piątek, 9 stycznia 2009

Astronomia

FavChara 2nd Edition! Mój faworyt to Blood, a jak będzie z Wami?

 

14 wrzesień

Piątkowe wieczory zawsze spędzaliśmy z chłopakami na zabawie lub lenistwie. Błogie chwile bez zobowiązań, pełne relaksu i czułości, jaką żywiliśmy do siebie z przyjaciółmi. Niestety w tym roku mogłem zapomnieć o tej beztrosce. Musieliśmy przenieść ją na sobotę, jeśli chcieliśmy mieć czas na zajmowanie się sobą. Najgorzej znosił to chyba James. Narzekał i jęczał od rana, jako że przekreślone zostały jego plany spotkań z Kinn’em. W tamtym tygodniu niebo zachmurzyło się i lekcja astronomii została odwołana, jak mi mówili. Był to jedyny przedmiot, z którego nie umknęła mi nawet jedna chwileczka zajęć. Byłem z tego powodu niesamowicie zadowolony, a wybór dodatkowych lekcji dał mi możliwość wykazania się w dziedzinach, jakie lubiłem. Astronomia była właśnie jedną z lekcji, na które czekałem z niecierpliwością. Nie wiedziałem, kto jej uczy, a teraz wszystko miało się przede mną otworzyć jak droga książka, pełna istotnych informacji.
Całą grupą poszliśmy na Wieżę Astronomiczną, gdzie po schodach wspinali się już uczniowie innego z Domów z naszego rocznika. Z początku nie wiedziałem, kim są, jednak dostrzegłem w półmroku kilka znajomych twarzy Puchonów. Zrozumiałem, iż to właśnie z nimi będziemy mieć zajęcia. Nasza gromadka Gryffindoru idąc za ich przykładem wspinała się ciężko po licznych stopniach. Dla mnie nie było to z początku wielkim wyzwaniem, chociaż po dłuższej chwili intensywnej wspinaczki miałem dosyć. Peter wchodził już na kolanach dysząc ciężko i powtarzając w kółko:
- Żadnych słodyczy w czwartki, żadnych słodyczy w czwartki... I broń Merlinie w piątki!
Potter trzymał się znakomicie i szedł wyprostowany, chociaż twarz mu poczerwieniała z wysiłku. Tylko Black wydawał się przyzwyczajony. Dumnie przemierzał kolejne schody Wierzy, a jego twarz nie zdradzała żadnych oznak wysiłku. Podziwiałem go za to. Przyłożyłem dłoń do jego piersi i dopiero wtedy poczułem, że jednak serce bije mu szybciej niż zazwyczaj.
Zebranie się na szczycie zajęło nam wszystkim więcej czasu niż z początku sądziłem. W prawdzie Gryfoni bardziej wytrzymali mijali Puchonów już w połowie schodów, nie mniej jednak Peter doczołgał się jako ostatni i padł na ziemię z jękiem. Musieliśmy go podnosić z chłopakami by nie przeziębił się od zimnego muru.
- A gdzie nauczyciel? – usłyszałem poirytowane pytanie jednej z dziewczyn z Hufflepuff. Jej koleżanki były równie zaniepokojone. Odpowiedzią na jej pytanie zajęli się chłopcy od nas. Dla nich był to powód do radości, mieli wszakże czas na dłuższe lenistwo po dostaniu się na najwyższą z Wież.
- Na wszystko jest odpowiedni czas, a już z pewnością na moje zajęcia – półmrok, jaki tworzyła noc i rozświetlające niebo gwiazdy przeszył męski głos, ostry niczym nóż, chociaż miejsca jego pochodzenia nawet ja nie potrafiłem zgadnąć. – Teraz proszę o ciszę i uwagę – ciągnął dalej. Mężczyzna, kimkolwiek był miał niesamowitą barwę głosu, który układał się w słowa powoli, pewnie i z głęboką nutą zadumy. Ostatnie słowa zdań wymawiał ciszej i przeciągał ostatnie litery w pewien nie znany mi dotąd, ale niesamowicie urzekający sposób. Z początku ciężko było mi się do tego przyzwyczaić, a jednak zapadałem się w ten cudowny ton. Większość z uczniów rozglądała się wyszukując mężczyzny w ciemnych kątach, nawet w powietrzu, a chociaż głos ten z całą pewnością nie należał do ducha, nauczyciela nie było nigdzie.
- Spójrzcie w niebo – rzucił rozkazującym tonem, aż przeszły mnie dreszcze. W obawie przed konsekwencjami każde z nas wykonało polecenie – Nie będę uczył was o czymś, co nie będzie miało dla was znaczenia, nie zamierzam mówić o rzeczach, które będą wam równie odległe, co wasze domu, a nawet dalsze z racji czasu, czy przestrzeni. Macie pokochać to, czego dotyczyć będzie mój przedmiot. Za wami ułożone są już materace. Chcę byście położyli się na nich i wpatrzyli w niebo dostrzegając każdą z gwiazd z osobna i tym samym postarali się ogarnąć wzrokiem całość nieboskłonu. – zaskoczony stwierdziłem, że rzeczywiście za nami stał długi rząd materacy. Z niemniejszym zdziwieniem położyłem się, zaś obok mnie Syriusz zajął swój kawałek miejsca. Złapał mnie za rękę i trzymał ją w ciepłym uścisku. Wpatrywał się w górę, więc i ja zrobiłem podobnie. Właśnie wtedy ponownie usłyszałem głos nieznanego mi nadal profesora, który nie pojawiał się nawet na posiłkach w Wielkiej Sali.
- Czerń nieboskłonu jest niczym ziemia, po której, na co dzień chodzicie. Pewna i nieodgadniona, jak zachcianki żywiołu, niby to stabilnego, a jednak tak pełnego pułapek. Gwiazdy, które rozświetlają mroki to ludzie. Chociaż staracie się ich zliczyć, nigdy nie ogarniecie umysłem całości ich liczebności. Ich blask jest jak uśmiech i podobnie jak kończy się ludzkie życie, tak i one gasną na zawsze. – wsłuchany w hipnotyzujący głos, tak wspaniały i przerażający w swej niesamowitej barwie, zacząłem dostrzegać to, co dotąd nie było dla mnie tak oczywiste. Z początku widziałem jedynie większe, jaśniej świecące gwiazdy, a jedna niespodziewanie dostrzegłem ich tysiące, miliony, miliardy! Mniejszych, większych, o jaśniejszym i bardziej oddalonym świetle. Chociażbym chciał ubrać to w słowa nie byłbym w stanie. Serce mi zamarło, oddech stał się ciężki, a żołądek wydawał się wypełniony powietrzem. Ciepło zachwytu wydawało mi się być spływającą po ciele gorącą wodą. Uchyliłem usta nie mogąc nadziwić się czemuś tak pięknemu, a tym samym rozpościerającemu się przecież nad nami każdej nocy. Wiele razy zachwycałem się niebem, chociaż nigdy nie było dla mnie aż tak magiczne, jak teraz.
- Każda z nich tworzy konstelacje i stanowi nieodłączny element całości. Bliźniacze gwiazdy, które stanowią część legend, układy odpowiadające znakom zodiaku, wszystko ma tam swoje miejsce i funkcję. Niczym człowiek na ziemi. A księżyc? – ledwie o tym wspomniał, a zadrżałem ze strachu i zacisnąłem mocniej rękę na dłoni Syriusza. Chłopak przysunął się do mnie uśmiechając przyjaźnie i ciepło, a jego czy błyszczały łagodnie. – Kim więc jest, jeśli żadna z gwiazd nie może przyćmić jego blasku? Żadna go nie obali, nie zrzuci z piedestału! Jest on jak lewe oko Boga. Nic poza słońcem nie może mu się równać. A teraz chłońcie to piękno wszystkimi zmysłami, by dostrzec to, co dotąd było ukryte, a co macie poznawać na moich zajęciach. – i tak też było. Zapominając o czymś takim jak płynący nieubłaganie czas, jak dzień, lub cały świat poza jednym jedynym, rozpościerającym się nad nami.
Naraz dostrzegłem świetlistego motylka, który, jakby zrodzony z blasku gwiazd przefrunął nade mną. Spojrzałem na Syriusza, jednak ten go nie dostrzegł zapatrzony z uśmiechem w niebo. Magiczne stworzonko tym czasem oddaliło się znikając całkowicie w mrocznym kącie koło wejścia na Wieżę.
- Zamknijcie oczy – kolejne polecenie, które sprowadziło mnie na ziemię. Skupiłem uwagę na gwiazdach i przymknąłem powieki. – Otwórzcie je, popatrzcie na piękno nad wami, po czym znowu je zamknijcie, tym razem na dłużej. – z początku nie wiedziałem, co chciał osiągnąć, jednak szybko dane mi było zrozumieć istotę takich poleceń. Im dłużej wpatrywałem się w górę by później zamykając oczy utracić niesamowite malowidło wszechświata, tym większa była moja tęsknota za gwiazdami i nawet księżycem. Za tym, co obserwowałem i co tak wielkie wywarło na mnie wrażenie.
Dosłyszałem szepty Zardi, która rozmawiała cicho z kuzynką. Naraz znowu wyłonił się jaśniejący motyl. Unosząc głowę patrzyłem jak podfruwa do dziewczyny, siada jej na włosach i wymierza skrzydełkiem krótkie, karcące uderzenie. Z pewnością mocniejsze niż mogło się wydawać, jako że ta mruknęła jakby z bólem i uspokoiła się obrażona.
- Na dziś wystarczy. Następnym razem rozpoczniemy prawdziwe lekcje, do tego czasu chłońcie magię, którą wam ukazałem każdej nocy i pamiętajcie, iż nie nauczycie się niczego, jeśli nie pokochacie każdej, nawet najmniejszej gwiazdy tak mocno by chcieć wiedzieć o niej więcej.
Drzwi prowadzące do zamku otworzyły się i powiał wiatr, który wydawał się pchać nas do środka. Powoli, niemal ociągając się schodziliśmy po schodach. Nieświadomy nawet nadal trzymałem dłoń Syriusza splecioną z moją. Zdziwiony tym, jak wielką moc ma ten nieznajomy profesor coraz to bardziej chciałem dowiedzieć się, kim właściwie jest. Rozbudził we mnie dziwną fascynację swoją osobą, chociaż był równie tajemniczy, co dno jeziora na błoniach, czy wnętrze Zakazanego Lasu.

9 komentarzy:

  1. jak zwykle piękne opowiadanie czekam z niecierpliwością na następnne

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialne i ten tajemniczy nauczyciel xD I ten motyl, chyba nie powiesz,z e nauczyciel jest animagiem i zmienia sie w motyla? Hmmm...? Ah intryguje mnie to, napisz o nim wiecej xD I Ksiezyc, Syriusz powinien juz sie domyslac o co chodzi... Dlaczego Remi znika co miesiac xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Metztil, pomyślałam o tym samym xD To by się działo XD Nowy nauczyciel, nowy nastrój.. nowa fascynacja.. :> Syriuszowi radzę pilnować swojego Remuska xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Notka wspaniała... wszystko tak pięknie opisane

    OdpowiedzUsuń
  5. ~Nesta Nessy Riddle9 stycznia 2009 18:06

    Oj we mnie też rozbudził... :DKim on jest ?Nie utrzymuj nas długo w niepewności, Kirhan :)Wspominałam już, że kocham twoje opowiadanie ?Nie ?No więc mówię ;p KOCHAM !! UWIELBIAM !! UBÓSTWIAM !! ^^Czekamy na następny rozdział ;p

    OdpowiedzUsuń
  6. To było coś pięknego normalnie poczułam taki romantyczny nastrój . . . Nie mogę się doczekać następnej lekcji astronomii. To było naprawdę piękne . . . Jesteś mistrzynią w swoim gatunku . . . Normalnie brak mi słów :D:D:D

    OdpowiedzUsuń
  7. Kirhan, Astronomku xD Mam 2 nowe notki xD Zapraszam.. jedyna czytelniczko, która nie boi się cokolwiek napisać pod moim opowiadaniem xD Pozdrawiam xD

    OdpowiedzUsuń
  8. Yaaaay~! Astronomia to moja największa pasja a tu notka o takim tytule pojawia się na moim ulubionym blogu akurat w moje urodziny! : DDDDA notka niesamowita... Taka romantyczna i słodka... ; )

    OdpowiedzUsuń
  9. Hejka,
    cudowny rozdział, ale zastanawiające jest kim jest ten nowy nauczyciel astronomi, może wampirem?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń