piątek, 21 marca 2008

SideStory - Denny/Alen

Wesołych Świąt Wielkanocnych dla Was wszystkich!

 

Sok pomarańczowy wychodził mi już bokami, podobnie jak skradzione ze Skrzydła Szpitalnego tabletki. Po połknięciu szóstej miałem ochotę wymiotować. Po raz kolejny wytykałem sobie, że nie wziąłem innych. Było olbrzymie prawdopodobieństwo, iż łatwiej byłoby mi je przełykać. Mimo wszystko miały jeden plus. Powoli czułem, jak tracę władzę nad ciałem, a właśnie o to mi chodziło. W pierwszym roku Alen znalazł mnie krwawiącego z podciętymi żyłami na nadgarstkach, w drugim byłem pilnowany przez nauczycieli i kolegów bym nic sobie nie zrobił, i w końcu na trzecim roku znowu trafiła się okazja. Byłem ciekaw jak daleko mogę się posunąć i jak bliski śmierci będę, a oni nadal zdołają mnie odratować. Byłbym wdzięczny gdyby nie zdołali. W końcu ojciec w ogóle się mną nie przejmował zostawiając matkę zaraz po porodzie, a ona kochała mnie i pielęgnowała tylko do czasu. Gdy dowiedziała się, że mam zdolności magiczne robiła wszystko by tylko mnie zabić. Jakby nie patrzeć prawie jej się udało, ale właśnie wtedy ojciec niespodziewanie wrócił. Reakcje matki na mnie wystarczyły by odechciało mi się żyć. Uważała mnie za demona i nie chciała bym istniał. Skoro jej byłem zbędny to i całej reszcie świata.
Popatrzyłem z obrzydzeniem na białą, okrągłą pastylkę, sam nie wiem, na co. Zmusiłem się by położyć ją na języku i popić. Z coraz większą trudnością panowałem nad ciałem. Usłyszałem trzask drzwi i powoli podniosłem głowę. Alen wyglądał jakby ktoś zdzielił go w twarz. Zakręciło mi się w głowie, kiedy podbiegał, a długi po kolano łańcuszek przy jego spodniach zakołysał się lubieżnie zachęcając, i wytrącił z moich rąk opakowanie rozsypując tabletki po całym pokoju. Wydawało mi się, że niemal płakał, jednak nie mogłem już mieć pewności, czy w ogóle był w pokoju, czy też sam upuściłem szklane naczyńko, a reszta była tylko omamem.
- Oszalałeś?! – wrzasnął, chociaż nie robiło to na mnie większego znaczenia – Skąd to masz?! Otwieraj usta! – przewrócił mnie bez problemu na łóżku i usiadł na moich biodrach ściskając szczękę. Kląłem w myślach. Był wyższy o kilka centymetrów, ale nie na tyle silny by mnie do czegoś zmuszać. Teraz wyraźnie czułem, że tabletki działają, a moje ciało funkcjonuje wedle własnego uznania nie zważając na mózg. Łykanie tego dziadostwa nie było jednak zbyt dobrym pomysłem. Nie mogłem protestować, ani się wyrwać. Przez kręgosłup przechodziły podejrzanie miłe ciarki, kiedy oczy bezwładnie wpatrywały się w przyjemnie niebieski ocean tęczówek Nerena. Roztrzęsiony chłopak musiał chyba coś zrozumieć, gdyż natychmiast się uspokoił i lekko poczerwieniał. Jego wzrok badał całą moją twarz i na chybił trafił mogłem stwierdzić, iż zatrzymał się na ustach. Całą siłą woli chciałem powstrzymać ciało, które wydawało się z tego cieszyć. Moje spojrzenie sięgnęło jego pełnych, drżących z przejęcia, czerwonych warg. Moja głowa uniosła się sama. O ile wcześniej miałem minimalną możliwość władania odruchami, tak teraz straciłem ją całkowicie. Byliśmy tak niemożliwie blisko, że czułem jego zapach, oddech na twarzy i niemalże smak. Szarpałem się we własnym wnętrzu i czułem się tak, jakbym patrzył na to wszystko z boku. Niespodziewanie moje usta całowały jego. Powoli, dziecinnie i niepewnie. Pierwszy pocałunek i to w dodatku z nim. Nigdy nie przyznałbym się, nawet przed samym sobą, że tego chciałem, że podobało mi się, że na niego lecę. Nawet teraz zwalałem winę na leki i nastoletnie ciało podburzone hormonami. Mimo tego Alen się nie cofnął. Nijak nie reagował. Tylko jego wargi raz po raz subtelnie się poruszały. Albo mi się zdawało, albo on naprawdę odwzajemniał ten pocałunek. Opadłem na poduszkę z szalenie bijącym sercem. Neren, jakby kłócąc się z samym sobą powoli uniósł moja koszulkę i zdjął ją ze mnie. Z przerażeniem stwierdziłem, że moje dłonie robią to samo z jego podkoszulkiem. Chłopak był zaczerwieniony, kiedy materiał zsunął się na podłogę. Kasztanowe włosy od razu przestały być ładnie uczesane odstając na wszystkie strony, jak zawsze, kiedy Neren wstawał rano. Nie potrafiłem w to uwierzyć, ale on naprawdę to robił. Pochylił się całując mój mostek, obojczyki i cały tors w wybranych przez siebie miejscach. Zostawił na mnie czerwony ślad tuż przy sutku i niebezpiecznie zsunął się niżej na moje kolana, by sięgać kolejnych partii mojego ciała. Sam nie miałem pojęcia czy coś czuję czy też nie. Mogłem sobie wyobrazić, że jego wargi są ciepłe i wilgotne, kiedy powoli mnie pieścił. Uspokoiłem się trochę, kiedy muskał bliznę na moim podbrzuszu, jakby jego wargi były w stanie ją zaleczyć, zlikwidować, sprawić, że zapomnę o tym, co zrobiła mi matka.
 - Alen – nie planowałem wypowiadać jego imienia, a jednak moje usta same sobie dyktowały zasady. Położyłem dłonie na lekko opalonej piersi chłopaka. Wygiął się z jękiem w łuk pozwalając bym wodził nimi po jego skórze ocierając palcami o twarde z podniecenia brodawki. Jego obcisłe spodnie eksponowały wybrzuszenie w kroku. Mój umysł czuł się gwałcony, gdyż tylko ciało pozwalało sobie na zbliżenie do, na dobrą sprawę, natrętnego kolegi. Niespokojne dłonie nerwowymi ruchami rozpięły mi spodnie. Byłem przywiązany do tych czarnych jeansów i jakoś nie chciałem by były częścią tej orgii. Krzyczałem, wiłem się i szarpałem, ale tylko w myślach. Gdybym mógł odzyskać własną wolę w życiu bym tego nie zrobił. Moje źrenice były rozszerzone od leków, za to oczy świadomości przypominały wielkie spodeczki filiżanek, gdy dostrzegłem jak kasztanowowłosy wyjmuje z bielizny mój członek. Jakimś cudem był pobudzony i na pewno czułbym to, gdyby mózg nie wolał pracować własnym rytmem. Wziął mnie w usta. Wyłem jeszcze głośniej jednak teraz tylko, dlatego, że poczułem przyjemny impuls. Prąd, który zdołał dotrzeć z ciała do stawiającego opór umysłu. Niesamowicie pociągające wargi Alena zamykały się na moim penisie i sunęły po nim z ochotą, lub tylko ja tak myślałem. To było obrzydliwe, chociaż znowu gdzieś w głębi wiedziałem, że myślę zupełnie inaczej.
Odsunąłem chłopaka od siebie. Dziękowałem Bogu, że jakoś przerwałem tą paskudną grę, ale szybko tego pożałowałem. Moje ciało podniosło się kładąc Nerena na moim miejscu. Dopiero teraz moja panika osiągała wystarczająco wysokie poziomy. Nawet tego nie chcąc zdjąłem z niego spodnie i bieliznę. Miałem ochotę go zabić, kiedy nieśmiało z wypiekami rozchylił nogi.
- Jeśli jesteś demonem to zrobisz mi dziecko – powiedział żartobliwie, co sprawiło, że chciałem go jeszcze bardziej. Bawił się ze mną i wygłupiał. Zawsze wydawał się trochę dziwny, ale nie sądziłem, że jest zdolny do czegoś takiego. Sam nie podejrzewałem własnego ciała o takie zapędy i chęci. Sięgnąłem po krem na półce. Alen zawsze mieszał swoje rzeczy z moimi, więc jakoś mnie nie dziwiło, że tam stał. Chłopak czasami smarował nim usta, kiedy mu pierzchły, a teraz ja nabierałem go na palce i przykładałem do jego pośladków. Zapytany nigdy nie widziałbym jak to ma wyglądać, a tym czasem teraz sam z siebie potrafiłem wyczuć, co i jak mam robić. Przygryzłem mocno wargę wsuwając w niego palce, co świadczyło o tym, że mój umysł powoli odzyskuje władzę nad ciałem, choć nadal było jej zbyt mało. Moja dłoń poruszała się z trudem, ale każde jedno posunięcie przychodziło z coraz większą łatwością. Jego ciało szybko przywykło do moich zabiegów. Pochyliłem się nad nim, oparłem obiema rękami o poduchę przy jego głowie i wszedłem w niego. Moja świadomość płakała z pogardy dla samej siebie i poniżenia, jakiego doznała. Jęczałem. To tylko bardziej pogrążało mnie samego. Kiedy wewnątrz krzyczałem, że nie chcę, moje ciało z ochotą ocierało się o Alena.
Znowu straciłem kontrolę nad samym sobą. Gdzieś bardzo głęboko chciałem tego i pragnąłem więcej, częściej, im bliżej byłem rozsądku z tym większym zaangażowaniem nie dopuszczałem do siebie takich myśli. Organizm sam w sobie potrzebował tego i czerpał przyjemność. Serce łomotało z radości i podniecenia, a twardy lód, który je pokrywał, od czasu, gdy matka pierwszy raz powiedziała, że mnie nienawidzi, studził ten zapał. Może byłbym w stanie powiedzieć, że kocham tego niesamowicie walniętego i otwartego na wszystkich chłopaka, gdyby nie miało to być zaprzeczeniem mojego dotychczasowego stylu życia. Nie chciałem i nie potrafiłem przyznać się do jakichkolwiek uczuć poza nienawiścią do siebie. Alen od samego początku uśmiechał się, śmiał, pomagał innym i usilnie chciał się do mnie zbliżyć. Sam nie wiedziałem, kiedy mój organizm zaczął go pożądać, a serce miłować. Wiedziałem o tym gdzieś bardzo głęboko, ale nigdy nie chciałem przyznać się do tego.
Krzyknąłem, szarpnąłem biodrami, on zrobił to samo. Doszedłem w nim, zaś jego nasienie wylało się na mnie. Kładąc się obok pozwoliłem by leżał na mnie tuląc twarz do mojego ramienia. Czułem, że odzyskałem władzę nad ciałem. Dla wypróbowania tego postarałem się położyć dłonie na krzyżach nastolatka. Udało się. Z jakiegoś powodu wydawało mi się, że właśnie go tulę, choć nie takie było moje zamierzenie. I tak nie planowałem brać odpowiedzialności za to, co się stało. Nawet nie chciałem o tym pamiętać, choć na szczęście wspomnienia nie miał mnie opuszczać.
- Nie rób tego więcej – ciepły oddech na moim spoconym barku sprawił, że zrobiło mi się trochę chłodno – Żyj tylko dla mnie i nikogo innego. Jestem samolubny, dlatego nie pozwalam ci ginąć dla kogokolwiek. – prychnąłem i zamknąłem oczy zaciskając palce na plecach Nerena. Nie miał prawa tego żądać, ale jakimś cudem dobrze wiedziałem, że nie zdołam więcej sprzeciwić się jego słowom, które właśnie powiedział. Teraz już całkowicie nie wiedziałem, co to były za tabletki.

11 komentarzy:

  1. Jaki ładny prezent swiateczny^^ Wesolych Swiat:) opko jak zawsze miodzio;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Słodko- gorzkie opowiadanie. Podoba mi się.

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Kunoichi_Chan21 marca 2008 18:51

    Ja Tobie też życzę wszystkiego najlepszego w święta... zdrowia itd... Wszystkiego czego sobie wymarzysz... Nom Opowiadanie mi sie strasznie podoba... Buziale

    OdpowiedzUsuń
  4. aaaah, co za wybuchwa mieszanka! mix wszystkich moich ulubionych klimatów:)! jestem przezachwycona, również życzę bardzo Wesołych Świąt! czekam niecierpiliwe do niedzeli, bo mam nadzieję że nawet pośród świątecznej zawieruchy znajdziesz chwikę dla poradowania kilku spragnionych serc:) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. ~A-n-T Fan ^^21 marca 2008 20:48

    To teraz mi do szczęścia tylko brakuje Erica i Cornela,oraz Filipa i marcela ^^ Wspaniały prezent :) Również życzę wesołych Swiąt :)

    OdpowiedzUsuń
  6. ~Lily luna potter21 marca 2008 21:51

    Piekne...Przydało by sie takich wiecej..

    OdpowiedzUsuń
  7. jak miło! lemon na święta! tobie Kir-chan życzę smacznego zająca i bogatego jajka i oby taka cudna wena twórcza cię nie opuszczała XD

    OdpowiedzUsuń
  8. Teraz się rozpiszę :)Komentuję po raz pierwszy, ale możesz mi wierzyć, każdy szczegół tego bloga już znam na pamięć :). Od jakiś dwóch tygodni próbuję przeczytać to wszystko co stworzyłaś i wreszcie mogę oznajmić, że skończyłam!I ten log jest po prostu świetny. Pomijając nawet to, że cała historia z Cornem to był sen... Miałam ochotę wtedy rozerwać Cię na strzępy, ale jakoś mi przeszło ;).Więc napiszę raz jeszcze: blog masz naprawdę fajny :) i będę wchodzić w poszukiwaniu nowych notek, możesz być pewna :).Pozdrawiam gorąco i happy hallelujah :D.

    OdpowiedzUsuń
  9. ~Mimmi Dennis23 marca 2008 19:17

    Hej! Ano... Wesołych świąt ^^ a tak w ogóle, czy ta para pojawiła się wcześniej w tym opie, bo jej nie kojarzę ^^" niech mnie ktoś oświeci ^^" (najlepiej na gg) no i tak przy okazji cudny lamonek :* POZDRAWIAM ^^

    OdpowiedzUsuń
  10. Słodka taa nocia ^^ hih lubię ich obydwu bardzo ^^ kocham.!;*

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej,
    pięknie i cudownie, dobrze że nic złego się nie stało... ma dla kogo żyć...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń