niedziela, 7 czerwca 2009

Zielona

Notka na Ai no Tenshi! Jak obiecałam!

 

8 listopad

Historia magii, chwila odpoczynku po ciężkim dniu. A w tym wypadku raczej tygodniu. Profesor Binns unosił się przy wielkiej tablicy z rozmieszczeniem wojsk i powoli pokazywał nam jak przesuwały się dwie wrogie armie podczas kolejnej już batalii pomiędzy czarodziejami, a goblinami. Jego głos był przepełniony podnieceniem, a rękoma wymachiwał jak oszalały, kiedy relacjonował tamte wydarzenia. Nie mogłem powstrzymać drobnego uśmiechu, kiedy obserwowałem go tak bardzo pochłoniętego swoją lekcją. Nie zauważał ani znudzenia większej części klasy, ani tym bardziej nie słyszał szeptów z tej, czy innej strony. Uwielbiałem go za to. Kochał to, o czym mówił, nawet, jeśli czasami rzeczywiście potrafił zanudzić ucznia nazbyt długim rozwodzeniem się nad jednym szczegółem. W tej chwili, podczas tego zwariowanego tygodnia jego wywody były kojące. Nareszcie coś cudownie nudnego, gdy wszystko inne było zakręcone i pomieszane. Niezastąpiony profesor pokazał jak bardzo potrafi być przydatny.

Szkoda tylko, że nie mogłem podobnie określić Syriusza. Chłopak wychodził z siebie, byleby tylko zniszczyć tą senną atmosferę zajęć. Już na samym początku zdjął z moich włosów gumkę i zamiast niej założył mi cienką, jaskrawo zieloną gumeczkę-opaskę z białym nadrukiem. Odgarnął dzięki temu do tyłu moje włosy i nadał wyglądu długowłosych graczy quidditcha. W prawdzie, kiedy założyłem kapturek nie wiele było widać, jednak miejscami zieleń gumki kontrastowała z czerwienią materiału. Syri uznał, że dzięki temu wyglądam jeszcze bardziej słodko. Teraz znalazł sobie inne zajęcie nie mniej denerwujące niż jego wpatrywanie się we mnie.
Uklęknął na swoim krześle i przechylił się do przodu. Jego usta były zaraz przy moim uchu i poruszały się lekko, gdy szeptał, zaś usta muskały subtelnie płatek. Musiał specjalnie uchylić mój kaptur by mieć do mnie lepszy dostęp. To sprawiło, że ciepły oddech, w ten chłodny dzień, przyjemnie ogrzewał szyję. Było mi naprawdę dobrze, chociaż nie o to chodziło chłopakowi i zadbał, bym nie mógł rozkoszować się tą lekcją. A pomyśleć, że brakowało mi do pełni szczęścia jeszcze tylko kubka gorącej herbaty z cytryną i miodem, by rozgrzać całe ciało jeszcze przed zimą.

- Wiesz, co ci zrobię, gdy będziemy już normalni? Albo nawet nie... Wiesz jak chciałbym to rozegrać? – zaczął powoli i niemal namiętnie. Na szczęście, póki, co nie wywołał tym rumieńców, jednak znając Syriusza i mnie, była to tylko kwestia czasu. – Wziąłbym cię do biblioteki – kontynuował – Pouczył się z tobą jakiś czas, a później odsunąłbym od ciebie wszystkie książki i usiadł przed tobą w ich miejscu. Wstałbyś, tego jestem pewien, i chciał mnie odgonić, ale wtedy ja wykorzystałbym swoje zdolności. Złapał cię za krawat i przyciągnął. Nie zdążyłbyś nawet stawiać oporu, od razu wpiłbym się w te cudowne, słodkie wargi. Miałyby smak czekolady mlecznej, którą zjadłeś zaledwie w piętnaście minut po zdjęciu tego czaru. Nie mógłbyś protestować czując, że znowu jest nam tak dobrze, jak na początku. Całkowicie podległy moim zachcianką przysunąłbyś się bliżej znajdując miejsce między moimi rozsuniętymi udami. Wtedy ja objąłbym cię za szyję i całował mocniej. Zupełnie jakbym to ja miał być uległy, ale zadziorny, a ty poważnym, dominującym elementem naszego związku. – tym razem się zarumieniłem. Nie mógłbym tego nie zrobić. Uległy Syriusz. To byłoby zaskakujące, ale i słodkie. Chyba nawet chciałbym, chociaż jeden raz mieć okazję oglądania go takim. – A wiesz, do czego doszłoby później? Byłbyś tak nie dopieszczony, tak wygłodzony, że nie zwracając uwagi na to gdzie jesteśmy zacząłbyś zdejmować z siebie ubranie... – i mój spokój, nuda i beztroska powoli ustępowały miejsca dziwnym wizją Syriusza, które przypominały mi o tym, że obaj nie czujemy już przyjemności z pieszczot, ale już samo wspomnienie tego sprawiało, ze serce biło mi szybciej.
- Profesorze? – podniosłem rękę, a Syriusz szybko usiadł normalnie warcząc coś pod nosem. Mogłem go chyba ostrzec, ale jakoś nie było okazji. Zbyt dużo mówił. – Czy mógłby pan podać przykłady jakiś tortur, którym poddawano wtedy czarodziejów, a których nie mogli uniknąć? – w prawdzie pytanie zadałem niewinnie, jednak zaraz potem odwróciłem się do Syriusza i rzuciłem mu długie, wymowne spojrzenie. Taka wiedza raczej mi nie zaszkodzi, a może utrzymać wodze wyobraźni kruczowłosego w ryzach.
- Tortury? Ach, tak! W tamtych czasach gobliny były jeszcze bardziej pomysłowe! – podjął wątek z radością. Był profesorem, któremu z łatwością można było narzucić temat zajęć, bądź odrobinę go zmienić. Wystarczyło tylko utrzymać się w klimacie historycznym. – Dziękuję, Remusie, że zwróciłeś na to uwagę! – klasnął w dłonie, o ile duchy mogą klaskać – Wyobraźcie sobie, że gdy na samym początku mugole złudnie myśleli, iż uda im się dręczyć czarodziejów gobliny poszły krok, czy nawet dwa na przód. Poznały część możliwości, jakimi dysponujemy! Ach, jakież to były majstersztyki! Nakłuwanie punktów witalnych! – profesor był rozochocony i unosił się w jedną i drugą stronę gestykulując przesadnie – Jak niesamowite były te igły zakończone haczykiem! Nie było możliwości by nie odczuć bólu, gdy coś takiego wbijano w ciało i obracano by zahaczyć mięsień. Wierzcie mi okropny ból! A chłosta przy użyciu podobnych zakończeń? Okropność! Gobliny skorzystały z okrucieństwa Rzymian. – rozkręcał się powoli i coraz szybciej. Syri przełknął za to głośno ślinę. Wilcze zmysły chyba podpowiedziały mu, że o ile Remus nigdy nic podobnego by nie zrobił, o tyle Czerwony Kapturek nie był do końca Remusem i mógłby sięgnąć po niektóre z tych pomysłów.
Niestety profesor ledwie się rozkręcił, a już musieliśmy kończyć zajęcia. Black przyjął to uspokajającym westchnieniem. Nawet nie planował wspominać o niedokończonej, przerwanej wizji sprzed kilkudziesięciu minut. Dla mnie było to ogromnym plusem.
Wyszliśmy spokojnie i powoli z sali. Jakoś nigdzie nam się nie spieszyło, a Slughorn i tak nie zaczynał zajęć zanim nie zrobił sobie budyniu, a to oznaczało, że lekcje zaczynały się około pięć minut później niż na planie. Tym jednak razem zamiast przygotowywać się do eliksirów stał pod salą historii magii najwyraźniej czekając na nas. Pomachał w naszym kierunku i to właśnie zdradziło jego zainteresowanie naszą grupką.
- James, mogę cię prosić na chwilkę? – zawołał, więc sprawnie wyminęliśmy mężczyznę kłaniając mu się tylko nisko. Potter mruknął pod nosem: „Wielkie dzięki, niech tylko mnie rozszarpie”. Jednak Slughorn nie wyglądał na takiego, który miałby na to ochotę. Raczej wydawał się uśmiechnięty i pełen zadowolenia, jakby trafiła mu się główna wygrana w jakimś konkursie na najlepszego czarodzieja roku. Stanęliśmy jednak z boku czekając na okularnika. Gdyby jednak coś miało się dziać, nie mogliśmy zostawić go całkiem samego.
Nauczyciel sięgnął do torby i wyjął z niej jakiś sweterek z pluszu z łapkami króliczka. Wydawało mi się, że teraz pozostawała już tylko dupcia, głowa i kamizelka Królika z Alicji. Mimo wszystko Potter pobladł. Zabrał naturalnie kolejną część stroju i podziękował wylewnie profesorowi, co wnioskowałem po dumnej i pełnej wyniosłości minie nauczyciela. Eliksiry chyba miały nam upłynąć całkiem spokojnie i miło, skoro J. już plusował.
Z miną najpierw niesamowicie szczęśliwą, zaś później im dalej był od mężczyzny tym bardziej była ona udręczona podszedł do nas. Kazał przytrzymać swoje rzeczy i założył sweterek. Wyglądał komicznie, ale chyba nie to tak go dręczyło. Dowiedzieliśmy się o tym chwilę później, gdy przekładał przez głowę pasek torby.
- Zauważyliście coś dziwnego? – zmarszczył czoło prychając, gdy królicze pałki utrudniały mu wszystko, a nie chciał ich na razie zdejmować z dłoni by swobodnie dyndały. Żaden z nas jednak, nie wiedział, o co mogło dokładnie chodzić w tym pytaniu, więc wraz z przyjaciółmi kręciliśmy głowami. – A podobno to ja jestem głupi – mruknął pod nosem, jednak szybko porzucił schlebianie sobie – Zaczęło się od znalezienia, ale teraz wszystko przynoszą mi nauczyciele. Dociera? Przy moim szczęściu sam koniec będzie na kolankach u McGonagall, a ona nie jest ciemna. Do razu do niej dotrze, że to moja sprawka! – minę miał męczeńska, jakby już teraz szedł do gabinetu profesorki na niekrótką rozmowę, podczas której miały się jakoś wykręcić. Poniekąd miał rację i chyba każdy z nas to zauważył, jednak nie zwrócił na to szczególnej uwagi. Trzeba było tu perspektywy Pottera by dotrzeć do sedna sprawy. Nauczycielka transmutacji i James Potter. Naturalni wrogowie, a teraz prawdopodobnie kobieta będzie miała okazję by go rozszarpać na drobne kawałeczki.
- Nie bój się, króliczku. Pomożemy ci... Chyba... – Syri posłał niepewny mimo wszystko uśmiech i pchnął okularnika w stronę kolejnej sali lekcyjnej. James wyglądał tak jakby miał zamiar go zabić za to zdrobnienie. Stał się strasznie wrażliwy na punkcie swojego stroju, który denerwował go w każdym centymetrze materiału.

3 komentarze:

  1. Haha ! James coraz bardziej przypomina króliczka ! Słodki ! *.*Ach ten Syri i jego fantazje xDSzkoda że Remus nie dał mu dokończyć ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe co dostanie od profesorki xDD Mm Potter w stroju króliczka.. nic tylko robić wieczór panieński xD Perwersje Syriego zawsze pozostaną najlepsze xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    cudnie, ach Syriusz i te jego fantazje, ale Remus szybko ostudził jego zapał, och James coraz bardziej przypomina królika...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń