niedziela, 17 lutego 2008

Mission James' Date 1

Mam tak beznadziejny podział godzin, że sama nie wiem jak wyrobię z notkami, ale obiecuję, że będę się starać by były punktualnie ==

 

2 grudzień

Od kiedy rozpocząłem naukę w Hogwarcie w moim życiu, pojawiło się wiele chwil, na które czekałem i stopniowo zaczęły przeważać nad tymi, które wolałbym omijać. Potter dostarczał wystarczająco rozrywki by zapominać o problemach i chociaż byłem zmęczony zbliżającą się pełnią bynajmniej nie przeszkadzało to w niczym, a raczej nie zwalniało mnie z obowiązku pomocy okularnikowi. Pech chciał, że to właśnie teraz chłopak upatrzył sobie idealną dla siebie okazję do znęcania się nad przyjaciółmi. Uznał, że czas najwyższy na pierwszą w jego życiu randkę z prawdziwego zdarzenia, a nas jako wolną siłę roboczą zaciągnął do powolnej realizacji swojego ulepszonego planu. Nie wiem, w jaki sposób wpadał na takie pomysły, ale należał mu się za to podziw. Randka w cukierni była o wiele bardziej romantyczna, niż jego ostatnio stworzone koncepty. Sheva nie musiał nosić przerobionego stroju pingwina, zaś ja wolałem zająć się czymś zamiast bezsensownego siedzenia na miejscu i wpatrywania się w Blacka, jak to z początku zaplanował J. Zagadką było tylko, jak chłopak planował sobie z tym wszystkim poradzić, a o dziwo, rozwiązanie przyszło niesamowicie szybko, bo zaledwie w godzinę po oświadczeniu, że ‘dziś mieć będzie miejsce wielki dzień Jamesa Pottera, który spędzi kilka chwil ze swoją aktualnie wielką miłością’, jak pięknie ujął to sam zainteresowany. Niemalże siłą wyciągnął nas z Pokoju Wspólnego i postawił przed opuszczoną klasą, w której zniknął. Przez chwilę trochę się o niego martwiłem. Z wnętrza było słychać, coś, co przypominało mi wbijanie gwoździa w bardzo oporną deskę zbyt małym młotkiem. Całe szczęście wszystko ustało po kilkunastu minutach, a twarz Pottera z uśmiechem na budyniu pojawiła się między drzwiami a futryną.
- Dobra chłopaki, możecie to zobaczyć! – zamaszystym ruchem otworzył szerzej wejście i pozwolił nam zajrzeć do środka. Byłem zaskoczony widząc salę lekcyjną pełną okrągłych stolików i lekko zdobionych krzeseł. Wydawała się większa niż w rzeczywistości. Gdzieś z boku stał mały barek i stragan. Nie posądzałem Jamesa o taki talent, ale nie byłem także pewny trwałości jego zaklęć.
- J., a to się nie zawali jak usiądzie? – Syriusz szturchnął palcem w krzesło i odskoczył jak spłoszone szczenię, jednak nic się nie stało.
- Nie po to ślęczałem nad Transmutacją przez ostatnie tygodnie, żebym teraz miał nawalić! – okularnik obruszył się i zrobił urażoną minę. – Za twoje wątpliwości w moje umiejętności pójdziesz do Miodowego Królestwa i przyniesiesz dużo słodyczy! Później wpadniesz do kuchni i poprosisz Skrzaty o jakieś ciasta. Powiesz im, że to na pewną specjalną okazję, może się postarają jeszcze bardziej. – przewróciłem oczyma, zaś Black wcale nie wyglądał na podłamanego tym faktem. Uśmiechnął się i zasalutował. Zdążył jeszcze mrugnąć do mnie zanim wybiegł. Z miny Jamesa wnioskowałem, że trudniejsze zadania zaczynały się teraz.
- Remusie... Remi, kochany mój... Wiesz, jak bardzo cenię ten twój mądry łepek... – masa słodyczy w głosie ciemnowłosego była tylko potwierdzeniem moich obaw – Trzeba zaczarować ściany, żeby wyglądały jak paryski plac przy Wieży... No wiesz... Dla dobra romantyzmu...
- J., a od kiedy to ja potrafię takie rzeczy? – miło, że mnie doceniał, ale nie musiał przeceniać. To, co potrafiłem było niczym przy tym, co jeszcze mi zostało. – Camus potrafiłby to zrobić, ale jego tu nie ma, więc... Poproszę Reijela, może on nam pomoże. – nie uśmiechało mi się w ogóle rozmawianie z nauczycielem latania, jednak Marcel mu ufał, więc pewnie i ja kiedyś musiałem mimo jego ekscentrycznego stylu bycia, czy dziwnych zachowań. Uspokoiłem nie do końca pewnego chłopaka uśmiechem. Skoro miał to być dla niego magiczny wieczór chciałem dać mu także coś od siebie by wszystko udało mu się idealnie.
- I bądź tak miły i nazrywaj jakiś chwastów w cieplarni.
- Jesteś pewny, że chcesz chwasty? – uniosłem brew by wyglądać na bardziej zdziwionego. Chłopak planował się poprawić, ale już go nie słuchałem – Będą kwiatki, wiem, o co chodzi. Ty zajmij się cała resztą, bo nie wiem, kiedy wrócę. – jeśli Potter miał zamiar się wzruszać to mógł robić to szybciej, gdyż przed oczyma mignęła mi tylko jego dziwna mina zanim wyszedłem z klasy. Biorąc pod uwagę tempo, w jakim Syriusz potrafił się z czymś uporać i ja musiałem przyspieszyć. Postanowiłem na samym początku poprosić o pomoc profesora. Pobiegłem pod jego gabinet i zapukałem nie myśląc przez chwilę o tym, co mu powiem. Odpowiedział swoim stałym chłodnym, lekko zachrypniętym głosem, który wywoływał na ciele nieprzyjemne ciarki. Z głębokim wdechem wszedłem do środka. Reijel czytał jakaś książkę rozparty w fotelu. Przypominał piękną, ale z jakiś powodów niebezpieczną rzeźbę. Podniósł zimne spojrzenie znad tekstu i wydawało mi się, że jego wargi drgnęły w czymś na kształt lekkiego uśmiechu. Przełknąłem ślinę musząc jakoś zacząć. Patrzył na mnie i wiedziałem, że ma ochotę zapytać, po co tu jestem, ale nie chce by brzmiało to jak jawna ironia. Po raz kolejny wziąłem głęboki oddech.
- Czy... mógłby nam pan pomóc? – przerwałem tylko raz by znowu zaczerpnąć tchu. Odłożył lekturę na bok i przeciągnął się leniwie.
- A mam inne wyjście? – rzucił lekko beztrosko. Wydawał się być w dobrym humorze, jakby właśnie zabił swojego największego wroga i przejął kontrolę nad sporym imperium zła. W jego przypadku takie porównanie pasowało wprost idealnie.
- Tylko, że to jest trochę... no... takie... dziecinne – nie potrafiłem znaleźć lepszego określenia. Mimo to mężczyzna nie wydawał się być tym zrażony. Pogłaskał mnie delikatnie i wypchnął z gabinetu. – Musi pan iść na czwarte piętro. Tam w jednej z klas James powie panu, o co chodzi. Czekałem na jego reakcję, jednak on jedynie odwrócił się i odszedł w stronę schodów. Na prawdę byłem ciekaw, co wprawiło go w taki nastrój, ale zapewne gdybym zapytał skończyłoby się to nie małą furią. Ucieszony, że szybko mi poszło zająłem się kolejną częścią mojego zlecenia. Wbrew pozorom była trudniejsza niż poprzednia. Zabranie kwiatów z cieplarni graniczyło z cudem, podobnie jak przeniesienie ich przez szkołę bez zwrócenia na siebie uwagi. Do głowy przyszedł mi tylko jeden, w dodatku dosyć głupi pomysł. Wyjrzałem przez okno. Byłem całkiem niedaleko szklarni, więc wszystko to miało jakieś szanse powodzenia. Zbiegłem dwa piętra niżej przeskakując przez kilka schodów i w ostatniej chwili mijając kilku Puchonów. Szczęście mi sprzyjało. Otworzyłem okno patrząc na drzwi oszklonego budynku oddalonego od zamku o kilkaset metrów. Wyjąłem różdżkę nabierając powietrza.
- Accio róże! – powiedziałem wyraźnie. Na szybcika wypowiedziałem jeszcze kilka takich zaklęć podając jedynie inne nazwy kwiatów. Niestety wraz z kwiatami z cieplarni wybiegła także profesor Sprout starając się je usilnie złapać w locie. Ukryłem się kucając by tylko mnie nie widziała.
Zabrałem wszystkie ścięte kwiaty, które jakby nie patrzeć ukradłem nauczycielce, a które wylądowały na moich kolanach i na czworakach odeszłam jak najdalej od okna. Biegiem wróciłem na czwarte piętro zdyszany, jakby profesorka miała mnie gonić i była jedynie dwa kroki z tyłu. Wpadłem do sali i zamknąłem drzwi z trzaskiem. Z początku maiłem zamiar je barykadować, ale zapomniałem o tym, kiedy zauważyłem, jak pięknie wyglądała sala. James robił pokorną minę skruszonego chłopca, zaś nauczyciel nie wyglądał na szczęśliwego. Z miny Shevy wyczytałem, że okularnik zaczął przesadzać z prośbami o pomoc i za to mu się oberwało. Zupełnie niespodziewanie Reijel wycelował różdżką we mnie i strzelił bordowym promieniem. Zaklęcie ugodziło w trzymany przeze mnie niezdarny bukiet, który szybko zaczął pęcznieć, a pięć razy więcej kwiatów zaczęło wysypywać się z moich objęć. Zaraz potem profesor mrugnął do mnie i opuścił klasę. Potter był zachwycony. W tym właśnie momencie do środka wszedł Syriusz z koszykiem łakoci i tacą smakołyków z kuchni. Uśmiechnął się do mnie i podszedł całując lekko w policzek.
- Wyglądasz słodko z tymi kwiatami – zamruczał. Wygiąłem wargi w odpowiedzi na miły gest, ale szybko przeniosłem uwagę na trzymane przez niego placki. Skrzaty naprawdę się postarały. Dwa całkiem duże kawałki ciasta przypominały zamek Hogwartu z lukrowym śniegiem, wiśniowymi oknami i skrzętnie uformowanymi z czekolady i dwukolorowego biszkoptu cegiełkami budynku. Czułem, że ślinka mi cieknie na sam widok tych pyszności, niestety zostały zabrane sprzed mojego nosa.
- To nie sprawiedliwe! Wolisz słodycze niż mnie! – kruczowłosy położył swoje zdobycze na małej ladzie przed Peterem, który z podziwem je oglądał. Roześmiałem się tuląc do chłopaka, by go uspokoić.
- Słodkie lubię, ale ciebie uwielbiam – zapewniłem go, jednak nie wydawał się tym zadowolony, a mój wzrok w dalszym ciągu błądził po uczcie na dzisiejszą randkę Jamesa. By jakoś uwolnić się od kuszących łakoci pocałowałem Syriusza stając na palcach. Przyjemny smak pomarańczy na jego ustach wskazywał na to, że przed chwilą skończył cukierek.

 

  

9 komentarzy:

  1. Jestem pierwsza? O.O...Jestem PIERWSZA!!!! OMG pierwszy raz mi sie udalo tak trafic XD. Nota slodka a jak :) ale az sie boje pomyslec co J jeszcze wymyslil XD. Szybko pisz nowa note i nie wykrecaj sie bo moj plan zajec na pewno jest gorszy niz twoj Kirhan ;) Nie lam sie damy rade:) Pozdro:*

    OdpowiedzUsuń
  2. HEj! Rozdzial superowy! Ech...ale czekam na dwa wydarzenia: pionformowanie SYriego o wilkolactwie Remusa i goretszych scen tej pary...ale bede cierpliwie czekala na rozwoj wypadkow...zycze czas i weny,pozdro

    OdpowiedzUsuń
  3. zapowiada się interesująca randka, sceneria niezwykle romantyczna, tylko czy J. to wykorzysta w odpowiedni sposób?? mam nadzieję, ze tak! czekam na ciąg dalszy ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak słodko! Jestem oczarowana. Ciekawe jak to się dalej potoczy?

    OdpowiedzUsuń
  5. Notkę przeczytałam wczoraj, ale miałam napad lenistwa i komentuję dopiero teraz. Bardzo mi się podobała i cieszę się, że J trochę mądrzeje. Lubię Pottera i mam nadzieję, że będzie normalniejszy niż wcześniej.

    OdpowiedzUsuń
  6. Notka jest bardzo interesująca ^^ Bardzo ciekawi mnie co J jeszcze wysmysli jesli chodzi o jego rantke ^^ Pocałunek Syriusza i Remusa jest słodki MIODZIO XD Ja tez mam dużo na głowie i jeszcze do tego wyjazd ale wolne chwile czasem masz? Życze Ci weny i dużo, dużo, dużo czasu !! ^^

    OdpowiedzUsuń
  7. ~Kunoichi_Chan19 lutego 2008 14:31

    Super nocia... Czekam z niecierpliwością na następna... A tak pozatym to dzięki twojemu blogowi nabrałam weny i stworzyłam swojego bloga o tej tematyce (http://makoto-yoichi-yaoi.blog.onet.pl) Wiec Dzięki ...

    OdpowiedzUsuń
  8. "a które wylądowały na moich kolanach i na czworakach odeszłam jak najdalej od okna."'Odszedłem' zamiast odeszłam :P Ale to szczegół.Bhraffoo, do dalszego czytania wracam ^^

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej,
    rozdział wspaniały, ciekawe czy Kinnowi będzie się podobało, a Remus dobry pomysł z tymi kwiatkami aby użyć zaklęcia...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń