piątek, 15 sierpnia 2008

Kartka z pamiętnika XXXI - Niholas Kinn

Zazwyczaj dni, w których miało wydarzyć się coś istotnego zaczynały się rutyną, nudą i aż bijącą codziennością. Te same miejsca, ludzie, zwyczaje, a jednak zawsze coś wskazywało na nowość i rozrywkę. Przeczuwałem, że ten jeden dzień miał różnić się od wczorajszego, lub po prostu brak Jamesa przy stole aż tak mocno oddziaływał na moje nerwy. W rzeczywistości nie trzeba było przepowiadać przyszłości by wiedzieć, iż takie spóźnienie w porze śniadania nie zaowocuje niczym dobrym. Nie w jego przypadku. Sam nie do końca rozumiałem, dlaczego zgodziłem się z nim być. Był chłopakiem, w dodatku specyficznym i o dziwnym podejściu do życia, dla mnie wprost niezrozumiałym. Dla niego liczyły się krótkie chwile zapewniające mu radość, podczas gdy ja wolałem by wszystko było poukładane i na właściwym miejscu. Prawdopodobnie właśnie dla świętego spokoju przystałem na jego układ, jednak teraz byłem już przyzwyczajony zarówno do czasu spędzanego z nim, jak i jego dziwnych czasami zachowań. Czasami nie potrafiłem wyobrazić sobie, że nagle przestałby mnie zadręczać i zniknąłby z mojego życia całkowicie. Uzależniał na swój wyjątkowy sposób i zapewne nie tylko mnie, ale całą szkołę. Było to widać, kiedy na korytarzu rozległ się krzyk, a zaraz potem drzwi Wielkiej Sali zostały otwarte jeszcze szerzej.
Rudawy kot wbiegł do środka pomieszczenia, a zaraz za nim Potter. Zdyszany i nie uczesany, z przekrzywionymi okularami nie zatrzymał się mimo wielu spojrzeń, jakie ciekawsko się na nim skupiły. Zapatrzony w kocura, który właśnie mignął między stołami wydawał się kipieć ze złości. Niewiele osób wiedziało, co się dzieje, za to każdy mógł się tego domyślać. Zapewne kicia ukradła chłopakowi jego długo pieszczone wypracowanie z Eliksirów, nad którym spędził dobrych kilka dni, a nic innego nie byłoby na tyle cenne by mierzyć do zwierzaka z różdżki. A przynajmniej tak mi się chwilowo wydawało, a mylić się mogłem.
- Złapcie mi tę wielką pchłę w prążki! – rzucił w biegu. Kocia kita mignęła mi między nogami i zanim się zorientowałem okularnik już był blisko, tyle że nie zauważył w porę wylanego przez Pettigrew jogurtu. Nie wyhamował i wielkim ślizgiem wpadł w moje krzesło. Zamknąłem oczy, jednak jak się okazało nie było takiej potrzeby. Uderzenie skupiło się tylko na moich nogach i piersi. Popatrzyłem lekko wystraszony na chłopaka, który zaklął głośno, czym wywołał poruszenie nawet przy stole nauczycielskim. Podniósł głowę znad mojego ramienia i wtedy zrozumiałem, co się stało. Jego żółty nos, z którego ściekało żółtko jajka wystarczająco obrazowo uwydatniał wszelkie szczęście Jamesa do przygód. Odłożyłem skorupkę jajka na miękko, które zacząłem jeść kilka chwil wcześniej. Fakt tego, co w nim wylądowało wystarczająco odstraszał.
- Zaciągnąłem się tym! – J. jak otumaniony dał sobie spokój z kocurem Evans i ruszył do wyjścia. Zabrał po drodze kromkę z talerza Blacka, najwidoczniej nie planując pokazywać się na śniadaniu.
Po chwilowym spokoju cała Sala wybuchnęła śmiechem. Ciężko było przypasować te chichoty do ludzi. Niektórzy podchodzili do naszego stołu by zobaczyć osławione jajko, które James zjadł nosem. Nawet ja nie potrafiłem powstrzymać śmiechu. Na wpół zgięty zrobiłem szybko kilka kanapek i wziąłem sok. Miałem nadzieje, że nie wyleję wszystkiego w drodze, ale zaryzykowałem. Nie chciałem żeby Potter głodował do drugiego śniadania. Poszedłem za nim w miarę szybko by nic nie rozlać ani nie nabrudzić. Chwila ruchu sprawiła, że przestałem się śmiać. Okularnik, który kręcił nosem chcąc jakoś pozbyć się z pewnością dziwnego smaku żółtka z nosa był łatwym celem. Szedł tak wolno, że dogoniłem go jeszcze na pierwszych schodach.
- Ja... – zacząłem, ale on nawet się nie odwrócił – Przyniosłem kanapki... Jajkiem chyba nie pojadłeś – z trudem powstrzymałem śmiech, który zaczął mnie rozrywać od środka. J. raczej nie podzielał mojego entuzjazmu, jednak nie zareagował gwałtownie. Wyciągając rękę w tył wziął kromkę i zjadł jedną, a następnie trzy inne. Niestety musiał na mnie spojrzeć, kiedy chciał się napić. Nabrałem powietrza do ust by nie urazić go bardziej. Patrzyłem jak pije, a żółtko na jego nosie zaczynało już zasychać.

- Dziękuję, ale zaraz się rozpłaczesz, jeśli będziesz powstrzymywał śmiech – chyba miał rację. Moje oczy zaszły łzami, które wypychało powietrze zgromadzone w moich ustach.
Oddał mi szklankę, gdy byliśmy już pod łazienką chłopców. Od razu rzucił się na umywalkę, kiedy ja musiałem czekać aż zmyje pierwsze warstwy jajka.
- Możesz wracać – odezwał się szorując nos z wierzchu – Poradzę sobie jakoś i bez ciebie. Nie musisz mnie niańczyć... – wsadził palce do nosa wydłubując z niego jedzenie. Nie był to przyjemny widok, ale nie wyobrażałem sobie jak inaczej mógłby to robić.
- Poczekam na ciebie i tak już zjadłem, a na jajka nie spojrzę przez najbliższy rok – przygryzłem lekko wargę, ale to poskutkowało gdyż Potter roześmiał się, chociaż szybko jęknął zajmując się na nowo swoim nosem. Był przy tym tak podejrzanie pociągający. Od początku był dla mnie kimś w rodzaju idola, ale teraz czułem wyraźnie, że zmienia się to diametralnie. Nie wiem jak to robił, ale chyba zaczynał mnie w sobie rozkochiwać. Może tym, że zmieniał się dla mnie, lub swoją nieporadnością i powagą, która tyle go kosztowała, czy chociażby staraniami, jakie wkładał w naukę i korepetycje. Z pewnością coś w sobie miał.
- To może dam ci różdżkę i wygrzebiesz resztki z mojego nosa? – nachylił się nad umywalką i próbował odkręcić wodę tak by wszystko wpłynęło mu w odpowiednie dziurki. – Przy moim szczęściu nawet nie chcę myśleć, co się stanie, jeśli zacznę w nim dłubać. – był do bólu bezpośredni, ale nie przeszkadzało mi to w tej jednej specyficznej chwili. Wyjąłem z kieszeni chusteczkę i podałem mu ją nie mogąc dłużej patrzeć jak się męczy. To było tak żałosne, że współczułem mu.
- Może zdołasz to wysiąkać. – chciałem być miły, ale nie wiem jak mi to wyszło. Wziął ode mnie chustkę i odwrócił się tyłem. Wyraźnie było słychać jak usilnie stara się siąkać tak by zostawić pusty nos, ale chyba nie zdołał wiele wskórać. W końcu wyrzucił jednorazówkę i odwrócił się trochę spokojniejszy. Kręcił nosem, aż w końcu dał sobie spokój.
- Jesteś milutki – pocałował mnie w policzek i znowu zaczął się wściekać na żółtko, którego część w dalszym ciągu miał w nosie, ale powoli przywykał. – Dbasz o mnie, chociaż narobiłem niezłej kaszy. Dobrze, że nie wiedzą, co nas łączy. Musiałbyś się za mnie wstydzić. – prawdę mówiąc i tak się wstydziłem, ale nie chciałem go dodatkowo dołować. Czasami to lubiłem, ale tylko czasami.
- Zmieniłeś się – zacząłem powoli – Nawet bardzo. Już nie jesteś takim dzieciakiem, jak dawniej. To znaczy jesteś, ale poważniejszym... – nawet nie wiem, jaki miałem w tym interes, ale chłopak zasłużył na jakaś nagrodę, a w jego przypadku była to chyba najłatwiejsza inwestycja. – Jest ci z tym dobrze? Czasami widać, że ciężko ci się powstrzymywać...
- Nie jest tak źle. W prawdzie chętnie bym ponarzekał i pokrzyczał, ale obejdzie się bez tego.
- Powinienem ci coś dać za to, że się dla mnie poświęcasz... – ten błysk w jego oczach był niebezpieczny, ale chłopak spokojnie pochylił się nade mną i pocałował mnie w nos. Nie tego się spodziewałem, jednak nie mogłem liczyć na nic innego skoro sam zmusiłem go do tej ostrożności.
- Jestem coraz bliżej ust. Jeszcze trochę i możliwe, że pozwolisz mi ich sięgnąć – Zaczerwieniłem się. Ta słodycz aż do niego nie pasowała podobnie jak do mnie rumieńce, jednak to on zawsze je wywoływał. Zabrałem się w sobie i zamknąłem oczy biorąc głęboki oddech. Otworzyłem oczy, złapałem go za szatę i przyciągnąłem. Sam musiałem go pocałować skoro on nie zdobył się na to jak do tej pory. Było dziwnie, ale szybko. Czułem się jakbym dotykał ustami miękkiej nagrzanej na słońcu brzoskwini. Cieszyło mnie to, że nie smakował jajkiem, bo wtedy raczej nie zdobyłbym się na kolejny pocałunek.
Zaskoczony, ale rozochocony James zamruczał, gdy było po wszystkim i wziął ode mnie szklankę. Drugą dłoń zajął moją. Widziałem, że chciał szaleć i skakać, ale powstrzymał wybuch i tłumił gwałtowniejsze reakcje. Przez chwile zastanawiałem się jak dalece doświadczony może być okularnik. Nie wyglądał na wielkiego podrywacza, który bawił się, kim popadnie. Z tego, co dało się łatwo zauważyć był raczej omijany przez dziewczyny poza pewnymi niemiłymi wyjątkami i kocurami kradnącymi mu prace domowe.
- Jesteś dziwny, ale podobasz mi się – rzuciłem od niechcenia, a jego ręka ścisnęła mocniej moją. Podobało mu się to nawet, jeśli ukrywał wszystko, co mógł.

9 komentarzy:

  1. Brawo dla Kinn'a. Mam nadzieje, że w końcu przyzwyczai się do James'a. W końcu on jest taaki powalający... pozdrawiam. świetne opisy

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Lily luna Potter16 sierpnia 2008 02:24

    No no no rozkochiwać kto by pomyślał.Ja tam bym chciała by byli ze sobą na zawsze.Czy wam też nie chce działać mylog ???

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Andie-chan [Ikasha]16 sierpnia 2008 04:09

    Hehe xD Te jajko to mnie tam do zgonu ze śmiechu doprowadziło ;) Jak zawsze świetnie ^^ No i kiss <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Trzeba przyznac ze dobrana z nich parka :D Brawo :)

    OdpowiedzUsuń
  5. A! Kiss ^^ It's sweet. I wreszcie nam się Kinn przełamał, zakochuje się powoli... Super ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. i oto najlepszy dowód na to, że nawet takie ofiary losu jak Potter mają szansę na miłość i znalezienie tej drugiej połówki jabłka. notka jak zawsze słodka i z humorem. to u ciebie lubię. pozdrowienie i weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  7. eeeee rozdział swietny :) Pomysły masz genialne!Nie mam pojęcia co jeszcze napisać....może to,że James wreszcie zaczyna się dojrzalej zachowywać :) i Niholas zrobił pierwszy krok =)

    OdpowiedzUsuń
  8. No proszę Kinn dorasta i nawet podziwia Pottera ^^

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej,
    wspaniale, zastanawiam się czy to jest przed czy po tym jak Kinn poznał, że Jemes o związku to mówi poważnie, chtba teraz to szybko nie spojrzy na jajko...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń