piątek, 17 października 2008

Bajki - Kot w butach

Kot w butach (Michael) x Młynarczyk Marek (Gabriel)

 

Życie młynarza nie należało do godnych pozazdroszczenia, a w szczególności, gdy zamiast zapłaty otrzymywało się kota. Jedynym plusem był brak myszy w domu i młynie, jednak czarna kicia okazała się być niesamowicie uciążliwa. Kocur był dumny i nie jadał byle czego. Nie tknął niczego z miski na ziemi i musiał siedzieć na stole, jeśli miał już cokolwiek zjeść. Jak się okazało był na tyle nieznośny, że wszędzie chciano się go pozbyć niemal od razu. Nikt wśród biednych chłopów nie potrzebował rozpieszczonego futrzaka, który tylko wałęsa się po izbach lub podwórzu licząc na wygodne, dostatnie życie.
Tym razem kot miał wielkie szczęście. Trafił na normalną rodzinę, niewiele inną od całej reszty, jednak wyróżniającą się jednym tylko domownikiem. Młody Marek, najmłodszy syn młynarza, nawet wbrew woli kota brał go na ręce, tulił i rozpieszczał. Delikatne usposobienie chłopca zjednało sobie w końcu zaufanie zwierzęcia.
Niestety niedługo przed śmiercią starego młynarza rozdzielił on między troje swoich synów cały majątek. Tak oto Marek otrzymał kota na własność. Po śmierci ojca siedział w pokoju zastanawiając się nad tym, co powinien począć dalej. Musiał wynieść się z domu, a przecież nie miał gdzie. Kot przyszedł do niego kładąc mu się na kolanach. Chłopak z uśmiechem podrapał go za uchem. Zwierzak zamruczał zeskoczył z ud pana i stanął na dwóch łapach. Zaskoczony chłopak patrzył na niego niemy.

- Przynieś mi kapelusz i buty – rzucił rozkazującym tonem – Skoro jesteś na mnie skazany nie ma powodu byś nadal uważał się za mojego właściciela. Teraz to ty należysz do mnie!
Chłopcu z trudem udało się zachować powagę, gdy patrzył na pewnego siebie kota, który wydawał się uśmiechać pod nosem. Nie zostało mu wiele, więc nawet nie zastanawiał się, jakim cudem zwierzę potrafi mówić. Wyszedł z domu, ale kiedy tylko pojawił się z powrotem kocur miał w na sobie pas i szablę u boku. Zabrał buty, nałożył je na łapy i wcisnął na łepek wielki kapelusz. Chociaż sam uważał, że wygląda teraz jak wielki pan w rzeczywistości był niesamowicie słodki. Marek uklęknął przy nim, przytulił jak dziecko i ze śmiechem pocałował w pyszczek.
Kot wyrwał mu się i otrząsnął. Miauknął przeciągle znowu zjeżył sierść i zaczął rosnąć w oczach. W zaledwie kilka chwil przed młynarczykiem stał przystojny, młody mężczyzna z tym samym dumnym wzrokiem, którym obdarzał każdego kocur, jednak nie przypominał już zwierzęcia nawet w najmniejszym stopniu. Nagli, w samych butach o wysokiej cholewie, kapeluszu i pasku. Czarne kręcone jak śruby włosy opadały na ramiona i plecy, a figlarny uśmiech utworzył niesamowicie erotyczny widok.
- J... Jak... Ty... – tym razem zdziwienie i niemal przerażenie chłopca było nie do ukrycia.
- Jestem czarodziejem, którego za winy zamieniono w kota – rzucił przeciągając się i oblizując wargi na koci sposób – Złamałeś zaklęcie, chociaż tylko tę możliwą do przewiana jego część. Widzisz mnie człowiekiem, takim, jakim jestem jednak inni nadal dostrzegają we mnie tylko kota w butach. Musze ci się odwdzięczyć... Tyle mnie tuliłeś i pieściłeś... – kocur wdrapał się na łóżko, kiedy siedzący na nim chłopak odsuwał się pod samą ścianę. – Nie uciekaj... – miauknął z udawaną delikatnością. Szybko przywarł wargami do miękkich ust chłopaka całując je zachłannie i mocno. Od dawna nie mógł zaspokoić swoich pragnień, więc teraz musiał jak najszybciej sobie to odbić. Mocno i brutalnie całował Marka, który nawet się nie opierał, choć z początku miał taki zamiar. Niezgrabnie starał się oddawać każdy pocałunek, ale nie potrafił. Nie mógł nawet złapać oddechu pod miażdżącym naporem warg kota.
Kicia z trudem zdołała się odsunąć rozpalona i gotowa na wszystko.
- Rozbierz się – nakazał kot i wyszedł z niewielkiego pokoiku. Wracając miał już w dłoni kubek z olejem, który z trudem znalazł gdzieś koło pieca. Nie mógł przecież zrobić krzywdy swojej nowej własności. Odłożył na bok kubeczek i popatrzył na drżącego, wystraszonego młodzieńca. Marek zdjął ubrania tak, jak kazał mu zwierzak. Kot zsunął buty i kapelusz. Odpiął pas, ale wyjął szpadę, która okazała się być różdżką. Kolejny mocny pocałunek ogłupił młynarczyka. Usta ześlizgnęły się łakomie na pierś sunąc od obojczyków po podbrzusze. Kocur wziął jego członek między wargi possał podnosząc powoli głowę, jakby Marek już miał ociekać, i zamoczył dłoń w oleju. Nasmarował wejście chłopaka, wsunął palec i kiedy pokonał pierwsze opory wetknął w środek swoją różdżkę.

Kot pokrótce wytłumaczył, jakie ma palny wobec młynarczyka. Zdołał omamić króla przynosząc mu dar od markiza, jak nazywał Marka, i korzystał z tego, iż tylko młody chłopiec dostrzegał w nim człowieka. Na widok mówiącego kota w butach każdy nabierał szacunku do markiza, który sam nie zdawał sobie sprawy z własnej wielkości.
- Zdejmij ubrania i wejdź do jeziora. Jeszcze dziś zyskasz sobie sympatię króla i jego córki. Nikt nawet nie zauważy, że będziesz ją zdradzał z kotem. – czarodziej uśmiechając się do siebie patrzył jak jego posłuszny sługa wykonuje polecenia. Widząc jak chłopak wsuwa się do chłodnej wody postanowił wykorzystać okazję. Rozebrał się i zamoczył w wodzie wraz z chłopakiem. Przywarł swoim ciałem do niego, złapał mocno za udo i poniósł nogę młynarczyka przyciskając ją do swojego boku. Udostępnił sobie tym wejście Marka, który czując wnikające w siebie palce zarzucił ramiona na kark kota i przysunął się do niego najbliżej jak tylko mógł.
- A... król? – zapytał dygocąc z podniety.
- Jest daleko zdążę cię wziąć i dokończyć przedstawienie. – zwierzak uśmiechnął się pod nosem. Niedoświadczony i naiwny młynarczyk pozwalał mu na wszystko już nie jednokrotnie. W zamian miał dostać zamek, żonę i bogactwa, chociaż kot był przekonany, że nawet i bez tego Marek zrobiłby wszystko, co tylko kocur by od niego oczekiwał.
Gdyby ktoś pojawił się w okolicy i zobaczył sceny, jakie skrywały zarośla mógłby z przerażeniem uznać to za coś nienaturalnego, ale kot jakoś nie miał zamiaru niczego zmieniać. Był człowiekiem, a złudzenie, jakie roztaczała klątwa sprzed lat wcale mu nie przeszkadzało. Tylko zmyślony markiz martwił się o to za każdym razem póki nie poddał się bez reszty rozkoszy. Wtedy zapominał o wszystkim czerpiąc jak najwięcej z kociej żądzy, jaką miał zaspokoić.
Kot kazał wyjść chłopakowi z wody i stanąć na czworakach. Nauczył się już, że Marek bardzo to lubi nawet, jeśli się nie przyznaje. Ciało młynarczyka mówiło samo za siebie.
Chłopak bez jakichkolwiek obiekcji wypiął się w stronę swojego kocura. Drżał i podniecał się coraz bardziej wiedząc, w jakiej jest pozycji. Poniżającej, zwierzęcej. Nie widział twarzy swojego kochanka, mógł tylko czuć jak się w niego wbija i coraz zacieklej szuka spełnienia. W kiedy tylko Marek wyobraził sobie, jaki musi to być widok kot wszedł gwałtownie w jego ciało. Nie mogąc się powstrzymać chłopak krzyknął, ale zaraz potem z całych sił powstrzymywał się od innych głośniejszych reakcji. Jęczał cicho i na nic więcej sobie nie pozwalał. Słyszał miauknięcia i pomruki kota, który uderzał udami o jego wypięte pośladki i zagłębiał się bez opamiętania w jego ciało.
Dla kota było to jak święte miejsce, z którego raz po raz miał wychodzić, ale nie mogąc odejść znowu wbiegał do środka oddalając się od tylnych drzwi świątyni. Jego biedny młynarczyk wił się w podniecie, a on górował nad nim, brał jak zwierzę i zaspokajał się w nieposkromiony sposób nie bacząc na ból, czy pragnienia chłopaka. Z jakiegoś powodu kot i tak wiedział, że wszelkie żądze Marka zaspokaja swoim penisem wsuniętym głęboko.
Wbił paznokcie w uda markiza i wytrysnął w nim bez najmniejszych wyrzutów sumienia. Odwracając wycieńczonego młodego młynarza lizał jego członek, jak typowy kot. Jęki chłopaka szybko przerodziły się w słodkie krople, aż w końcu doszedł częstując kota swoimi sokami.
- Karmisz mnie mlekiem jak kociaka, a przecież przed chwilą robiłem ci coś takiego... – westchnął zadowolony czarodziej. Wskoczył do jeziora i obmył się dokładnie. Marek powoli robił to samo usatysfakcjonowany. Ojciec dał mu najmniej, a jednak kot okazał się najlepszym spadkiem, jaki mógł otrzymać chłopak. Sam nawet nie wiedział, kiedy zadłużył się w kocie, a ten widać także miał do niego słabość.
- Czekaj na mnie, Marku – rzucił do niego kocur, kiedy tylko wysuszył się na słońcu i ubrał odpowiednio – Zaraz dostaniesz drogie ubrania i rozkochasz w sobie królewnę. Tylko pamiętaj, że jesteś mój. – pocałował młynarczyka z uśmiechem znikając na drodze, kiedy kareta była zaledwie kawałek od nich.

 

   

7 komentarzy:

  1. Pierwsza??? Znowu !!! :D No wlasnie ze szkoly przyszlam i szybko wlaczylam komputer. Jak zwykle notka idealna....hihi Kot w butach :) mowie ci napisz jakis zbior bajek i wrzuc do ksiegarni :)ciekawe co bedzie nastepne....Kopciuszek???? ;) nie moge sie doczekac zeby przeczytac co tam Syriusz wykombinuje ];-)pozdrowionka jak zwykle :P

    OdpowiedzUsuń
  2. O słodki Merlinie... Jestem pod wrażeniem. Nie wpadłabym na pomysł, żeby Kot markiza... Muszę stwierdzić, że Michael jest wprost idealnym kocurkiem, ale Gabriel jako młynarczyk... Zawsze widziałam go jako większego drapieżnika. Cóż... Życzę weny Kirhan sama...

    OdpowiedzUsuń
  3. Boskie !!! I tak bardzo pasuje do Gabriela i Michaela :DKrólowe Śniegu też czytałam... C-U-D-OJuż nie mogę doczekać się kolejnych Bajek :DWeny życzę !!

    OdpowiedzUsuń
  4. zuziaczek999@onet.eu18 października 2008 23:11

    Witaj! Powstała nowa magiczna szkoła na [magics-school] poszukuję chętnych nauczycieli i uczniów. Możesz być jednym z nas! Dołącz do szkoły na www.magics-school.blog.onet.pl - SB

    OdpowiedzUsuń
  5. Ach!.........Ta wersja jest duużo lepsza od orginalnej............Uwielbiam twoje opo i te bajki^^

    OdpowiedzUsuń
  6. O mamusiu kochana xD To dopiero był kot w butach ^^

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejka,
    och tak wspaniale, bez sprzeciwu się na wszystko godzi...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń