piątek, 17 kwietnia 2009

Syriusz: Po nocy

Zrobiłem to, co uważałem za słuszne i odpowiednie, a teraz musiałem za to zapłacić. Chyba nigdy nic nie może odbywać się bez tej banalnej wymiany sprzed lat, coś za coś. Teraz niby to używamy pieniędzy, a jednak każda funkcja życiowa wymaga swoistej zapłaty w postaci energii, dwutlenku węgla, potu, czy czegoś zupełnie innego. Poniekąd było to dla mnie pocieszeniem, ponieważ wiedziałem, że musiałem czymś zapłacić za to, że chciałem być bliżej Remusa, pomóc mu. W tym wypadku ceną, jakiej oczekiwano stała się moja pierś. Remus zrobił sobie z niej tablicę, na której nakreślił swój wilczy podpis. Najgorsze było to, że nie mogłem iść do Skrzydła Szpitalnego w środku nocy, ponieważ miałbym wielkie kłopoty. Teraz wydawały się ciut mniejsze, jednak nadal skomplikowane. Ratował mnie tylko wiek Remusa. Jako młody wilkołak nie zagrażał mi tak bardzo. W prawdzie rany spuchły i były niesamowicie bolesne, jednak nie miałem gorączki i halucynacji. Przez noc krew zakrzepła, rany zamknęły się odrobinę i odzyskałem siły. Gdyby były głębsze miałbym ni mały problem, jednak teraz musiałem poradzić sobie z najprawdziwszą bestią, chociaż może trochę złagodzoną ze względu na mój stan.
- I ty dopiero teraz mi z tym przychodzisz?! – pielęgniarka uderzyła mnie wielkim rulonem bandaża, które układała, kiedy się zjawiłem. Siedziałem na krześle z koszulka na kolanach, a ona, gdy tylko zobaczyła rany od razu przestała się ze nade mną litować. – Gdybyś przyszedł od razu nie opuchłyby! Coś ty właściwie zrobił?!

- No, wie pani... – zrobiłem najbardziej przekonywującą minę, na jaką było mnie stać – Kobiety są nieobliczalne...

- Ta miała wielgaśne łapska – skomentowała patrząc na mnie i równocześnie mocząc wielki kawałek gazy w wodzie utlenionej by oczyścić rany. Była wściekła. Poznałem, ponieważ wyskoczyła jej żyłka na czole, która pulsowała minimalnie. Przełknąłem głośno ślinę starając się zachowywać skruchę.

- No, bo... Była młodym hipogryfem... – zmierzwiłem włosy. Jąkałem się specjalnie by wydawać się w tym dziecięco zawstydzony – Wieczorem nie potrafiłem się powstrzymać i bawiłem się z nią za chatą gajowego... Kobiety są nieobliczalne, więc zabawa przybrała trochę na sile... Stąd rany, a że było późno nie chciałem włóczyć się po szkole, więc doczekałem do rana – zakończyłem głośnym westchnieniem. Kobieta wydawała się trochę spokojniejsza znając ‘prawdę’, której dalece było od prawdy.
- Dobrze, że się w ogóle zjawiłeś... – zakleiła mi ślady na piersi wielkimi plastrami. – Zrobię ci zastrzyk żeby mieć pewność, że nic ci nie będzie. To najlepsza metoda – odwróciła się i wyjęła z lodóweczki niewielką ampułkę. Dało mi to czas by rozejrzeć się po pomieszczeniu w oczekiwaniu.
Gabinet był niewielki i bardzo czysty. Przeważała w nim biel. Tylko krzesełko było ciemne i kosz na śmieci pod ladą, na której rozrabiała leki, czy tak jak teraz przygotowywała zastrzyki. Zaraz obok stała spora szafka z przezroczystymi szklanymi drzwiczkami. To z niej wyciągała wcześniej wodę utlenioną. Moją uwagę przykuła ciemno brązowa, niewielka buteleczka z wilczym pyskiem. Musiałem zmrużyć oczy by przeczytać, co pisało na niej drobnymi literami. Za jedną maleńką buteleczka leku stały kolejne. Nie wątpiłem, że był to zapas dla Remusa, ale teraz i ja potrzebowałem, chociaż odrobiny na moje rany.

Kobieta była całkowicie pochłonięta przygotowaniami, a ja nie potrzebowałem przecież dużo czasu. Od razu wyjąłem z kieszeni różdżkę i wyszeptałem bardzo cicho zaklęcie. Używając czarów uchyliłem szklane drzwi szafki i modląc się o ciszę i dyskrecję w tym, co robię użyłem kolejnego zaklęcia by dostać się do buteleczki. Zachwiała się w powietrzu i cicho obiła o korek innej stojącej przed nią. Pielęgniarka zanuciła coś pod nosem i odwróciła się całkowicie tyłem wybierając igłę i strzykawkę. To była moja szansa, chociaż wcześniej myślałem, iż zemdleję, gdy się poruszyła. Szybko, a przynajmniej w miarę moich możliwości magicznych, wyjąłem buteleczkę z szafki i zamknąłem ją tak jak być powinna. Fioleczkę wepchnąłem do kieszeni, przez co widniało w niej spore i niewygodne wybrzuszenie. Gryzło mnie w udo i przeszkadzało, ale było niezbędne. Jeszcze dokładnie nie schowałem różdżki, a pielęgniarka już dopadła moje ramię i smarowała wilgotnym wacikiem. Miałem tylko nadzieję, że nie dostrzeże różnicy między moją kieszenią wcześniej, a teraz. Gdyby odkryła, co stało się w rzeczywistości pewnie nie tylko ja miałbym kłopoty, ale i Remi.
- No i gotowe – nawet nie poczułem, kiedy zrobiła mi ten zastrzyk – Przez kilka dni może cię boleć, ale nie będzie żadnego śladu po tym. Możesz już uciekać. Tylko uważaj i nie baw się więcej z hipogryfami! – pogroziła mi palcem i zajęła się sprzątaniem. To dało mi możliwość wycofania się cichcem z gabinetu. Musiałem szybko dołączyć do chłopaków, by zająć się Remusem. Było bardzo wcześnie, więc miałem przed sobą dodatkowo zajęcia i ciężką harówę codziennego dnia.
Pokój Wspólny był jeszcze cichy i pusty za to w naszej sypialni panowało niemałe poruszenie. Remi spał od pamiętnej chwili powrotu do normalnej postaci. Andrew niewyspany starał się go pilnować, podczas gdy Potter zagadywał go na wszelkie sposoby byleby mu pomóc. Tylko Pet spał jak zabity jęcząc przez sen. Na pewno miał koszmary po nocnych wydarzeniach.
Zdjąłem koszulę i rzuciłem ją na łóżko. Drzwi łazienki zostawiłem szeroko otwarte. Jęczałem cicho odrywając od skóry plastry, później zaczęły się tortury, kiedy nasmarowałem poranioną pierś specyfikiem na rany zadane przez wilkołaka. Piekło potwornie i niemal nie czułem skóry. Zawołałem Andrew by pomógł mi ponownie przykleić plasterki. To trochę go rozluźniło i rozbudziło.
- Jakie masz teraz plany, Black? – James stanął w drzwiach opierając się o framugę i splatając ramiona. – Na podobne wyczyny się więcej nie piszę, to zaznaczam od razu. Pierwszy i ostatni raz.
- Nie martw się. Następna taka okazja trafi się nam za pięćdziesiąt lat. Teraz wdrażamy w życie drugi plan. Powoli i ani słowa Remusowi!
- Wiesz przecież, że my się narażać nie będziemy. Sam mu powiesz w odpowiedniej chwili. – skinąłem, jako że nie miałem wyjścia. Kiedyś Remus musiał dowiedzieć się o wszystkim, ale teraz nie musiał wiedzieć nic. Uważałem, ze lepiej mu będzie żyć w nieświadomości naszych planów i poczynań.

Usiadłem na chwilę przy nim. O jego dolegliwościach wiedziałem już od pewnego czasu, ale musiałem znaleźć możliwość by jakoś mu o tym powiedzieć. Teraz przeszedłem do działania, więc słowa byłyby raczej zbędne. Gdyby był kobietą nie dziwiłyby mnie comiesięczne dolegliwości, jednak z czasem zacząłem szukać ich źródła, aż w końcu trafiłem na to. Byłem zszokowany i nie mogłem uwierzyć, a jednak nie potrafiłem także zaprzeczyć. Sam nie wiedziałem, co o tym myśleć, jednak widząc jego uśmiech, słysząc spokojny głos i widząc jak bardzo jest delikatny i słodki nie rozpaczałem nad tym. Nie ważne, kim, lub, czym by nie był. Remus zawsze był Remusem, tym, który potrafił skraść mi serce. Uwielbiałem takie banały, kiedy w grę wchodziły uczucia do niego. Bolało mnie tylko to, że musiał męczyć się z tym sam, a ja nie zdawałem sobie sprawy z bólu, jaki chłopak musiał czuć za każdym razem. Gdy widziałem go w nocy w tamtym domu myślałem, że umrę. Niemalże odczuwałem ten ogromny ból, jaki wypełniał chłopaka. Gdy usłyszałem chrzęst kości w jego ciele byłem przerażony. Nie wiem jak ja zdołałbym znieść tak potworne dolegliwości, a jednak Lupin radził sobie z tym zapominając na cały miesiąc o tak wielkich męczarniach. Chciałem wynagrodzić mu to wszystko. Być z nim blisko, za każdym razem, gdy tak cierpiał. Nie wyobrażałem sobie, że nagle mógłbym odejść i zostawić go samego z czymś takim. To było ogromne brzemię i chciałem nosić je razem z nim.

Odgarnąłem jego włosy na bok patrząc jak słodko śpi. Sam czułem się senny, więc pocałowałem mojego wilczka w czoło.
- Teraz siedzimy w tym wszyscy, Remi. Już nie musisz się męczyć sam – postanowiłem przespać się przez tę krótką chwilę zanim przyjdzie nam wstawać. Powieki Lupina drgnęły, więc widać bliski był rozbudzenia się. Bez niego nie mogło być piątkowych zajęć, ani tym bardziej astronomii. Chłopak był mi niezbędny do życia. Z uśmiechem na twarzy położyłem się zamykając oczy. Jednak nie wszystko było tak krytyczne, jakim się z początku wydawało. Skoro Remi musiał cierpieć przez te wszystkie dni, ja musiałem pomóc mu zapomnieć o nich a całą resztę miesięcy. Byłem z siebie dumny, chociaż wcale nie miałem tego w planach.

9 komentarzy:

  1. Pierwsza ;P A to spryciarz xD Wiedział. W sumie...po prawie 3 latach, to ja też bym się zdziwiła, czemu facet ma comiesięczne dolegliwości.. ale z drugiej strony Remus się przecież wytłumaczył. Oj tam. Świetne było ;D Najważniejsze, że Syriusz nie zostawi Lupina na pastwę losy i nie pomyślał, że blondynek to jakiś potwór, nawet przed przemianą ;)U mnie też nowa notka. Troszkę ostrzejsza (w sensie nie bólu.. chociaż.. przyjemny ból, to raczej tak xD malutki..ojj zobaczysz sama xD) No i oczywiście czym by była Ksenia, bez nowej postaci? xDD Jeszcze tylko 2 nowych będzie ;P

    OdpowiedzUsuń
  2. Notka jak zawsze rewelacyjna i bardzo mi się podobała :)Jako że pierwszy raz komentuję tu notkę chciałam tylko dodać, że twój blog jest moim ulubionym i cieszę się, że tak często na nim piszesz.Niecierpliwie czekam na kolejny wpis

    OdpowiedzUsuń
  3. Cuuudo! Jednak Syri nie jest az tak glupi :)

    OdpowiedzUsuń
  4. ~Lunitari~~Luni-chan17 kwietnia 2009 17:08

    Syriusz jest taki kochany :D:D:D Mieć takiego chłopaka przy sobie to skarb :D:D:D:D Oby tylko Remi nie wpadł w histerię jak zobaczy rany Balcka :D Ale najważniejsze że cała ekipa wie i Remi nie musi się już z tym kryć :D:D:D Ehh nie mogę się doczekać kolejnej notki :D:DWeny, neta i wszystkiego co najlepsze xDxD

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojj będzie gorąco, będzie xDD Lubię zaskakiwać xD Ale... przynajmniej wyjaśni się jedna, poważna sprawa.. powiem nawet, że prawie główna. Tak.. na 2 miejscu. Złagodziłam trochę to opowiadanie..(skąd w 15-latce było tyle agresji o_o' xDD) Teraz zamiast słów typu (chociaż czasem muszą być) "bił, kopał' i td, jest "szarpał' co wymaga mniej.. bólu xD Wiesz.. pisząc to opowiadanie przebywałam z kuzynek, który ma 8 lat, a potrafi godzinami mówić o ludziach rozbijających się o skały.. więc chyba mi się udzieliło. W połowie "Zaufać przyszłości" (gdy kuzyn wyjechał) zaczęłam dostrzegać pozytywy tego świata i strasznie mnie przytłoczyło to opowiadanie, więc zostawiłam je na jakiś czas. Dlatego od połowy, mimo iż pojawiają się momenty grozy, zaczyna się robić luźniej.. tak myślę xP I o czym bym zapomniała, są scenki podobne do tych z dzisiejszej notki i ... bardziej .. odważne xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Dodałaś notkę o 7 rano O.o Ty w ogóle nie śpisz?Notka Boska. Syriusz jest taki kochany...Już się nie mogę doczekać aby dowiedzieć się co wykombinowali :D

    OdpowiedzUsuń
  7. uchh jak dobrze że wszyscy już więdzą syri jest ukochany =** a wilczkowi napewno będzie teraz lżej z tym wszystkim ... ;p nie moge sie juz doczekac następnego rozdzialiku pamiętaj... jesteś najlepsza Kirhan jeśli chodzi o parkę remi/syri !!! (według mnie) życzę weny i pozdro

    OdpowiedzUsuń
  8. Teraz to mi Syriusz zaimponował swoją dojrzałością i spostrzegawczością xD

    OdpowiedzUsuń
  9. Hejeczka,
    wspaniale, czyli już od bardzo dawna się zastanawiał co sie dzieje, dlaczego tak co miesiac, dobrze że jest przy nim...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń