środa, 16 stycznia 2008

You Song

13 listopad
Sala prób nie zmieniła się znacznie od ostatniego razu, kiedy staraliśmy się cokolwiek stworzyć. Wydawała się może odrobinę przestronniejsza i bardziej pusta, ponieważ teraz poza naszą paczką nie była tam nikogo. Tylko ja, Syriusz, Pet, Sheva i nasz sprzęt. Potter wykręcił się od punktualności zwykłym ‘mam coś do załatwienia’ i po prostu zwiał. Nigdy nie był oryginalny, jednak skoro już i tak niemal siłą wyciągnął mnie na próbę to przynajmniej sam mógł się na niej zjawić. Kruczowłosy zapewniał, że bardzo szybko się uczą i jeden kawałek grają bezbłędnie, jeśli obetnie się racje żywnościowe Petera dla zmuszenia go do wysiłku włożonego w grę. Z jakiegoś powodu podobał mi się fakt istnienia grupy i możliwość spędzania czasu razem, za to bynajmniej mało komfortowa była sytuacja, w jakiej mnie to stawiało. Wokalista nie musiał wydawać ciężkich pieniędzy na sprzęt, jednak musiał publicznie śpiewać, a ja jakoś nie byłem, co do tego przekonany. Michael pokazał mi tysiące najróżniejszych piosenek, pod które chciał podnieść nasze wypociny, jednak daleko było mi do umiejętności, jakie posiadali jego idole. Pamiętałem stare płyty ojca, na których pełno było ostrzejszych kawałków, jednak nigdy nie przypuszczałbym, że to mnie przyjdzie gra w zespole rockowym. Uważałem ten pomysł za absurdalny mimo wszystkich jego plusów. Makijaż, jaki na próbę nałożył mi Andrew był jak dla mnie zbyt wyzywający i jedynym plusem miało być to, że krył moje policzki i zażenowanie.
Klapnąłem na podłodze krzyżując nogi z mikrofonem między nimi i starałem się przypomnieć sobie tekst pijąc ciepłą herbatę z butelki, ponieważ w trosce o moje zdrowie i dobro zespołu Syriusz nie pozwolił mi na nic innego. Sam nie wiem, czy bardziej bałem się samej wizji wokalisty, czy tego, że nagle mi się to wszystko spodoba. Te dziwne, delikatne motylki poruszające się między lędźwiami, a jamą brzucha wydawały się nieznośne. Dawniej nie interesowałem się muzyką niemal w ogóle, za to teraz otoczony przez kilku prawdziwych maniaków nie byłem w stanie powrócić do dawnego stanu słodkiej niewiedzy. Michael już samym stylem bycia rozbudzał ciekawość, zaś Gabriel niby spokojny, jednak potrafił męczyć pod względem sztuki, jak nikt inny. Nie wiem, kto wybrał ich na naszych opiekunów, ale jakoś podejrzanie wiązało mi się to z Blackiem. Z tego, co wiedziałem w pokoju nad łóżkiem wisiał mu jakiś olbrzymi plakat zespołu, który z trudem zdobył, za to mając okazję obejrzeć sypialnię Nedveda przez wakacje dostrzegłem wyraźne oznaki maniakalnego umiłowania starego stylu metalu, czy też aktualnego japońskiego rocka. Zarażony przez Gabriela wpadł po uszy.
- Chłopaki dziś mamy słuchacza! – Potter wpadł do sali jak opętany ciągnąc za sobą lekko wystraszonego pierwszoklasistę. Kin wyglądał jakby J. wskoczył właśnie do lodowatej wody przez przerębel i ciągnąc go za sobą obiecywał, że nauczy go pływać. Za to Black nie zareagował nadto optymistycznie. Zakaszlał wypluwając połowę wody, jaką miał w ustach na moją głowę i kichnął potężnie.
- Dzięki, Syri. Dziś akurat żelu nie dawałem – przetarłem wilgotne włosy krzywiąc się na samą myśl, w co mogłem dłoń włożyć.
- Wybacz kochanie, ale... Coś ty mi przyprowadził?! – uwaga kruczowłosego bardzo szybko przeniosła się ze mnie na okularnika. – Pet od trzech dni nie jadł słodkiego żeby jakoś wypaść, a ty mi tu jeszcze widownie przyprowadzasz?! – odetchnął głęboko i szybko kilka razy, a widząc dumną, niezrażoną niczym minę Pottera dał za wygraną. – Posadź go gdzieś w kąciku i zaczynamy. – uśmiech na twarzy Jamesa powiększył się do niesamowitych wręcz rozmiarów. Wskazał chłopakowi jakiś stołek z boku i szybko podbiegł do gitary przekładając pasem przez ramię. Widać było, że skoro Shevy nie poderwał na urok osobisty to Niholasa chciał zdobyć na zespół, słodycz i sam już nie pamiętam, jakie inne sposoby.
Podniosłem się widząc ostre spojrzenie Blacka, który jako lider nie miał zamiaru udawać także dobrego i czułego kochanka. Skinął na Andrew, a ten powoli zaczął wygrywać delikatny wstęp na perkusji. Po kilku chwilach wszedł kruczowłosy, zaś po nim Pet, kończąc to Potterem. Wstęp, ostatni subtelny ryf i niestety przyszła moja kolej. Zamknąłem oczy wyobrażając sobie, że jestem tu zupełnie sam i dając z siebie wszystko, co mogłem.
- I’m wolking down the street, Everything is so artificial, Women are like dolls, always with this perfect smile, Men like plastic heroes, can’t do anything, And you... – muzyka ucichła na kilka sekund, a po chwili wraz z moim głosem zaczęła wypełniać przestrzeń. – It was the last time when you were so close, I knew! The last word... I never sey it again! – dłuższa solówka Blacka podczas której mogłem się napić i odpocząć okazała się nie tylko chwilą wytchnienia, ale także czasem, który mieliśmy dla siebie. Syriusz podszedł do mnie ze swoim stałym, kombinatorskim uśmiechem i sięgnął moich warg zamykając oczy. Nawet gdybym chciał nie potrafiłbym oprzeć się tym wszystkim słodkim uczuciom, jakie wywoływał. Rozpłynąłem się kładąc delikatnie dłoń na jego policzku. Czułem jak spina się starając skupić na swojej kwestii, a po chwili dumny z siebie posłał mi uśmiech i pochylił nad uchem przypominając mi, że mam zaraz śpiewać. Tym razem mój głos był lekko zachrypnięty, ale kiedy doszliśmy do refrenu wrócił całkowicie do normalności zlewając wszystko w całkiem przyjemną całość. Skończyliśmy to w połowie darowując sobie kolejne dwie zwrotki w trosce o moje nieprzyzwyczajone do wysiłku struny głosowe. Kin wydawał się zaskoczony i speszony z całą pewnością niedawnym incydentem, jaki miał miejsce między mną, a Syrim. W przeciwieństwie do niego Potter z zachwytem uznał to za dobre oswojenie chłopaka z tym, co on będzie mu robił, kiedy ten w końcu zmięknie.
Syriusz złapał mnie za rękę i kiedy J. zajął się wypytywaniem swojej ofiary o pierwsze wrażenia przed późniejszą małą powtórką Black wyciągnął mnie na korytarz i przygwoździł lekko do ściany. Wyglądał jak niedopieszczony i głodny szczeniak. Nawet nie musiałem pytać, o co mu chodzi, gdyż odpowiedź przyszła sama.
- Uwielbiam cię jako wokalistę i w dodatku grzeczne, podległe mi stworzonko... Od dziś chcę kołysanki na dobranoc... – prychnąłem na samą myśl o śpiewaniu mu do snu.
- Musisz się zdecydować, czy chcesz buzi, czy piosenkę – zachowałem powagę, chociaż było ciężko. Black nie wydawał się nawet nad tym myśleć. Oblizał wargi po pochylił się delikatnie.
- Więc chcę dużo buziaków, a próbami jakoś się zadowolę. Ale chcę dużo, dużo słodkich, twoich usteczek na moich. I lubię, kiedy te małe łapki bawią się moimi włosami.
- Cóż za wymagania, panie Black. Nie wiem czy podołam – stanąłem na palcach oplatając jego szyję i wsuwając dłonie w kruczoczarne pasma ocierając opuszkami o skórę głowy – Mam nadzieję, że mój lider doceni starania i jakoś mnie za to wynagrodzi. – zakpiłem cicho, a on przyciągnął mnie bliżej pozwalając mi stanąć na jego butach by być, chociaż trochę wyżej.
- Myślę, że jednak sobie poradzisz – roześmialiśmy się cicho i delikatnie pocałowaliśmy. Była to chwila prawdziwego spokoju i słodkiej radości nie zakłócana docinkami Jamesa, wzrokiem Andrew, chrupaniem Petera, ani niczym innym. Tylko my i nikt więcej. Gdyby nie to, że znowu zasychało mi w gardle nawet nie myślałbym o powrocie do pokoju skąd dochodziły stłumione odgłosy uciążliwego brzdąkania.
- Obiecaj mi, że J. odpędzi tym czymś wszystkie twoje fanki – oparłem czoło o tors chłopaka, który także nie spieszył się z powrotem na próbę – Nie mam zamiaru się tobą dzielić z całą hordą napalonych dziewczyn uzbrojonych w paznokcie. – wizja zostania przez nie podrapanym wcale nie zachęcała.
- Nie martw się. Wszystkie będą kleić się do ciebie, a Potter odstraszy każdego nawet, jeśli będzie głuchy i ślepawy. Od niego emanuje taka dawka głupoty, że bez szczepienia ochronnego nic nie zdziałasz. A szczepieniem jestem ja i tylko tobie je aplikuję – ponownie chichotałem tuląc się do niego jak misiek. Bynajmniej nie miałbym nic przeciwko robieniu za pluszaka byleby tylko móc być przez niego tulonym. Z resztą Black wpatrujący się w ciemne oczy misiaka i całujący go w nosek musiał być przesłodkim widokiem, a wiele oddałbym za to, by zdobyć jego zdjęcie z dzieciństwa, kiedy jako słodkie dziecko z lekko pucatą buźką tulił się do maskotki, a w oczkach miał małe łezki, kiedy wywrócił się z nim i z trudem podnosił ledwie radząc sobie z podnoszeniem, kiedy brązowy niedźwiadek w dalszym ciągu był w jego ramionkach.

 

  

7 komentarzy:

  1. słodkie aż do obrzydzenia XP ej czyja to piosenka? bo jakieś mam dziwne wrażenie że x-japan XD

    OdpowiedzUsuń
  2. oj.... jak słodko :)szkoda tylko, że nie dane mi będzie usłyszeć Remika :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak !! Wreszcie notka ^^ Długo się czekało ^^ a co z Ai-no Tenshi ???

    OdpowiedzUsuń
  4. Pięknie, ale dlaczego w niedzielę nie było noty?!?!?!? T.T rysunek śliczny^^ to czekam do piątku... za rzadko piszesz... przez te niedziele tak mi czegoś brakuje i tydzień mi się dłuży... T.T no postaraj się no ...

    OdpowiedzUsuń
  5. Notka boska normalnie!! A masz wogle zamiar dać Potterowi tego pierwszaka czy się tylko tak z nami bawisz co? I jeszcze raz wnoszę wniosek o coś w stylu gwałt TomXAndrew XDXDXD Muahahahahahahahaha Albo może coś z bliźniakami?... Huhu...

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem zawiedziona...notka mala i nie szczegolna :( licze, ze to chwilowy brak weny. Zespol to dosc...ciekawy pomysl:P

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam,
    wspaniale, cudownie, zastanawiam się czy Kin zmięknie, a może Potter w tym czasie znajdzie dla siebie nowy obiekt westchnień ;] próba wyszła dobrze, ale co z tym Worowem, czy jak mu tam było?
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń