piątek, 13 lutego 2009

FavChara II - Przeszłość (Denny 'Blood' Zachir)

This pain of loneliness that no one will ever know about

 

Wszystko uciekało mi przez palce, od szczęścia po przyszłość. Osoba, która powinna darzyć mnie bezgraniczną i bezwarunkową miłością nagle odwróciła się ode mnie, próbowała zabić. Wielka blizna na brzuchu zawsze będzie mi o tym przypominać, a życie ciążyć, póki sam się go nie pozbędę. Miałbym to wszystko za sobą, gdyby ojciec nagle nie wrócił. Swoją drogą miał wyczucie. Zostawił nas zaraz po moich narodzinach i niespodziewanie wrócił, kiedy byłem jedną nogą na tamtym świecie.
Chyba w dalszym ciągu moje oczy stają się puste i jestem nieobecny, kiedy to wspominam. Brzuch zaczyna boleć, gdy tylko przypomnę sobie tamte chwile, ten szok i potworną udrękę, gdy matka wbiła nóż i pociągnęła... Śmierć byłaby wtedy ukojeniem, ale nie nadeszła. Męczyłem się nie będąc w stanie nawet stracić przytomności. Bez przerwy zdawałem sobie sprawę z tego, co się dzieje, nawet teraz, gdy zamknę oczy widzę jej obłąkańczy uśmiech, słyszę drwiący śmiech, gdy patrzyła jak umieram w męczarniach i lodowaty głos powtarzający ‘giń, giń, giń, demonie’.
Kiedy tak o tym myślę, wydaje mi się, że jednak wtedy coś we mnie umarło. Nie płakałem nigdy więcej. Nawet, gdy cała przeszłość powraca moje oczy pozostają suche. Może zbyt wiele tedy wylałem łez, może wypaliły mi na policzkach ślady, które teraz zatrzymują wszelki smutek, wyrzuty sumienia, a nawet fizyczny ból? Sam nie wiem. A może rzeczywiście byłem demonem, tak jak mówiła, tylko musiałem się przebudzić?
Niemal roześmiałem się ironicznie, kiedy ta myśl zakołatała mi w głowie po raz kolejny. Obejrzałem nóż, który zabrałem z kuchni obracając go w dłoniach.
- Kap, kap, płyną łzy znaczą twarz wilgocią, kap, kap, słony smak, spada na mą dłoń, jakże piękny mają kolor, krwawe łzy beznadziei...
Czy tak naprawdę miałem, o czym myśleć, co wspominać, czym się przejmować? Nie... Z całą pewnością mogłem porzucić jakiekolwiek rozważania. Tylko usiąść, przeciągnąć ostrzem po nadgarstkach i patrzeć jak tonę w szkarłatnej posoce, póki pozwala mi na to świadomość. A jednak to nie zdołałoby mnie zadowolić. Umysł przypominałby białą kartkę, a później już nic. Żadnego Boga, Szatana, Sądu. Nic tylko pustka, która cię pochłania, a której nawet nie czujesz. Nie potrafiłem sobie tego nawet wyobrazić. Gdy tracę świadomość unoszę się w gęstej substancji, gdy umieram tracę świadomość istnienia samej świadomości. Sam tego nie pojmuję, a jednak czuję, w jakiś nadnaturalny sposób czuję, że wiem, a jednak nie pojmuję...
Pokój był pusty, światła pogaszone. Sam nie wiem, dlaczego upodobałem sobie łazienkę. Może ze względu na zimne kafelki, lub by krew nie zabrudziła dywanu, w końcu nie chciałem zostawiać po sobie żadnego śladu. To oznaczałoby życie, a przecież chciałem umrzeć.
- Zamykasz oczy zastanawiając się, co przyniesie jutro, ale przecież ono może nie nadejść... Już się nie obudzisz... Trzeba być głupcem, by nie myśleć o śmierci, by zapomnieć o wieczności... – prychnąłem głośno. Religijne bzdury! Śmierć jest końcem wszystkiego... Kiedy sobie to uświadamiam, gdy mam pewność, że nie istnieje Bóg, dostrzegam zabawną zależność. Tracę czas. Jeśli Jego naprawdę nie ma to ta chwila, wszystkie te krótkie chwile, są jedynym, co mi pozostało. Nie ma nic więcej poza tym, co jest teraz, a więc to, co teraz robię, jest marnotrawstwem. Odpoczynek, sen, zaduma. Wszystko to tylko kradnie cenny czas. Więc jak wiele zyskują ci, którzy wierzą?

Zanurzyłem ostrze w ciele i przeciągnąłem nim rozcinając nadgarstek. Krew wypłynęła od razu, jednak nie ciąłem głęboko. Musiałem mieć władzę w rękach by podciąć także drugi. I po co miałbym się spieszyć. Dzięki temu mogłem patrzeć jak krew powoli opuszcza moje ciało. Odłożyłem nóż brudząc ubranie czerwienią. Położyłem ręce po obu stronach ciała, oparty o ścianę lepiej widziałem, co się działo. Na gładkich kafelkach rysowała się krwawa rzeka. Rozmazałem ją dłonią, a każdy ruch sprawiał, iż szybciej traciłem krew. Już teraz czułem, jak ciąży mi głowa, serce zaczynało szybciej bić, jego błagania o pomoc pulsowały mi w skroni. Oddech był ciężki, a pierś bolała od tego szaleńczego wyścigu, jaki rozgrywało właśnie moje serce i uciekające powoli życie. Wypływało ze mnie wraz z każdą traconą kroplą. Dlaczego tak szaleńczo chciało zostać na tym świecie? Czemu się nie poddawało, mimo że z każdą chwilą traciłem coraz więcej życiodajnej posoki?
Uśmiechnąłem się do siebie. Więc tak to jest umierać... Dawniej byłem tym zbyt przerażony by zapamiętać, jakie to cudowne uczucie. Unosić się w błogim stanie powolnej śmierci. I tak jak myślałem. Nie stanął przy mnie żaden Anioł, ani też sam Bóg, nie było Diabła, ani demonów. Nie było nic. Tylko pusta łazienka, kałuża krwi i niesamowity huk w głowie. Piękna śmierć. Zginąć z własnej ręki. Z ręki kogoś, kogo się nienawidzi, bo przecież nie zabija się ukochanej osoby.
Kolory, które mignęły mi przed oczyma raziły i sprawiały, że ból głowy był jeszcze większy, a później dziwnie kojący krzyk, który docierał do mnie bardzo wyraźnie. Chociaż powinienem już tracić świadomość, ja nadal byłem związany z tym światem.
- Idioto! – znowu drażniący blask kolorowych ubrań.
Dlaczego nie zamknąłem drzwi? Dlaczego pochłonięty wspomnieniami zapomniałem o czymś tak istotnym?
Czyjeś dłonie rozdzierały materiał. Teraz, może nawet na wpół martwy, wszystko słyszałem o wiele dokładniej. Jakby słuch wyostrzył się, gdy wzrok był już zamglony. Straciłem już władzę w rękach i siłę by poruszać głową, lub zrobić cokolwiek. Kawałki szmat zaciśnięto mi nad rozciętymi nadgarstkami. Mocno, wiedziałem to, chociaż nie czułem. Widocznie ktoś chciał mnie ratować, tylko, po co? Przecież ja sam tego nie pragnąłem w przeciwieństwie do słodkiej śmierci. Pożądałem jej i szukałem, ale ona ciągle uciekała.
Zostawiony w spokoju czułem, że jestem znowu sam w jasnej łazience. Biel i delikatna szarość były cudownymi kolorami, kiedy przychodziło umierać. Uspokajały i sprawiały, że uśmiechałem się, chociaż nie wiem, czy tylko w myślach. To było takie wspaniałe.
- Zawołajcie pielęgniarkę, szybko! – wrzask dochodzący z pokoju i zaraz potem ktoś znowu zakłócał moją cichą celebrację wymazywania błędu rodziców.
Kim był ten natręt? Dlaczego to robił? Nie miałem mu nawet tego za złe. W końcu był tylko człowiekiem, w przeciwieństwie do mnie. Nieistotnej bestii, którą spłodziło zło.

- Popatrz na mnie! – teraz ten krzyk nie był już tak kojący. Biała mgiełka, teraz była ciemna i niemal traciłem wzrok, a jednak bardzo niewyraźnie mogłem jeszcze dostrzegać to, co miałem dokładnie przed oczyma. – Idiota! Słyszysz mnie?! Rozumiesz, co mówię?! Debil! – chłopak, tyle wiedziałem, wydawał się szamotać z samym sobą. Nagle złapał mnie za twarz i skierował ją na siebie. Teraz wiedziałem przynajmniej, kto starał się rozdzielić mnie z oblubienicą, która nawet po mnie nie przyszła, chociaż była z pewnością blisko. Alen... Ciągle uśmiechnięty i wesoły, teraz przerażony... Dlaczego mnie nie zostawi? Nie da w spokoju podążyć za życzeniem, które powracało każdego ranka, każdej nocy?
I wtedy też dostrzegłem w jego oczach łzy. Matka płakała z radości, gdy niemal mnie zabiła, ale dlaczego on płakał? Nie byłam dla niego nikim ważnym, nawet mnie dobrze nie znał, a jednak płakał.
Gdybym mógł wybierać wolałbym pewnie umierać otoczony bielą, widząc tylko tą jasną barwę, a jednak teraz całe resztki mojej świadomości wypełniała jego twarz, niebieskie oczy, blada skóra i te uczucia wypisane na tym dziecięcym obliczu.
Powoli tonąłem, chociaż jeszcze nie zatracałem się w nicości, a jedynie traciłem obraz świata sprzed oczu.
- Ani mi się waż! – wrzasnął ponownie i uderzył mnie z całej siły w policzek. To na chwilę przywróciło mnie światu. – Masz na mnie patrzeć, chociażbyś chciał rzygać na ten widok! – wysyczał wściekle. Wytarł nos w rękaw i znowu wymierzył mi policzek. Nie bolał, ale z jakiegoś powodu był ciepły.
- Dla... czego? – wydusiłem, chociaż było to ostatnie, co mogłem zrobić. Moje usta nie mogły się więcej poruszyć, myśli przestały układać się w słowa, widziałem jedynie obrazy i nie rozumiałem ich już w ogóle.
- Chcesz wiedzieć?! – syczał – Chcesz?! To przeżyj, a powiem ci, dlaczego!
Kolejny zdenerwowany głos, tym razem kobiecy. Ciepło na nadgarstkach, krzyk, szloch i zapadłem się w otchłań pełną miękkiej czerni. Nie umarłem, chociaż może miało to przyjść później.
Już kiedyś tu byłem. Po tym jak matka chciała się mnie pozbyć. Nie pamiętam nic z tamtego, pierwszego razu, ale czuję, że jest to znajome. To dziwne uczucie świadomości. Dowód na to, że nadal żyję. A jednak...

9 komentarzy:

  1. Hihihi pierwsza^^ Notka świetna, przepełniona... smutkiem i emocjami;) Podoba mi się^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Notka wspaniała... Nie mogę się doczekać przyszłości Blood'a... Mam nadzieję że bezie dużo weselsza^^

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Nesta Nessy Riddle13 lutego 2009 14:05

    Ah, śliczna notka...Strasznie smutna ale coś jest w niej takiego...Jak się domyślam bd jeszcze 2 części... Pisz, pisz kochana, bo wychodzi ci to genialnie ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialne notki, Remi owieczka i Blood. ehhh Ramus musial slodko wygladac, ale kazdy mu to mowil, i ten naucyciel ^^ Huiehie ciekawe. A Blood, pieknie opisana scena samobójstwa, pieknie.... Chce wiedziec co bedzie dalej.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kirhan ależ rozpieszczasz xD Jak nie Remi - owieczka, zazdrosny Syri, to Blood... już się nie mogę doczekać nowej notki ** Net nareszcie się uspokoił ;PWiesz... ten, kiedy matka Blooda chce go zabić, przypomina mi Saiyuki i Gojyo. Super ;) Mniaam xD

    OdpowiedzUsuń
  6. U mnie nowa notka.. zapomniałam dopisać xD

    OdpowiedzUsuń
  7. Kocham tę postać. Jednocześnie wiemy o nim wszystko i nic. Zawsze tajemniczy, nigdy nic nie jest powiedziane o nim do końca... Miło, że wreszcie możemy dowiedzieć się czegoś więcej o jego przeszłości, bo strasznie mnie to interesuje. Szczególnie, że nie wiadomo, co tak naprawdę łączy go z Alenem. Takie wątki są niesamowicie intrygujące.

    OdpowiedzUsuń
  8. ~Lunitari~~Luni-chan14 lutego 2009 17:56

    To było takie . . . nie wiem jak to określić . . . coś niezwykłego i takiego mimo wszystko uspokajającego . . . Jesteś mistrzynią Kirhan_san nic dodać nic ująć :*:*:* Szczęśliwych Walentynek :P

    OdpowiedzUsuń
  9. Hejka,
    wspaniale przepełniona smutkiem i emocjami historia...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń