niedziela, 5 października 2008

Kartka z pamiętnika (Prize I A) - Gabriel Ricardo

Notka ta jest nagrodą dla Yokui i moim podziękowaniem zawzięcie udziału w konkursie! Michael/Gabriel specjalnie dla Ciebie.

 

Wydawało mi się, że minęły wieki, od kiedy ciepłe letniesłońce muskało moje ciało delikatnymi promieniami, a wiatr, choć rzadki, przynosiłsubtelne ukojenie. Minęły już dni, kiedy to mogłem nic nie robiąc przeleżećgodziny na hamaku i tylko rozmyślać o zupełnie niepotrzebnych i głupichrzeczach.
Teraz wszystko zmieniało się z dnia na dzień. Drzewom przybywało kolorowychliści w odcieniach złota, czerwieni, brązu, kwiaty zmarznięte chłodnymi rankamiusychały, a ptaki niechętnie opuszczały swoje gniazda. Wszystko odczuwałopowoli nadciągającą zimę, poza jednym wariatem, ale którego pory roku byłytylko tłem do twórczości ukochanego zespołu. Michael właśnie tak postrzegałświat, jako dekoracje na koncercie, który stanowiło codzienne życie jego idoli.Jak dziecko cieszył się, gdy zdobył bilety na ich koncert, przez dwa miesiącenie mówił o niczym innym, kupował nowe ciuchy, buty, kurtkę, wszystko, co byłomu potrzebne na tę okazję. Terroryzował babcie, gdy prosiła by zachowywał sięprzyzwoicie i nie miał zamiaru nawet udawać, że potrafi zachowywać się jaknormalny człowiek. Chyba po raz pierwszy miał w pokoju porządek, a ubraniastarannie poukładane. Dzień w dzień opróżniał portfel i liczył oszczędności,dodawał i odejmował każde nawet najdrobniejsze wydatki od całej sumy, jakąuzbierał. Oszalał i nie było dla niego ratunku.
Teraz w końcu znalazł się w miejscu, które nawiedzało go nocami w snach. Oczylśniły mu wyczekiwaniem, dłonie drżały niecierpliwie, widziałem jak ciężkooddycha, a koszulka drga z każdym mocnym i szybkim uderzeniem serca. Nieodrywał wzroku od sceny. Patrzył ponad głowami innych, stawał na palcach i odczadu do czasu patrzył w sufit, jakby dostrzegał coś ponad nim, dziękującszeptem wszystkim bogom po kolei.
Nie pojmowałem tego. Nigdy nie byłem tak obsesyjnie zapatrzony w żadnego zartystów. Nie potrzebowałem do życia ich istnień i chociaż lubiłem muzykę niepojmowałem tak wielkiej miłości do dźwięków, lub wokalu. Byłem zwykłymchłopakiem, który sam stworzył tego maniaka stojącego krok od zawału. Patrzyłemna niego z zaciekawieniem, niemal jak na egzotyczne zwierzę w ogrodziezoologicznym, a on nawet się tym nie przejmował.
Scena rozbłysła, z głośników huknęło i przerobiony głos zaczął przedstawiaćkapelę. Michael naciskał rękoma na żołądek by się uspokoić. Takim nigdy go niewidziałem i zaczynało mi to przeszkadzać. Pojawił się zespół, a wtedy chłopak,podobnie jak większość publiki, dał upust emocjom. Wrzasnął zdzierając gardło,mimo iż był to dopiero początek. Kilka łez spłynęło mu po policzkach, ale otarłje sprawnie by nie rozmazały mu makijażu.
Głęboko i jakże charakterystyczny głos wokalisty przywitał nas wszystkich, apóźniej pierwsze dźwięki gitar, basu, perkusji i niesamowity śpiew. Michaelstanął na palcach by widzieć wszystko, co dzieje się na scenie. Drżał w dalszymciągu.
Czas płynął niesamowicie szybko, zmęczenie nie było w stanie przedrzeć sięprzez atmosferę, jaka panowała w olbrzymiej sali koncertowej. Członkowiezespołu prezentowali się niesamowicie, muzyka zachwycała i nawet ja zapomniałemna jakiś czas o wszystkim narkotyzując się tym brzmieniem.
Dźwięki złagodniały, fortepian dopuszczony do głosu nabrał powietrza i zacząłłagodnie opowiadać historię, którą wokalista wydawał się tłumaczyć stając sięjednym z instrumentem i grającym na nim przyjacielem. Znowu spojrzałem naMichaela. Z zamkniętymi oczyma i głową przechyloną do góry spijał każdy dźwiękpłynący ze sceny. Jego wargi drgały podobnie jak struny milczącej gitary wrękach jednego z gitarzystów. Otworzył szeroko oczy i znowu wpatrzonynieprzerwanie w kapelę chłonął to całym ciałem. Moja uwaga zupełnie przypadkowoskupiła się na jego spodniach. Tylko ja mogłem to dostrzec stojąc blisko niegoi tak dobrze znając jego ciało. Czarna skóra wypukła w kroku zdradziłapodniecenie Michaela. Byłem przerażony, wściekły, zazdrosny, niemal oszalały zżalu, a równocześnie zaskoczony jak nigdy dotąd. Sam głos wokalisty zdołałdoprowadzić mojego chłopaka do takiego stanu. Wiedziałem, jaka pasja kryła sięw Ślizgonie względem głosu tamtego mężczyzny. Jak fanatycznie pragnął usłyszećgo na żywo, zobaczyć. Do tej pory nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak dalecezamiłowanie Michaela odbiega od zwykłych relacji między idolem, a fanem. On byłniemal wyznawcą piątki muzyków, a przede wszystkim mężczyzny, który ściskając wrękach mikrofon dzielił się emocjami z innymi.
W końcu wszystko to stało się kolejną kartą historii i przeszłości zapisaną wksiędze tworzonej przez czas, a sala koncertowa przerodziła się w pokójhotelowy, do którego wróciliśmy. Nie chciałem psuć Nedvedowi tego cudownegowieczoru, ale i nie planowałem zostawiać wszystkiego tak, jak było. Zbyt mocnougodziła we mnie powaga tego, co dotąd uważałem za zabawę. Nie potrafiłem żyćdalej póki zostawiłbym te jedne drzwi otwartymi i nienaruszonymi. Michael nawetnie wiedząc przełamał pieczęć mojego zaufania, która rozprysła się, a kawałkizostały pogubione. Czułem się dziwnie, głowa mi ciążyła, wnętrzności wydawałymi się być rozrywanymi na strzępy. Bolało, ale powoli przestawałem już toodczuwać w całej monotonni tego uczucia.
- Idź się wymyć, nie wejdziesz brudny do łóżka! – stanowczo wskazałemdługowłosemu łazienkę. Był tak rozpromieniony, że posłuchałby mnie nawet gdybymkazał mu wskoczyć w morskie odmęty na pewna śmierć. Chłopak objął się ramionamii zatoczył kółko.
- Więc idę! – rzucił podniosłym tonem i niemal wfrunął do łazienki.
Kiedy tylko usłyszałem prysznic zadzwoniłem do recepcji prosząc o przyniesieniekilku rzeczy. Jako, że hotel obsługiwał zarówno mugoli, jak i czarodziei niktnie dziwił się moimi zachciankami. Wszystko dostarczono w przeciągu minuty iwszelkie ślady czyjejkolwiek obecności zostały zatarte. Michael wyszedł złazienki przepasany ręcznikiem. Z wielkim uśmiechem zwalił się na materac ipatrzył w sufit. Ułatwiało mi to wszystko. Uklęknąłem obok niego nie zdradzającsię ze swoimi uczuciami. Zdjąłem czarno, czerwony krawat i podniosłem ręce Nedado góry. Nie stawiał oporu pochłonięty wspomnieniami. Dopiero, kiedyprzywiązałem mocno jego ręce do ramy oprzytomniał. Jak obudzony w środku nocypatrzył na mnie nadal nie do końca przytomnie. Teraz mogłem pozwolić sobie nawszystko.
- Podobało się? Widziałem jak cię podniecił. Ja stałem obok ciebie, a typodnieciłeś się samym jego głosem. Nie ładnie, ale twoje ciało nadal topamięta, prawda? – wysyczałem mu ironicznie do ucha. Machnąłem różdżka w stronęradia, które włączyło się, a ukochany zespół Michaela znowu miał swoje pięćminut. Specjalnie zdjąłem z chłopaka ręcznik i przesunąłem lekko palcami pojego członku. Zareagował drgnięciem i powoli się uniósł. Tak jak myślałem,nawet, jeśli właściciel nie był szczery to penis Nedveda wręcz przeciwnie.
- Gabriel... To... – był zaskoczony, ale mnie nie obchodziło ani co chcepowiedzieć, ani też, co stanie się dalej. Z uśmiechem pełnym ironii, jadu,wściekłości i rozpaczy wyszedłem do łazienki. Nie obchodziło mnie, czy Michaelmając taką możliwość zdradziłby mnie z wokalistą, lub nawet zostawił dla niego.Jak długo to ja go miałem jego wola była moją i to ja nią władałem. Nieoddałbym tego, co moje nawet gdybym musiał trzymać to w zamknięciu do samegokońca.
Umyłem się i otarłem. Wonne olejki do ciała bardzo się przydały. Nie czującfizycznych oporów rozciągnąłem się i przygotowałem na późniejszą bliskość zMichaelem, nawet, jeśli miałby tego nie chcieć. Otulony szlafrokiem wróciłem dopokoju. Chłopak starał się uwolnić, ale jego różdżka leżała po drugiej stroniepokoju, a ja zadbałem by więzy nie puściły łatwo. Był całkiem pobudzony,chociaż wiedziałem, że stać go na więcej. Powoli usiadłem obok niegoniespiesznie rozsuwając szlafrok.
- Wyobrażałeś sobie, że to on cię tak związał? A może cała piątka? – patrzyłemna niego naprawdę zły. Musiał wiedzieć, że ma milczeć, bo nie odezwał się, azapewne zrobiłby to w innych okolicznościach. Gdyby starał się tłumaczyćuderzyłbym go w twarz, atak przynajmniej oszczędziłem sobie fatygi. Wziąłembutelkę soku malinowego, który mi przyniesiono. Wylałem jej zawartość na pierśMichaela. Słodka, czerwona posoka spływała po jego skórze znacząc jąwyśmienitym śladem przywodzącym na myśl krew. Z ukrywaną głęboko łapczywościązacząłem zlizywać cały sok. Z jego sutków, mostka, brzucha. Sięgałem językiemwszędzie tam gdzie malinowy płyn ozdobił jego ciało. Niedługo później nałożyłembitą śmietanę na te same miejsca. Obficie wychodząc poza obręb piersizostawiając białą ścieżkę na penisie długowłosego. Samymi wargami zbierałemkolejną słodką substancję z jego ciała. Tym razem powoli, niespiesznie,morderczo subtelnie, by cierpiał czując mrowienie na skórze, ale nie konkretnepieszczoty. Robiąc dzióbek z ust zgarnąłem ostatki z czubka jego członka.Oblizałem się i niezadowolony zmarszczyłem brwi.
- Jest cały brudny. – mruknąłem z żalem jak gdyby to właśnie Ned był temuwinien. – Nie ma czasu na kolejny prysznic. Wyliżę go do czysta – chłopakzawsze lubił, gdy byłem perwersyjny, a w szczególności, kiedy obchodziłemwszystko na około nie mówiąc jasno o niczym i pozostawiając jego domysłomszczegóły. Tak samo teraz dręczyłem go w jedyny skuteczny sposób. Z nowymzapałem i niby ciekawością sunąłem językiem po tej części jego ciała. W końcuwylałem na niego olejek i udając namiętność w tym, co robię rozsmarowałem go.
- Popatrz, jakie są zazdrosne! – stwierdziłem naiwnie i przesunąłem palce najego jądra. Zajęczał zapewne trochę zaskoczony – Cieszą się, widzisz?! Całetwoje biodra chcą więcej. Nawet tutaj! – wsunąłem mu palec w dziurkę i głębokogłaskałem nim ścianki odbytu. Pochyliłem się szepcząc mu do ucha – Marzyłeś otym by to on cię brał? Od tyłu, mrucząc do ucha tym niesamowitym głosemczułości? Lub zaznaczając z każdym pchnięciem jak daleko w ciebie sięga jegopenis? No dalej, powiedz... – złość znowu we mnie wzbierała. Niemal nie mogłemjej pohamować.
- Oszalałeś?! – Michael poruszył się drażniony moim dotykiem wewnątrz ciała –Przecież wiesz, że tylko ty masz tam dostęp. Nie lubię mieć w tyłkuczegokolwiek, ale dla ciebie zawsze jest do wzięcia!
 - Phi! – prychnąłem i zabrałem dłoń –Kłamiesz! Dobrze wiem, że łżesz! – wściekły patrzyłem mu w oczy. Nie chciało misię nawet płakać. W końcu nie miałem zamiaru oddać chłopaka innym. Z resztą toon powinien ze łzami przepraszać, a nie ja. Wbiłem palce w jego brzuch patrzącna to, co robię. Żałowałem, że nie zabrałem ze sobą metalowych pazurów.
- Gabriel... – zignorowałem go – Gabriel! – miałem gdzieś, co chciał mipowiedzieć – Gabriel, idioto, do cholery! – wrzasnął głośno i odkaszlnął z całąpewnością właśnie podrażnił gardło jeszcze bardziej. Uniosłem wzrok piorunującgo rozżalonym spojrzeniem. Słuchałem i musiał się pospieszyć, jeśli czegośchciał. – Dlaczego ja jestem winny, skoro równie dobrze mogę być zazdrosny ociebie? – nie wiedziałem zupełnie, o co mu chodzi. – Czy nie zachwycasz siępierogami z serem? – drgnąłem jeszcze bardziej ogłupiały niż chwilkę wcześniej.– Mruczysz, prosisz o więcej, każdy wie jak bardzo je lubisz. Dlaczego nierobisz tak, kiedy chodzi o moją spermę? Nie smakuje ci? Zbyt słabo się staramby była taka, jaką chcesz? – przypomniały mi się długie tygodnie diety, kiedyMichael nie jadł nic poza owocami by jego nasienie zmieniło smak na bardziejsłodki. Byłem głupi, ale zaczynałem słabnąć. Już nie miałem ochoty walczyć dalej.Rozwiązałem go beznamiętnie nie myśląc o niczym. Złapał mnie gwałtownie ipocałował namiętnie, mocno, kipiąc pożądaniem, przelewając jego część we mnie.
- Usiądź na mnie – wychrypiał mi do ucha i tym razem to ja całkiem posłusznynabiłem się na niego z jękiem spragnionego ciała. Unosiłem się rytmicznie odrazu, kiedy poczułem, ze wszedł wystarczająco głęboko. Podnieciłem się jeszczemocniej niż wcześniej niesiony złością. Pocałowałem go równie mocno jakwcześniej on całował mnie. Opadł na plecy trzymając mnie na sobie. Pchałbiodrami w górę, gdy ja delikatnie wychodziłem mu na spotkanie tak, by się niewysunął. Jego dłonie mocno ściskały moje pośladki, język drażnił boleśnie ustaw pocałunku, który pozwalał się wyżyć.
Doszedłem, on w kilka sekund wcześniej wylał się we mnie, gdy ugryzłem go wwargę do krwi. Przeszło mi już całkowicie. W końcu nie miałem zamiary wypuścićgo ze swoich objęć, więc jakim cudem mógłby odejść do innego? Nie miał takiejwładzy.
- Może i mnie podniecił, ale to ty sprawiasz, że mam ochotę masturbować sięnawet na oczach tłumów byleby myśląc o tobie poczuć jak szczytuję dla ciebie. Ipomyśleć, że podobno to ja jestem głupi...

12 komentarzy:

  1. Hej. Mam pytanie. Możesz informować mnie o nowych notkach na twoim blogu.? Pozdrawiam xd. exquis.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Swietnie! Boska notka! Zazdrosny byl oj zazdrosny....pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. No nareszcie! Mam nadzieję, że to już koniec rys w związku Gabriela i Michaela. Lubię ich i to bardzo... Rozdział świetny i z niecierpliwością czekam na kolejny. Życzę weny...

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuje że tak szybko napisałaś tę notkę. Nie spodziewałam się że ukarze się w tak szybkim czasie. Cóż, moge sie chyba nazwac po części szczęściarą.Co się tyczy notki to bardzo mi się podoba. Właśnie najbardziej zalezało mi na tym, byś napisała to, na co masz ochotę bo wtedy wydaje mi się że piszesz najlepiej. Dzisiaj Ci się to udało. Mam nadzieje że będzie tak dalej. Jeszcze raz dziękuje i życze Weny.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniale !!! Uwielbiam Michaela i Gabriela...:P Sa tacyyy slodcy. No i notka tak jak mialo byc...w niedziele. Nie moge sie doczekac srody....Ale fajnie jak Gabriel byl zazdrosny :D Pozdrawiam i czekam...

    OdpowiedzUsuń
  6. Och, słodka namiętności... Uwielbiam tę parkę :D

    OdpowiedzUsuń
  7. ażżem klawiaturę zaśliniła XP.. jeszcze jedn lemon prosim <3

    OdpowiedzUsuń
  8. NOtka boska. Uwielbiam Michaela i Gabriela, oni są tacy..., tacy słodcy, że nie mogę... Mam nadzieję że dalej w ich związku wszystko będzie ok. Pozdro:

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiru, te wpis to mistrzostwo!

    OdpowiedzUsuń
  10. Uuuuuuuuu.......Długawo mnie nie było;/Ale jak przeczytałam notkę to aż mi się miło zrobiło^^Sprawiasz że mam dobry humor;p

    OdpowiedzUsuń
  11. Ale Gabryś się zazdrością uniósł xD

    OdpowiedzUsuń
  12. Hejka,
    wspaniale, jaki Gabriel zazdrosny no i Michael w końcu był na ich koncercie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń