niedziela, 12 kwietnia 2009

Ból

1 listopad

Jeszcze nigdy nie czułem się tak źle jak tego wieczora. Ledwie wytrzymałem czwartkowe zajęcia. Nie wyniosłem z nich wiele, a powód był niesamowicie prosty. Ból głowy wydawał się rozsadzać mi czaszkę, żołądek kotłował się wraz z wnętrznościami, a skoki temperatury były tak niesamowicie uciążliwe, że niemal zemdlałem kilka razy. Całe szczęście mogłem szukać oparcia w Syriuszu czy też reszcie chłopaków. Bez nich mógłbym sobie nie poradzić. Może po prostu zapomniałem już, jakie to uczucie czekać na pełnię te ostatnie kilkanaście godzin, lub może rzeczywiście był to pierwszy tak bolesny dzień. Sam nie jestem pewien.
Szukając ukojenia w słodkim odgłosie bicia serca Syriusza, w jego zapachu i bliskości siedziałem zwinięty niemal w kłębek z głowa na jego piersi. Wyczuwałem jego nerwowy, nierówny czasami oddech w ruchach klatki piersiowej. Jego głos czasami drżał i bardzo żałowałem, iż moja niewiedza uniemożliwiała mi pomoc chłopakowi i uspokojenie go. Zupełnie nie orientowałem się, o co może chodzić, dlaczego jest podenerwowany. Odłożył książki nad ranem i przespał się trochę. Od tego czasu już więcej ich nie ruszał, chociaż spoglądał czasami na nie dziwnym wzrokiem, jakby nie był pewien, czy wszystko zdołał już przestudiować, lub czy też jego wiedza wystarczy do czegokolwiek. Ciężko było mi opisać jego zachowania, nastroje, jako że nie miałem pojęcia, czym tak właściwie zajmował się ostatnimi czasy.
Jego ciepłe dłonie gładziły mi plecy i głowę. Palce przeplatały włosy, czasami robiąc z nich warkoczyk, by szybko go rozczesać. Było mi przyjemnie, jednak, co jakiś czas bóle znowu powracały stając się coraz silniejsze z każdym kolejnym atakiem.
Odsunąłem się odrobinę od chłopaka i ścisnąłem skronie. Było mi niedobrze, a ból nadal pulsował niemiłosiernie jakby napierał na płaty czaszki chcąc je oddzielić od siebie. Poczułem delikatny dotyk na czole, a lekko zamglony wzrok wyostrzył się na kilka chwil bym mógł dostrzec zaniepokojone, jednak uspokajające spojrzenie Syriusza.

- Bardzo boli? – zapytał cicho, jakby obawiał się, że głośniejszy ton może tylko pogorszyć sprawę. Pokręciłem głową przecząco, jednak nie trudno było domyślić się, że kłamię. Black westchnął ciężko. – Poczekasz tutaj chwileczkę, a ja zaraz przyniosę ci coś na uśmierzenie bólu. Super specyfik cioci Tekli. – wystawił język i z szafki wyjął mały woreczek o ciemno zielonej barwie. Pomachał nim i biegiem opuścił pokój. Nie specjalnie wierzyłem w skuteczność czegokolwiek, a tym bardziej niewiadomego pochodzenia cud lekarstw, których nazwy z całą pewnością wymyślał sam Syriusz. Ból jednak nasilił się tak bardzo, iż byłem w stanie wziąć do ust wszystko, co mogłoby mi pomóc nawet i w najmniejszym stopniu.
Leżałem zwinięty mając koło siebie Andrew, który głaskał mnie po głowie. To trochę uspokoiło moje zmęczone ciało. Z całą pewnością takiej udręki jeszcze nie przechodziłem. Regularne i równomierne ruchy dłoni chłopaka pomagały mi się uspokoić na tyle, by pokonać ból.

Kruczowłosy nie wracał przez dziesięć minut, za to, kiedy był już w pokoju poczułem dziwny i lekko drażniący zapach ziół. Podał mi kubek z naparem. Woda była gorąca, jednak nie przeszkadzało mi to. Usiadłem prosto i zabrałem naczynie biorąc w usta pierwszy łyk dziwnego naparu. Black siedział już obok przyglądając się uważnie.
Lek, czymkolwiek był i jakkolwiek mogłem go nazwać miał nienajgorszy smak. Bardzo ziołowy, ale naprawdę działał. Rozbudził mnie i trochę ożywił, dzięki czemu nie odczuwałem już tak dotkliwie dolegliwości tego dnia.
- Co to było? – mruknąłem nie wiedząc za bardzo, co o tym sądzić. Skąd Syriusz miał zioła i skąd wiedział, że mogą mi pomóc? Wpatrywałem się w niego dopijając specyfik.
- Super zielsko dobre na wszystko. – chłopak wzruszył tylko ramionami – Przeczytałem, że pomaga nawet na takie dolegliwości jak twoje comiesięczne, kobiece bóle. – jego kpiący uśmiech sprawił, że wstąpiły we mnie jeszcze większe siły i byłem w stanie uderzyć go w udo. Roześmiał się i nawet poprzednie niepokoje chwilowo znikły. – Nie musisz być tak brutalny. To mogłoby zaszkodzić naszemu dziecku, które jakoś podejrzanie się spóźnia – znowu zaczął chichotać głaszcząc przy tym mój brzuch. Po raz kolejny wymierzyłem mu raz w nogę speszony i równocześnie trochę rozzłoszczony. – Ale kiedy naprawdę czuję się jak tatuś, który czeka na narodziny dziecka. Nawet nie wiem, dlaczego. – mrugnął do mnie kilka razy jakby jednym chciał potwierdzić drugie.
- Głupek! – fuknąłem urażony. Podniosłem się z miejsca. Czułem się już lepiej i spokojnie mogłem zająć się sam sobą. Nie miałem pojęcia, kiedy wrócą dolegliwości, więc wolałem uciec z pokoju póki pozwalał mi na to czas. – Idę do Skrzydła Szpitalnego. – oznajmiłem siląc się na spokojny i rzeczowy ton – Znając życie zostawią mnie tam na jakiś czas, ale i tak lepsze to niż męczarnia tutaj. – zrobiłem zamaszysty obrót w stronę drzwi.
- Odprowadzę cię! – deklaracja Syriusza wcale mnie nie zdziwiła, była jednak zbędna, lub nawet niechciana przeze mnie. Nie planowałem iść do szkolnej pielęgniarki, a od razu zaszyć się w opuszczonym domku, gdzie od pierwszej klasy chowałem się podczas pełni.
- Nie musisz. Trafię, poza tym już mi lepiej. Powinieneś zajmować się leczeniem, jak ciocia Tekla – tym razem to ja pokazałem mu język i wyszedłem z sypialni póki był w dobrym humorze i nie chciał jednak przeforsować mojej decyzji.
Musiałem przyznać, że w dni takie jak ten szkoła wydawała się całkowicie pusta i ponura. Naturalnie było to jedynie złudzenie spowodowane moim złym samopoczuciem. Przemiany nie sprawiały mi przyjemności, więc nie mogłem oczekiwać, że świat będzie wesoły, słodki i śliczny. Wręcz przeciwnie. Stawał się ponury, brutalny i nie do zniesienia, a jednak musiałem się z nim mierzyć, chociaż ten jeden raz w miesiącu.
Przechodząc tajemnym przejściem wydostałem się z zamku. Wiał chłodny wiatr, chociaż powietrze wydawało się całkiem ciepłe i przyjemne. Zarzuciłem kaptur bluzy na głowę i pobiegłem przez błonia pod wierzbę bijącą. Rosła w zaskakująco szybkim tempie i coraz większym problemem było znalezienie odpowiednio długiej gałęzi by sięgnąć pnia. Na szczęście tym zajmowali się nauczyciele. Biorąc przygotowany wcześniej kijek z niemałym problemem sięgnąłem kory drażniąc ją w odpowiednim miejscu. Drzewo znieruchomiało i wiedziałem, że przejście jest bezpieczne. Przemknąłem się między wątłymi gałęziami i na kolanach wszedłem do otworu przy korzeniach. Później zostało mi już tylko przejście korytarzem i byłem bezpieczny. Tu nikt nie mógł mnie zobaczyć ani ja nikomu nie zagrażałem.
Zdjąłem ubrania w prowizorycznej sypialni opuszczonego domu. Nagi zarzuciłem na plecy tylko płaszcz, który leżał na półce zawsze bym mógł okryć się nim i nie marznąć w oczekiwaniu na przemianę. Podciągnąłem kolana pod brodę i czekałem czując, iż ból ponownie powraca.
Musiałem przyznać, że z czasem proces, jakiemu poddawane było moje ciało uległ zmianie. Z początku ból wiązał się tylko z samą przemianą, rozrastaniem się kości, zmianą kształtu ciała, wyrastaniem kłów i innymi tego typu szczegółami. Teraz towarzyszył już samemu przygotowaniu się ciała do mutacji, jakie musiało przejść. O wiele szybciej traciłem kontakt z rzeczywistością, zaś same boleści były znacznie silniejsze niż z początku.
Teraz musiałem przezywać to po raz kolejny. Działanie ziół przestawało być skuteczne. Głowa znowu wydawała się tylko zbędnym balastem, który ze względu na ból uniemożliwiał myślenie. Każda komórka ciała przeszywana była ostrymi igiełkami by zwiększyć udrękę. Ciało, chociaż pozostawało takim samym nie słuchało mnie w ogóle. Drżałem spazmatycznie jakbym czekał na śmierć. Zaciskałem dłonie w pięści na pościeli, rzucałem się po łóżku i usilnie starłem się nie krzyczeć, a jednak było to niemożliwe. Zupełnie jakby moje kończyny były odrywane od reszty ciała przez jakiegoś olbrzyma, który specjalnie chciał zadać mi tym jak największe cierpienie. Szalałem wijąc się i wywracając oczyma. Darłem narzutę i z trudem starałem się nie przygryźć języka. Z całych sił uderzałem dłońmi o ramę łóżka, o wszystko, co było w pobliżu. Ból był nie do zniesienia. Silniejszy niż zawsze, a jednak podobny. Traciłem zmysły. Oczy bolały mnie, piekły, skóra paliła, mięśnie wydawały się pękać, zaś kości przebijać skórę. Dobrze wiedziałem, iż moje ciało nie uległo jeszcze przemianie. Nie musiało do tego dochodzić by sprawiać mi tym nieopisane cierpienie.
Wrzasnąłem i odwróciłem głowę gwałtownie w bok. Jakiś cień prześlizgnął się po podłodze w pobliżu drzwi, ostrożne kroki na schodach świadczyły o czyjejś obecności. Moje serce zamarło, a już w następnej chwili straciłem świadomość z bólu, jaki odczuwałem nie będąc w stanie zapanować więcej nad samym sobą. Byłem już bestią, chociaż moja postać w dalszym ciągu jeszcze była taka jak zawsze.

10 komentarzy:

  1. O ja cie! xDBomba, chociaż powiem, że strasznie ciężko czytało mi się o cierpieniu Remusa ;(. Liczę, że niedługo nasz kochany Syriusz będzie o wszystkim wiedział? :DChyba dobrze kojarzę fakty? ^^ Chociaż jako dobry autor masz pełne prawo zaskoczyć nas czymś niekonwencjonalnym ;P. Już nie raz mi się to zdarzało, więc wolę się ubezpieczyć ;). Czekam na ciąg dalszy, niech net się Ciebie trzyma!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ohohohoho czyżby działo się to na co tak długo czekałam?? ^^ Wiem, że możesz nie mieć internetu, albo weny, ale błagam cię...napisz ciąg dalszy jak najszybciej, bo nie wytrzymam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Lunitari~~Luni-chan12 kwietnia 2009 13:37

    Biedny Remi mam nadzieje że wszystko będzie ok, a co do naszej tajemniczej postaci . . . Mam nadzieje że nic się jej nie stanie, mam cichą nadzieje że to Syriusz :D:D:D No ale nigdy nie wiadomo . . . Cóż neta, weny i Wesołych Świąt :D:D:D

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudo! Ale Remi biedny...ciekawe co to za cien.,..i intryguje mnie Syriii....ale poczekamy zobaczymy :) pozdro

    OdpowiedzUsuń
  5. Ha! Moje życzenie wielkanocne się spełniło i już dziś jest kolejna część. Kanały RSS to jednak cudowna rzecz.W działaniach Syriusza coś czuć kłopoty, a jego uczenie się czegokolwiek jest złą wróżbą. Od początku coś przyszła mi na myśl animagia. Syri chciał być z Remusem nawet w 'te dni'? ;P Ach, cudowne opowiadanie. A może z okazji świąt kolejny odcinek jutro? ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dowiedziałyśmy się, jak biedny Remi przechodzi transformację, a na koniec.. no nie gadaj, że Syri jest aż taki ciekawski *-----*

    OdpowiedzUsuń
  7. U mnie nowa notka ^^

    OdpowiedzUsuń
  8. Ech... biedny Remi...Ale notka oczywiście świetna !Mam nadzieję że to Syri tam się skrada...Że w końcu odgadł że Remus jest wilkołakiem...Ech... już się nie mogę doczekać następnej części xDPozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  9. Biedny Remi :( jestem ciekawa co to za okazja że Syriusz siedzi nad książkami XD choć mówiąc szczerze powoli się domyślam... Z niecierpliwością czekam na następną notkę (uzależniłam się) i mam nadzieję że internet szybko ci wróci =* pozdrawiam i życzę weny =]]

    OdpowiedzUsuń
  10. Hejeczka,
    wspaniale, czyżby Syriusz wiedział i teraz poszedł za nim...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń