wtorek, 6 stycznia 2009

Nowy początek?

12 wrzesień

Jajecznica stawała mi w gardle z każdym kęsem. Z trudem mogłem ją przełknąć czytając listy Syriusza jeden po drugim. Przez weekend cieszyłem się powrotem do przyjaciół i zdołałem przeczytać tylko połowę, teraz miałem czas na kolejną. Z powodzeniem mogłem rozpływać się nad treścią słodkich, mówiących o tym jak bardzo tęskni, za to kolejne przepełnione były niemal subtelną namiętnością i pragnieniem. To właśnie podczas czytania tych wersów czułem się speszony, miałem czerwoną twarz, a posiłek wydawał się nieznośnie twardy, jakbym łykał kamienie. Nie raził mnie sposób, w jaki pisał o tym, co działaby się gdybym przyjechał razem z nim, ale to jak opisał moje odpowiedzi. Nie skupił się na czystym uśmiechu, dotyku dłoni i bliskości. Rozwodził się nad moimi westchnieniami, jękami, każdym nawet drobnym gestem, jakim mógłbym go obdarzyć, gdybym tylko był wtedy z nim.
Podniosłem głowę znad kartki z westchnieniem patrząc przed siebie. Zażenowany spojrzałem, zupełnie przypadkiem, na nauczyciela latania. Powoli jedząc swoje śniadanie wpatrywał się nieobecnym wzrokiem w obrączkę na palcu i kręcił nią delikatne kółeczka. Byłem przekonany, iż myśli właśnie o Fillipie i ich synku. Może nawet zastanawiał się czy chłopcy wstali już z łóżek i także siedzą przy stole będąc w trakcje śniadania. W umyśle nauczyciela mogło kotłować się wszystko. Od wspomnień, po przyszłość, snucie skojarzeń. Nie było chyba niczego, czym mężczyzna mógłby się w tej chwili nie zajmować, a co nieodparcie wiązało się z jego ukochanym. Już dla mnie każdy prosty gest przesycony był Syriuszem, a co dopiero w przypadku Camusa, który był z Fillipem bliżej niż ktokolwiek inny ze swoim kochankiem.
Nauczyciel wstał, jednak wzrok miał równie zamyślony, co wcześniej. Od razu podniosły się także dziewczyny. Na ten jeden dzień zmieniono nam rozkład zajęć i rozpoczynaliśmy je lataniem. Nie mieliśmy czasu na powrót do pokoi, więc zapewne im jak najbardziej to pasowało. Dziewczęce Kółko Modlitewne Quidditcha Imienia Profesora Camusa tłocząc się pognało za mężczyzną, zapewne nawet nie świadomym tłumu, jaki nie znał innego tematu jak tylko on. Już po twarzach i minach z łatwością rozpoznałem temat ich rozmów. Musiały dyskutować na temat powodu, dla którego nauczyciel tak bardzo się zmienił. Ja znałem przyczynę, jednak one nawet się nie domyślały.
Wrzuciłem szybko listy do torby i razem z przyjaciółmi ruszyłem za wiernymi fankami nauczyciela.
Camus zmienił się przez ten rok. Podczas gdy dawniej wydawał się wyzywać męskością i błyszczącymi iskierkami w oczach, teraz był spokojny, opiekuńczy i z niemal ojcowską troską podchodził do każdego z nas. Szczęście, jakim promieniował utwierdzało każdego w przekonaniu, iż stał się kimś naprawdę zadowolonym z życia. Rozmarzone spojrzenie, ciepły uśmiech, nie opuszczający twarzy, rozwiane włosy, biała koszula i zielony krawat, rozpięta szata, wszystko tworzyło jego nowe życie. Tak dalekie od dawnego i tak inne od przeciętnego.
Zabrałem miotłę spod drzwi wyjściowych i ze wszystkimi poszedłem na błonia. Słońce świeciło ciepło, a wiatr smagał orzeźwiająco twarz. Camus zwolnił puszczając dziewczyny przodem i zrównał się z nami.
- Wpadnijcie do nas jeszcze – zaczął niewinnie rozmowę najwyraźniej bardzo pozytywnie wspominając poprzednie odwiedziny – Fillip będzie się cieszył, a pewnie i mały znajdzie sobie jakieś zajęcie, kiedy będzie więcej osób. Macie cały rok na myślenie – z uśmiechem pogłaskał mnie po głowie. Byłem najbliżej, więc nie wymagało to od niego wiele wysiłku. Sheva pokiwał głową za nas wszystkich.
- Z przyjemnością! – rzucił entuzjastycznie i ścisnął mocno raczę miotły.
Nauczyciel usiadł na swojej Burzy, jednej z nowych cudów szkoły i uniósł się w powietrze.
- Trzy kółka wokół błoni, a później zagramy na boisku. Będę w jednej z drużyn, ponieważ jak widzę brakować nam będzie jednej osoby do gry. No, już, już. Nie obijać się! – popędził nas machając lekko rękoma. Potter wystrzelił jak z procy momentalnie robiąc pierwsze koło. Wzleciałem w górę nie spiesząc się, Syriusz trzymając się blisko mnie mruczał pod nosem. Zwróciłem na niego uwagę, kiedy robiąc niespiesznie koło ocierał się o mój bok. Jego szeroki uśmiech nie zdradzał nic, za to zawadiacko uniesiona brew trochę mnie bawiła.
- Pamiętasz naszą walkę u Shevy? – zaczął słodkim głosem – Byłeś wtedy taki rozkoszny. Miotły już zawsze będą mi się kojarzyć z tym rozkosznym gestem... Mmm! – zacisnął pięści, gdy ja oblałem się lekkim rumieńcem. Nie mógłbym nawet zapomnieć o takiej porażce. Nawet z nim nie walczyłem, a od razu przegrałem. Kiedy tylko wisieliśmy w powietrzu naprzeciw siebie Syriusz zaczął rozwodzić się nade mną i wzdychał raz po raz mówiąc jak cudownie wyglądam, ile we mnie słodyczy, jak bardzo podobało mu się, kiedy walczyłem i zaczął snuć jakieś dziwne, erotyczne historyjki. Nie wytrzymałem tego wtedy i gdy porównywał mój wysiłek w walce, do tego, gdy dotykamy się w intymnych miejscach, zasłoniłem twarz dłońmi wypuszczając tym samym miecz z rąk. Wygrał największy kawałek tortu, jednak oddał mi go. Nie chcąc by musiał rezygnować z czegoś tak pysznego kazałem zjeść mu pół, a drugie zostawić dla mnie, skoro musiał już dać mi cokolwiek.
Teraz, gdy przypominałem sobie własną słabość było mi jeszcze bardziej wstyd. Nawet jeden raz nie musnąłem swoim mieczem jego, a już leżał na trawie. Nie miałem pojęcia, co takiego zachwycającego widział w tym chłopak, jednak coś z pewnością podobało mu się niesamowicie. W jego szarych oczach odbijałem się ja, a zadowolenie tworzyło jasne refleksy w tym właśnie obrazie. Najwspanialszym moim zdaniem z istniejących. W żadnym lustrze nie chciałem przeglądać się tak bardzo, jak w jego oczach.
- Widzę, co masz w kieszeni – zmieniłem szybko temat na wypchną szatę chłopaka. Oblizałem się wyczuwając, że ukrył w niej czekoladki, które niespodziewanie zaczęły mnie kusić. Sięgnąłem do jego kieszeni, a on pozwolił na to. Wyjąłem garść czekoladek z nadzieniem kokosowym i włożyłem do szaty. Powoli wyciągałem jedną po drugiej, otwierałem i wkładałem do ust.
Zjawił się koło mnie profesor wyciągając jedną pomadkę i wsuwając ją do moich ust. Jego ciepły palec dotknął warg i pogłaskał je.
- Od kiedy to pozwalam jeść na zajęciach? – mimo poważnego pytania śmiał się i zmierzwił włosy Blacka. Wydawał się rozpromieniony, chociaż nie było przecież z nim Fillipa. Najwidoczniej utrzymywali kontakt, możliwe, iż nawet codziennie widząc się w kominku, rozmawiając i w podobny sposób kończąc dzień. – Jesteście w moim zespole, więc pospieszcie się i zajmijcie miejsca na boisku. – jego ostrzeżenie było poprzedzeniem lekkiego klapsa, jaki dał nam by nas tym samym ponaglić. James od pewnego czasu niepokoił się czekając aż wszyscy zbiorą się koło niego.
- Grupy pierwsza i trzecie zagrają na sam początek – wyjaśnił nauczyciel. Byłem właśnie w tej ostatniej razem z Potterem, Petem, który dostał się nam ze względu na niezwyciężonego Camusa, Shevą, Blackiem i kilkoma innymi kolegami. Zawiedzione dziewczyny patrzyły na nas nieprzyjaźnie. One musiały obejść się smakiem, podczas gdy my mieliśmy ze sobą Camusa. Mężczyzna ponownie popatrzył na obrączkę. Uśmiechnął się do siebie, a następnie kiwnął głową dając znak, że mamy zaczynać. Ustawiliśmy się, a on zaklęciem wypuścił tłuczki, znicza i podrzucił kafla.
Wszystko się rozpoczęło. Profesor nie dawał nam chwili wytchnienia. Pełen energii męczył miotłę zwodami i masą figur, jakie potrafił wykonać w trakcie gry. Niekiedy zamiast mu pomagać wpatrywaliśmy się w niego urzeczeni. Był idolem dla wielu, a piski i westchnienia dziewczyn wypełniały powietrze. Teraz dokładnie czułem, że magiczna uwodzicielska aura zniknęła, a jej miejsce zajęła zupełnie inna, przypominała dziecięcą radość i ojcowską miłość.
- Nie zakochaj się w nim, Remusie – ostrzegł mnie Syriusz, kiedy po raz kolejny odpływałem patrząc na profesora. Rumiany na twarzy pokręciłem głową. Przecież nie mógłbym tego zrobić. Zbyt mocno związałem się z Blackiem, bym mógł po raz kolejny poczuć coś do Camusa. Pamiętałem z resztą pierwszą klasę, kiedy to rzeczywiście coś mnie do niego ciągnęło. Teraz rozumiałem, dlaczego, jednak nie było to tym samym uczuciem. Podziwiałem profesora, ale nic więcej.
- Przecież wiesz, że nie potrafiłbym. Wolę ciebie – szepnąłem mu na ucho zanim odleciałem by złapać kafla rzuconego przez Shevę.

9 komentarzy:

  1. super jak zawsze mas talent nie mogę się doczekać następnej notki

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy mówiłam już, że ubóstwiam twoje opowiadania?Jeśli nie...To mówię to teraz^^:KOCHAM TWOJE OPO!!!!!Hehe^^"(chyba trochę przesadziłam)Rozdział suuuuuuuuper^^Nie mogę doczekać się kolejnego^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Suuuper! Ciekawe musialy byc te listy od syriusza :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. "Tylko się w nim nie zakochaj"^^ słodko:D Nie wiem co tutaj napisać więc powiem tylko, że bardzo, bardzo mi się podobało:)Pozdrawiam ciepło:**

    OdpowiedzUsuń
  5. iiiiii . . . jak słodko :P Rozpływam się to było takie, takie no dosłownie brak mi słów, takie to wspaniałe xDxD jak mi cieplutko na serduszku :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Oh wreszcie wrocilam :)Tyle notek juz bylo ! No w kazdym razie jestem.Tylko sie w nim nie zakochaj ? Ciekawie sie robi....:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Suuuper notka^^ Ech... ale ja cały czas czekam na Kinn/Potter ^^

    OdpowiedzUsuń
  8. ~Nesta Nessy Riddle9 stycznia 2009 17:54

    Jaaaj... :DBosko ;pOczywiście należę do Dziewczęcego Kółka Modlitewnego Quidditcha Imienia Profesora Camusa :)Gdyby tak Marcel był mój... Ah..Notka bardzooo nastrojowa...Idę czytać dalej...

    OdpowiedzUsuń
  9. Hejka,
    och cudownie, Camus bardzo się zmienił, teraz to emanuje taką opiekunczością, troską...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń