piątek, 11 kwietnia 2008

Kartka z pamiętnika XXVI - Michael

Odwróciłam głowę wpatrując się w głąb ciemnego korytarza na jednym z pięter. Kuląc się pod oknem dostrzegałem zabawne refleksy powoli zachodzącego słońca przebijające się do wnętrza, jednak wydawały mi się żałosne. Za każdym razem, kiedy pomyślałem o tym, co mnie dręczyło miałem ochotę płakać. Sam nie rozumiałem tego do końca. Pragnąłem jak niczego innego na świecie jechać na koncert ukochanego zespołu. To on sprawił, że zginąłem w głębokiej czerwieni i powstałem pośród niekończącego się deszczu. Gdy drzewa rozkwitały na wiosnę, a przepiękny zapach unosił się w powietrzu radując serce, ich muzyka sprawiała, że moja dusza rozkwitała wraz z naturą. Każda pora roku wiązała się z nimi, z inna piosenką, z czymś niesamowitym. Drżałem na sama myśl, że mając możliwość usłyszenia na żywo cudownego głosu wokalisty, który wywoływał u mnie reakcje zbliżone niemal do orgazmu, nie będę mógł tego zrobić. Nie zobaczę szaleństw perkusisty, jego orgii przed pianinem, niesamowicie seksownego basisty i obłędnego gitarzysty. Słuchanie ich muzyki było dla mnie jak masturbacja i nawet wiedząc, jak wulgarnie brzmią te słowa nie potrafiłem dobrać innych, które byłyby w stanie tak dokładnie określić kłębiące się we mnie uczucia. Byli moja obsesją, manią i życiem. Ubóstwiałem ich i mógłbym stawiać pałace gdzie kultywowałbym ich pamięć, muzykę i samych członków zespołu. Z całego serca pragnąłem usłyszeć jak krzyczą do mikrofonów, jak biegając po scenie z szerokimi, obłędnymi uśmiechami. Nikt nie potrafił zrozumieć mojego bólu związanego z tym, że chociaż mieli być tak blisko ja miałem ich nie zobaczyć. Tylko wokalista potrafił. Sam przeżywał podobne załamania związane ze swoją pasją do muzyki. Pisał o tym i kiedy to czytałem byłem w stanie wyczuć jego żal i prawdziwe intencje. On wiedziałby, co przeżywam, jednak teraz nie mógł nawet przypuszczać, że coś takiego dzieje się w sercu jakiegokolwiek fana.
Mimo własnego trzęsienia ziemi, które zachwiało całym moim życiem reakcje świata codziennego docierały do mnie wyraźnie i jasno. Nie spodziewałem się nikogo w tym rejonie, a jednak wyraźnie słyszałem kroki. Ciche, spokojne, miarowe, chociaż niepewne. Znałem ten chód aż za dobrze i dziwiło mnie to jeszcze bardziej. Pośród mojego rozdrażnienia i załzawionych oczu na myśl o beznadziejności mojego życia, ten odgłos przerażał mnie i sprawiał, że drżałem. W codziennym gwarze nie mogłem zwrócić na to uwagi, jednak teraz chociażbym nie chciał, to jego kroki odbijały się po całych pustych zakamarkach korytarza. Z jakiegoś powodu zacząłem się zastanawiać, czy nie odepchnąłem go tylko, dlatego, że bałem się uciszenia bólu spowodowanego wiadomością o koncercie i tym, że zawiodłem nie mogąc jechać. Czułem, że prawdziwy fan zdobyłby pieniądze i pojechał chociażby nielegalnie i miałem taki zamiar, chociaż zupełnie nie potrafiłem znaleźć środków.
Na końcu korytarza pojawił się Gabriel. Uśmiechnąłem się mimowolnie mając pewność, że wiem o nim niemal wszystko. Myślałem, że odwróci się, lub chociażby zdziwi moja obecnością. To ja byłem zaskoczony widząc jak podchodzi. Kręcił delikatnie biodrami, hipnotyzował mnie tym i usypiał. Zawsze lubiłem, kiedy to robił podniecała mnie sama myśl o tym, jak dobrze znam strukturę tych części jego ciała. Moje zaskoczenia było jeszcze większe, kiedy stanął przede mną zamiast odejść i patrzył wielkimi oczyma w moje.
- Kogo szukasz? – zapytałem najchłodniej jak mogłem siląc się dodatkowo na obojętność. Wydawał się powstrzymywać złość i wiele innych emocji. Wyciągnął przed siebie dłonie całe w plasterkach i nakłuciach. Trzymał w nich pudełko, które najwyraźniej chciał mi dać. Zmierzyłem go wzrokiem by mieć pewność, że nic mnie nie zaatakuje, kiedy je otworze. Niepewnie wziąłem z jego rąk podarunek, ale nie siliłem się na podnoszenie z miejsca. Powoli uniosłem wieczko zerkając do środka. Wypadło mi z rąk, kiedy dostrzegłem to, co kryło. Z pudełka patrzyły na mnie starannie wykonane maskotki pięciu członków ukochanego zespołu. Sposób, w jaki je uszyto wyraźnie wskazywał na to, iż to Gabriel sam wykonał je dla mnie, a jego poranione dłonie potwierdzały to tak mocno, że nie mógł zaprzeczyć. Spojrzałem na niego. Odwrócił głowę w bok i starał się udawać, że mu nie zależy, ale widziałem, że powstrzymywał łzy, jak zawsze. Wpatrywałem się jeszcze dłuższą chwilę w coś tak pięknego, że niespodziewanie ból związany z tym, iż byłem uziemiony na Francję odszedł. Odłożyłem ostrożnie pudełko i zerwałem się obejmując chłopaka z całych sił ramionami. Właśnie pozbyłem się wszystkich problemów. Udowodnił mi, że mogę na nim polegać i, że chciał mnie zrozumieć. Odsunąłem się od niego i złapałem za rozgrzane policzki. Już nie liczyło się to, co mówiłem, czy tamta kłótnia. Pocałowałem go mocno i zachłannie by poczuć go przy sobie. Jak najbliżej. Zacisnął dłonie na mojej koszulce, a wilgoć naznaczyła palec, który znajdował się najwyżej na ciepłej twarzy. Gabriel płakał, co nie zdarzało się często. Nie otworzyłem jednak oczu. Nie lubił, gdy ktoś widział, jego łzy, więc nie chciałem sprawiać mu tym problemów. Wystarczyły mi jego usta, ciepło, drżenie, gdy szlochał i lepka od płaczu ślina. Czułem, jak zgarnia moje ręce i wyciera policzki. Pomogłem mu w tym na oślep i dopiero wtedy oderwałem się przerywając także łączącą nas niteczkę. Patrzyłem w jego już teraz lekko podpuchnięte oczęta. Muzyka była dla mnie lekiem na wszystko, jednak nie myślałem, że same maskotki członków zespołu zdołają zdziałać aż takie cuda. Mimo to nie miałem zamiaru przepraszać za nic, gdyż sam w sobie winy nie widziałem.
- Więc już po wszystkim? – zapytałem przysuwając go najbliżej jak mogłem. Mogłem podniecić się i dojść tylko dzięki temu, dzięki jego biodrom przywierającym do moich i pięknej twarzy – Znowu jesteśmy razem?
- To ja powinienem zapytać! – oburzył się, chociaż głównie po to by ukryć wszystkie uczucia i emocje.
- Więc pytaj – roześmiałem się. W jakiś sposób byłem niesamowicie szczęśliwy i chociaż nadal chciałem jechać na koncert, teraz moje priorytety przycichły – Nie? – wypchnął wargę jeszcze bardziej zły – Dobrze... Już nie będę... Przeszło mi trochę, dzięki tobie – wziąłem do rąk jego dłonie i ucałowałem je. Były naprawdę pokaleczone od igły, ale dzięki temu jeszcze piękniejsze. Zacząłem odklejać każdy plasterek, jednak on protestował.
- N... Nie! – chciał zabrać łapki, ale nie pozwoliłem. Nie miałem zamiaru pozwalać mu na coś takiego – Ale...
- Lepiej zagoją się bez tego, a ja zadbam o to byś nie musiał ich męczyć i używać póki nie dojdą do siebie. Twoje ręce są moje, te rany także i powstały przeze mnie, więc tym cenniejsze są. – znowu objąłem go tuląc.
- Tęskniłeś za mną? – moje niepewne spojrzenie musiało powiedzieć mu, że zapomniałem o tym. Prychnął – Ale za nimi tęsknisz, tak? Jestem zazdrosny! Kochasz ich bardziej niż mnie!
- Nie. Jak już to równie mocno...
- To, to samo! – zamknąłem jego pyszczek swoim językiem. Ugryzł go, ale ssał chętnie w pocałunku. Był niedopieszczony bardziej niż ja i czułem to w każdym jego ruchu. Ocierał się o mnie bezwstydnie, a ja chciałem tego i z chęcią przyjmowałem. Położyłem dłonie na jego biodrach. Pamiętałem jak nimi kołysał podchodząc i jak bardzo mi się to podobało.
- Zatańcz dla mnie kiedyś – wypaliłem – Taniec brzucha, niemal nagi. A później pozwól się pieścić. Mogę wylizać każdą część twojego ciała... Dotykać cię gdzie zechcesz... Nawet dać ci siebie, jeśli wolisz mnie ukarać. Pozwolę się związać, kneblować, nawet przebrać za kobietę. Możesz zakazać mi pieszczot przez miesiąc, nawet, jeśli każesz robić dziwne rzeczy! – naprawdę byłem na to gotowy.
- Prędzej zatańczę niż będę oglądał cię w dziwnych pozycjach z dziwnymi zabaweczkami, czy onanizującego się moimi butami. Jesteś do przesady zboczony, ale pamiętaj! Ze mną się kochałeś, a z tamtymi mężczyznami nie, więc doceń w końcu, że daję ci wszystko! – rzeczywiście nie doceniałem go tak jak powinienem i miałem zamiar to zmienić. Nie zareagowałem na to. Znowu musnąłem dwie jasne perły jego warg i zamknąłem oczy z głową na jego ramieniu. Chociaż spałem w przeciwieństwie do niego ciągle byłem niespokojny. Moja maniakalna chęć wyjazdu wpływała na moje samopoczucie, sen, apetyt, a nawet miłość do Gabriela. Byłem mu wdzięczny, jak nikomu innemu za maskotki, które dla mnie zrobił. Zawsze marzyłem o czymś takim, ale sam prędzej wyszyłbym dziurę niż cokolwiek innego. Uśmiechnąłem się głupio do siebie myśląc o tym, jak chłopak zareaguje, jeśli mu powiem, że planuje z nimi spać. Wszystko jakoś powoli się układało, chociaż zawsze mogłem coś przypadkiem zepsuć. Jednak nie planowałem niczego podobnego.

10 komentarzy:

  1. Bardzo się cieszę, że już się pogodzili!! Jestem ciekawa jak wyglądają te maskotki.

    OdpowiedzUsuń
  2. I to się nazywa prawdziwa miłóść! ^___^

    OdpowiedzUsuń
  3. No,wreszcie Michael docenił Gabriela i swoja miłość.Chociaż,z drugiej strony,Gabriel by został dla mnie,gdyby sie rozstali xDŚwietna notka,ubóstwiam cie Kirhan-san !!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakie urocze :D lubie happy endy :]

    OdpowiedzUsuń
  5. Super! Ciesze sie ze sie poodzili :D pzdr

    OdpowiedzUsuń
  6. ~Takai no Tenshi12 kwietnia 2008 14:20

    ja ich kocham! :* normalnie słodziaki... i maskotki i Gabriel i jego biedne paluszki... i w ogóle... ja kce na koncert! a mamusia mnie nie póści... i buuuu :(ale i tak notka jest śliczna, słodka i to dobrze, że wszystko wraca do normy ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Proszę szybciutko dodaj kolejną bo się już doczekać nie mogę...;]

    OdpowiedzUsuń
  8. Jaj, no wreszcie się pogodzili . :3Rozdział śliczny jak zwykle.

    OdpowiedzUsuń
  9. O mamusiu kochana. Kiedy przeczytałam jak Gabriel wręczył mu maskotki to w oczkach aż łezki mi się pojawiły ^^

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej,
    wspaniale, cieszę się że się pogodzili, no Gabriel cudny pomysł ze zrobienie tych maskotek
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń