niedziela, 14 grudnia 2008

Kartka z pamiętnika XXXV - Andrew Sheva

Przeciągnąłem się otulony ramionami Fabiena i uśmiechnąłem do siebie czując jego dłoń na pośladku pod bielizną. Zakradłem się do niego w nocy, ale nie mieliśmy okazji się kochać. Spędziliśmy tylko wspólnie noc na wzajemnym całowaniu i dotykaniu. Żałowałem, jednak teraz dom tętnił życiem i musiałem być ostrożny.
Popatrzyłem na zegarek. Było już późno biorąc pod uwagę, iż miałem wrócić do siebie, bądź, chociaż uniknąć spotkania z mamą na korytarzu. Wysunąłem się z łóżka i pocałowałem mocno mężczyznę. Zamruczał i chciał mnie złapać, jednak odskoczyłem do tyłu.
- Podnoś się, już dziewiąta – ostrzegłem, a ten zerwał się do siadu. Ubierałem się szybko, gdy on próbował rozbudzić się całkowicie. Pomachałem mu znikając za drzwiami. Na szczęście nie natknąłem się na nikogo. Z nowymi pokładami energii zapukałem do drzwi pokoju Pottera i wszedłem nie czekając na jego pozwolenie. Podskoczył naciągając na siebie szybko koszulkę. Mój uśmiech musiał zdradzić mu, iż zrobiłem to umyślnie. Szkoda tylko, że on nie traktował tego jak zabawy.
- Nie wchodź ot tak sobie! – warknął zapinając pasek przy spodniach.
- Oj, ani mnie niczym nie zaskoczysz, ani nie załamiesz – wzruszyłem ramionami i umknąłem przed jego piżamą, która właśnie zmierzała w moją stronę – Chodź na śniadanie! – krzyknąłem zza drzwi. Obok niego spali Syriusz i Remi. Słyszałem ich głosy dochodzące z sypialni. Tym razem poczekałem, aż pozwolą mi wejść. Siedzieli na łóżku najwidoczniej czekając aż dom ożyje by nie przeszkadzając zejść na dół. Nie dziwiło mnie, iż obaj ubrani siedzieli grzecznie. Remus nie pozwoliłby sobie na nadmierną czułość w cudzym domu. Był zbyt grzeczny, chociaż po Blacku spodziewać się mogłem wszystkiego. Dałem im znać, że śniadanie z całą pewnością już na nich czeka i razem zeszliśmy do kuchni. Rzeczywiście wszystko leżało na stole, zaś mama zajmowała się powoli przygotowywaniem obiadu. Kiedy dołączył do nas James mogliśmy od razu ustalić, co robić dalej.
- Możemy pograć w quidditcha – rzuciłem gryząc kromkę z serem i szynką, podczas gdy Syriusz zabrał Lupinowi chleb i sam zaczął robić mu kanapeczki. Wyglądali zabawnie, jednak poruszenie Pottera po mojej prawej stronie wskazywało na to, że trafiłem w sedno z propozycją.
- Jestem za, jestem za! – upchał ogromny kawałek kanapki w ustach i starał się żuć możliwie najszybciej. Westchnąłem rozbawiony. Jego zachowania można było przewidzieć w przeciągu kilku chwil, ale to bardzo ułatwiało rozpracowanie jego linii obrony.
- Za domem mamy boisko. Przyniosę miotły i gramy dwójkami, bez tłuczków. Ja z Remusem, a wy dwaj razem – zwróciłem się do okularnika i Blacka. Widziałem, że chcą protestować, ale to uniemożliwiłoby mi wygraną. Musiałem myśleć szybko i udało się – Przegrani będą służyć wygranym przy obiedzie przez pierwszy tydzień szkoły! – tym razem tylko Remus się boczył, jednak nie słyszałem jego protestów. Widocznie ufał mi na tyle by wierzyć w naszą wygraną. W rzeczy samej ja byłem pewny, iż nie pokonają nas. Mieliśmy w końcu ogromną przewagę. Syriusz był z nas najwyższy, więc w uproszczonej wersji quidditcha nie miał tak wielkich szans. Potter przerósł mnie o kilka centymetrów, jednak był szukającym w drużynie Gryffindoru, co musiałem jakoś obalić. Właśnie, dlatego postanowiłem mieć przy sobie Lupina.
O dziwo chłopcy zebrali się szybciej niż przypuszczałem. Ledwo zdążyłem wyjąc miotły ze schowka ojca, a oni już rzucali się na nie po kolei. Byłem genialny, lub po prostu miałem as w rękawie. Wziąłem skrzynkę z piłkami i poprowadziłem chłopaków na plac, który mój tata przygotował specjalnie do treningów. Wyglądał jak zmniejszone dwukrotnie oryginalne boisko, więc idealnie pozwalało się ukryć za drzewami przed wścibskim wzrokiem mugoli. Nasza gra miała opierać się na jednym kaflu i zniczu. Było nas zbyt mało, by zagrać na serio. Wypuściłem znicza, który dzięki zaklęciom nie mógł wylecieć poza obręb boiska. Jako, że byłem na swoim terenie Black i Potter mieli zaczynać. Westchnąłem głośno, rozluźniłem się i zaczęliśmy grę.
Mały Remi z łatwością przeciskał się między chłopakami i odbierał im kafla. To był jego jeden wielki plus w tej rozgrywce. Nie miałem szans z Jamesem, który miał być nie tylko zwyczajnym graczem, ale i szukającym, zupełnie jak ja, dlatego wraz z Lupinem musieliśmy zdobyć wystarczającą liczbę punktów, by znicz nie zniweczył naszych planów. Stawka toczyła się o cały tydzień służenie, więc była naprawdę wysoka. Remus równie mocno, jak ja nie chciał przegrać. Dało się to dostrzec w jego sposobie gry. Zamykał oczy i wpychał się nawet w najwęższe szczeliny między przeciwnikami byleby dostać w swoje łapki piłkę.
Rzucił ją do mnie i mieliśmy już pewne kolejne punkty. Bez trudu przerzuciłem kafla przez obręcz i wyszczerzyłem się do reszty. Syriusz chyba zaczął powoli rozumieć, dlaczego chciałem być w drużynie właśnie z jego chłopakiem. Gdy Black starał się nie zrzucić złotookiego z miotły ten wykorzystywał każdy moment i sposobność. Kolejny plus naszej współpracy.
Niestety nie wszystko było tak piękne jak bym chciał. Oni również mieli swoją przewagę wypływającą z profesjonalizmu gry. Szliśmy niemal łeb w łeb na samym początku, jednak szybko zyskałem przewagę i to całkiem sporą. Remus spisywał się znakomicie, a ja skorzystałem z innej metody zdobywania punktów. Może nie zbyt czystej, jednak dozwolonej.
Otarłem się lekko i bok Pottera. Który zareagował na to gwałtownie upuszczając kafla. Wzruszyłem ramionami udając, że był to przypadek i dumny z siebie przejąłem piłkę, która znowu trafiła do celu zyskując dla mojej drużyny kolejny punkt. To małe zwycięstwo podsunęło mi pewną myśl. Najwidoczniej miałem jeszcze większe szanse na zwycięstwo niż tamci dwaj. Przemyślałem dokładnie strategię zdobycia kolejnego punktu. Byłem genialny w swej prostocie, a J. stał się moją ofiarą.
Syriusz mocnym rzutem podał kafla Potterowi, który momentalnie zawrócił miotłę myląc tym samym mnie i Remusa. To był idealny moment. Podwinąłem koszulkę pod pachy.
- Jest za gorąco, zdejmuje to! – tak jak myślałem. James odwrócił wzrok i spojrzał na mnie. Z trudem powstrzymałem tryumfalny uśmiech. Powoli, jakby w zwolnionym tempie zacząłem zdejmować całkowicie podkoszulek. Nigdy nie pomyślałbym, że będąc chłopakiem zdołam zastosować taki trik w dodatku pomyślnie. Uśmiechnąłem się do Potter, który chwilę później uderzył o drzewo i spadł z miotły lądując na tyłku. Zazwyczaj upadał właśnie tak, choć nie rozumiałem tego fetyszu obijania pośladków przy każdorazowych upadkach.
- Jednak zostawię sobie koszulkę! – wzruszając ramionami złapałem kafla, oddałem go Remusowi i zdobyliśmy kolejny już punkcik. J. był wściekły, ale sam dał się na to nabrać. – Ja nic nie zrobiłem! – powiedział pająk do muchy, kiedy ta wydawała się szarpać w jego sieci. Aż nadto dobrze wiedziałem, iż planuje oskarżyć mnie o oszustwo, ale przecież nic takiego nie zrobiłem. Nikt nie mówił, że rozbieranie się w czasie gry jest niedozwolone.
Czułem, że odzywam. Od zwycięstwa dzieliło nas niewiele. Znicz coraz częściej pojawiał się w pobliżu i znikał. Nie zostało nam zbyt dużo czasu. Remus dawał z siebie wszystko, ja czułem, że dawno nie wymęczyłem tak rąk, a Syriusz miał piłkę. Z przerażeniem dostrzegłem Pottera, który właśnie wyłowił znicza w gałęziach drzew. Piłeczka uciekła i krążyła w pobliżu Blacka. Kiedy ten starał się dostać do słupka bramkowego leciała za nim. James przyspieszył i sięgał dłonią do złotej kulki. Znowu myślałem szybko myśleć. Nie miałem najmniejszych szans z okularnikiem, a brakowało nam dwudziestu punktów do zwycięstwa.
Objąłem Remusa, który drgnął, ale się nie postawił. Widać ufał mi nie tylko w kwestii gry. Wzrok Blacka, jakby dzięki czujnikom spiorunował mnie. Wsunąłem dłoń pod koszulkę Lupina. Z pewnością był czerwony jak dojrzewająca czereśnia. Udałem, iż chcę schować jego podkoszulek do spodni, więc naciągnąłem lekko gumkę jego spodenek. Syriusz zatrzymał się momentalnie, znicz go wyminął, ale Potter uderzył w plecy chłopaka. Dwa głośne jęki towarzyszyły kolejnemu upadkowi Jamesa. Syri jakimś cudem utrzymał się na miotle, jednak zgubił kafla. Remus wyczuł okazję. Zdobył piłkę i z zarozumiałym uśmiechem posłanym Syriuszowi zdobył dla nas punkty.
Znicz usiadł na nosie Pottera, gdy ten obrzucał nas wszystkich wściekłym spojrzeniem. Mało entuzjastycznie złapał złotą kulkę i podniósł się z głośnym jękiem bólu.
- Oszukujecie! – rzucił pokazując nam znicz – Więcej z wami nie gram! Mój tyłek tylko na tym cierpi. Czy ja wam wyglądam na strzelnicę!

9 komentarzy:

  1. zajebiaszcze XD ... chciałabym zobaczyć minę Remusa jak mu Sheva wkładał łapsko pod koszulkę :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem czy mają z czego być dumni jak oszukiwali perfidnie T.T wielki mi wyczyn.

    OdpowiedzUsuń
  3. super nie mogę doczekać sie następnej i kiedy wreszcie wyda sie futerkowy sekret Remiego

    OdpowiedzUsuń
  4. No no jakie triki Sheva używa :P:P Nie powiem nie zabawna notka xD Też jestem ciekawa kiedy się wyda "mały futerkowy problem" Remiego :P :P

    OdpowiedzUsuń
  5. dominisia533@op.pl14 grudnia 2008 21:16

    Notka ciekawa... Mam nadzieję że w następnej wydarzy się coś... niezwykłego[?] Pozdro;** <--Łapa

    OdpowiedzUsuń
  6. O_O dzieki ci! Andrew sprytnie oszukuje :DNo,No notka jak zwykle cudowna ! Mam, nadzieje, ze juz wyzdrowialas ???

    OdpowiedzUsuń
  7. Genialne xD Sa u Andrew'a xD Nice i ojciec chlopaka widac przebielgy, by tak syna zalatwic. xDCo do meczu sexowne triki sa najlepsze xD A Potter jak kazdy napaleniec dal sie nabrac xD Chce wiecej...

    OdpowiedzUsuń
  8. To było strasznie zabawne xD Andrew jest genialnym strategiem xD

    OdpowiedzUsuń
  9. Hejka,
    fantastycznie, Andrev ty podstępny człeku... no i nawet Remus radził sobie świetnie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń