piątek, 4 stycznia 2008

Machina oblężnicza...

Wszystkiego naj naj dla Kaede, która ma dziś urodzinki! Niech Bóg Yaoi nad Tobą czuwa!

 

4 listopad

W przeciwieństwie do snu rzeczywistość była o wiele bardziej kolorowa. Śnieg pokrywał tylko część błoni i topniał z każdą chwilą coraz bardziej. Trawa zieleniła się dzięki temu jeszcze bardziej i przywodziła na myśl ciepłą wiosnę, za którą zaczynałem już tęsknić. Drzewa pozbywały się liści zaskakująco szybko, co niszczyło obraz jednej z piękniejszych pór roku na rzecz mniej wesołej, za to niemal równie przyjemnej jesieni. W zamku siedzieli tylko najbardziej niezmordowani, którzy zamiast korzystać z ciepłych dni bez przerwy wertowali książki i uczyli się licznych regułek. Tęskniłem za tym wszystkim przez ostatnie dni spędzane w Skrzydle Szpitalnym na nieustannym proszeniu opiekunki o wypuszczenie mnie stamtąd. Patrzyłem przez okno na rozradowany, śmiejący się świat, za którym tęskniłem. Chciałem nadrobić zaległości, znowu móc słuchać wykładów nauczycieli, odrabiać zadania i przede wszystkim chyba kręcić się z przyjaciółmi po błoniach. Znowu mogłem żyć, jak normalny nastolatek, chociaż ciężko było tego zaznać, kiedy znajdowałem się pod czujnym okiem pielęgniarki. Spędzając czas z chłopakami nauczyłem się, że prośbami nie zyskam nic za to bezustannym jęczeniem jak najbardziej. Idąc za ich przykładem nękałem panią Pomfrey kilka razy dziennie i widziałem, że powoli zaczynała mięknąć. W końcu osiągnąłem cel, a ona z niezadowolonym westchnieniem pozwoliła mi wyjść. Nie mogłem narzekać na godzinę, chociaż planowałem zdążyć na lekcje tym czasem mogłem najwyżej poczekać aż koledzy wrócą do pokoju z jakiejś kolejnej tułaczki po zamku.
Na pierwszy rzut oka nasz pokój wyglądał tak samo, jak kiedy widziałem go po raz ostatni. Przy głębszym przyjrzeniu się szczegółom dostrzegałem znaczące różnice. Na łóżku Syriusza porozrzucane były notatki i książki. Kilka zaczętych zadań prosiło się o czas na skończenie ich, a papierki po słodyczach plątały się między nimi. Mruczałem wyobrażając sobie kruczowłosego leżącego pośród tego śmietniska i z pełnymi ustami męczącego się nad zadaniami. Z całą pewnością musiał wyglądać słodko i niewinnie, co w jego przypadku zazwyczaj graniczyło z cudem. Nie mając nawet, co robić pozbierałem to wszystko skrzętnie segregując wszystko przedmiotami. Notatki, których nie miałem położyłem na swojej pościli, a po chwili sam usadowiłem się na niej z pergaminem i zacząłem przepisywać zdanie po zdaniu wszystko, co mnie ominęło. Z zadowoleniem stwierdziłem, że były to jedne z łatwiejszych tematów, a moje zaległości były niesamowicie znikome, o ile były jakiekolwiek. Usiadłem w końcu z podręcznikiem do zaklęć w dłoni i otworzyłem go na ostatniej lekcji, na jakiej jeszcze byłem. Coś mi nie pasowało, więc wolałem upewnić się, co do notatek Syriusza, a z resztą zaczynałem jakoś tęsknić za nauką. Wystarczyło, że nudziłem się przez jakiś czas, a już pragnąłem wrócić do typowego dnia codziennego każdego ucznia.
Nie dane mi było zbyt długie odprężenie przy książce i gdyż po pół godzinnym czytaniu zostałem wyrwany z wspaniałego świata nauki i wepchnięty w jeszcze wspanialszy pełen przyjaciół i ich pomysłów.
Syriusz stanął lekko zdziwiony w drzwiach i otrząsnął się, przez co ciemne pasma trochę się ułożyły nie przypominając już olbrzymiego nieładu. Nie wiem czy przypadkiem ja nie byłem bardziej zaskoczony niż on. Black w skórzanych, obcisłych spodniach i paskiem pełnym ćwieków opadającym mu na biodra był obłędny. Czarna koszulka bez rękawów w połączeniu z ciemnymi dodatkami na jego nadgarstkach odkreślała ciemny makijaż, który na szczęście jak na razie ograniczał się do czarnych kresek pod oczami i wymalowanych rzęs, jeśli nie były to już moje omamy. Zupełnie niespodziewanie jego usta wykrzywiły się w uśmiechu i ucieszony rzucił się na mnie tuląc mocno. Założył na szybkiego koszulę i zabrał mi książkę. Nie byłem tym zachwycony, ale nie miałem nic do powiedzenia. Syri usiadł przy moich nogach i wtulił mi się w kolana.
- Wypuściła cię – westchnął napawając się tym wszystkim – My właśnie skończyliśmy próbę, tylko, że Peter ciągle myli się w tym samym miejscu i jakoś nam to nie wychodzi. Cudownie! Nasz wokalista niedługo wróci na scenę! – otarł się o moje łydki i złapał za rękę – Nie siedź tutaj! Już dosyć się leniłeś. Idziemy na błonia! Wy zajmijcie się lekcjami – rozkazał niezadowolonym kumplom i bez słowa wytłumaczenia się zaczął mnie ciągnąć za sobą. Zrezygnowany i zarazem szczęśliwy pozwoliłem na to bez żadnych obiekcji. Zależało mi na tym by znowu być blisko zarówno kruczowłosego, jak i reszty przyjaciół.
- A gdzie dokładnie mnie wywlekasz? – uznałem w końcu za stosowne zadanie, chociaż jednego pytania.
- Na ławkę pod pokrzywami. Pamiętasz ją chyba? Niedaleko niej wepchnąłem woźną do krzaków – zachichotał niepewnie, zaś ja miałem ochotę roześmiać się na samo wspomnienie tamtych chwil.
Wychodząc na zewnątrz z uśmiechem odetchnąłem głęboko świeżym powietrzem. Czułem się cudownie, a lekkie bóle głowy całkowicie znikły. Wtuliłem się w ramię chłopaka rozkoszując wszystkim w koło. Było mi niemalże błogo, a miejsce, w które przyszedłem wraz z Blackiem zupełnie ciche i opuszczone. Ostatnie, lekko senne ptaki świergotały ukryte w zaroślach, a słońce ogrzewało ławkę i całe otoczenie. Pozwoliłem Syriuszowi usiąść, a sam klapnąłem na jego kolanach tuląc się do niego. Objął mnie chętnie głaszcząc po plecach. Skubnął moje ucho raz, a słysząc chichot zaczął robić to bez przerwy. Zamruczałem przymykając oczy. Odchyliłem lekko głowę przysuwając się bliżej. Bawiłem się włosami chłopaka przeplatając je między palcami, pociągając lekko i dotykając skóry jego głowy. Tęskniłem za nim i nie potrafiłem tego ukryć. Niemal desperacko chciałem by był przy mnie i wiedziałem też, że kiedy w końcu moje ciało się uspokoi znowu wszystko wróci do normy.
- Jakie ty masz słodkie uszko... – zamruczał zabawnie, więc zacząłem się śmiać. Zmarszczyłem nos patrząc na przechodzącą koło nas na czworakach woźną z wielką lupą na jakimś drążku przyczepiona do czapki. Black wyczuł moje dziwne zachowanie i sam odwrócił głowę z niemałym zdziwieniem patrząc na dziwne zachowanie kobiety. Nos miła nisko nad ziemią i chyba czegoś szukała.
- No chodź tu maleńki... – bełkotała cicho – Będziesz częścią mojej machiny oblężniczej i już nikt więcej nie ośmieli się łazić w ubłoconych butach po holu... No chodź tu głupi żuczku! Chodź do cioci Jill...
- Jeśli umrę błagam nie chcę być żukiem po reinkarnacji... – Syriusz aż zadrżał – Ja wiedziałem, że ciężko być małym, ale to przesada...
- Co? – Potter doskoczył do nas idąc na samym czele bandy. Pet trzymał się blisko niego, zaś Sheva sądząc po jego minie zdołał dostrzec już odchodzącą od nas powoli woźną. Poniekąd w kocu byłem w swoim żywiole otoczony bliskimi mi osobami. Wystarczyło, że Andrew dostrzegł Eric’a, a uznał nas za mniejsze zło i żegnając się jękiem pobiegł do nastolatka. Jego tęsknota za Fabienem była chyba ogromna, jeśli musiał uganiać się za starszym chłopakiem by mieć zajęcie nie pozwalające mu na wypłakiwanie oczu za ukochanym. Puchon nie wyglądał na niezadowolonego, wręcz przeciwnie. Przywitał go uśmiechem i zaprosił na wspólny spacer z tego, co mogłem wywnioskować. Po mojej ponad tygodniowej nieobecności niewiele uległo zmianie i nawet, jeśli umysł stworzył dla siebie ponad miesiąc innego życia dokładnie rejestrował wszystko tak, jakby nic nie miało miejsca od dnia mojego wypadku. Uśmiechnąłem się do kolegów wstając z kolan kruczowłosego i siadając obok niego, gdy Potter wyłożył się po drugiej stronie. Nie zdołał nawet dobrze westchnąć, kiedy został zepchnięty z ławki i odciągnięty na kilka metrów.
- Chłopcy podnieście się i chodźcie tu do mnie. – niemal przestraszyłem się obecności nauczyciela latania, który posłał nam chłodne, rozkazujące spojrzenie. Nie zastanawiałem się, co tu robił i o co mu chodziło. Wystarczyło, że pojawił się niczym zjawa niespodziewanie i nagle. Okularnik wyglądał, jakby połknął dropsa widząc ducha. Stał blady tuż przy Reijelu i patrzył na niego, jak na wielkiego prehistorycznego tyranozaura. Stanęliśmy przed nim zupełnie nie wiedząc, czego się spodziewać. Nauczyciel nic nie powiedział tylko kiwną głową w stronę ławki. Odwróciłem głowę i po kilku sekundach widziałem jak wskakuje na nią rudy kocur i zaciekawiony odwraca łepek za siebie. W zaledwie chwilę później słyszałem już wrzask:
- Chodź tu cholero! – zwierze uciekło, a na ławkę z hukiem wskoczyła woźna lądując na niej brzuchem i jęcząc ciężko. – Ty wredny zdechlaku! Ze żarłeś go! Ze żarłeś parszywcu mojego żuczka siedmiorogiego! Ogolę cię! Wypatroszę, wypcham i spalę! Wracaj tu pudlu! - Z pewnością musiało ją to boleć i to potwornie, za to szybko się podniosła i pognała dalej za uciekającym kotem. Reijel nie odezwał się ni słowem tylko zostawił nas i odszedł w stronę zamku, jak gdyby nawet nas nie zauważył.

 

  

12 komentarzy:

  1. już drugi raz kopnął mnie taki zaszczyt, że jestem pierwsza:) notka cudowna, ale odmienna klimatycznie od tego, co było w ostatnim czasie..ciężko się przestawić, chociaż niczego więcej nie pragnęłam:P gratuluję, po raz nie wiem który

    OdpowiedzUsuń
  2. :D wiiiiii, nareszcie coś śmiesznego!!!! Wdzianko Syriusza jest obłędne, a pomysły woźnej bezbłędne XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziwny tan Reijel, ale to nie zmienia faktu, że ich uratował przed wściekłą sprzątaczką ^^. Jest jeszcze z Olivierem??? Proszę, napisz coś o nich :3.

    OdpowiedzUsuń
  4. moja Jill bije wszystkich na głowe! KOCHAM CIę KIR-CHAN! XD

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak jakoś inaczej się to czyta niż poprzednie notki. Ale w dalszym ciągu wciąga. Ja jestem w ciągu i chyba z niego nie wyjdę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. o ja pier... O_O kurna... aleś nas zrobiła! to wszystko sen?!?! a ja już zaczynałam woleć Corneliusa! Szok! I kurna teraz za nim tęsknie! xD haha xD no niee. ahh jesteś GENIALNA!! czekam na ciąg dalszy! pozdrawiam i zapraszam na come-see-the-paradise.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  7. ~Takai no Tenshi5 stycznia 2008 17:59

    no nie wierzę... ta woźna to jest barwna i orginalna... heh szkoda, że u mnie w LO takiej nie ma... ale chyba bym mogła się obawiać o życie.... ;p;p;pnocia cudowna i cieszę się, że to był tylko sen :D:D:D

    OdpowiedzUsuń
  8. eee... Kirhan-san... co się stało, że niedzielnej notki jeszcze nie przedstawiłaś światu(a przynajmniej jego skromnemu fragmencikowi)? ... bo ja tu tęsknie i w ogóle... no, tak znęcać się nie można nad wiernymi czytelnikami, no... T_T

    OdpowiedzUsuń
  9. Moge zapytać czy jeszcze kiedyś pojawi sie tu Tom Riddle tak jak kiedyś ?

    OdpowiedzUsuń
  10. Syri i Remi rzadza tak ma byc.Kirhan jestes BOSKA:***

    OdpowiedzUsuń
  11. O raju, Kirhan *_* Strój Blacka o-b-ł-ę-d-n-y!Czemu nic nie mówiłaś o notce T_T

    OdpowiedzUsuń
  12. Witam,
    wspaniały rozdział, taki spokojny, Remus powoli wraca do zdrowia, i życia w otoczeniu przyjaciół, czyżby Raijel wiedział co się stanie?
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń