środa, 18 lutego 2009

FavChara II - Przyszłość (Denny 'Blood' Zachir)

I know the growing warmth of your embrace will bring me back to where I can restart

 

Siedem lat... Siedem naprawdę długich, a równocześnie tak przerażająco krótkich lat. Może i wstydziłem się do tego przyznać, ale przywykłem już do szkoły i chłopaków. W końcu, kiedy przez tak znaczący kawałek życia brniesz przed siebie otoczony tymi samymi murami i znajomymi twarzami, możesz uznać to za naturalne i po prostu zaakceptować. Tak właśnie odbierałem moje przywiązanie przez cały ten czas. Zwykłe przyzwyczajenie, a jednak przechodziły mnie dreszcze na myśl o tym, że możemy się więcej nie spotkać.

Nasze drogi rozchodziły się przed wejściem do parku. Lu i Rud skręcali w prawo, zaś Alen musiał przejść przez błonia by w ogóle mieć możliwość przeniesienia się w okolice domu. Chociaż wcale mi to nie pasowało zostałem wyściskany i musiałem obiecać, że będziemy utrzymywać kontakt. I tak z doświadczenia wiedziałem, że z mojej strony mogą spodziewać się wyłącznie odpowiedzi na swoje listy, jako że sam nie przypomnę sobie o nich w nawale zajęć, jakie sobie wynajdę.

Nie chciałem jeszcze wracać do domu, więc postanowiłem odprowadzić Nerena. Wydawał się ucieszony tym faktem, chociaż obaj milczeliśmy. Czułem się dziwnie ze świadomością naszego rozstania i najwyraźniej także on miał na ten temat podobne zdanie. Nasze rozstanie, nie było czymś naturalnym.
- Ja tu zostaję – rzuciłem, gdy dotarliśmy do niewielkiego jeziorka na środku parku. Było tu przyjemniej i chłodniej niż z na chodniku w środku miasta. Słońce odbijało się w tafli tworząc przyjemne refleksy jasnych, wesołych barw. Kaczki i łabędzie pływały wyszukując ryb, lub pozostałości okruszków rzucanych zazwyczaj przez dzieci. Trawa w tej okolicy miała o wiele bardziej soczysty kolor, a stokrotki, które rosły gęsto i bardzo szubko, przez co ogrodnicy z pewnością nie wyrabiali się z ich usuwaniem.
- Więc do zobaczenia... Kiedyś – widziałem jak wymusił uśmiech i odwrócił się ode mnie plecami. Nie musiałem pytać go, dlaczego tak właśnie postąpił. To było aż nadto oczywiste. Z pewnością uważał, iż koniec szkoły oznaczał również zerwanie z tym, co nas dotąd łączyło. Poniekąd miał rację, to, co było między nami do tej pory nie mogło istnieć poza murami Hogwartu. Nasz niestabilny związek, który opierał się wyłącznie na staraniach Alena ulegał zmianie, może nawet rozsypywał się z każdą chwilą.
Złapałem go za rękę i zatrzymałem lekkim szarpnięciem. Popatrzył na mnie nie wiedząc, o co chodzi.
- Chyba nie chcesz odejść tak bez pożegnania? – prychnąłem chłodno – Może i zobaczymy się niedługo, bo umarłbyś beze mnie, ale chyba zasłużyłem na coś specjalnego? Męczyłem się z tobą przez siedem lat, raczej nie po to byś miał teraz uciekać... – objąłem jego twarz dłońmi i przyciągnąłem do siebie. Sam sięgnąłem jego ust całując je lekko. Zesztywniał z szeroko otwartymi oczyma – Jesteś jak zimna ryba – mruknąłem, kiedy odsunąłem twarz na kilka centymetrów, zaś on jakbym wypowiedział właśnie zaklęcie przysunął się bardzo blisko łapiąc moje wargi i gorącej bliskości swoich. Upuścił swoje rzeczy, a puchacz zaskrzeczał głośno zezłoszczony, kiedy jego klatka uderzyła o ziemię. Alen jakby nie widział mnie od miesięcy i spragniony pocałunku przysunął się do mnie jeszcze bardziej. Naparł na mnie, przez co musiałem zrobić krok w tył. Poczułem jak ziemia osuwa mi się spod stóp, a serce podeszło do gardła na tę krótką chwilę, krew zaszumiała w uszach, a już chwile później zimna fala zamknęła się nade mną mocząc mnie całego. Objąłem mocniej ciało Alena, który nabrał wody, kiedy przez przypadek krzyknął krótko spadając ze mną. Na szczęście jeziorko nie było głębokie, więc woda sięgała nam po pachy, kiedy podnieśliśmy się do siadu. Obaj mokrzy i zaskoczeni.
- Widzisz, co zrobiłeś? – powiedziałem do niego marszcząc brwi. Zrobił minę wystraszonego szczenięcia. Nie potrafiłem się powstrzymać i musiałem go, chociaż w tym niewielkim stopniu postraszyć.
Nie wiem, czy to możliwe, jednak wydawało mi się, iż kącik moich warg uniósł się delikatnie. Prawdopodobnie tak właśnie było i to uświadomiło Alenowi, że wcale nie ma mu tego za złe. Kiedy przyglądał mi się uważnie dziwnie zafascynowany wyciągnąłem do niego dłoń. Złapał ją, ale jego wzrok nie odrywał się ode mnie. Kiedy tylko zacisnąłem palce na jego wyciągnąłem go z jeziorka. Wolałem nie ryzykować, jako że niedaleko od nas stała tabliczka zabraniająca kąpieli, a jakby nie patrzeć właśnie to robiliśmy, nawet, jeśli nieumyślnie.
Mimo mokrych ubrań kojące ciepło rozlewało się po całym moim wnętrzu. Pierwszy raz chciałem żyć i to jak najdłużej. Pragnąłem być przy Nerenie i by on był blisko mnie. Czerpałem z tego przyjemność i tonąłem w dotąd nie znanych mi uczuciach. Teraz, kiedy szkoła nagle się skończyła i miałem zacząć nowe życie docierało do mnie mgliście jak bardzo się zmieniłem i jak bliski jest mi ten uciążliwy, irytujący chłopak, jak głęboko dociera do mnie jego uśmiech. Wtedy jego blask był zaledwie namiastką tego jak promienny potrafił być. W tej, chociaż krótkiej mimo wszystko chwili dostrzegałem to z niesamowitą dokładnością. Gdy sam go pocałowałem, gdy trzymałem jego dłoń z własnej woli on wydawał się rozpływać, topnieć na moich oczach, tracić przytomność z radości, której nie pojmowałem.
- Teraz musimy obaj wyschnąć. Nie wrócisz chyba do domu mokry? – w tej sugestii więcej było nacisku niż drobnej uwagi, czy samego pytania. Robiło się późno, ale Alen wydawał się tego nie dostrzegać. Powrót do rodziny przestał się liczyć i czerpał, co tylko mógł z tej bliskości, jaką mu podarowałem.
Położyłem się na trawie by pozwolić promieniom osuszyć moje ciało i ubranie. Cały czas trzymałem dłoń Alena, przez co został poniekąd zmuszony by zająć miejsce obok mnie rozanielony, więc zapewne nie stawiałby oporu nawet gdybym wyprowadził go na najgłębszą wodę jeziora.
Pierwszy raz czułem się tak błogo i byłem spokojny. Nie czułem nienawiści, ani smutku. Może nawet zacząłem lubić samego siebie.
Wpatrując się w liście na drzewie, które rozpościerało koronę nad nami, niczym wielki parasol nie myślałem o niczym. Nadal byłem obojętny i zimny, jednak teraz z całą pewnością o wiele rzadziej. Stać mnie było na drobne gesty świadczące o istnieniu we mnie serca i uczuciach żywionych do Nerena.
- Wiesz jak skończymy? – odwróciłem głowę w bok patrząc na niego. Znowu widziałem w jego niebieskich oczach noty niepokoju. – Będziemy obaj pracować w Ministerstwie, wybaczę sobie, że istnieję, zamieszkasz ze mną, bo nie powstrzymam cię przed przeprowadzką i będziemy mijać się w pracy udając, że jesteśmy tylko kolegami. – nie było to tylko żartem. Naprawdę chciałem by tak było. Alen sprawił, że przestałem pragnąć śmierci, a zacząłem szukać w sobie także innych marzeń, głęboko ukrytych, a wywołanych właśnie przez niego.
- Tak! – krzyknął nagle i usiadł krzyżując nogi z palcami naszych dłoni splecionymi na swoich łydkach – Przeniosę się do ciebie, kiedy zacznę pracować! Albo nie... Mieszkasz z ojcem, prawda? – skinąłem. Zabrał mnie do siebie po niemiłym incydencie z matką, ale rzadko ze sobą rozmawialiśmy. Teraz chciałem by to się zmieniło. Chciałem rozpocząć nowe życie zbudowane na lepszym świecie, który sam ukształtuję.
- Pomoże i znaleźć mieszkanie... – rzuciłem niby to zastanawiając się jeszcze, czy będzie na tyle uprzejmy, jednak chłopak podjął momentalnie.
- Właśnie. I wtedy wprowadzę się i będę o ciebie dbał. Gotował, kiedy wrócę wcześniej do domu, sprzątał i przynosił ci kapcie...
Spojrzałem na niego znacząco. Mógł robić za żonę, ale nie musiał za psa. Chyba miałem pożałować, że w ogóle zacząłem snuć jakieś plany na przyszłość. Przy nim bezpieczniej było zostawić wszystko takim, jakim było na samym początku, kiedy był dla mnie tylko udręką.
- A ty? Co ty będziesz robił? – jeśli myślał, że odegram rolę wspaniałego księcia to przeliczył się. Nie miałem najmniejszego zamiaru robić czegokolwiek, jeden Alen wystarczał całkowicie.
- Będę – odpowiedziałem mu krótko – Chyba nie liczyłeś na jakiekolwiek czułości? Już mi przeszła ta chwila słabości!
Roześmiał się nie przejmując tym ani trochę. Nie wiele potrzebował by być prawdziwie szczęśliwym.
- A pluszowy Blood będzie naszym dzieckiem! – wystrzelił.
Wstałem puszczając jego rękę.
- Nie znam cię! – machnąłem ignorując go. Nie dał się jednak tak łatwo. Pozbierał swoje szpargały i pobiegł za mną. Sprowadziłem na siebie słodkie, wielkie nieszczęście w postaci rozkosznego wariata i na pewno miałem tego żałować, jednak nie planowałem zmieniać.

10 komentarzy:

  1. ~Nesta Nessy Riddle18 lutego 2009 14:25

    Tak !Łiiii... Jakie to słooodkie ^^Boskie, boskie, boskie !Idealne !Kurcze, jakbym była facetem to naoewno byłabym gejem :DKirhan ja cię kocham !Skąd ty bierzesz taką wspaniałą wenę ?!Kocham, kocham, kocham ^^Ja ci chyba pomnik postawię !Chcesz ? ;pPisz, pisz :DCzekamy ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Nigdy nie pojmę tego, jak świetnie opisujesz przyrodę, postaci i otoczenia.... druga Orzeszkowa! Po prostu the best i tyle! ;) Przyszłość zapowiada się baaardzo ciekawie xP Alen to taki dobry duszek.. ehh bez przemocy ;) Cudowny był ten pocałunek xDCo do masochizmu w moim opowiadaniu... wyobrażam sobie postać, której nie lubię i się wyżywam xD Jesteś genialna yaoistką i pisarką w ogóle i zawsze będę Twoją wierną fanką Kirhan :D Wyobraźnia na 6 ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudo! Nie sądziłam, że Blood tak "łatwo" się rozpuści, ale kto by się nie oparł Alen'owi? :D Czekam na następną część :)

    OdpowiedzUsuń
  4. ~Lunitari~~Luni-chan18 lutego 2009 19:01

    To było piękne :P:P Prawdziwa chwila słabości Blood'a :D:D:D:D Zgadzam się z Akemi twoje opisy pozwalają zobaczyć całą scenę w wyobraźni bez większego wysiłku xDxD Tak trzymaj mistrzyni Kirhan :D:D:D

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowne. Ten zmieniony Blood, niby ciągle taki sam, a jednak przywiązał się do Alena i już zwyczajnie sobie bez niego życia nie wyobraża - na reszcie stawił czoła swoim uczuciom, pogodził się z nimi i się do nich przyznał. Piękne to było :)Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ledwo żywa po całym, okropnym dniu, ostatkiem sił siada do komputra. Pesymistycznie, bez nadziei na nową notkę, wchodzi na moonlight'a. A jednak! Jest. Gdy czyta, powoli na jej twarz wkracza uśmiech. Tak piękne uczucia, drobne gesty i przyznanie się do własnego ja. Aż się ciepło na sercu robi i wszystko wydaje się piękniejsze. W burzy śnieżnej pozwala dostrzegać piękno pojedyńczych płatków. Ponawiam pomysł postawienia Ci pomnika. Ze złota.A twoja twórczość powinna być stosowana jako lek anty-depresyjny^^.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuję za tak wspaniałą notkę:) Wzruszyłam się...

    OdpowiedzUsuń
  8. Notka cuudowna... Ja również się dołączam do propozycji postawienia pomnika^^ Zanim przeczytałam tą notkę zastanawiałam się jakiego Blood'a ona przedstawi... czy nadal będzie taki zimny czy może coś się w nim zmieni... To co napisałaś było spełnieniem moich marzeń^^ Na właśnie takiego Denny'ego czekałam... Takiego który w końcu polubi samego siebie i przełamie się w stosunku do Alena... Takiego, który w końcu się uśmiechnie^^ Dziękuję Ci Kirhan_Sama ! PS: Mimo że kocham wszystkich bohaterów twojego opowiadania, to było by bardzo fajnie gdyby następna notka była o Remusie i Syriuszu, bo jakoś tak się za nimi stęskniłam^^"

    OdpowiedzUsuń
  9. ~Emylli L. < 310 czerwca 2011 17:19

    Pluszowy Blood będzie ich dzieckiem ?! Musisz to opisać XDD

    OdpowiedzUsuń
  10. Hejka,
    cudownie, Deren przyzwyczaił się do obecności Nerena w swoim życiu...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń