niedziela, 28 września 2008

I po lodzie...

25 maj

Po wspaniałym lodowisku Syriusza pozostały już tylko ślady. Pewnie nawet nie byłoby z tym problemu gdyby nie małe podtopienia, jakie spowodowało. Lód tajał i tworzył pięciocentymetrową warstwę wody, która zamiast znikać stanowiła wielką kałużę na połowę zamku. Irytek dodał do tego odrobinę swojego humoru, przez co po Hogwarcie przesuwała się deszczowa chmurka, z której padał niewinny, ale zimny deszczyk. Syri zadbał o wszystko. Wręczył mi parasol, płaszcz przeciwdeszczowy i kalosze. Gest był miły, ale wygląda tych rzeczy mniej. Żółta parasolka mogła jeszcze zostać niezauważoną, nawet zielone gumiaki z obrazkiem przedstawiającym kostkę czekolady, ale płaszcz był już przesadą.
- Syriuszu, nie wiem czy zauważyłeś, ale tylko ja musze to nosić – rozłożyłem ręce i pokazałem mu, co mam na sobie – Nie wiem też czy to do ciebie dociera, ale na plecach mam żabkę pod różowym parasolem. Wyglądam jak dziecko! – nie dało się ukryć, że każdy chichotał, kiedy tylko przechodziłem korytarzem. Byłem jak wielki neon, widoczny z samych błoni. Black zadowolił się samym niebieskim parasolem z jakimś czarnym wzorem, ale na kaloszach miał małą kostkę dla psa, jakby chciał mnie tym pocieszyć. Czułem się okropnie głupio. Z resztą i tak wszystko to przypominało głupi dowcip. Uczniowie, nauczyciele, a nawet woźny, każdy miał gumiaki i parasol by nie zmoknąć chodząc po korytarzach. Gdyby rozeszło się, że to Syriusz sprowokował to wszystko nie zdołałby odrobić szlabanów do końca roku i pewnie przełożono by mu wszystko na następny rok.
Minął nas woźny w czapce latarnika podczas sztormu w płaszczu przeciwdeszczowym ciągnący za sobą czółenko na sznurku, w którym siedziała jego kotka. Ktoś założył jej papierową czapeczkę by upodobnić ją do właściciela.
- Wróć... Nie tylko ja noszę płaszcz... Syriuszu, to jest żałosne! – wręczyłem mu parasol i zdjąłem z siebie zielony materiał. Zwinąłem go i wsunąłem do plecaka. Był zupełnie suchy, więc nie martwiłem się o książki. Duch, opiekun naszego domu przefrunął przez korytarz oznajmiając nam, że niebezpieczeństwo zostało zażegnane, Irytek pojmany, a chmura znikła. Teraz musieli tylko dać sobie radę z wodą, która gromadziła się na podłogach i życie wróciłoby do normy. Złożyłem parasolkę i odetchnąłem z ulgą. Syriusz mruknął coś do siebie niezadowolony, ale humor szybko mu się poprawił.
- Michael przeniósł te bajki na koniec roku, a ja już wiem jak zrealizujemy Kopciuszka, moja ty księżniczko! – wyszczerzył się, ale moje niezadowolenie spowodowane tym dziwnym określeniem chyba trochę ostudziło jego zapał. Potter dobiegł do nas kończąc przeżuwanie ostatniej kanapki. Z samego rana zgubił skarpetki i zanim je znalazł każdy uporał się z przygotowaniami do zajęć. Teraz byliśmy niemal w komplecie. Brakowało tylko Shevy, który odrabiał szlaban u Reijela i Petera, a ten z kolei ślinił się zapewne do Narcyzy korytarz dalej. Nabrałem powietrza i powoli je wypuściłem. Dzień mógł się udać mimo dziwnego początku i niecodziennego stroju.
Stojąc pod ścianą czekałem na pierwsze zajęcia. Severus pojawił się niedługo po nas. Zaklęcia były chyba jedynym przedmiotem w tym roku, który dzieliliśmy ze Ślizgonami. Z zaniepokojeniem spostrzegłem dziwne spojrzenia, jakie wymienili Syriusz i James. Nie zdołałem zareagować, ani też dowiedzieć się, co planowali. Otworzyłem usta, a już było za późno. Obaj niby to przypadkiem podłożyli mu nogę, przez co chłopak runął twarzą w wodę. Był cały mokry, a jego losu nie uniknęły nawet podręczniki. Byłem wściekły na chłopaków, ale dopiero, kiedy ochłonąłem mogłem cokolwiek powiedzieć. Severus zdołał się już podnieść i obrzucić Gryfonów wściekłym spojrzeniem, które pewnie mogłoby zabić, gdyby tylko nie załzawione lekko oczy chłopaka.
- Oszaleliście?! – wybuchnąłem wściekle i uderzyłem Syriusza w ramię. Potter stał zbyt daleko ode mnie i nie mogłem sięgnąć. – Macie go przeprosić, natychmiast! – warknąłem pewny swego.
- Oszalałeś? Nie pamiętasz, co ci zrobił? – kruczowłosy z urażoną miną odwrócił się w inna stronę nie patrząc na Ślizgona. – Ja tylko oddaję za twoje krzywdy! – zacisnąłem dłonie w pięści. Pamiętałem o tym, ale uznałem, że nie była to wina Snape’a. W końcu to Lucjusz pierwszy pocałował Blacka, a chłopak tylko źle to wszystko zrozumiał. Ja sam z początku byłem rozżalony, zły, smutny i sam nie wiem, co wtedy czułem, kiedy zobaczyłem jak się całują. Nawet nie chciałem o tym pamiętać.
- Potter, idioto! Ośle, debilu, matole! Co to ma znaczyć?! – aż podskoczyłem słysząc donośny krzyk Lucjusza. Chłopak pojawił się przy nas w mgnieniu oka i szybkim zaklęciem osuszył kolegę z Domu. Objął go ramieniem i przycisnął różdżkę do nosa okularnika – Jeszcze raz coś stanie się Severusowi, a na kolanach będziesz błagał mnie o litość! Skończysz z rękami w tyłku, kiedy się z tobą rozprawię! Nos będziesz miał tak wielki, że zdołasz do niego wejść i zgubić się za jedno nawet drobne przewinienie! Zrozumiałeś, trolu?! I zdejmij ten rower z nosa, bo nie widzę, czy stoisz, czy masz zamiar na nim odjechać! – prychnął, z miną rozwścieczonej modelki, która nieczęsto zdradza uczucia odszedł kilkanaście kroków dalej i rozmawiał z Sevem. Odszedł niedługo po tym, jak na twarzy pojawił mu się uśmiech i pogłaskał czarne włosy nastolatka. Rzucił jeszcze jedno rozeźlone spojrzenie na chłopaków i zniknął za zakrętem.
- Dobra, niech będzie, przeproszę go – Potter ku mojemu zaskoczeniu naprawdę podszedł do chłopaka. Zastanawiałem się, czy naprawdę planuje przeprosić, ale tego mogłem się dowiedzieć tylko dzięki moim zmysłom. Syriusz nadal był nabzdyczony, więc wykorzystałem tę chwile spokoju. Głos Jamesa był pełen dziwnych nutek i ciężko było mi je zidentyfikować.
- To było nie uczciwe z mojej strony – zaczął pokornie – Ale nie mogę się oprzeć wiedząc, że mokry wyglądasz tak niesamowicie, a ja mam pewności, że tę wilgoć wywołałem sam. – sądząc po minie Snape’a on także nie wiedział, o co chłopakowi chodzi. Ja nie chciałem się nawet domyślać. – Zrobisz to dla mnie jeszcze raz? Zamocz ubrania i popatrz na mnie z tym gniewem w oczach. Lubię to... – ten uśmiech sprawił, iż miałem zamiar z premedytacją pomóc Ślizgonowi uwolnić się od okularnika. Nic nie traciłem.
- James, ty dziś masz spotkanie z Kinnem po zajęciach?! – krzyknąłem do niego. Syri domyślił się, o co chodzi, bo popatrzył na mnie dodatkowo urażony.
- Zapomniałem! – J. chwilowo zapomniał o męczonym chłopcu i biegiem podbiegł do nas – Musze mu przypomnieć! Jeśli i on zapomni to będzie katastrofa! – biegiem rzucił się w stronę najbliższego korytarza, gdzie mogli mieć zajęcia pierwszoroczni. Teraz ze spokojem zająłem się ustawianiem Syriusza.
- Pójdziesz przeprosić? – zapytałem łagodnie, chociaż on nadal był wściekły – Jeśli nie ty to ja to zrobię...
- Nie! – ożywił się w mgnieniu oka – Nie możesz!
- Więc zrobisz to?

- Nie. Lepiej jednak idź ty... – Przewróciłem oczyma, pokręciłem głową i zostawiłem go nie chcąc więcej dociekać, co jego zdaniem jest najrozsądniejsze. Słyszałem, że Sev pociąga nosem, więc wyjąłem z torby chusteczki i wyciągnąłem dłoń w jego kierunku. Uśmiechałem się lekko, chociaż nie mogło to chyba zbyt wiele mu pomóc.
- Przepraszam za nich – Snape patrzył lekko zdziwiony, ale tylko skinął głową. Wyglądał jak małe dziecko, chociaż jego niesamowicie ciemne oczy wydawały się puste. – To dzieciaki i nie wiedzą, jak się zachować. – chyba tylko przez to, że byłem natrętny Severus wziął chusteczkę i znowu skinął głową. – A tak w ogóle to gratuluję. Podobno najlepiej napisałeś test z Eliksirów. – nie chciałem go dłużej gnębić.
- D... Dziękuję – usłyszałem zupełnie niespodziewanie i tym razem to ja skinąłem głową wykrzywiając usta. Lekko tym podbudowany stanąłem przed mierzącym chłopaka chłodnym i pełnym zazdrości spojrzeniem Syriusza.
- O czym rozmawiałeś z tym Smarkiem? – nieufnie nie odrywał od niego wzroku. Postanowiłem i to rozwiązać własną metodą.
- Syriuszu... Syriuszu! – w końcu oderwał wzrok od chłopaka – Od teraz za każdym razem, kiedy będziesz chciał patrzeć na Severusa masz zamiast tego spoglądać tutaj – wskazałem mu czubek swojego nosa – Rozumiemy się? I za karę nie dostaniesz żadnego buziaka przez tydzień! – chciał protestować, ale wtedy ugiąłbym się, a nie mogłem dopuścić do czegoś podobnego – Jeśli się będziesz wykłócał tylko pogorszysz swoją sytuację. – zaznaczyłem. Kruczowłosy patrząc zawzięcie na mój nos oparł się o ścianę i skrzyżował ramiona. Zrobiłem sobie z niego podpórkę i stanąłem w taki sam sposób.
- Jeśli będziesz grzeczny może zmienię zdanie – to zadziałało idealnie. Wyluzował się i złagodniał.
- Dobrze i przepraszam, ale to jego wina... – pogłaskałem go jak dziecko, ale już nawet się nie gniewałem. Potter przybiegł zziajany niedługo przed przyjściem nauczyciela.

- Po co ja się wysilam skoro i tak nie znajdę go teraz w ciągu pięciu minut? Remi, to było zaplanowane i wredne!
- Nie, J. To było jedyne wyjście byś w końcu oprzytomniał. – roześmiałem się, kiedy on prychał i udawał obrażonego.

 

  

5 komentarzy:

  1. No nie, Syriusz i James są okrutni dla mojego ukochanego Snape'a! Wrr... Nie lubię ich, tylko Remi jest taki miły i kochany^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Syriusz i James naprawdę nienawidzą Severusa;p........Biedny Syriuszek dostał karę;(.........Ale może Remi zlituje się nad nim...Co?Wspaniale piszesz!!Serio;]

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajna notka... kiedy następna?

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    wspaniały rozdział, trochę mnie wkurza to znęcanie nad Severusem, Remus dobrze zrobił, a Lucjusz och to było cudowne...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń