już kartek z pamiętnika? Chętnie bym poczytała więcej o Severusie i Lucjuszu.

    OdpowiedzUsuń
  8. skoro wszyscy chwalą to ja skrytykuje == takie jakieś....DAJ NOTKE Z MOJą JILL!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  9. Mega KAWAii !! No i teraz widzimy, że krawaty to barrdzoo przydatna i fajniutka rzecz :P:P:P XDXD

    OdpowiedzUsuń
  10. Witam,
    o taki Remus to mi się podoba, więcej pewności siebie...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń