niedziela, 20 kwietnia 2008

Wings

2 luty

Po spokoju, jaki miałem przez ostatnie dwa miesiące, kiedy to mogłem do woli leżeć w łóżku w domu, zamiast cierpieć udając, że nic mi nie jest, nadszedł dzień kolejnej już przemiany w szkole. Tych nie lubiłem najbardziej. Wszędzie było głośno, przyjaciele starali się zachowywać w miarę spokojnie, byleby ulżyć mi w moich bliżej niezidentyfikowanych dolegliwościach. Najgorzej było to znosić Potterowi, który zawsze wtedy był pełen energii i miał ochotę przekrzykiwać wrzawę korytarzy. Syriusz znowu opiekował się mną w miarę możliwości, jednak na lekcjach było to mało możliwe, zaś na Lataniu w ogóle bezowocne. Tutaj cudem byłoby, gdybym zdołał utrzymać się na miotle przez chociażby trzy minuty, a o oderwaniu się od ziemi we właściwy sposób nie było mowy. Z ironią stwierdzałem, że stęskniłem się za tym cudownym bólem wewnątrz, jakby ktoś wiązał moje wnętrzności na coraz to ciaśniejszy supeł. W głowie brzęczał mi rój pszczół, z czego, każda walczyła chyba z dwoma szerszeniami i nie zwracała nawet uwagi na to, że znajduje się wewnątrz mojej czaszki, którą zaraz rozsadzi.
Zamknąłem oczy i z trudem je otworzyłem patrząc tępo w twarz nauczyciela, który nie wyglądał na zachwyconego tym, iż nie uważam na zajęciach, podczas kiedy cała reszta posłusznie unosiła się wysoko nad ziemią. Nie rozumiałem z początku, o co chodzi nadal sięgając wzrokiem niesamowicie błękitnych tęczówek. Były niewiele ciemniejsze od śniegu, który stopniał już tydzień wcześniej. Mężczyzna kiwnął palcem by Gryfoni i Puchoni zaczęli ćwiczyć. Skrzyżował ramiona na piersi milcząc dłuższą chwilę. Byłem na wpół nieprzytomny i co raz widziałem, jak Black zamiast wykonywać skomplikowane przewroty obserwował, co się stanie.
- Rozumiem, że czujesz się nienajlepiej... – Reijel wydawał się nie mieć sił nawet by na mnie krzyczeć – Ale jeśli czegoś nie zrobię to podważysz mój autorytet. Te podkrążone oczy i blada twarz sprawiają, że wyglądasz jak śmierć, a nie dwunastoletni uczeń, a ja nie mogę pozwolić sobie na współczucie nawet w takiej sytuacji. – mimo to nie zapowiadało się na burę – Podejdź. – nakazał, a ja chwiejnym krokiem zrobiłem krok do przodu i runąłem twarzą w przód. Profesor, który mnie złapał chyba właśnie na to liczył. Poczułem ssanie w żołądku, kiedy mnie podnosił. Zamknąłem oczy by nie patrzeć na połowę mojego roku, która z pewnością przyglądała się wszystkiemu kpiną, zazdrością, złością, bądź zupełnie innymi emocjami.
- Ja... – jęknąłem niedosłyszalnie, nie wiedząc, co chciałem powiedzieć.
- Potter! Prowadzisz zajęcia i podnoszę ci stopień na koniec, jeśli dobrze ci pójdzie! – rozradowane wycie okularnika dało się słyszeć chyba na całych błoniach, a zaraz potem jego zarozumiałe rozkazy wydawane innym.

Byłem wyjątkowo zmęczony i nawet nieświadomie oparłem głowę o tors nauczyciela. Był znacznie większy od Syriusza i czułem to już w chwili, kiedy wziął mnie na ręce. Nie patrzyłem na nic, jednak poczułem, że zimne powietrze zamienia się w ciepłe, a słońce nie raziło mnie po oczach. Oddech mężczyzny świszczał blisko mojego ucha, kiedy straciłem świadomość. Wydawało mi się, że czuję liźnięcie na muszelce, jednak tego nie byłem pewien.
Otworzyłem oczy, kiedy gorący, suchy wiatr drażnił całą moją twarz. Pisnąłem, gdyż piasek podrażnił mi je. Nieśmiało uchyliłem powieki po raz kolejny. Ubrany w długi, jasny płaszcz z kapturem na głowie jakimś cudem szedłem pustynią, a w koło nie było nic prócz piasku. Dostawał się wszędzie i ranił moją skórę otarciami. Zdawałem sobie sprawę z tego, że jestem we śnie, jednak od dawna nie miałem już żadnych tego typu, więc zaskoczony nie potrafiłem przywyknąć do istnienia w jego wnętrzu. Ciemne, rdzawe kształty zamajaczyły w oddali i z każdym krokiem stawały się wyraźniejsze i bliższe. Rozpoznałem liczne kolumny, które wydawały się wieżyczkami zakopanego w piasku zamczyska. Wyniszczone przez wiatr nabrały kształtu włóczni. Żłobienia w kamieniu wydawały się kołyskami wypalonymi przez deszcz. Właśnie wtedy poczułem ból na policzku. Z nieba spadały wielkie krople niszcząc wszystko w koło. Piekły moją skórę w miejscu gdzie opadły. Przestraszony dotknąłem jednej z nich na mojej twarzy. Czerwień na palcach wyglądała jak krew. Popatrzyłem do góry przerażony, jednak nie dostrzegałem nic poza spadającym szybko deszczem. Krwawe plamy wsiąkały w piasek, który zachłannie je przyjmował zmieniając barwę. Po kolumnach spływały powoli ciemno czerwone smugi. Krzyknąłem, kiedy mój świat wydawał się tonąć w krwawych łzach z nieba. Skupiłem się kryjąc głowę. Drżałem i nie potrafiłem przestać. Zupełnie niespodziewanie przestałem zatapiać się w piachu Czułem stabilny grunt i zapach łąki zaraz po deszczu. Szybko podniosłem się patrząc na szkolne błonia. Było ciemno i chłodno. Na środku polany w świetle bijącym od księżyca w pełni stał mężczyzna. Przeraziłem się, jednak nie przemieniałem mimo blasku pełnej twarzy mojego oprawcy. Z początku myślałem, że dostrzegam Reijela, jednak szybko zostałem wyprowadzony z błędu. Podchodząc bliżej widziałem czarne włosy osłaniające nawet barki nieznajomego, koszulkę dokładnie przylegającą do dosłownie idealnej piersi oraz obcisłe spodnie, równie mocno uwydatniające proporcjonalne ciało. Sam nie wiem, czemu, ale jego szczupłe, wąskie biodra i wspaniale wykrojona linia talii przyciągały mój wzrok sprawiając, że serce biło szybciej.
- Syriuszu? – oprzytomniałem widząc jak się porusza. Uchyliłem usta łapiąc szybko powietrze. To naprawdę był on, chociaż starszy o kilkanaście lat. Moja fascynacja była teraz jeszcze większa.
- Remusie? – rozejrzał się w koło, jakby usłyszał mój głos. Nagle jego przystojną, piękną twarz wykrzywił potworny grymas bólu. Zgiął się w pół krzycząc potwornie głośno. Z jego pleców coś zaczynało wyrastać. Nagle ciało zostało rozerwane. Nie mogłem nawet krzyczeć przerażony i sparaliżowany tym wszystkim. Wielka kudłata głowa wyłoniła się z ciała kruczowłosego. Rozwarła pysk wyjąc głośno, a wielkie szpony rozdarły cały bok chłopaka. Patrzyłem na to, co się działo płacząc cicho. Martwe, ciało opadło w kawałkach na ziemię i znikło. Bestia wydawała się uśmiechać do gwiazd z uniesioną wysoko głową.
Niespodziewanie moje łzy obeschły same, a krajobraz zmienił się ponownie. Stojąc na kamiennej podłodze otoczony marmurowymi ścianami patrzyłem przez jakąś szybę na wnętrze podobnie urządzonej komnaty. Rzeźbiony tron stał na jej środku pod ścianą. Siedział w nim szczupły mężczyzna o dostojnej poważnej twarzy. Wyraźne rysy twarzy dodawały mu kilku lat, podobnie jak zarost. Krótkie brązowe włosy sterczały do góry, chociaż powodowało to wrażenie tym większego majestatu. Zadbana dłoń zaciskała się na oparciu, przez co żyły zostały wyraźnie uwydatnione. Widać było, że stał wysoko w hierarchii. Za nim wyprostowany młodzieniec w kapturze obserwował bystrymi, zielonymi oczyma dwóch chłopców klęczących przed tronem. Jeden ciemnowłosy, wysoki o dużych ciemnych oczach marszczył czoło i ranił nadgarstki o czarne łańcuchy, które pętały go na przegubach, szyi i kostkach. Starał się sięgnąć dłoni towarzysza, ślepo zapatrzonego w majestatycznego mężczyznę. Niebieskooki arystokrata wstał z miejsca stając przed nimi. Żywiołowy chłopak w końcu zdołał dosięgnąć palców blondyna. Niższy chłopiec oprzytomniał. Obrócił minimalnie głowę patrząc swoimi niemożliwie błękitnymi oczyma na ślady po łzach kompana. Obaj przykuci, nie mogąc się ruszyć czerpali siłę z jakiś nieznanych źródeł. Monarcha odezwał się, jednak nie słyszałem ni słowa. Widziałem wyłącznie ruchy jego ust. Zadał pytanie i otrzymał odpowiedź, zapewne będącą warknięciem pełnym odrazy od ciemnowłosego. O wiele delikatniejsza była twarz jasnowłosego, który teraz starał się uniknąć wzroku mężczyzny.
Wszystko inne potoczyło się zaskakująco szybko. Arystokrata machnął ręką, a zakapturzony młodzieniec podał mu metalowy pazur i wyszedł z komnaty na prośbę przełożonego. Nie wiedziałem, czego się spodziewać. Kasztanowowłosy podszedł do wyższego chłopaka i złapał go mocno za twarz. Przeciął jego policzek, a krew puściła się z niego momentalnie. Blondyn zaczął łkać, jednak nie miało to znaczenia. Dostrzegłem z trudem, jak mężczyzna nacina swój kciuk i przykłada do rany zadanej wcześniej. Wyszeptał coś i odsunął się, gdy ciemnooki krzyknął a z jego ramion wyrosły wielkie, czarne, smocze skrzydła pokryte cienką błoną. Wszystkie łańcuchy popękały uwalniając go. Opadł na kolana dysząc ciężko, podczas gdy wysoko postawiony człowiek podchodził do blondyna. Pełne zaskoczenia i niepewności oczy wodziły to po nim, to zaś po towarzyszu, który powoli odzyskiwał siły. Jasna dłoń pogładziła wilgotny policzek. Mężczyzna zamknął oczy sięgając jasnych ust. Całował go, a z drobnych pleców wybiły się białe, duże skrzydła. Znikły podobnie, jak tamte czarne, zaś między blondynem, a niedawnym oprawcą ciągnęła się nitka śliny. Mężczyzna otarł usta i uśmiechnął się delikatnie. Najwyraźniej łamiąc prawo wyrażał zgodę na związek tych dwoje. Przytuleni do siebie chłopcy wydawali się wdzięczni, chociaż jasnooki wydawał się trochę smutny. Zapewne nie rozumiał poczynań znanego mu mentora, jednak nie musiał.
Obraz rozwiał się, a ja czułem, jak tym razem to moje usta są nakrywane przez kogoś. Otworzyłem oczy patrząc na Reijela. Nie rozumiałem, jakim cudem moje ciało mogło odczuwać coś, co nie miało miejsca. Nauczyciel bynajmniej nie wydawał się zadowolony tym, że w końcu oprzytomniałem, bądź moją utratą przytomności. Nad nim stała pani Pomfrey, co dawało mi pewność, że do niczego w rzeczywistości nie doszło. Miałem dosyć i chciałem by było już po wszystkim.

 

  

8 komentarzy:

  1. fajna koncepcja z tym wilkiem wychodzącym z pleców =3 podobało mi się XD

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Mimmi Dennis (PMS - zacznem może i tu zmieniać nick, bo to jedyne miejsce, gdzie jeszcze podpisuje się jako Mimka ^^")20 kwietnia 2008 16:08

    Hej! Oo... Remik ma chore sny ^^ notka oczywiście super ^^ Pozdrawiam =*

    OdpowiedzUsuń
  3. Notka całkiem, całkiem, tylko nie mogę się doczekać kiedy wreszcie Remus wyzna prawdę Syriuszowi, o tym, że jest wilkołakiem:)

    OdpowiedzUsuń
  4. O_____OPodziwiam, podziwiam.Coraz to nowe i lepsze pomysły.^o^

    OdpowiedzUsuń
  5. O_o" Ten sen był straszny... Sama się przestraszyłam, a jakbym była na jego miejscu to nie wiem co bym zrobiła... Oczywiście pomysł mi się podoba, mimo, że strasznie mi się czytało.Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Notka napisana jajk zawsze świetnie... ale jest taka dziwna... te sny były dziwne... no ale może wszystko wyjaśni sie w następnej notce.... Na którą czekam z niecierpliwością buziale :*

    OdpowiedzUsuń
  7. ~Lily luna Potter21 kwietnia 2008 12:03

    Te sny..Niechiala bym takich..Zal mi remusa bo tak bardzo cierpi...

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej,
    Remus źle teraz znosi czas pełni, ale yo był sen czy Raijtel miał z tym coś wspólnego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń