środa, 5 listopada 2008

Wielkie słodyczowanie

Wielkie thx dla Jill za arcik!

 

23 czerwiec

Bal przebierańców w całej swej znakomitości był czymś okropnym pod względem przygotowań. Chyba nigdy nie namęczyłem się ta bardzo z wymyśleniem jakiegoś przebrania. W końcu dając za wygraną postawiłem na pszczołę, o której kiedyś wspominał Syriusz. On sam do końca trzymając nas w niepewności przebrał się za psa. Poniekąd każdy starał się trzymać to wszystko w tajemnicy. James za to od samego początku oświadczył, że zostanie bykiem. Z początku myślałem, iż kpi, jednak po jego podsumowaniu, że jak najbardziej będzie bykiem rozpłodowym zrezygnowałem z wątpliwości na rzecz głośnego upadku, kiedy wszedłem w plecy Blacka, równie wybitego ze spokoju codzienności. Najmniej problemów sprawiali Peter i Sheva. Blondynek postanowił założyć kostium gąsienicy, zaś Andrew czapli. Sam nie wiedziałem, ze którekolwiek z nas miało jakieś większe powody do takich wyborów.

Sama zabawa była wspaniała. Najróżniejsze przebrania mieniły się kolorami i oryginalnością. Nawet nauczyciele byli przebrani, chociaż Reijel wybijał się spośród tłumu. Już kilka dni wcześniej słyszałem jak zapowiada, że nie zrobi z siebie pośmiewiska i nie zamierza się przebierać. Tak tez zrobił. Przyszedł na bal w zupełnie normalnym stroju i z pogardą patrzył na innych. Rzucał się w oczy przy tak dziwnym stole nauczycielskim. Poza nim na sali było jeszcze kilkanaście normalnie ubranych osób. Dyrektor, spełniając obietnicę sprzed roku, zaprosił stare siódme klasy. Zjawili się górując nad pierwszakami sprawiając, że maluchy czuły przed nimi wielki respekt i schodziły im z drogi.
Peter odwrócił się ciągnąc za dobą kawałek gąsienicy i niemal w nią zaplątał. Zrobił kilka kroków na oślep w tył i potknął się niemal lądując na ziemi. Wpadł na Narcyzę, co pomogło mu utrzymać równowagę. Dziewczyna prychnęła, uderzyła go wypielęgnowaną dłonią i niezadowolona nawet nie raczyła się odezwać. Odeszła od niego, a motyle skrzydła kołysały się za nią powoli.
- Jaka ona piękna... – mruknął chłopak rozmarzony i nieprzytomny. Oczarowany dziewczyną nawet nie zwrócił na nas uwagi. Poczłapał za nią, a końcówka przebrania ciągnęła się za nim mało zachęcająco. Straciliśmy jedną kulę artyleryjską na rzecz Ślizgonki i teraz zostaliśmy we czterech. Rozejrzałem się szukając znajomych twarzy wśród dawnych siódmoklasistów. Wszyscy się zmienili, a niektórych już ciężko było poznać. Dostrzegłem wysoka sylwetkę Fillipa, którego ledwie poznałem. Był wyższy i wydawało mi się, że poważniejszy. Szedł pewny siebie i wyprostowany. Z niesamowitą gracją mijał tłumy i uśmiechał się do nas przyjaźnie. Promieniał i wydawał mi się kimś innym niż wtedy, gdy jako szary chłopak szukał kontaktu z nauczycielem latania. Na jego palcu lśniła obrączka. Włosy miał luźno upięte na karku, ale oczy równie ciepłe jak dawniej.
- Wyglądacie zabawnie, jako taka grupka zwierząt – przywitał nas bez zbędnych początków – Zmieniliście się, chociaż to chyba tylko przez te uszka, czułki, rogi, czy dzióbek – wzruszył ramionami niczym dziecko. – Opowiadajcie, co u was zanim chłopcy oderwą się od piwa kremowego – przekręcił głowę nasłuchując. Popatrzyliśmy z chłopakami po sobie. Szczerze mówiąc nic się nie zmieniło, więc nie mieliśmy nawet, o czym mu opowiedzieć.
- To ty powiedz, co się dzieje z wami – Sheva oparł się o mój bark i złapał za dziób przebrania przesuwając go by nie wybić przypadkiem czyjegoś oka. Fillip popatrzył w górę na niesamowite niebo Wielkiej Sali.
- Szczerze mówiąc niewiele się zmieniło poza tym, co już chyba wiecie. Marcel został z małym. Ciekawe jak sobie radzi... Nathaniel zaczął już marudzić przy jedzeniu – promieniał jeszcze bardziej niż przed chwilą ucieszony z tym, czym mógł się chwalić – Ciężko mi znieść myśl, że niedługo Marcel wróci do szkoły i zostanę sam. Poza tym to nic się nie dzieje chyba, że interesowałyby was moje sprawy czysto uczuciowe, a to przecież tajemnica – mrugnął do nas wesoło. Ciężko było mi uwierzyć, ze naprawdę nie ma nic więcej do powiedzenia o swoim życiu. W końcu był teraz zamężny, o ile mogłem w ty wypadku nadawać rzeczą takie miano.
- Jestem ciekaw, co powiedziałyby dziewczyny, gdyby wiedziały, kto ma drugą obrączkę? – na mojej dłoni poczułem gorące palce Syriusza. Jego pytanie, chociaż nie oczekiwał odpowiedzi zawstydziło trochę chłopaka. Lekko nerwowo odgarnął kilka drobniutkich kosmyków za ucho. Nie minęło wiele czasu, kiedy został zawołany przez kolegów.
- Wybaczcie. Muszę iść... Wpadnijcie do mnie w wakacje! – przygryzł wargę ucieszony spotkaniem. Pomachał nam szybko i odwrócił się na pięcie maszerując w stronę znajomych i Olivera. Chyba żadne z nas nie mogło w tamtej chwili oderwać od niego oczu. Poruszał się zgrabnie i niemal pociągająco. Widać było, że rozkwita dzięki związkowi z nauczycielem latania.
Oliver podniósł rękę na powitanie. Także on był inny niż zaledwie rok wcześniej. Wtedy wszystko kręciło się w koło, a on, chociaż trochę smutny uśmiechał się częściej ironicznie niż szczerze. Poniekąd chyba nie widziałem jego prawdziwego uśmiechu aż do dzisiejszego dnia. Był o wiele spokojniejszy niż wtedy, włosy podciął i postawił lekko do góry. Był żywiołowy, jednak już nie ze względu na chęć dokuczenia innym, ale naprawdę wydawał się pełen pozytywnej energii. Kręcił się w koło stołu nauczycielskiego rozmawiając z profesorami. Dzięki temu było widać, że przybyło mu kilka centymetrów, chociaż dyrektor i Reijel w dalszym ciągu byli wyżsi.
- Idę się upić sokiem z dyni – rzucił James zwracając tym samym moją uwagę. Od pewnego czasu chodził przygaszony i niemrawy. Dziwiło mnie, że jakoś opanował swoje przygnębienie na te kilka pierwszych chwil zabawy. Nie wiedziałem, o co chodzi i zapewne nawet by nam nie powiedział tylko niepotrzebnie się irytujący, gdyby któreś z nas zapytało, co mu jest.
- Pójdę z tobą... – zdeklarował się Syriusz, jednak tu raczej nie miał wiele do powiedzenia.
- Nie będziesz mi wychodził z łóżka, co pięć minut do ubikacji – zaznaczyłem ostro i z naciskiem – Będę chciał się wyspać, a nie ciągle podskakiwać, gdy będziesz wstawał.
- Pozwalasz mi spać ze sobą?!
- Nie... Tego nie powiedziałem...
- Ale dałeś mi do zrozumienia, że właśnie tak ma być! – zawył ucieszony chłopak. James okupował już stół nalewając sobie soku. Było mi go żal tym bardziej, że my nie potrafiliśmy się bez przerwy zadręczać, a on nie miał nam tego za złe.
- Na depresję najlepsze są słodycze, prawda? – Sheva zasięgając mojej porady wepchał się między mnie, a Syriusza. Przytaknąłem będąc pewnym swojej odpowiedzi. Zawsze, kiedy się smuciłem napychałem usta czekoladą i smutki uciekały, podobnie jak chłód i złe myśli. – Idziemy nafaszerować Jamesa i siebie! – roześmiałem się rozbawiony władczym tonem chłopaka. Bez szemrania razem z nim i Blackiem otoczyliśmy Pottera przy stoliku. Andrew wziął do ręki całą garść czekoladowych żuczków i położył je na talerzyku, który potem wręczył okularnikowi.
- A to, co? – J. popatrzył na kawałek tortu, który wylądował na chrupiących robaczkach.
- Zastosuje leczenie słodyczami póki cię nie zemdli. – odpowiedział zielonooki szczerze znowu odgarniając dziób – Możesz się smucić, ale nie przy nas. O! Te cukiereczki idealnie się nadają! – dorzucił do dziwnego posiłku Pottera różnokolorowe, słodkie migdałowe łakocie. Wyglądało to dziwnie, ale apetycznie. Oblizałem się na samą myśl o słodkim smaku.
- Jedz, pszczółko, ile chcesz – Syri podał mi talerz z uśmiechem. Nie miałem wiele czasu na zastanawianie się nad tym. Zrobiłem sobie podobny, wielgaśny deser, który pierwotnie przypadał w udziale okularnikowi. Spróbowałem odrobinę i zamruczałem. Podejrzewałem, że J. może nie być zachwycony słodyczą, jaka się tam mieszała. Nie mniej jednak polałem zarówno swój jak i jego deser sosem do lodów, który tam stał.
- Zobaczysz, że kiedy to zjesz zapomnisz o smutkach, nawet, jeśli tego nie chcesz! – rzuciłem pewny siebie. Wziąłem kolejny kawałek tortu do ust i oparłem się o Blacka. Było mi tak dobrze, kiedy czułem cudowny smak łakoci, że z trudem stałem na nogach. Chciałem zaproponować trochę kruczowłosemu, jednak odmówił. Nawet nie miałem mu tego za złe. Mogłem objadać się tym samemu nie bacząc na innych. Było mi żal, iż niedługo szkoła się skończy. Byłem naprawdę szczęśliwy.

 

  

8 komentarzy:

  1. No i jest nowa notka. Piękna^^ i ten arcik słodki^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam, przez ostatnie 2 miesiące (w październiku było ciężej znaleźć czas - zaczęły się studia;p) przeczytałam Twojego bloga w całości - jest super:). Dołączam do grona stałych czytelników;). Ah, i dodam, że uwielbiam Michaela i Gabriela:D. Pozdrawiaam;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajna notka nie mogę się doczekać następnej :D:D:D

    OdpowiedzUsuń
  4. Coś mi się wydaje, że słodycze powoli stają się sensem życia Remusa^^ Ale co tam, póki nie zapomina o Syriuszu jest ok.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nocia bska ^^ Tylko nie wiem juz czy jestem taka ciapa ze zapomnialam czy bylo nieopisane... Filip i Marcel adoptowali dziecko czy co?? Czy moze fanowska fikcja obejmuje meskie ciaze XDApzatym to jeszcze nie dalas bajki z Andrew!! Twoje bajki sa boskie, nie moge sie doczekac ^^ :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Yyy... Poprzedni koment brzmi troche jak wymowki.. Sorki ^^"

    OdpowiedzUsuń
  7. A nocia pikna!!! Sorry ze mnie dlugo nie bylo ale net sie popsul :(Tesknilam za opowiadankiem ale terz juz jestem :)A gdzie ten Fillip i Marcel ???pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejka, hejka,
    wspaniały rozdział, ale czemu James się tak smuci, czy już z Kinnem nie są razem, albo ja to że zbliżają się wakacje i nie będzie go widywał, a Remusik jak zawsze słodki?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń