środa, 14 stycznia 2009

Randka

22 wrzesień

Tydzień minął tak niesamowicie szybko, że nie miałem na tyle czasu by dostrzec wiszące w Pokoju Wspólnym ogłoszenie o wyjściu do Hogsmeade. Poniekąd to nie ja powinienem zwracać na to szczególną uwagę, a jednak po zawrotnym tempie ostatnich dni wyostrzone zmysły o wiele chętniej chwytały wszelkie informacje, jakimi dzielili się uczniowie. Zapamiętywałem wiele nieistotnych i niepotrzebnych nikomu szczegółów, chociaż czasami znaczenie słów nie docierało do mnie od razu. Syriusz zadbał bym do samego końca nie był świadomy jego planów prawdziwej randki i w ostatniej chwili oświadczył, że zostawiamy naukę zapominając o niej.
- Nic się nie stanie, jeśli ten jeden tydzień przeżyjemy na żywioł – machnąwszy ręką skończył przeliczać oszczędności i schował wszystko do kieszeni jeansów. Na wcześniej ubraną koszulkę zarzucił jasną koszulę i zakończył to skórzaną kurtką. Z trudem uniknąłem rozmarzenia mając możliwość obserwowania go, jak pieczołowicie dobierał każdy szczegół stroju. – Może i są tacy, którym nic nie wychodzi jak należy, jednak damy radę, jeśli będziemy trzymać się razem – rozwiał wszelkie wątpliwości, jakie mogły się pojawić. Jeszcze rozejrzał się po pokoju by mieć pewność, czy zabrał wszystko i był gotowy. Teraz musiał czekać na resztę. Sheva dołączył do niego zamykając torbę, którą przerzucił przez ramię, Potter wrzucił do niej tylko kilka najpotrzebniejszych rzeczy, kiedy ja raczej nie mogłem wiele ze sobą zabierać. Black ukrył mój skromny dobytek, bym nie zabierał ze sobą niczego, jako że to on miał mi wszystko fundować. Czekaliśmy tylko na Petera, który na kolanach szukał pod łóżkiem swojego portfela. Kiedy się do niego dostał musiał pozbierać porozrzucane pieniądze, które wysypał i zmienić spodnie, ponieważ te zdążył już ubrudzić pozostałościami czekolady, które miał na podłodze. Ciężko było się nie denerwować, kiedy ciągle coś było z nim nie tak, jednak oddychając głęboko zdołaliśmy się na niego doczekać.
Z Syriuszem u boku wyszedłem przed szkołę. Kilkoro nauczycieli czekało na nas wszystkich przed zamkiem. Nasze przybycie wzbudziło nie małe poruszenie. McGonagall zareagowała na widok Jamesa, Sprout zaś na mnie. Różnica była jednak zasadnicza. O ile nauczycielka transmutacji miała okularnika powyżej uszu, profesorka zielarstwa wręcz mnie ubóstwiała. Szybko znalazłem bezpieczne schronienie w tłumie trzymając za rękaw Blacka. Ten jednak wyłapał spojrzeniem Zardi, zaś ona odpowiedziała równie wielkim zainteresowaniem jego osobą. Zostawiła kuzynkę, gdy Black ruszył w jej stronę. Czułem się głupio patrząc jak mój chłopak przeciska się przez tłum w kierunku dziewczyny, którą uważałem za przyjaciółkę. Gdybym dodał do tego muzykę i zwolnił tempo miałbym zapewne idealny kadr z filmu, a znając tych dwoje, z romantycznej komedii.
Zamienili ze sobą kilka słów, Zardi wręczyła mu coś, na co on odpowiedział szerokim uśmiechem i lekkim ukłonem na podziękowanie. Wrócił do mnie wyraźnie zadowolony.
- Otwórz ustka, jak zwykle – rozwiał wszelkie moje domysły, czy też niedopowiedziane oskarżenia. Ufałem zarówno jej, jak i jemu, chociaż igiełka zazdrości zawsze musiała się pojawić i wbić subtelnie w serce. Posłusznie rozwarłem wargi, patrząc tylko na jego twarz. Szelest, chrzęst otwieranego opakowania i poczułem na języku przyjemny kształt. Rozgryzłem to, a słodycz zmieszała się z delikatnym kwaskiem. Bez wątpienia nie była to żadna czekoladowa niespodzianka. Miękki miąższ i wyjątkowy smak bardzo mi się spodobały.
- Co to jest? – zapytałem starając się dojrzeć nazwę na niknącym w dłoni Blacka opakowaniu.
- Suszona żurawina – rzucił z uśmiechem. Otrząsnąłem się i nie wierząc w to wyjąłem z jego ręki opakowanie. Nie kłamał, a to zaskoczyło mnie dodatkowo. Nie przypuszczałem, że takie smakołyki mogą być tak banalnie proste. – Nie mogę wiecznie uzależniać cię od czekolady. Odrobina zdrowszej słodyczy ci nie zaszkodzi – stwierdzając ten fakt złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić. Zajęty jedzeniem dopiero teraz zauważyłem, że wszyscy zebrali się na miejscu. Kruczowłosy, który ostatnimi czasy dbał o wszystko przysunął się blisko mnie zasłaniając splecione palce. Nikt nie mógł zauważyć tego drobnego gestu. Nawet przyjaciele idący obok nie zwrócili na nas większej uwagi.
Wsunąłem Syriuszowi do ust kilka niewielkich, suszonych kuleczek. Z radością patrzyłem jak uśmiecha się i powoli gryzie ten rodzaj łakocia. Sprawiało mi to przyjemność, tym większą, iż to ja mogłem go karmić. Otrzymałem za to kolejną porcję z jego rąk i tak w kółko przez całą drogę karmiliśmy się wzajemnie, co wzbudziło rozbawienie u Andrew, zaś J. musiał kilka razy przewracać oczyma zanim nie uznał tego za naturalne. Niestety żurawina skończyła się zaskakująco szybko, co nie zmieniło faktu, iż miałem niesamowicie dobry humor, a przyjemny smak nadal rozchodził się po moich ustach.
Dostrzegałem już sklepy Hogsmeade i ogromny tłum uczniów tłoczący się przy wejściu do Miodowego Królestwa. Przyspieszyliśmy idąc za nauczycielkami. Ich zniknięcie za drzwiami Trzech Mioteł było dla nas znakiem, iż czas się rozstać. J. miał do załatwienia kilka spraw i musiał kupić niezbędne, jego zdaniem, przedmioty. Ukrywał przed nami, o co chodzi, wiec nikt nie chciał wnikać w to nazbyt dokładnie. W przypadku Andrew sprawa była prostsza. Musiał skoczyć do księgarni i przy okazji upchnąć Petera w przepełnionym sklepie ze słodyczami. Chociaż planowaliśmy odwiedzić go później blondynek zbuntował się obawiając, że inni wykupią wszystkie smakołyki. Tym samym ja i Syriusz mieliśmy zostać sami.
- Spotykamy się w środku za godzinę – Kruczowłosy wskazał zegar na wieżyczce nieopodal. Wzrok reszty znajomych skupił się w tamtym miejscu. – Napijemy się czegoś, odpoczniecie i pójdziemy do Miodowego Królestwa. Podobno jest jakaś promocja i dodają wisiorek z pluszowym Merlinem do każdego pudełka CherryQueen. – oczy mi się zaświeciły na sama myśl o tym. Były to jedne z droższych, jednak wyśmienitych bombonierek. Miałem nadzieję, że cena będzie przystępna, jednak po chwili uzmysłowiłem sobie, iż wszystkie moje pieniądze zagarnął Black i ukrył je, przez co nie miałem przy sobie ani grosza.
- Dobra, już koniec tych ckliwych pożegnań. Przeżyjemy sami te kilkadziesiąt minut – Potter wyraźnie gdzieś się spieszył. Jeszcze zanim ktoś zdążył się po nim odezwać ruszył przed siebie pewnym krokiem. Wzruszając ramionami przyjąłem odejście także innych, chociaż daleki byłem od złości. Kruczowłosy zabrał mnie do ładnie urządzonego lokalu, jak sądziłem bardzo pustego, gdyż większość klientów okupywała chwilowo Miodowe Królestwo. Bez trudu znaleźliśmy dla siebie miejsce w cieniu, by nie zwrócić na siebie uwago nauczycielek, które rozmawiały teraz właścicielką, jak mogłem się domyślić. Kobietą w średnim wieku, o gęstych jasnych włosach i ciepłych oczach, które śmiały się razem z jej szczerze uniesionymi kącikami warg. Dziewczyna przy ladzie zabrała spiesznie notesik i omal się nie potknęła gnając do nas. Mogła mieć nie więcej niż dwadzieścia lat. Podobna było trochę do matki, chociaż nie łatwo było mi stwierdzić cokolwiek więcej, gdy przeciskała się między stolikami wyraźnie obawiając się tego kontaktu. Podejrzewałem, iż dopiero oswajała się z pracą, a my stanowiliśmy jej pierwszych klientów.
- Czego.... To znaczy, co podać? – mieszała się uderzając piórem o notes.
- Dwa piwa kremowe z rurką – Syriusz nie poczekał na moją decyzję, wiedząc lepiej, czego warto spróbować na ten pierwszy raz tutaj. Był z pewnością lepiej poinformowany niż ja, więc skinąłem tylko głową na potwierdzenie.
- Wiem, że to randka... – zacząłem, gdy dziewczyna nie mogła mnie słyszeć – Ale nie mógłbyś oddać mi pieniędzy? – zrobiłem błagalną minę i położyłem swoją dłoń na jego leżącej na stole. – Będę grzeczny, nie wydam nic niepotrzebnie i nawet dam ci całusa... – usilnie szukałem jakiejś metody, chociaż kosztowało mnie to wiele odwagi.
- Wykluczone. Kupię ci, co zechcesz, ale i tak możesz dać mi buziaka. Nawet tutaj, kiedy nikt nie patrzy... – prychnąłem, zaperzyłem się i odwróciłem twarz w bok. Nie mniej jednak nie zabrałem ręki, jakbym miał nadzieję, że może mimo wszystko coś zdołam zdziałać. Jak zwykle na próżno. Musiałem szybko zabrać palce, gdy dziewczyna wróciła z napojem. Pociągnąłem łyk swojego i zamruczałem. Kolejna dawka rozkosznej słodyczy, jaka przebiła się przez chłodny napój do moich kubków smakowych rozpieściła zmysły. Ciepło rozlało się po całym ciele, a to rozluźniło momentalnie. Na usta wpełzł mi delikatny uśmiech.
- Wiedziałem, że ci się spodoba.
- Zbyt wiele o mnie wiesz – rzuciłem, a opuszki jego palców tańczyły na stole zbliżając się do moich. Usta wygięły się subtelnie, a przyjemność, jaką niosło ze sobą piwo kremowe dodatkowo wszystko ubarwiła.

5 komentarzy:

  1. Kocham twoje opowiadania masz wielki talent oby wena nigdy ci się nie skończyła

    OdpowiedzUsuń
  2. Notka, jak zwykle, cudooowna^^ Czekam na koleją... Może coś się wydarzyć między Syriuszem i Remusem^^ bo ja kocham takie notki^^ Uzależniłam się od nich...... i ogólnie od twojego bloga^^"

    OdpowiedzUsuń
  3. Ubarwiła.... przepraszam, ale mnie się to tak.. Źle skojarzyło xDDD Kehem.. a wracając to.. Black jest inteligentną bestią! Nie chce żeby Remusik miał próchnicę xD Cud miód i żurawiny xD Świetne Kirhan ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. ~Nesta Nessy Riddle20 stycznia 2009 20:28

    Cuuudooo ^^Ajć, jak ja bym chciała być na miejscu Remuska...Mieć takiego idealnego Blacka tylko dla siebie...No ale cóź, czytam następną notkę

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejka,
    wspaniale, ciekawe co Syriusz jeszcze zaplanował, tak pozbawił Remusa pieniedzy, bo on chce płacić... ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń