środa, 8 kwietnia 2009

Zmiana płci vol. 5 the end

Oparłem głowę o ramię Syriusza patrząc z lekkim zdziwieniem na unoszącą się kilka centymetrów nad ziemią kobietę. Miała na sobie przewiewną, lekką, zieloną suknię do kostek. Bardzo gęste blond włosy opadały na ramiona i piersi. Pełne, czerwone usta układały się w uśmiechu. Na głowie miała wianek z polnych kwiatów. Widziałem ją po raz pierwszy i sam nie byłem pewny, czy to nie złudzenie. Była bardzo piękna. Wyciągnęła jasną dłoń w naszą stronę podając nam zwinięty na kształt koperty pergamin z pieczęcią szkoły. Kiedy tylko Syri wziął od niej liścik rozpłynęła się pozostawiając po sobie wyłącznie mgiełkę o świeżym zapachu trawy i deszczu.

Wyjrzałem przez drzwi patrząc na inne pokoje. Tam również pozostała już tylko mgła, a zaskoczeni uczniowie patrzyli po sobie. Odwracając się rzuciłem kruczowłosemu pytające spojrzenie. Otworzył kopertę gdzie na wewnętrznej stronie była krótka informacja.

- Antidotum jest już gotowe. Uczniowie proszeni są o zebranie się w Pokoju Wspólnym swojego Domu. Podpisano, Albus Dumbledore – Syriusz, mimo iż przeczytał to na głos podał mi wiadomość. Przebiegłem spojrzeniem po literach i uśmiechnąłem się z ulgą. Wszystko miało wrócić do normy jeszcze tego dnia.
Złapałem Blacka za rękę i wyciągnąłem szybko z sypialni. Starsi uczniowie czekali już na dole schodów siedząc przy stolikach czy też na kanapie. Rozmawiali żywo na najróżniejsze tematy czy to używając przesadnej mimiki czy też przedstawiając swoje słowa w obrazach nad głowami. Niektórzy mówili szybko jakby bali się, że nie zdążą przed przybyciem dyrektora. Ja wyczekiwałem jego przybycia z utęsknieniem, Wszystko miało wrócić do normy, wszyscy mieli być zupełnie normalni, o ile można było to kiedykolwiek powiedzieć o niektórych z uczniów.

Na samym początku pojawili się skonfiskowani przez McGonagall, wyjątkowo niepoprawni chłopcy, widać było, że już całkowicie zdrowi, zaś za nimi weszła nauczycielka i sam dyrektor. Mężczyzna uśmiechał się szeroko prowadząc przed sobą w powietrzu kociołek. Coś ze środka niesamowicie śmierdziało. Zakręciło mi się w głowie, jako że moje zmysły wyczuwały to o wiele dokładniej i z trudem powstrzymałem odruch wymiotny. Inni z resztą także nie wydawali się obojętni. Zasłaniali nosy i krzywili się. Kilkoro było zielonych na twarzy. Syriusz przyłożył mi do nosa swoją bluzę i uśmiechnął się przez łzy. On sam z wielkim trudem wytrzymywał ten odór.

- Gdzie mamy pana Pottera? – dyrektor ruchem różdżki postawił kociołek na środku pomieszczenia, zaś, kto mógł odsuwał się od tego jak najdalej. W środku bulgotała jakaś szarawa maź z grudkami. Wyglądała na wyciąg z brudnych skarpet w krochmalu. Znowu zbierało mi się na wymioty, kiedy pomyślałem o czymś takim. – Och, James! Tu jesteś – mężczyzna wskazał okularnika palcem i zdecydowanym jego ruchem pokazał mu, że ma podejść. J. nie wydawał się zachwycony, że ktoś wyciąga go z tłumu, w którym ocierał się o nogi Kinna.
- Taak? – czujny chłopak przyglądał się nieufnie nauczycielowi, który bez przerwy obdarzał go przyjemnym, ciepłym uśmiechem. Nagle wyjął z kiszeni szaty całkiem duży kubek i napełnił go mazią z kotła.
- Proszę pokazać innym jak mężczyzna przyjmuje na siebie odpowiedzialność za swoje czyny. Wypijesz to jako pierwszy. – dotąd pewny siebie Potter nagle zamienił się w strachliwego kota, który jeżył się i odwrócił by uciec. McGonagall złapała go w porę na skórę na grzbiecie, zaś, kiedy kot znowu stał się Jamesem przytrzymywała go za ucho by nie próbował uciekać.
- Nie, nie, ja błagam! Nie chcę... – powtarzał płaczliwie patrząc mglistym wzrokiem na bulgoczącą nawet w kubku maź. – Wszystko tylko nie to!
- Ale to naprawdę nie jest takie złe... – niebieskie oczy Dumbledore’a rozbłysły tajemniczo. Przyłożył niemal siłą kubek do ust Jamesa i przechylił wlewając mu do gardła wywar. Okularnik zaczął się rzucać jak oszalały i zwinął się na podłodze kiwając w przód i tył na nogach. Wydawał się pluć byleby jakoś oswoić się zapewne ze smakiem roztworu, lub czymkolwiek miało to być. Z żałosną miną wstał. Wydawał się zupełnie normalny, taki jak przed nieszczęśliwym wypadkiem z ziółkami w Wielkiej Sali.

- Paskudne! – warknął wycierając usta i uciekając do pokoju. Byłem pewny, iż poszedł przepłukać zęby, język i całe wnętrze jamy ustnej byleby pozbyć się nieprzyjemnego smaku, o którym mówił.
- A teraz poproszę kolejnych chętnych. Nie ma się, co bać, każdy i tak dostanie swoją porcję. – słowa mężczyzny wcale mnie nie pocieszyły, a i chętnych widać nie było. Co po niektórzy na palcach starali się wymknąć do pokoju, jednak nauczycielka transmutacji szybko rzuciła zaklęcie zamykając nas w środku magicznej kopuły.
- Wyjdzie tylko ten, kto wypije swoje antidotum. – podkreśliła nieczule. Robiło mi się słabo, kiedy widziałem starszych chłopców podchodzących do kociołka w kolejce. Poczułem dłoń na ramieniu i zobaczyłem lekko uśmiechniętego Andrew.
- Nie bój się nam zasłonili oczy i podawali to po kryjomu. Niektórzy nie wytrzymali i zwymiotowali. – jakby zapowiadał najgorsze jakiś nastolatek wybiegł pędem z kręgu zasłaniając usta. Słyszałem już tylko odgłos wymiotowania z jego pokoju. To sprawiło, że większość cofnęła się o kolejne kilka kroków. A mimo to dyrektor nadal zachęcał nas ciepłym uśmiechem. Przeszły mnie ciarki, kiedy pomyślałem, że i mnie to czeka.
- To tylko chwila – Sheva pchnął mnie w tamtym kierunku, przez co znalazłem się w połowie kolejki liczącej siedem osób. Chciałem płakać by uniknąć zetknięcia się z tym śmierdzącym roztworem. Kręciło mi się w głowie jeszcze bardziej i chyba tylko siłą woli starałem się pozostać przytomny.
Dyrektor podał mi kubek w kwiatki. Szara zgnilizna, która pływała w równie szarym błocie zabulgotała złośliwie. Poczułem, że zaraz zwymiotuję, a jednak kubek został mi wyrwany z ręki. Syriusz stanął przede mną z wielkimi oczyma. Zamknął jednak powieki i wypił za jednym zamachem wszystko. Widziałem jak zmusza się do przełykania. Oczy zaszły mu łzami, a ciałem wstrząsnął znajomy impuls.
- O, Merlinie! – wydusił i biegiem uciekł do naszej sypialni. Teraz już wiedziałem, że nie ma dla mnie ratunku.
Odór sprawił, że musiałem zasłonić nos, kiedy przysuwałem to coś do ust. Ręce trzęsły mi się, a całe ciało usilnie chciało protestować. Zamknąłem oczy tak mocno, że głowa rozbolała mnie bardziej niż dotychczas. Wziąłem jeden łyk. Nie przełknąłem tego nawet, a już poczułem jak wraca mi się ostatni zjedzony posiłek. Na siłę przełknąłem to coś i znowu drgnąłem chcąc zwymiotować. Nigdy nie miałem w ustach czegoś równie paskudnego. Gdybym miał nadawać temu smak powiedziałbym, iż jest to mieszanka mleka i oleju zaś grudki w środku były jak kawałki zapleśniałego serka topionego. Łzy puściły mi się z oczu. Znowu przyłożyłem do ust to paskudztwo i zacząłem pić najszybciej jak mogłem. Odłożyłem gwałtownie kubek i przełknąłem ostatni łyk. Kilka razy powstrzymałem odruch wymiotny i w końcu mój żołądek przyzwyczaił się do tego okropnego smaku. Nie chciałem nawet płukać ust. Gdybym to zrobił z pewnością skończyłbym podobnie jak Black. Na szczęście chłopak jakoś się opanował i stał na schodach z kilkoma innymi osobami, które miały to już za sobą.
Dołączyłem do niego, a on objął mnie w pasie ręką i patrzyliśmy na męczarnię, jaką przeżywali inni. Najgorzej znosiły to chyba dziewczyny. Rzadko trafiała się jakaś, która nie musiała zwymiotować.
Zajęło to naprawdę sporo czasu, za to, kiedy było po wszystkim dyrektor wydawał się zadowolony. Jego uśmiech był szerszy niż na początku.
- Teraz możecie spokojnie iść na podwieczorek – rzucił na wielka grupa osób, które jako jedne z ostatnich piły te paskudną maź biegiem rzuciło się do swoich pokoi i łazienek. Cieszyłem się, że nie należałem do tych osób. Dumbledore wydawał się trochę zdziwiony ich reakcją, chociaż widać było, że on nie musiał nawet próbować swojego naparu. Miał szczęście, którego nie miało żadne z nas. James nie pokazał się za to na oczy nikomu, kto musiał przez niego przezywać te katusze. Zamknął się w sypialni czekając aż wszystkim przejdzie, chociaż z tego, co widziałem i sam czułem, nikt nie myślał o mszczeniu się na okularniku. Raczej każdy zajęty był szukaniem sposobu na zabicie tego okropnego smaku jako pozostawał po tym specyfiku. Nawet mi było nadal niedobrze i musiałem się położyć by o tym zapomnieć i odpocząć. Myśli o zniszczeniu Pottera za to wszystko odeszły w zapomnienie. Nie chciałem pamiętać czegoś tak paskudnego.

9 komentarzy:

  1. Opowiadanie świetne. ^^ Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. xD

    OdpowiedzUsuń
  2. zuzannatomasinska@wp.pl8 kwietnia 2009 17:45

    Ojej jestem druga :D Opo boskie :D My wciskaliśmy dzieciakom że tran to napój bogów. Reakcje były podobne. Pozdrowienia i wesołych świąt!

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne opowiadanko :D Naprawdę im wszystkim współczuje i czekam na następne :P Wesołego jajka !

    OdpowiedzUsuń
  4. Heh i wszystko wróciło do normy, chociaż będzie mi brakować tych dziwnych wygłupów Syriusza:D Życzę udanych świąt i maaaaasy prezentów, oj to nie te święta:D xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Smak się ulotni, a Pottera zawsze można złapać xD Szkoda, że to już koniec.. z chęcią poczytałabym sobie o wybrykach Corniego i Pottera.. o niegrzecznych myślach Shevy.. i dziwnych zachowaniach Syriego xD Mimo wszystko, to było zabawne i bardzo fajne xDKorzystając z okazji (bo nigdy nie wiadomo jak to będzie) pragnę złożyć Ci serdeczne życzenia; smacznego jajka, mokrego dyngusa, weny nieustannej i ciepłych, udanych świąt ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Notka suuper xDDługo wyczekiwana i wspaniała ^^I wszystkiego najlepszego z okazji świąt xDI mokrego dyngusa ;p

    OdpowiedzUsuń
  7. yuzuki576@op.pl9 kwietnia 2009 16:28

    Super notka oby tak dalej... Dzięki tobie i kilku innym osobom wreszcie postanowiłam pisać bloga.Link http://opowiadankaija.blog.onet.pl/ mam nadzieje że choć trochę ładny...

    OdpowiedzUsuń
  8. ~Lunitari~Luni-chan9 kwietnia 2009 20:36

    He he zakończone ciekawym akcentem :D:D:D No cóż ciesze się że nie jestem na ich miejscu, biedny Remi to musiał być ohydny napar . . . Notka fajna nawet :D Wesołych Świąt i mokrego dyngusa xD

    OdpowiedzUsuń
  9. Hejeczka,
    koniec męczarni, ciekawe czy to antidotum specjalnie tak wygladalo i smakowało...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń