środa, 8 października 2008

Miodzio

3 czerwiec

Śniadanie, jako pierwszy posiłek dnia dla mnie miało wielkie znaczenie. W zależności od tego, co zjadłem układałem plany na resztę dnia. Dziś miałem ogromną ochotę na kanapkę z miodem i opychałem się nimi zadowolony z życia. Niestety lepki, płynny miód oblepił mi twarz od nosa po brodę i kilka czasami przez nieuwagę pozwalałem by kapał mi na koszulkę. Dłonie i tak miałem już całe lepkie i z trudem trzymałem nóż. Co po niektórzy mieli ubaw patrząc na moje zmagania i nie było się, czemu dziwić. Sam uśmiechałbym się widząc kogoś, kto ubrudzony miodem niemal w połowie ciała stara się jeszcze jakoś wepchnąć szybko do ust kolejne kromki. Nawet masło lądowało na moim ubraniu, a okruszki lgnęły do całej tej mazi z wielką chęcią. Czułem się jak niepotrzebny dodatek do zwyczajnej kanapki, chociaż przecież to jedzenie było nieproszonym gościem na mnie.
Syriusz popatrzył na mnie zaskoczony chichotem innych. Uchylił usta i roztarł czoło patrząc na mnie niemal z błagalnym wyrazem twarzy. Ciężko było mi nawet udać uśmiech. Miód powoli zastygał i tworzył nieprzyjemną skorupkę. Kruczowłosy kręcąc głową ostrożnie i delikatnie usiłował zetrzeć z mojej twarzy jedzenie. Niestety miód spłynął po jego kciuku na całą dłoń. Nieświadomie otarł go drugą dłonią, przez co sam skończył brudny. Podjął próbę wylizania rąk, jednak skończyła się jak poprzednia i teraz wyglądał niemal tak samo jak ja. Nie miał nic do stracenia. Złapał mnie za nadgarstek i zaczął lizać palce. Zaczerwieniłem się, ale nie uciekłem ręka w tył.
- To nic nie da – rzuciłem cicho nadąsany. Lepiłem się i zaczynało mnie to irytować. Nadąsany zabrałem swoją dłoń Syriuszowi, dopiłem mleko z trudem trzymając szklankę i poszedłem do wyjścia. Wydawało mi się, że wszyscy patrzą na mnie jak na ‘gudzię’, która nie potrafiła nawet normalnie zjeść śniadania.
- Czekaj, ja też wyglądam cudnie – Black dopadł mnie w drzwiach. Trzymał w rękach chusteczkę. Widząc, ze zwróciłem na nią uwagę szybko wytłumaczył – Pożyczyłem od Zardi. Muszę cię czymś wymyć. Daj tę lepiącą łapkę – splatając moje palce ze swoimi przyspieszył kroku. Wyciągnął mnie do łazienki na drugim piętrze i wyszczerzył się radośnie.
Usilnie starałem się odkręcić kurek łokciem, ale nie dawałem rady. Moja przygoda z miodem kończyła się właśnie lepkością, nieporadnością i wielką brudną plamą na żółtej koszulce. Syri chyba wyczuł mój dzień słabości, bo sam zajął się wszystkim. Ustawił mnie sobie z rękoma wyciągniętymi przed pierś i bez problemów odkręcił wodę. Zamoczył chusteczkę i zaczął starannie myć moje dłonie. Palec po palcu bawił się nimi i ścierał miód. Szybko mogłem swobodnie poruszać rękoma nie czując już na nich lepkich śladów śniadania. Zaraz potem zajął się moją twarzą. Najpierw otarł usta, a następnie resztę twarzy szorując szczególnie brodę, która chyba naprawdę była niesamowicie upaprana. Kiedy tylko poczułem się całkiem sprawny z radości przylgnąłem do Blacka całując go z wdzięczności. Kiedy się odsuwałem stwierdziłem marszcząc czoło i nos, że znowu się upaćkałem. Syri nie zdołał się jeszcze umyć, więc miód z niego ponownie wylądował na mnie.
- Gdybyś każdą słodycz tak chętnie dawał i zabierał – westchnął ciężko przewracając oczyma – Czy ja muszę być cały w słodyczy żebyś się kleił? Rąsie w górę i nie dotykać mi niczego. – wykonałem polecenie z niewinnym uśmieszkiem. Znowu wytarł mi twarz, a później szybko zrobił to ze sobą. Popatrzyłem na jego ulubiony podkoszulek. Były na nim ślady odbite od mojej koszulki. Miód, masło i okruszki. Niespokojny popatrzyłem w bok z nadzieją, że nie zauważy. Niestety. Spojrzał na ubranie, na mnie i znowu na emblemat hipogryfa na niebieskim tle. Chyba nie miał na tą chwilę do mnie cierpliwości, bo nawet nie krzyczał.
- Ja też jestem brudny – rzuciłem cicho chcąc go tym pocieszyć, ale nie miałem pojęcia czy to coś da. Chyba nie miało dla niego większego znaczenia, ale podwinął mi pod pachy koszulkę i kiwnął głową bym podniósł ręce. Tym razem wiedząc, że ślady na jego ubraniach są moja winą z pokorą spuściłem głowę i robiąc to patrzyłem na podłogę. Syri zdjął swoją cześć garderoby i narzucił na mnie. Sam wbił się jakoś w moją niezadowolony.
- Ja się tak stąd nie ruszę. – bąknął szczerze – Jest zbyt mała, ciasna i uświniona jakbyś się tarzał w tym miodzie. Pójdziesz do pokoju i przyniesiesz mi jakąś czystą, dobrze? – usiadł na ziemi zdejmując z siebie żółty materiał. Zgodziłem się skinieniem głowy i biegiem rzuciłem się w stronę korytarza, a później dormitorium. Nie chciałem by kruczowłosy przeziębił się na początku wakacji przez to, że ja nie potrafiłem jeść. Mijałem entuzjastycznych uczniów czekających na znajomych, lub już zmierzających na błonia skąpane w jasnym świetle słońca. Pierwotnie i my planowaliśmy spędzić dzień w cieple dnia pod drzewem, ale teraz wszystko się przeciągało. Mimo wszystko byłem dziwnie ucieszony i miałem wspaniały humor. Miód zrobił swoje, a jego niepowtarzalny smak nadał magii porankowi i osłodził nawet sytuacje, w której skończyłem jako łyżeczka do słodziutkiej mazi. Chyba zrozumiałem, dlaczego Syri tak chętnie porównywał mnie wcześniej do pszczoły.
Wbiegłem szybko do Pokoju Wspólnego i naszej sypialni. Szybko zdjąłem z siebie ubrudzone ciuchy Syriusza i założyłem coś czystego. Wziąłem pierwszą lepszą koszulę chłopaka z krótkim rękawem i znowu biegnąc wracałem do łazienki. Prawdopodobnie zbyt wiele biegałem i właśnie traciłem kalorie, jakich dostarczył mi miód, ale chciałem się sprężać. Wielka Sala kusiła mnie głośnymi rozmowami spóźnionych uczniów, którzy niespiesznie zjadali posiłek. Pokusa była tak wielka, że zahaczyłem o pomieszczenie po raz kolejny. Na każdym stole stały słoiczki z powodem moich chwilowych problemów. Miód lśnił złotem i sam widok sprawiał, że czułem na języku wspaniały smak. Słodki i niepowtarzalny jak pocałunki Syriusza. Zbawienny w chorobie i zgubny, jeśli się go nie doceniało. Nie byłem w stanie oprzeć się mu, kiedy tak mrugał do mnie w promieniach słońca z wielkich okien i sufitu. Jasne światło dobijało się od słoja i zawartości zalotnie szepcząc bezgłośne zapewniania, że nie zawiedzie moich oczekiwań.
Uległem mu. Podszedłem do stolika Krukonów, gdzie Cornel przygotowywał starannie swoje śniadanie. Z uśmiechem wziąłem mu z rąk misternie przyrządzoną kanapkę, która w przeciwieństwie do moich nie ociekała miodem. Poprosiłem zdziwionego z początku chłopaka by dolał odrobinę złocistej słodkości. Figlarnie zrobił to nie spiesząc się.
- Gdybym wiedział, że tak łatwo zwabić cię na słodkie zastosowałbym to wcześniej. – oblizał się patrząc na moje usta – Mógłbyś mnie pokarmić tymi słodkimi, rumianymi perełkami... – pokazałem mu tylko język i wcisnąłem do warg resztę kromki. Przełknąłem z trudem zbyt wielki kawałek i uciekłem przypominając sobie, że Syri nadal na mnie czeka.
Wbiegając do łazienki stanąłem na mokrym kamieniu i poślizgnąłem się wjeżdżając do pomieszczenia. Szarpnąłem się tak, że zabolał mnie bok, ale ustałem na nogach. Odetchnąłem głośno i ostentacyjnie kilka razy by uspokoić serce. Nawet nie chciałem myśleć o tym, jaki ból sprawiłoby mi spotkanie z twardą podłogą. Syri znowu kręcił głową. Dałem mu ubranie patrząc jak z ulgą je zakłada.
- Mój słodki rogalik – westchnął podchodząc i sięgając moich ust. Przypomniało mi się, chociaż trochę za późno, że nie wyczyściłem się po niedawnej kanapce. Black już to wiedział. Odsuwając się znowu miał twarz w miodzie, a jego spojrzenie podpowiadało mi, że nie potrzebuje wyjaśnień. Aż zbyt szybko znowu skończyliśmy brudni, a czyszczenie zaczęło się od nowa. Trochę mnie to bawiło, chociaż świadomość, że jestem dziwnie nieporadny nie była już niczym tak przyjemnym jak beztroska. Miód sprawiał chyba, iż nie tylko miałem wspaniały humor, ale wracałem tez do czasów dzieciństwa. Przypomniał mi się nagle niewyraźnie smak mięsa i gotowanej marchewki, które mama mieliła mi po obiadach u babci, gdy byłem malutki.
Grzecznie poczekałem aż Syri skończył już z czyszczeniem siebie i zrobiłem dzióbek prosząc go tym o chwilę uwagi. Na początku chciał się stawiać i udawać złego za to ile zmartwień mu dostarczyłem z rana, ale nie wytrzymał. Cieszyłem się z tego dodatkowo, bo nie miał nade mną władzy, takiej, jaką miałem ja. Zamruczałem czując w końcu normalny, nie klejący pocałunek, który mieszał smak mojego śniadania z dżemem, który jadł kruczowłosy.

- Więc ja już mama swoją najsłodszą historię... – rzucił spokojnie, głaszcząc mnie po policzku.

 

 

  

7 komentarzy:

  1. Teraz Remus naprwadę kojarzy mi się z "pscółką"^^Notka taka jak zwykle czyli cuuuuuuuuuuudna^^!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. NO... w końcu nowa notka *zaciesza* już myślałam że się nie doczekam... no ale jest... i jest super! Pozdro;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Czuję się w tej chwili jak po wypiciu gorącego mleka z miodem. Zdaje mi się, iż żyję tylko wtedy, gdy odczuwam w całym ciele to rozkoszne ciepło i jest mi naprawdę dobrze.To, że miód jest zbawienną słodkością dla naszego organizmu najlepiej wiedzą dzieci. Jedni wiedzą to od razu, a inni muszą latami dojrzewać do pewności.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahaha Remi jako Gucio !!! Slodkieeeeeeee! Kawaii !!!No jak zwykle piekne.Tylko jednego mi brakuje...nie opisalas jeszcze nocy poslubnej Fillipa i Marcela! Nieladnie! A bylo obiecane !!! :I

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetna notka! Remus znów upaćkała się jedzeniem^^ Kawaii!!! Pozdro:

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj ten rozkosznie nieporadny Remus... Ale mimo wszystko władzę nad Syrim ma^^

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejka,
    cudo, Suriusz już teraz wiesz co masz robić... położyć się na łóżku wylać na siebie słoik miodu i masz klejącego się Remusa, to było urocze...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń