środa, 22 kwietnia 2009

Brak czasu na...

Jeszcze chyba nigdy nie uważałem zajęć za tak niesamowicie uciążliwe. Nawet z bólem głowy mogłem siedzieć na nich spokojniej niż teraz. Zamiast skupiać się na lekcjach ja ciągle rozpamiętywałem to, co się stało. Zazwyczaj było tak, że nawet, gdy inni zapominali o wszystkim, ja potrafiłem zadręczać się godzinami nad błędami, jakie potrafiłem popełnić. Zdawałem sobie sprawę z tego, że nie musze być idealny, a jednak ciągle wydawało mi się, że ludzie patrzą na mnie inaczej, przez pryzmat moich pomyłek i przewinień. Nie potrafiłem tak jak inni zapomnieć własnych błędów. Każdy był osobną porażką i okazaniem słabości. Wcale nie było to łatwe, a jednak tylko taką znałem drogę. Podczas gdy szybko zapomniałem pomyłki innych, swoje rozdrapywałem póki nie zostawała po nich blizna. Z trudem potrafiłem wymienić, chociaż jeden sukces, za to jego przeciwieństw namnożyło by się nieskończenie wiele.
Syriusz znał mnie chyba zbyt dobrze. Dźgał mnie palcem w ramię, plecy, czasami ciągnął za włosy. Robił wszystko bylebym tylko zdawał sobie sprawę z jego obecności i tego, że chce zwrócić na siebie moją uwagę. Jak dziecko potrzebujące zainteresowania innych. Byłem przybity, a to zastępowało żal irytacją. Black albo wiedział, co robi, albo oszalał. Osobiście stawiałbym na to drugie, jednak był zbyt nieobliczalny, bym mógł w ogóle mieć całkowitą pewność.
Zajęcia przesiedziałem markotny, a na przerwę przed astronomią planowałem wrócić do pokoju i zaszyć się w pościeli by nie mieć kontaktu z nikim. Moich planów nie podzielali jednak koledzy. Momentalnie po zakończeniu ostatnich popołudniowych zajęć wyciągnęli mnie brutalnie do biblioteki nie bacząc na wyraźny sprzeciw mojego ciała i woli.

- Przecież wiesz już, że akceptujemy te twoje kudłate dziwactwo, więc czemu jeszcze się smucisz? – Syriusz pchał mnie przed siebie, aż po stolik, który mieliśmy zająć – Jesteś tym samym słodkim miodzikiem, którym byłeś zawsze, tylko teraz miodzio się nie uśmiecha, a to źle... – upominał mnie wyrozumiale traktując jak dziecko.
- Jestem wilkołakiem... – rzuciłem niemrawo – Traktujesz mnie, jak niemowlę, a ja nim nie jestem... Mógłbym cię zabić gdybyś zjawił się po raz kolejny podczas przemiany, więc przestań się cackać. – wypchnąłem dolną wargę do przodu posyłając mu wyzywające spojrzenie. Wyglądał jakbym go głęboko uraził. Prychnął głośno.
- Nie cackam się. Jestem taki jak zawsze, to ciebie coś ugryzło. Aż do tamtej nocy wszystko było dobrze, a teraz, kiedy wiemy o wszystkim ty jesteś nadąsany, kiedy chcę cię ugłaskać lub smutny. – podszedł do mnie bardzo blisko i dźgnął mnie w pierś – Jeśli myślisz, że dam ci spokój i pozwolę ci się do woli zadręczać to się mylisz. Możesz mnie rozszarpać całego, ale nie dam sobie spokoju. Możesz się wściekać do woli, ale ja cię nie zostawię. Będę przy tobie nawet, jeśli niebo będzie się walić! A teraz siadaj! – pociągnął mnie na krzesełko. Znowu patrzyłem na niego wyzywając go spojrzeniem. Był niewzruszony i górował nade mną. Byłem wstrętnym wilkołakiem, a jednak on był na samym szczycie tej piramidy. Podporządkowywał mnie sobie jednym gestem, a ja nawet, jeśli chciałem się sprzeciwiać to nie mogłem.
- A teraz moje słodkie kochanie – zagroził mi palcem bym nie ważył się przerywać – Trzeba będzie cię rozśmieszyć, albo... zdjął szatę i powiesił na oparciu krzesła, po czym podciągnął pod brodę koszulę wraz ze swetrem odsłaniając poharataną pierś. Przysunął się jeszcze bliżej pod moją twarz. Nakrył swoimi ubraniami moją głowę tak, że kryłem się pod jego garderobą czując intensywny zapach środka na rany wilkołaka. Moja głowa, nawet, jeśli tego nie chciałem opierała się o jego klatkę piersiową, gorąca skóra paliła czoło, a ranki drażniły nos, kiedy ich dotykał.
- Co ty robisz, Syriuszu? – mruknąłem spod ubrań zamykając oczy, kiedy moje rzęsy drażniła jego bliskość.
- Uspokajam cię, to chyba oczywiste. – pogłaskał moją głowę – I nie męcz się już dłużej. Jesteś najbardziej niewinną osobą, jaką znam. Rozumiemy się? – nie odpowiedziałem. Było mi smutno, ponieważ Syriusz przez cały czas był dla mnie miły i nie zwracał uwagi na likantropię, a jednak nie przeszkodziło mi to w potraktowaniu go pazurami nocą. Chciałem jak najszybciej wydostać się spod jego koszuli. Nie miałem prawa być tak blisko niego.
Wyślizgnąłem się na zewnątrz widząc jak rażąco jasny jest świat. Kruczowłosy nie wydawał się ucieszony moją miną, która nie zmieniła się nadto od czasu, kiedy ją krył pod ubraniami.
- Nie, tego już za wiele. Nie da się czułościami to zrobimy to siłą! – Potter podniósł się z miejsca i wyciągnął różdżkę. Nikt nie będzie czekał, aż zacznie się sam oswajać z myślą, że znamy jego tajemnicę. Nie ma wyjścia to będzie wojna! – nie wiedziałem, co się dzieje. Okularnik pewny siebie wycelował we mnie i skinął głową. Niespodziewanie odwrócił się do Syriusza, który właśnie miał rzucić mi się na pomoc i wypowiedział krótkie, nietreściwe zaklęcie, prawdopodobnie znalezione w jakiejś starej książce, podobnie jak jego cudowny preparat sprzed tygodni.
Czerwony promień ugodził Blacka w pierś zostawiając na niej ślad, jak gdyby po kulce z farby.
- Trafiony, zatopiony! – James wyszczerzył się, a Syri pociągnął Andrew osłaniając mnie.
- Chcesz wojny, to będziesz ją miał – kruczowłosy zadarł głowę do góry i sięgając po różdżkę wymówił inne zaklęcie, chociaż bardzo zdziwione do poprzedniego. Na szkle okularów Pottera rozbiła się niebieska farba brudząc przy okazji jego twarz.
- Tyle, tyle! – chłopak podniósł ręce w obronnym geście. Wypowiedział zaklęcie czyszczące, które w tym jednym wypadku zadziałało właściwie – Bez barw – wyjaśnił – Będzie bezpieczniej i cicho. – nie zdołał jeszcze skończyć dokładnie, a już wypowiadał kolejną formułkę czaru. Zaczęli się bić na niewidzialne bomby, które zostawiały tylko ślady pomiętego materiału na ubraniach. Śmiali się głośno, mimo że nadal znajdowali się w bibliotece, a półek z książkami używali jako tarcz. Czułem ukłucie żalu patrząc na biedne woluminy. Cierpiały przy nich katusze, a jednak nic nie mówiłem, nie upominałem ich. Albo stałem się tchórzliwy, albo nie ciałem psuć im zabawy, tym bardziej, że sam uprzykrzałem im chwile w szkole swoją obecnością i wyrzutami sumienia.
- Czekaj, czekaj, ktoś chyba idzie! – szepnął głośno Black podnosząc rękę. James nie zareagował w odpowiedniej chwili i Syri musiał zakryć się jedną z książek by nie oberwać prosto w twarz. Z woluminu poleciały jasne iskry rozsypując się na ziemię i jakby wnikając w jej powierzchnię. Książka wydawała mi się teraz bardziej uboga, a okładka mniej wyrazista.
J. zastygł w bezruchu.
- Coś zrobiłem... – powiedział niepewnie – Coś znowu sknociłem, prawda? – Syri szybko odłożył wolumin na półkę byle jak kładąc go na innych tomach.
- A no, coś zrobiłeś, tylko, co? – kruczowłosy chłopak zmarszczył brwi.
Zamiast umartwiać się i zajmować ubolewaniem nad sobą miałem teraz na głowie coś, czego w ogóle nie rozumiałem. Musiałem zająć się kolegami, którzy z mojego powodu właśnie coś zrobili. Podejrzewałem, że właśnie włączył mi się syndrom opiekuna, który nie pozwalał na zmartwienia inne niż przewinienia przyjaciół, o ile mogłem jeszcze tak ich nazywać.
- Remi, co ja zrobiłem?
- A skąd ja mam wiedzieć? Coś na pewno – bąknąłem przecierając twarz dłonią – Te iskry mnie niepokoją...
- Więc ja się skręcam zanim ktoś się zorientuje! – Potter nawet nie czekał. Wziął nogi za pas zostawiając nas w tyle. Peter pobiegł za nim w milczeniu.
- Remi, robimy to samo! – Black złapał mnie mocno za rękę i idąc szybkim krokiem odciągał od tamtego miejsca.
- Wielkie dzięki... – został tam tylko Sheva, który zebrał szybko swoje rzeczy i ruszył slalomem między półkami byleby tylko zmylić kogoś, kto mógłby nas z tym zajściem skojarzyć. Dałem się ciągnąć. Naprawdę nie miałem pojęcia, co takiego mogło się stać. Niepokoiło mnie to, ale nie wiedziałem nawet gdzie szukać miałbym odpowiedzi na pytanie. Coś z całą pewnością dziać się miało, a w przypadki okularnika nawet niegroźnie wyglądające zaklęcia potrafiły mieć straszne skutki. Był to chyba wrodzony dar, który zabronił mi właśnie zajmowania się samym sobą, a nakazywał mi zajmować się znajomymi i ich problemami. Mój monotonny, zły humor właśnie został schowany na później. Wszystko musiało zaczekać do końca masakry, która była nieunikniona.

9 komentarzy:

  1. Piszesz fantastycznie i wszystko wydaje się być prawdziwe - zazdroszczę talentu :) Remi jest kochany nawet jak się smuci, ale dużo słodszy jest jak się uśmiecha :) nie mogę się doczekać następnego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń
  2. no nareszcie coś miłego w tym głupim dniu (co za kretyn wymyślił testy gimnazjalne?) notka fajna jak zawsze zresztą

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Lunitari~~Luni-chan22 kwietnia 2009 13:37

    Ha, ha ,ha teraz pół biblioteki wyleci w powietrze xDxDxD Nie no żartuje ale po Potterze można się wszystkiego spodziewać :D:D Notka fajna mam nadzieje że Remi przestanie się już zadręczać. Przecież chłopaki dali mu sensownie do zrozumienia że nic się nie zmieniło . . . Ehh nie mogę się doczekać kolejnej notki :D:DNeta, weny i czasu Kirhan-san

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudo! Mam nadzieje ze Remi przestanie sie zamartwaiac! Pozdro

    OdpowiedzUsuń
  5. bardzo fajna notka!! już się nie mogłam jej doczekać poprawiła mi humor wielkie dzięki!! niepokoi mnie co się takiego stało ???

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam nadzieję że TO COŚ sprawi że Remi w końcu przestanie się zamartwiać ...Hm... Ciekawe co się stało ...Ech ten Potter... zawsze coś musi zrobić...Hm... Ciekawe co tam słychać u niego i u Kinn'a ...Mam nadzieję że niedługo pojawi się jakaś wzmianka o tej parze, bo baardzo ją lubię xD

    OdpowiedzUsuń
  7. Ojej, ten twój standardowy nastrój się zepsuł... no ale czego się spodziewać, w końcu Remus "przeżywa". Osobiście podzielam zdanie Syriusza, jednak wiem, że on po prostu musi ;).Fajna notka ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Potter będzie miał kłopoty xD Czy on nie umie na miejscu usiedzieć? Książka ożyje? xD Remi jest strasznie uczuciowy. Wszystko na siebie bierze.. stąd mamy depresje xD

    OdpowiedzUsuń
  9. Hejeczka,
    fantastycznie, ciekawe co Potter tym razem zrobił, Remi sie użala, a nie powinien ma przyjaciół którzy go wspierają...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń