wtorek, 19 lutego 2008

Mission James' Date 2

Wszystko było gotowe zaledwie w godzinę i wyglądało idealnie. James nie mógł przyczepić się do niczego, bądź nie planował ryzykować życia, dla kilku uwag z samej tylko chęci dokuczania. Jeśli nawet Syriusza udało mu się namówić na udawanie kelnera w stroju przywodzącym na myśl wytworne restauracje, to można było gratulować sobie wielkiego osiągnięcia. O dziwo plan ról zmienił się całkowicie. Koniec był taki, iż ja stałem w miarę dobrze ubrany za straganem z kwiatami, Peter odsługiwał ladę cukierni, kruczowłosy stał zaraz obok gotowy na wykonywanie poleceń okularnika, zaś Sheva, zapewne ze względu na to, że był kiedyś wielką obsesją Jamesa, musiał siedzieć przy mnie schowany wyczarowując barwne motyle. Powoli zaczynałem wątpić, czy okularnik planuje w ogóle przyprowadzić tu pierwszoklasistę, na szczęście w miarę wcześnie oprzytomniał zachwycony swoim projektem. Wydawało mi się, że nawet odrobinę spuchł od całej tej przepełniającej go dumy. Rozkazał nam zostać na miejscach, a sam wybiegł z sali ucieszony, jak bożonarodzeniowa choinka.
- Tyłek mi odmarznie zanim to wszystko się skończy! – Andrew z jękiem podniósł się z podłogi. Wziął bezceremonialnie jedną czerwoną poduszeczkę z krzeseł przy stolikach w miejscu, którego J. nie mógł dostrzec i rzucił na swoje stanowisko ‘pracy’ – Następnym razem niech dba o przyjaciół! – klapnął ciężko bawiąc się różdżką. – Jak myślicie, jak coś zrobię nie tak i wyleci słoń ze skrzydłami to mnie zabije, nie? – uśmiechnąłem się przywodząc na myśl możliwa paletę reakcji na latającego, miniaturowego zwierzaka zataczającego kółka nad zapatrzonym w Gryfona Jamesem.
- Dobra chłopaki na stanowiska, bo mi pensję obetnie – Syriusz wyprostował się i stwarzał pozory liczącego w myślach gwiazdy, by jakoś przyspieszyć to wszystko. Wydawał się oddychać z ulgą, kiedy tylko usłyszał głos okularnika na korytarzu, a drzwi lekko się uchyliły. Sheva zaczął dmuchać w bąbelek na końcu różdżki tworząc motyle.
Niewysoki chłopak wszedł do środka bardzo spięty i niepewny. Wyglądał jak przerażone jagnię z wielkimi błyszczącymi oczyma. Potter zachęcał go uśmiechem i wytłumaczył, że nie ma się, czego obawiać. Jakoś w to nie wierzyłem znając zwierzęce czasami zapędy chłopaka.
W końcu usiedli przy stoliku, zaś J. skinął na Blacka, który posłusznie zabrał przygotowane na talerzykach miniatury zamku. Ruszył dostojnym, pewnym krokiem, z granym uniżeniem i posłuszeństwem. Jeśli taki sam byłby jako kochanek przy kimś władczym, to chciałem widzieć jego zachowanie, na co dzień. Zgrabnie położył przed nimi słodycze, a niebieskie oczy chłopaka jeszcze bardziej się powiększyły. Był urzeczony tym, co zobaczył, tego mogłem być pewien. Syri za to z poważną miną podszedł do mnie i szybko pocałował, co tym bardziej przekonało mnie o chęci poznania innej części chłopaka. Stojąc pośród kwiatków wyczułem zazdrosne spojrzenie Andrew i dreszcze wywołane całą sytuacją, kiedy to tuż przy nas siedział zupełnie nie poinformowany Gryfon.
Mimo wszystko Kinn siedział jak na szpilkach. Jadł powoli wpatrzony w środek stołu i powoli przeżuwał jakby bał się, że zbyt szybko skończy. J. za to wyraźnie ważył coś w myślach, po czym jak przystało na głównego prowodyra zamieszania zaczął zaciekawionym tonem.
- Znamy się tak długo, a ja nawet nie wiem o tobie nic poza imieniem i nazwiskiem. – nie ma co, jego pomysły na podryw odbiegały od nowoczesnych – Twoi rodzice są czarodziejami? – mimo lekkiego mroku widziałem, jak policzki chłopca poczerwieniały, a on niemal skulił się w sobie. Pokręcił przecząco głową i przełknął jedno z okienek wierzy Gryffindoru.
- Nie... – jego głos niemalże nie docierał do nikogo poza nim samym – Moi rodzice są... mugolami – wyznał mętnie, za to oczy Pottera rozbłysły, jakby miał ochotę rzucić się na swoją ofiarę.
- To wspaniale! – rzucił entuzjastycznie – Zawsze chciałem znać szczegóły mugolskiego życia. U nas wszystko wykonuje się za pomocą magii, więc nie potrafię nawet zacerować skarpetek – tu akuratnie mówił prawdę, zaś Niholas wydawał się uśmiechnąć. – A jak ci idzie nauka? Dobrze wiem, jaka czasami potrafi być nużąca, ale założę się, że ty jesteś asem! – o tak. Już on wiedział, jaka ona jest i nie chciałem domyślać się podstępu, jaki właśnie realizował. Twarz chłopca pokrył jeszcze większy rumieniec.
- Nie – znowu wybąkał – Idzie mi przeciętnie...
- Jakby coś możesz na mnie liczyć! – kolejny szeroki, przymilny uśmiech – Też asem nie jestem, ale zawsze chętnie pomogę. – młody skinął, zaś buźkę zatkał ostatkiem zamku.
James znowu machnął dłonią, zaś Syri wystartował za szybko. Coś go zapewne piknęło gdyż z cichym piskiem zgiął się przechylając na bok i łapiąc na żebro. Wyglądał dobijająco z miną męczennika kuśtykając, niczym staruszek do stołu. Potter wyglądał jakby dostał właśnie obuchem w głowę. Z jego ciemnych oczu tryskały iskry na szczęście zatrzymywały się na szkłach okularów. Zaciekawiony zachowaniem rozmówcy Kinn odwrócił się w stronę Blacka. Wyglądał, jakby miał zaraz wypluć ostatki czekolady. Kruczowłosy z błagalną miną prosił Jamesa o przebaczenie nic nie mówiąc. Zabrał talerzyki kuśtykając na swoje miejsce skąd zabrał w zamian talerzyki z kolejnymi łakociami. Tym razem przypominał żywego trupa na usługach jakiegoś demonicznego hrabiego. Na skinienie Pottera przyniosłem jedną ukradzioną różyczkę podając ją zaskoczonemu lekko drżącemu pierwszoklasiście. Cichy chichot zakłócił ciszę, zaś po chwili przerodził się w niepohamowany śmiech zagłuszając miarowe, niezdarne stukanie butów Syriusza. Niholas najwyraźniej nie był w stanie się powstrzymać. Śmiał się jak małe dziecko i ukrył twarz w ramieniu, kiedy położył głowę na stole. Wydawał się rozluźniony w przeciwieństwie do tego, co było wcześniej. J. zaskoczony patrzył to na niego to na Blacka, który chyba wyczuł szansę na powrót do łask.
- P... Przepraszam – wydyszał nastolatek łapiąc oddech.
- James Potter i jego wesoła kompanija. – okularnik potarł skronie z bólem widząc jak zaciekawiony Andrew wyciąga szyje by dostrzec cokolwiek zza masy kwiatów i wazonu.
- Są wspaniali. Moi koledzy nie mają czas na takie wygłupy. Są zbyt zajęci rozgrywkami quidditcha i przechwalaniem się umiejętnościami – wydawało mi się, że wyczułem w tym gorycz.
- Quidditch to sport bogów, chociaż jak widać bogowie mają różne poglądy – wyszczerzył zęby ponownie się przymilając, co speszyło chłopca na nowo – Przy mnie poznasz tajniki nie tylko tego, ale i uroków lat młodzieńczych!
- I głupoty – Syriusz stanął przy mnie już wyprostowany, chociaż niepewny – Takiej durnoty chłopak na pewno nie widział. James Wszechmogący. Największy ślimak Transmutacji i pijawka Historii. – z westchnieniem pogłaskałem go po policzku by wziął się w garść i nie rezygnował przedwcześnie z robienia dobrej miny. Andrew zaczął kombinować z motylkami nudząc się potwornie. Musnąłem policzek Blacka spychając go w miejsce, w którym miał stać dopóki nie wezwie go J. Całe szczęście ten zajął się swoją miłością do tego stopnia, że zapomniał o naszym istnieniu. Zafascynowany wpatrywał się w roześmianą twarz młodszego chłopca jakby miał się zaraz rozpłynąć niczym delikatne stworzona wyczarowywane przez Andrew. Kiedy zrobiło się odrobinę ciszej dosłyszałem szepty Ukraińca. Za każdym razem, kiedy coraz to nowy owad opuszczał bąbelek na końcu jego różdżki wymieniam jakąś perwersyjną rzecz, jaką planowałby robić z Fabienem. Mój słuch wyłapywał szczegóły i chyba właśnie, dlatego czasami wcale nie stawał się czymś przydatnym. Kiedy jasnowłosy wymienił punkt o zabawie w tym samym pokoju, co ja i Syriusz ukryłem się za bukietami kwiatów. Była to kolejna rzecz, jaką mógł sobie podarować.
- Więc mieszkasz na obrzeżach Londynu i nigdy nie podejrzewałeś się o jakiekolwiek zdolności? – byłem wdzięczny za głośniejszy ton w słowach Pottera. – Nie wierzę. Na pewno wiedziałeś, że musisz być wyjątkowy. Ja to wiedziałem, już, kiedy przyniosłeś mi ten cały list. – kolejne wypieki i zawstydzenie ze strony młodziana – Ja zrozumiałem, że mam dar, kiedy kot sąsiadki narobił mi na buta, przez co wylądował na czubku drzewa z pozostałościami po sobie na łbie. – w coś takiego mógł uwierzyć tylko ktoś, kto Jamesa nie znał w ogóle.
- I naprawdę biłeś się z siódmoklasistą w tamtym roku? – niemalże padłem na blat, zaś kruczowłosy podrzucał ścierkę jakby miał zamiar rzucić nią okularnika.
- Pet, od dziś musisz być dumny, że ktoś tak zdolny podkrada ci słodycze i ucieka przed rozwścieczoną McGonagall. Pamiętaj, że on robił rzeczy, o jakich nie mieliśmy pojęcia – kolejna ironiczna wyszeptana przez Blacka uwaga kończyła randkę.

James obiecał chłopcu, że odprowadzi go do Pokoju Wspólnego, a nas zostawił w obowiązkiem posprzątania, za co z pewnością miało mu się oberwać wieczorem.

11 komentarzy:

  1. Wspaniale!! Ja też chcę taką randkę. Mam pytanie. Kiedy J zainteresuje się Evans? Dla mnie może woleć chłopców, ale co z Harrym?

    OdpowiedzUsuń
  2. loveless@op.pl20 lutego 2008 12:32

    Lol...dobre dobre XD Kiedy randkowe podejscie sam ns sam 3? XDMiodzio jak zawsze;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Chichotałam przez cały opek, Black z cierpiętniczą miną... chciałabym to zobaczyć :D Potter i tak mnie zaskoczył, poza robieniem z siebie krzyżówki Batmana z Supermanem, zachowywał się nad wyraz przyzwoicie, bałam się, iż rzuci sie na biednego pierwszaka :D Notka jak zwykle świetna, pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja mam pytanie. Czy za głupote Pottera jest jakaś refundacja???xDŚwietne opowiadanko ...

    OdpowiedzUsuń
  5. To zamach na moje życie był, no... O mało się nie udusiłam ze śmiechu i ledwo doczytałam do końca wczołgując się z podłogi z powrotem na krzesło... a w ogóle to przepraszam, że nie dawałam ostatnio komentarzy(marnych, ale cóż) z czterdziestostopniową gorączką w tydzień sesji(pięknie nie? i jak ja to nadrobię?T.T) nie byłam w stanie po prostu... T.T ale teraz piszę, że nocie były fajne, szczególnie ostatnie dwie XD

    OdpowiedzUsuń
  6. No nie moge ten blog jest niesamowity .... szkoda ze juz przeczytam wszystkie rozdzialy .... no ale w koncu moge je przeczytac drugi rac .... a co mi szkodzi XD Notka sympatyczna ale czekam na gorace kawalki z Syriuszem i Remim albo z Gabryjelem i Michaelem ...... pozdrowienia dla alll....

    OdpowiedzUsuń
  7. Lol.XDXDXD Śmiałam się tak głośno, że sąsiedzi zaczęli walićXDXDXDA kiedy masz zamiar pozbawic niewnności naszą główną parkę hmmmmmmm... ;P

    OdpowiedzUsuń
  8. A i mam prosbe do ciebie Kirhan-san ..... prosze prowadz dalej swojego bloga o Marcelu i Filipie bo jest naprawde interesujacy i az szkoda go zostawiac na laske losu .....

    OdpowiedzUsuń
  9. todojada@buziaczek.pl21 lutego 2008 12:02

    To było boskie^^Uwielbiam to opowiadanie^^

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej,
    cudo, cudo, udała się, ale James nie powinien wymyślać niestworzonych historii...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń