wtorek, 11 marca 2008

Say 'Goodbye'

22 grudzień

„Remus: O dziwo noc spędzana w otoczeniu miękkich poduch i ciszy pomieszczenia sprawiała, że mężczyzna nawet nie zauważył wstającego słońca i upragnionego świtu. Rozbudzony pukaniem do drzwi musiał szybko doprowadzić się do stanu używalności.
Tym czasem zupełnie inna komnata pełna była już ludzi w bogato zdobionych szatach, z przymilnymi uśmiechami na twarzach i cichymi głosami, nastawionymi na liczne komplementy. Otaczali misternie rzeźbiony tron, na którym sędziwy mężczyzna ze spokojem i uwagą wysłuchiwał skarg, uwag, porad. Po jego prawicy drobna postać przysłuchiwała się wszystkiemu i wyczekiwała na swojego przyszłego opiekuna.
Drzwi uchyliły się. Powietrze zawirowało, zadudniło i nagle wszystko ucichło. Głosy, oddechy, kroki...”

Przeczytałem napisane przez siebie słowa po raz kolejny, zupełnie tym nie usatysfakcjonowany. Podałem Syriuszowi pergamin z jego częścią opowieści i poprawiłem szalik. Przed wyjazdem na Święta chciałem zamknąć przynajmniej tę jedną cześć niedokończonych spraw. Kruczowłosy ucieszony schował szybko zwitek do kieszeni uwalniając ręce od zbędnego balastu. Do opuszczenia szkoły mieliśmy jeszcze dziesięć minut. Wyczuwałem, że był to ostatni moment na to by się z nim należycie pożegnać. Na stacji z pewnością jedynie uściśniemy sobie dłonie i rozstaniemy się na te dwa tygodnie. Może nie był to jakiś specjalnie długi okres czasu, jednak mając przy sobie Blacka, na co dzień przywykłem do takich warunków i nawet te kilkanaście dni potrafiło stanowić dla mnie problem. Stanąłem na palcach wsuwając palce w jego włosy na czole i odgarnąłem je wszystkie do tyłu. Moje ręce zatrzymały się na jego karku.
- Będę tęsknić – wyszeptałem bardzo blisko niego, po czym stanąłem całkowicie normalnie i po prostu przytuliłem się do ubranego chłopaka. – A tak naprawdę to już tęsknię – bąknąłem zamykając oczy na kilka chwil, by dzięki temu lepiej wyczuwać to, jak blisko mnie był.
- Moje maleństwo nawet nie zauważy, że mnie nie ma – stwierdził mrucząc zadowolony – Kiedy zobaczy rodziców i masę prezentów w Wigilię to już nawet nie będzie pamiętać, że istnieję. – uderzyłem go lekko w pierś wypychając wargi.
- Prędzej ty zapomnisz niż ja! – bąknąłem z udawaną złością – Kiedy zobaczę kolejny niestworzony prezent od ciebie nie będę mógł tak łatwo zapomnieć.
- A skoro już przy tym jesteśmy... – zaciągnąłem się powietrzem i zapachem perfum Syriusza – Twoi rodzice będą musieli zobaczyć, co dostałeś? – przytaknąłem bez namysłu dobrze wiedząc, że zapewne właśnie ratowałem tym swoje nerwy i twarz przed spłonięciem. Zawiedziony jęk tylko to potwierdził. Możliwość normalnego podarunku wzrosła o kilka procent. Kruczowłosy pochylił się i powoli obcałował całą moją twarz mijając usta. Nakrył je na samym końcu pieszcząc delikatnymi muśnięciami. Chciałem przywrzeć do niego mocno nie odrywając się, niestety nie miałem na tyle czasu. Andrew pociągnął mnie za tył kurtki i wskazał rozkazująco na drzwi. Podczas kiedy Potter nie miał ochoty wracać, a Pet nie wiedział czy lepszym byłoby zostać w szkole wspominając Narcyzę, czy też wracając do domu objadać się wypiekami matki, Sheva był niesamowicie rozradowany. Wypchał nas z pokoju i pospieszał cichymi mruknięciami. Od września czekał na powrót i ponowne spotkanie z kochankiem, więc nie dziwiłem się mu. Od dawna nie widziałem go tak wesołym i rozpromienionym. Niewiele na siebie założył i nie planowałem nawet pytać, dlaczego. Różowy, puchaty i niesamowicie krótki sweterek był wystarczającym bodźcem, a obcisłe spodnie sprawiały, że naprawdę wyglądał specyficznie.
Otrzepałem się, kiedy opuszczając ciepły zamek moje skóra napotkała na zimny wiatr. Syriusz ściskał moją dłoń w rękawiczce mając na plecach jedną dłoń Andrew, zaś na moich spoczywała druga. Zasapany Ukrainiec dał sobie spokój dopiero pod karetami. J. podążał za nami smętnie włócząc nogami po śniegu i mocząc tym samym nogawki spodni. Przez ostatni tydzień nie nacieszył się związkiem z pierwszoklasistą, który zajęty nauką nie miał dla niego czasu.
- Niholas, Niholas, Niholas... – ożywił się nagle. Niewysoki Gryfon szedł właśnie w jego stronę machając na kolegów by chwilę poczekali. Okularnik szybko wystartował z miejsca. Dostrzegłem tylko jego niezadowolenie i czerwone policzki Kinna, kiedy coś do siebie mówili, a już chwile potem młody pobiegł do rówieśników zaś James mamrocząc wściekle dołączył do nas. Nadal musieliśmy czekać na resztę uczniów, którzy zwlekali z pojawieniem się na dworze, co tylko bardziej zdołowało Pottera.
- Przykro mi, że tak wyszło, ale do zobaczenia po Świętach... Jaaasne! Jak mnie matka za oceny nie zabije! – chłopak kopnął w jedno z kół powozu. – Ojciec pewnie dopracował przez te miesiące swoje metody męczenia, a ja będę pierwszym, na którym to przetestuje. Dlaczego nie mogłem zabujać się w kimś, komu na szkole aż tak nie zależy?
- Bo wtedy znowu zostałbyś z niczym – Sheva oglądał swoje puchate rękawiczki. Rozejrzałem się w koło nie chcąc patrzeć na Syriusza. Niedopieszczony wyglądał, jak samotne szczenię, a ja mając świadomość swoich reakcji na jego wygląd musiałem powstrzymywać się by nie zrobić czegoś głupiego. Jakby tego było mało ssał jabłkową landrynkę, a za każdym razem, kiedy otwierając usta wydychał powietrze mogłem poczuć jej słodki, kuszący zapach.
Z wysiłkiem skupiłem się na znajomych twarzach wokół. Ryo rozmawiał z nauczycielem Wróżbiarstwa, Michael tulił się do pleców Gabriela ignorując wzrok ogółu i stwarzając wrażenie fikcyjnego związku z krótkowłosym, zaś bliźniacy Mares drażnili kolegów ze swojego Domu, co było widać już na pierwszy rzut oka. Dopiero po chwili kilku starszych chłopaków odsunęło dając mi możliwość dostrzeżenia reszty grupki. Eric omawiał coś z profesor McGonagall i najwyraźniej doszli do jakiegoś kompromisu, gdyż odeszła od niego spokojna. Płomienna czupryna mignęła mi przed oczyma. Zamrugałem szybko. Bez wątpienia musiał to być Cornelius. Nie widziałem go od czasu wypadku. Nic się nie zmienił, ale wspomnienie mojego snu samo barwiło moje policzki. Chłopak szybko i sprawnie odwiązał szalik piętnastoletniego Puchona, a jego wredny śmiech dotarł do moich uszu wraz z wiatrem. Uśmiechnąłem się widząc zabawną minę chłopaka, ale spoważniałem, kiedy długowłosy zaczął uciekać w moją stronę. Zachłysnąłem się zimnym powietrzem, gdy mnie dopadł i przytulił się jak dziecko. Syri warknął zaciskając pięści, ale w tej samej chwili usta Krukona ucałowały mnie w policzek i chłopak zniknął z szyderczym chichotem. Urażony tym Black oplótł mnie ramieniem w pasie utkwiwszy wzrok w miejscu, gdzie zniknął płomiennowłosy. Rozżalenie związane z rychłym rozstaniem widocznie wzmogło jego zazdrość. Wydął dolną wargę przenosząc smutne tym razem spojrzenie na mnie.
- Jako twoje wielkie i jedyne kochanie, zabraniam ci pozwalać na to by ktokolwiek się do ciebie zbliżał. – rzucił dumnym i stanowczym tonem, co zabrzmiało niesamowicie zabawnie – Kiedy wrócimy nie pozwolę ci nawet na chwilę samotności. Będę smutny, niedopieszczony, samotny i w ogóle będzie mi źle.
- Nie będzie ci źle – zabrałem jego dłoń z moich żeber i uścisnąłem ją wsiadając do powozu – Będę często pisał i...
- I po powrocie pokażesz mi się w sukni ślubnej! – omal nie wywróciłem się na jednym stopniu małych schodków.
- Nie! – krzyknąłem trochę za głośno.
- Więc przebierzesz się za królewnę, księżniczkę lub coś w tym rodzaju?
- Nie! – znowu warknąłem siadając na miękkim miejscu ze splecionymi rękoma – Nie będę się przebierał! Jestem chłopcem nie kobietą! – syknąłem na Pottera, który wyglądał jakby zaraz miał rzucić jakimś komentarzem – Dlaczego mam przebierać się za kogokolwiek?
- Ponieważ mnie się to podoba? Lubię patrzeć na ciebie, kiedy się wstydzisz, masz wtedy wspaniałe rumieńce. Z resztą lubisz, gdy jestem szczęśliwy i jeśli obiecam ci duużo słodkości po powrocie przebierzesz się nawet za pączka – tym razem uznałem, że Black przesadził. Położyłem się z głową na jego udach, jednak patrzyłem na rozradowanego Andrew zamiast na kruczowłosego. Mimo wszystko Syri nie był tym przejęty. Pocałował mnie w policzek ścierając miejsce, które wcześniej dotknął Cornel.
- I tak wiem, że bardzo mnie kochasz – zamruczał tuląc się i uśmiechając.

 

  

9 komentarzy:

  1. Achhh! Pierwsza! Powiem tak: czytam twojego bloga o początku! Ale nigdy nie zdobyła się na komentarz :/ . I właśnie to nadrabiam! Odnośnie notki... jak zwykle cud, miód i orzeszki! Po prostu nic dodać, nic ująć! Życzę wszystkiego naj, naj najlepszego bez żadnej okazji!

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Takai no Tenshi11 marca 2008 21:05

    Kir... ja Cię normalnie kocham... znaczy no wiesz ;) ale to nieważne :D nota boska, ale po co ja to piszę? praktycznie uwielbiam całą Twą twórczość ;) radosną i nie tylko ;p a co ==muszę Ci przyznać, że ten wpis jest może taki zwyczajny, ale za to taki hmm ciepły? nie wiem, jakiś taki inny niż wszystkie i wywołał w moim sercu pozytywną energię, a tego mi dziś było trzeba :)dużo Wena i wszystkiego, czego Ci teraz potrzeba :*

    OdpowiedzUsuń
  3. jupi:) jak to dobrze...jak to cudownie mieć znowu co czytać:):) no ja po prostu kocham tego syriego:P notka, jak zawsze, mistrzowska. pozdrawiam i zyczę żeby ( z racji na utrzymanie stabilizacji psychicznej czytelników) takie dłuższe choroby już NIGDY się nie zdarzały:)

    OdpowiedzUsuń
  4. ~Mimmi Dennis12 marca 2008 15:48

    Po prosty CUDNIE! *^^* POZDRAWIAM ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. JEny..boskie! Juz czekam na next,pozdro!

    OdpowiedzUsuń
  6. ~Lily luna potter12 marca 2008 17:06

    Cudo juz nie moge sie doczekac nastepnej notki...

    OdpowiedzUsuń
  7. ~Kunoichi_Chan12 marca 2008 18:19

    Śliczna notka... Ja sie zakochałam już w twoim blogu... Dodał Cied o linków na moim blogu (www.makoto-yoichi-yaoi.blog.onet.pl) mam nadzieje że nie masz mi tego zazłe... Czekam z neicierpliwościa na nową notke... Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej,
    wspaniale, i już przerwa świąteczna, ciekawe czy James znów nie ucieknie do szkoły tak jak poprzednio...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń