wtorek, 29 kwietnia 2008

W ramionkach

14 luty

To było niesamowicie przyjemne, kiedy czyjeś palce delikatnie gładziły skórę mojej głowy i drapały ją lekko. Z początku wydawało mi się, że śnię, jednak z każdą chwilą, gdy powoli stawałem się bardziej rozbudzony, czułem, że jednak było w tym coś realnego. Dawniej matka tak mi robiła, by ukołysać do snu zarówno moją ludzką, jak i wilczą połowę. Teraz z pewnością nie była to jej dłoń. Mniejsza i nie tak delikatna, jednak idealnie wiedziała jak i gdzie powinna mnie pieścić. Uśmiechnąłem się do swojej własnej przyjemności. Powoli, im więcej kontaktowałem tym lepiej zdawałem sobie sprawę z tego czyje palce rozpieszczają mnie i gładzą. Uchylając powieki zatrzymałem wzrok na ślicznym, szarych tęczówkach. Nikt inny nie wiedziałby gdzie i jak to robić. Tylko Syriusz znał mnie na tyle dobrze.
- Czy ty przypadkiem nie miałeś trzymać się z daleka? – mimo słów, jakie wypowiedziałem, wtuliłem się w kolana siedzącego na łóżku Blacka. Chciałem leżeć tak wiekami nie bacząc na upływający czas.
- Dziś zawieszamy to wszystko. Mamy Dzień Zakochanych, a to oznacza, że muszę być przy mojej gwiazdce na niebie i najcudniejszym prezenciku od losu. Wszyscy już wstali i tylko ty nadal śpisz promyczku, więc siadaj. Przygotowałem ci już ubrania. Tu masz bieliznę! – Syriusz pomachał mi przed twarzą moimi slipkami, które dostałem kiedyś od babci. Nie ubierałem ich często, ponieważ miały bardzo jaskrawy kolor, wymieniały się na nich paski białe, żółtawe i soczyście zielone. Kruczowłosy musiał przekopać moje rzeczy bardzo dokładnie, jeśli zdołał je wydobyć. Porwałem je szybko, ale nie mogłem protestować. Byłem kiepski w wybieraniu prezentów, dlatego uznałem, że moje posłuszeństwo będzie najlepszym. Lekko zarumieniony wsunąłem się pod pierzynę i przebrałem. Kiedy wysunąłem głowę spod grubej warstwy okrycia odetchnąłem głęboko chłodnym powietrzem. Syri powitał mnie ze skarpetkami w rękach. Niestety były do pary wraz z bielizną, więc jakoś nie powinno mnie to dziwić.
- Siadaj i daj nóżki. Trzeba cię ładnie ubrać – powaga, z jaką chłopak do tego podchodził była rozbrajająca i słodka. Z szerokim uśmiechem wyciągnąłem prze siebie nogę i położyłem na jego kolanach. Powoli zaczął naciągać prążkowaną część garderoby od palców, których nie omieszkał pogłaskać, przez kostkę po kolano. Dopiero tam kończyła się skarpeta. Ociągając się Black nałożył drugą. Chciał zapewne ubrać mi także spodnie, jednak wyjąłem je z jego rąk i sam zacząłem dokańczać. On tym czasem wziął nasze torby, i kiedy klęczałem gotów na materacu podał mi moją, a sam przewiesił przez ramię swój tobołek.
- W ramach sprostowania, kochanie. Dziś będę cię cały dzień nosił na rękach. – drgnąłem i postanowiłem jednak coś powiedzieć, ale nie dał mi dojść do słowa. – Jeśli jakiś nauczyciel będzie chciał wiedzieć, co to ma znaczyć to powołam się na McGonagall i powiem, że to był jej pomysł. – to interesowało mnie chyba najbardziej ze wszystkiego, co do tej pory wydusił – Jak wiesz byłem wczoraj przeprosić za moje zachowanie na Transmutacji... – odchrząknął dumny z siebie – Rozglądając się tak po jej gabinecie przypomniałem sobie, że nie wiem, co ci dać. Więc uznałem, że zapytam. Z początku mnie zignorowała i wyglądała jakby wątpiła, czy już mi przeszło, ale szybko się zlitowała. – jakoś wątpiłem, czy rzeczywiście i ona dobierała to w taki sposób – Patrzyłem na nią czekając, aż coś podpowie i wtedy poddała mi pomysł, taki, na jaki sam nie wpadłbym nigdy! Kazała mi wziąć z łaski mojej moje szacowne, czystej krwi siedzenie i wynieść za drzwi swojego gabinetu! I tego było mi trzeba! Ona jest genialna! – opadłem na poduchy niemal uderzając głową w oparcie łóżka. Gdyby nauczycielka słyszała to, o czym mówi chłopak raczej straciłaby do niego wszelką cierpliwość. Nawet ja zastanawiałem się czasami czy Syri rzeczywiście nie powinien się przebadać. Z takim chłopakiem nie zdziwiłbym się gdybym miał mieć dziecko po samym pocałunku. On był niesamowity.
Wziął mnie na ręce i przytulił dosyć mocno. Czułem się dziwnie nieswojo, ale po tym, z jakim entuzjazmem do tego podszedł nie potrafiłem się sprzeciwić. Położyłem stopę na stopie i podkuliłem palce trochę zdenerwowany. Syri nie chciał nawet bym ubierał buty, a teraz miął mnie przy wszystkich wnieść do Wielkiej Sali. Już w Pokoju Wspólnym ciekawskie głowy odwracały się zaciekawione tym, co miało miejsce. Wtulając twarz w szatę chłopaka kryłem zażenowanie przed wzrokiem innych. Nawet nie chciałem wiedzieć gdzie jesteśmy i kto patrzy.
Słysząc gwar a po chwili o wiele cichsze rozmowy wiedziałem już, że stało się najgorsze. Większa część szkoły widziała, jak Black wnosi mnie do Sali i sadza na krześle. Otworzyłem oczy zamglone wstydem. Potter wyglądał jakby kawałek kiełbaski ugrzązł mu w gardle, za co Pettigrew pozwalał, aby sok z dyni zlewał się kącikiem jego ust na talerz z jajecznicą. Popatrzyłem ukradkiem na inne stoły. Część osób nadal patrzyła na nas, ale niektórzy powrócili do swoich zajęć. Założyłbym się, że gdybym sam nie martwił się tak bardzo o to wszystko, wtedy nawet nie dostrzegałbym uśmiechów innych. Tylko ze względu na moje przejęcie wydawało mi się, że każdy nabija się, lub interesuje tym, co robimy. Przeniosłem wzrok na stół nauczycielski, gdzie teraz już tylko jedna osoba skupiona była na naszym wielkim wejściu. McGonagall z czołem podpartym na ręce wydawała się powtarzać sobie cicho uspokajające słowa, bądź nawet liczyć po elficku do tysiąca dwustu czterdziestu siedmiu. Syriusz za to był rozpromieniony i raz nawet pomachał do załamanej kobiety. Gdyby nie Andrew i jego wypisywane w dżemie różnych dziwnych zdań pewnie nadal zastanawiałbym się, jak wiele cierpliwości ma nauczycielka Transmutacji. Jasnowłosy uśmiechał się do swoich rysuneczków i znaczków zamyślony. Na jego szyi dostrzegłem jakąś różową obróżkę z okutymi metalem dziurkami i srebrną bransoletkę z wiszącymi u niej małymi wzorkami. Odsunąłem się nie chcąc nawet przypadkiem mieć styczności z niebezpiecznym dla mnie materiałem. Mimo wszystko te dwa szczególiki idealnie pasowały do Ukraińca.
- Fab mi je przysłał – powiedział odwracają głowę w moją stronę. Trochę się wystraszyłem, kiedy znienacka zaczął do mnie mówić, ale zrozumiałem, że było widać moje zainteresowanie tymi dwoma rzeczami. – Napisał też jak się będzie ze mną bawił, kiedy wrócę do domu, co mi zrobi, co każe robić mi i jak sobie mnie wyobraził, kiedy natknął się w sklepie na to i to – wskazał obrożę i ozdóbkę na nadgarstku – Aż żal mi tu siedzieć, kiedy wiem, że on o mnie myśli nawet na zakupach z moja matką... – bynajmniej nie chciałem skończyć w przyszłości tak jak chłopak. Podejrzewałem, że jego ojciec był równie rozrywkowy jako młodzian, jednak raczej mniej przywiązany do partnera niż jego syn. Z Andrew zawsze sprawy miały się inaczej. Zakochiwał się łatwo, odkochiwał powoli, a Fabiena znalazł przypadkiem, gdy ukrywał się w szkole. W tamtym roku przy wysokim i dobrze zbudowanym mężczyźnie, wydawał się przedszkolakiem. Na samą myśl o tym, jak niesamowicie się razem prezentowali i jak bardzo kochali poprawił mi się humor. Zabrałem się za śniadanie wiedząc, że jeśli nie zacznę od razu, wtedy będę musiał obejść się smakiem, gdyż wszystko zniknie, a Syriusz zaniesie mnie od razu na zajęcia. Swoją drogą kruczowłosy wydawał się niesamowicie szczęśliwy, a mogłem się założyć, że przez najbliższe dni będzie narzekał na ból całego ciała. Jakby nie patrzeć nie warzyłem kilku kilo, a on nie miał wprawy w noszeniu ciężarów całymi dniami. Położyłem nogi w jasnych skarpetkach na jego udach i pogładziłem je palcami. Poczułem, jak lekko zaskoczony z pozoru Syri dotyka moich stóp i powoli sunie po nich dłońmi pod stołem jak daleko zdołał. Było to kolejne przyjemne doświadczenie, jaki mogłem czerpać z bliskości chłopaka i jego wiecznej chęci do przyjemności. Uwielbiałem go i musiałem się do tego przyznawać.
Zjadłem stosunkowo szybko i przekręcając głowę patrzyłem na dopijającego sok Blacka. Jego oczy rozbiegały się, kiedy szklanka zasłaniała mu mnie, ale szybko zmieniał pozycje tak, że cały czas mógł obserwować, co robię. Byłem jakoś podejrzanie szczęśliwy. Taki prezent był dla mnie najcenniejszy, ale i strasznie nieprzyjemny, kiedy zaczynałem się intensywnie czerwienić. Już sama świadomość jęków chłopaka, którego każdy mięsień będzie rozrywany, jak podczas moich przemian zachęcała i równocześnie zniechęcała mnie do wszystkiego. Odetchnąłem, kiedy Syri podszedł do mnie i wziął na ręce.
- Jesteś szalony – powiedziałem cicho, na co on zdołał tylko posłać mi cieplutki, słodki uśmiech, pełen dyniowego smaku.

8 komentarzy:

  1. Cudo.........Syri nosi Remusa...hehe musialoby to swietnie wygladac :p

    OdpowiedzUsuń
  2. Śliczniutka notka... ahhh teb pomysły Syriego i że Remus się na to godzi no on zawsze taki nieśmiały a teraz prosze szlaeje jak nigdy... Super walentynki ja też takie chce :P Czekam na następną notkę Buziale:*

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja już widzę Blacka dwa dni później *sesese*biedactwo, no ale w końcu miłość wymaga poświęceń ;P Notka sympatyczna :)

    OdpowiedzUsuń
  4. hah xD Świetnie, tylko szkoda, e nie mogłam wczoraj skomentować T_T tak się składa, że mam ograniczonego kompa. I moge tylko na 4 godziny wchodzić T_TA co do notki...Fajna. Genialny pomysł Syriusza ^^ Ciekawe jak się to skończy na lekcjach i jak nauczyciele będą na to reagować xDPozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. ~Lily luna Potter30 kwietnia 2008 23:07

    słodko...

    OdpowiedzUsuń
  6. O___o naprawdę jest szalony xD Biedny Remi....znów się zawstydził xD

    OdpowiedzUsuń
  7. realistka94@amorki.pl2 maja 2008 00:04

    Siemka! Postanowiłam dodać twojego bloga, do moich ulubionych, bo bardzo przypadł mi do gustu. Mogłaby powiadamiać o newsach? Prosze ;]. http://yaoi-hentai.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej,
    o tak to noszenie Remusa przez Syriusza musi fantastycznie wyglądać... :)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń