środa, 25 lutego 2009

Ja?

4 październik

Dotychczas niewiele było deszczowych dni w ciągu roku. Stanowczo częściej mogłem zachwycać się tymi słonecznymi i wcale mi to nie przeszkadzało, a jednak i ten dzisiejszy nie był zły, mimo uderzającego o szyby deszczu, czy pełnego chmur nieba. Niestety ograniczało to liczbę możliwych zajęć pomiędzy zajęciami, czy też poza nimi. Już teraz łatwo było dostrzec, podczas ostatniej w tym dniu lekcji, że wielu moich znajomych nudziło się podczas transmutacji, jednak starało się uważać, bądź tylko udawać, iż są świadomi, co dzieje się w klasie.
Do takich właśnie osób należała w tej chwili Zardi i jej kuzynka Agnes. Chociaż z początku to krótkowłosa była upominana, teraz obie zajmowały się składaniem papieru w robaczki. Siedziały w miejscu, które dobrze było widać z mojej ławki. Zaczęło się od niewinnego z pozoru żuczka, którego zaklęciem wprawiła w ruch by fruwał nisko nad ziemią, dalej była już pszczoła, konik polny, biedronka, a nawet motylek. Z czasem po dosyć długim upominaniu dziewczyny Agnes spróbowała tej zabawy i obie zaczęły bawić się świetnie, chociaż cały czas udawały, że pilnie słuchają McGonagall. Niektóre z ich papierowych owadów zakręciły się nawet w pobliżu mojej ławki kierowane czarem, który dziewczyny musiały znaleźć w jakiejś ponad programowej książce. Postanowiłem nawet w duszy, że po zajęciach wypytam je o to.

Niewinna mróweczka wielkości pięści zawędrowała pod stopy nauczycielki. Zwyczajny nauczyciel nawet by tego nie dostrzegł, ale nie ona. Profesorka wymownie spojrzała na czarownice i bezceremonialnie zdeptała sztuczne żyjątko. Machnięciem różdżki posłała szczątki papieru do kosza i kontynuowała lekcję. Inne papierowe robaki schowały się w popłochu za biurkiem tak by kobieta nie mogła ich dostrzec.
Więcej osób zajmowało się obserwowaniem zachowania żyjątek, niż samym wykładem. Sam kilka razy przyłapałem się na tym, że zamiast uważać śledzę ruchy dłoni dziewcząt obserwując jak powstają nowe owady.
- Potter... – nauczycielka zwróciła się niespodziewanie do okularnika. Choć patrzyła w moją stronę wiedziałem, że jej spojrzenie błądzi w tyle klasy. Odwróciłem się podobnie jak większość uczniów patrząc na zupełnie nieprzytomnego, zatopionego w swoich myślach Jamesa. – Potter – powtórzyła, ale nadal nie była żadnej reakcji. Chłopak rysował na pergaminie serduszka i koślawego amorka. Wyglądał na rozanielonego i nie docierało do niego zupełnie nic.
- James – zaczęły się szepty i nawoływania. Nie było już osoby, która nie interesowałaby się okularnikiem.
- J.! – Sheva pomachał dłonią przed oczyma chłopaka zapatrzonego w kartkę, jednak i to nie przyniosło spodziewanego efektu. Syriusz skorzystał z zamieszania i poczułem jak coś ląduje w moich ustach. Słodki smak rozniósł się po nich niespodziewanie szybko. Wielki kawałek czekolady był słodki i ciepły, a kiedy go rozgryzłem poczułem zupełnie inny smak, lekko gorzkawy, ale roznoszący po ciele gorąco i niepowtarzalność łakoci z alkoholem. Przymknąłem oczy i uśmiechnąłem się rozkoszując tym. Nie powinienem jeść na lekcji, jednak to było silniejsze ode mnie, a Syri podsunął mi kolejną kostkę. Nie liczyło się to, że inni widzą jak to robi, wiedziałem, że nikt nie wyda naszej słodkiej tajemnicy, którą Black trzymał w torbie.
- Potter! – McGonagall podniosła głos i dopiero to poskutkowało. Przełknąłem szybko czekoladę i przetarłem usta by nie został na nich żaden ślad. James w tym czasie zdążył podnieść wzrok.
- Tak, tak, tak? Słucham? Proszę? Ja, ja, ja... Ja? – rozbiegany wzrok odnalazł ostre spojrzenie nauczycielki. – Ja... – stwierdził poważnie z westchnieniem skazańca.
- Co to ma znaczyć? – syknęła na niego – A nawet nie! Streścisz mi całe zajęcia od początku do tego momentu! W przeciwnym razie pożegnasz się z Hogsmeade do nowego roku!
James wytrzeszczyło oczy i szukał ratunku rozglądając się szybko po klasie. Nie było możliwości by w jakikolwiek sposób przyjść mu z pomocą. Musiał radzić sobie sam, a to oznaczało areszt na wyjścia. Powinienem wierzyć w przyjaciela i jego możliwości, ale to było tym trudniejsze, iż znałem go aż za dobrze. Był na przegranej pozycji.
- Zaczynając od samego, samego i samego początku... – zaczął o dziwno bardzo szybko – Na początku był chaos – mruknął pod nosem.
- Co takiego Potter, nie jestem pewna, czy słyszałam.
- Nic, nic. Układam sobie wszystko w głowie – zapewnił żarliwie – Merlinie, ratunku... – znowu zaczął mamrotać cicho.
Pukanie do drzwi zagłuszyło jego dalsze modły, a McGonagall niechętnie oderwała mrożące krew w żyłach spojrzenie od okularnika. Do sali wsunął się wysoki chłopak z szóstego roku ubrany w szaty treningowe do quidditcha. Kasztanowe włosy sprawiały, że wyglądał jakby właśnie wstał z łóżka i nie zdążył ich jak dotąd uczesać, a jasne lekko zielonkawe oczy zwróciły się błagalnie na nauczycielkę, kiedy tylko zauważył, że James stoi na baczność.
- Małą, maleńką prośbę mam... – niepewność wydawała się w nim narastać – Pottera chciałbym wziąć na chwilę. Niedługo mecz, a nie mogę zebrać drużyny żeby poćwiczyć. Wie pani jak ważne jest zwycięstwo w najbliższym meczu, jeśli chcemy dobrze wystartować. – nie wydawała się tym przekonana, jednak ten kontynuował jakby wcale nie przerywał by nabrać oddechu – Słyszałem, że profesor Slughorn już zbiera zakłady i liczy na puchar. Obstawiała już pani? Gryffindor jak na razie jest na ostatnim miejscu, ale to się zmieni... Raczej... – dodał jak gdyby miały to być magiczne słowa, które zapieczętują jego podstęp i ułatwią zadanie.
Poskutkowało. Twarz kobiety ściągnęła się, a brwi zadrgały w skrywanej głęboko złości. Widać chłopak wiedział już jak grać na jej ambicjach i nawet Potterowi miało się upiec.
- Zabieraj go! – warknęła walcząc chyba jeszcze z samą sobą, poczuciem obowiązku, a widoczną dumą, która została urażona przez nauczyciela eliksirów. – Jeśli nie wygracie, wrócimy do tej rozmowy, Potter i nic już cię nie uchroni! – zaczęła szperać w swoich notatkach prawdopodobnie by odnaleźć miejsce, w którym skończyła tłumaczenie.
Tym czasem James dziękując pod nosem Merlinowi i kapitanowi drużyny pakował szybko swoje rzeczy. Wybiegł niemal z sali, a jednak zaledwie w dziesięć minut później dzwonek obwieścił koniec zajęć.
Zebrałem swoje rzeczy czekając na Blacka, który robił wszystko w zwolnionym tempie, jakby nadal boląca noga wpływała negatywnie także na jego ręce. W przeciwieństwie do naszego codziennego czasu przemieszczania się z miejsca na miejsce, dziś byliśmy wręcz niemożliwie powolni. Stawiałem kroki ostrożnie by Black nadążał za mną i nie czuł się samotny idąc za wszystkimi. Z jakiegoś powodu wcale mu się to nie opłaciło. Wystarczyło, że wyszedł poza salę lekcyjną, kiedy niemal nie wpadł na Victora Wavele, profesora, którego nie znosił, a o którego był chorobliwie zazdrosny.
Nauczyciel za to uśmiechnął się przyjemnie i widać było, iż zainteresował się kuśtykaniem chłopaka. Spojrzenie jego szmaragdowych oczu przesunęło się z niego na mnie.
- Dobrze, że cię widzę, Remusie – zaczął łagodnie i ciepło, co powoli wyprowadzało Blacka z równowagi. – Skończyliście już zajęcia, prawda? –przytaknąłem – Wspaniale. Potrzebuję kogoś do pomocy przy książkach w moim gabinecie. Nie miałbyś chwili? Może zdołasz znaleźć tam coś dla siebie.
- Z przyjemnością! – odparłem entuzjastycznie. Runy były jednym z najbardziej interesujących mnie przedmiotów, więc z rozkoszą szukałem możliwości pogłębiania wiedzy na ten temat.
- Ja też idę! – Syri, jak miał to już w zwyczaju, spiorunował wszystko w koło wściekłymi spojrzeniami nie oszczędzając profesora. Stanął normalnie na nogach i jak się okazało zazdrość uleczyła go z bólu w przeciągu sekund. Nadal nie miałem pojęcia, co takiego dostrzega w Wavele’u, iż nie potrafi zaakceptować go jako nauczyciela, jednak z tego, co widziałem nie można było w żaden sposób przekonać go co do zupełnie czystych intencji ze strony mężczyzny.
Westchnąłem i poprawiłem torbę uśmiechając się. Byłem gotów, więc ruszyłem z Syriuszem u boku za profesorem run.

9 komentarzy:

  1. kusia201@amorki.pl25 lutego 2009 11:37

    Mmm... podoba mi się ten wątek Victora :DMam nadzieje, że Duuużo zamiesza ^^Notka naprawdę boska ;p Jak to mówią, głupi ma zawsze szczęście xddTylko ciekawe nad czym on się tak zamyślił...Pewnie myślał co zrobi Kinn'owi ;pNesta Nessy Riddle

    OdpowiedzUsuń
  2. Notka bardzo fajna... Taka zwyczajna... ale ciekawa^^ James jak zawsze cudem unika kłopotów xDCzekam na kolejny rozdział z niecierpliwością^^"

    OdpowiedzUsuń
  3. Co dotyczy Jamesa - głupi ma zawsze szczęście ^^A notka cudowna;) Fajnie, że wprowadziłaś Victora, przez którego Syriusz robi się tak słodko zazdrosny:)

    OdpowiedzUsuń
  4. ~Lunitari~~Luni-chan25 lutego 2009 19:03

    Popieram moich przed mówców "głupi ma zawsze szczęście". Ciekawe co zrobi mu profesorka jak nie wygrają ?? xDxDxD Ehh Syriuszek taki słodki kiedy jest zazdrosny xDxDxD Profesor od run musi mieć z niego niezły ubaw xDxDxD P.S Dużo i jeszcze więcej Weny życzę !!!! :D:D:D:D

    OdpowiedzUsuń
  5. Miłość potrafi tak wiele z człowiekiem zrobić.. nawet ból uleczyć xD Potter ma farta, bestyja xD No no, ten wątek nauczyciela vs Syriusz zaczyna mi się coraz bardziej podobać i intrygować... Niech mi ktoś też tak daje czekoladki w szkole xP

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawe o czym James tak rozmyślał ^^ No w każdym bądź razie upiekło mu się ^^ Nie moge się doczekać tego co wyniknie ze znajomosci Remusa i nauczyciela... pozdrawiam www.manga-a-n-d-anime.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  7. No super, super :DA ja zapraszam na wizardschool.withme.us - coś specjalnie dla Ciebie :) Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  8. Łapy mi precz od Remusa! Niech tylko ten profesor spróbuje go dotknąć! *ostrzy nóż* Mały, kochany Remi poszedłby za każdym, kto miałby czekoladki lub książkę. Dobrze, że ma Syriusza, który może go obronić^^.

    OdpowiedzUsuń
  9. Hejka,
    no, no Potter to ma więcej szczęścia niż rozumu, a Syriusz cudowne ozdrowienie ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń