środa, 3 czerwca 2009

Zmęczeniee...

7 listopad

Siedziałem w Pokoju Wspólnym wraz z resztą przyjaciół towarzysząc Jamesowi w oglądaniu jego ukochanego Gryfona, który niewinnie grał w jakąś planszówkę z Jasiem. Wszystko było zwyczajne i nudne i właśnie takie miało być, a jednak nie mogło. Jeden ze starszych chłopaków z naszego domu przyniósł mi liścik. Na pergaminie ładnymi, lekko zdobnymi literami wypisano moje imię i nazwisko. Syriusza postawiło to na nogi. Popatrzył na mnie podejrzliwie, po czym pokręcił głową, odpowiadając sobie na nie zadane jeszcze pytanie. Przynajmniej wiedział, że bym go nie zdradził.
Gdy popatrzyłem zdziwiony na chłopca, który to dostarczył ten wydawał się przekonany, iż wiem, od kogo jest liścik. Jak gdyby nigdy nic uśmiechnął się.
- Napiwku nie trzeba – mrugnął i odszedł do kolegów, którzy właśnie go wołali, a chwile wcześniej podrywali jakąś dziewczynę z szóstego roku.
Black obwąchał kopertę. Miałem tylko nadzieję, że nikt tego nie widział, gdyż mogliby pomyśleć, że naprawdę mu odbiło i wysłano by go do Św. Munga, a to zapewne byłby koniec naszej miłosnej przygody. Wątpię by wypuszczano mnie ze szkoły w odwiedziny do chorego psychicznie kochanka, który obwąchuje cudzą korespondencję.
- To od niego – mruknął warcząc na list. Zmarszczyłem czoło nie bardzo to rozumiejąc. – No od NIEGO – zaakcentował powtarzając. Uśmiechnąłem się ironicznie kręcąc głową.
- Od kogo? – nie dotarło do mnie, o kim mówi. Z resztą przy jego zachowaniach czasami ciężko byłoby czegokolwiek być pewnym.
- Wavele! – syknął – To jego zapach. – byłem o krok od załamania. Przesadzał, naprawdę przesadzał, a przez tę wilczą formę było jeszcze gorzej.
- Poznajesz go po zapachu i chcesz mi powiedzieć, że to ja powinienem się wystrzegać? – uniosłem brew patrząc na chłopaka ironicznie – Dobrze rozumiem? – chłopak prychnął.
- Przysłał ci liścik? Przysłał. To, czego jeszcze chcesz? – przewróciłem oczyma. Miałem nadzieję, że chodzi mu o książkę, którą miał mi pożyczyć dotyczącą run nordyckich. Otworzyłem list i zacząłem czytać. Syriusz patrzył mi przez ramię mrucząc do ucha przeczytane słowa:

- „Drogi Remusie – prychnął ponownie, jednak kontynuował – Jakimś dziwnym trafem znalazłem w moim gabinecie dziwne pantofle kształtem przypominające królicze łapki. Dołączona do nich karteczka wskazuje na to, iż jest to własność Jamesa. Byłbym wdzięczny, gdybyś pojawił się u mnie dzisiaj. Naturalnie te pantofle są wyłącznie formalnością, jako że prawdziwym powodem, dla jakiego pragnę byś się zjawił jest książka, o którą prosiłeś. Bardzo mi miło, iż tak cię one interesują. Oczywiście Syriusz również jest mile widziany.” – pod spodem był podpis: „Victor Wavele”, jednak tego Syri już nie czytał.
- J., mamy dla ciebie kolejną część... J....? – popatrzyłem na zahipnotyzowanego obserwowaniem Kinna chłopaka. Nie słuchał nas, zapewne nie słyszał, ani nie widział już nic poza jednym tylko nastolatkiem. Z westchnieniem uznałem, że to normalne. Ostatnio i tak każdy z nas miał jakieś swoje dziwne dni.
- Syriuszu, idziemy – wstałem pokazując Syriuszowi wyjście z Pokoju Wspólnego i sam skierowałem się w tamtą stronę. Black podążył za mną. Dobrze wiedziałem, że gdybym mu zabronił stawiałby się i pewnie wysnuł kilka podejrzanych teorii. W ten sposób było bezpieczniej.
Nie spodziewałem się szczególnego zaskoczenia ze strony mężczyzny na widok kruczowłosego. Był chyba nawet rozbawiony, gdyż musiał nauczyć się już, iż Syri nigdy nie zostawia mnie samego.
Ledwie weszliśmy do gabinetu, a nauczyciel wręczył mi książkę zaś Syriuszowi sięgające połowy ud papcie. Gdybym to ja znalazł się na miejscu mężczyzny i trafił na coś podobnego w gabinecie chyba parsknąłbym śmiechem. Już byłem pewny, że Potter nie spojrzy na nie przez pryzmat rychłego zakończenia tej historii. Raczej będzie się rzucał i mruczał, jak bardzo nie chce ubierać na siebie czegoś takiego. W tym wypadku jakoś mu się nie dziwiłem i sam miałbym pewnie zastrzeżenia, gdyby to mnie przypadło coś takiego nosić.
- Napijecie się czegoś, zapewne – nie musieliśmy odpowiadać, gdyż od razu zajął się przygotowywaniem nam czegoś. Było chłodno, a ja czułem się zmęczony dniem. Kubek z gorącą herbatą z miodem i cytryną był dla mnie przyjemnym bodźcem. Nauczyciel zachęcił nas byśmy usiedli, gdy on sam zajął swoje miejsce przy niewielkim, okrągłym stoliku. Syriusz cały czas patrzył na profesora tak, jakby oczekiwał, że zaraz zobaczy coś szczególnego, co mu się nie spodoba. Zapatrzony w niego nie dostrzegł podwiniętej fałdy dywanu. Potknął się i wylądował wprost w ramionach nauczyciela, którego przecież nie lubił. Miałem zamiar mu to wypomnieć następnym razem, podobnie jak poprzednią tego typu sytuację. Profesor patrzył na niego zaskoczony, ale i rozbawiony. Syri zarumienił się, co było bardzo cennym widoczkiem, i szybko odskoczył.
- Przepraszam – dygnął i szybko dochodził do siebie siadając obok mnie.
- Ach, właśnie, Remusie. Przydałby mi się ktoś... – zaczął nauczyciel, jednak nie skończył całkowicie, gdyż już dało się słyszeć Blacka.

- Ja się tego podejmę. – ja mogłem wtedy tylko milczeć i wsłuchiwać się w ich rozmowę, chociaż chwilową – Mam czas, więc o cokolwiek chodzi chętnie się tym zajmę.
- Cudownie – mężczyzna klasnął w dłonie – Za dwa tygodnie w czasie wycieczki do Hogsmade będzie mi potrzebny ktoś tutaj na miejscu. Wytłumaczę ci wszystko innym razem. Bardzo się cieszę, że chcesz pomóc, z pewnością twoja pomoc mi się przyda.
Syriusz skinął głową i chyba nagle poczuł się niepewnie. A może nawet przez swoją porywczość właśnie wpakował się w coś? Ja odpowiedzi nie znałem, jednak on wydawał się odrobinę zmieszany. Dopił szybko swoją herbatę i najwyraźniej nad czymś myślał. Poszedłem w jego ślady grzejąc się ciepłym napojem. To wszystko było dziwne, albo to ja byłem zmęczony. Miałem ochotę położyć się spać, chociaż wiedziałem, że nie mogę. Zaowocowałoby to bólem głowy, o tym byłem przekonany, a właśnie tego nie chciałem.
- My już chyba pójdziemy – przeciągnąłem się i ziewnąłem niechcący. Od dnia tej dziwnej historii z książką wydawało mi się, że nie mogę się wyspać i ciągle jestem na wpół przytomny. Byłem pewny, że to przez brak słodyczy i słońca. Zapowiadała się ciężka zima i miałem nadzieję, że zdołam do tego czasu pozbyć się tego czerwonego kapturka, wyspać, najeść łakociami i wyprzytulać z Syriuszem. Tego mi brakowało.
- Odprowadzę was kawałek – zaoferował się profesor. Syriusz szybko znalazł miejsce, które mogło mu posłużyć za punkt strategiczny. Swoim ciałem odgrodził mnie od ramienia idącego przy nas mężczyzny. Czasami ocierali się nawet o siebie bokami, kiedy korytarz stawał się węższy. W końcu nauczyciel przeprosił nas i oddzielił się skręcając w stronę gabinetu Flitwicka. Zostałem sam z Syrim, który nawet nie był chętny do rozmów. Dopiero po chwili zatrzymał się gwałtownie.

- Zostawiłem pod jego gabinetem bluzę! – krzyknął – Poczekaj tutaj – rzucił się biegiem z powrotem. Mnie nie pozostało nic innego jak usiąść na pniaczku ścieżki, korytarza i poczekać na niego, tak jak prosił. Zamknąłem oczy opierając głowę o ręce i starałem się odespać zmęczenie w przeciągu króciutkiego czasu. Przeszkadzało mi tylko tykanie zegarka. Tylko skąd tam wziął się zegarek? Podniosłem głowę skupiając się na otaczającym mnie miejscu. Skąd ten odgłos tykania? W pobliżu nie było nic, co mogłoby go wydawać, ani też nikt się tam nie kręcił. A jednak nadal słyszałem ciche ruchy wskazówek. Aż przeszły mnie dreszcze.
Syriusz wrócił w oka mgnieniu ucieszony. Tykanie ustało, jednak, kiedy tylko mnie dopadł i odpoczął chwilę po biegu znowu się nasiliło. Spojrzałem na chłopaka by wiedzieć, czy i on to słyszy. Marszczył nos i nasłuchiwał, więc miałem pewność, że nie oszalałem.
- Co to? – mruknął jakby ten dźwięk go denerwował. Pokręciłem głową w geście niewiedzy. Wsłuchiwaliśmy się obaj i powoli ruszyliśmy w stronę dormitorium. Wcale mi się to wszystko nie podobało. Nudne dni, dziwne zdarzenia, brak chęci na łakocie i pieszczoty. Bajki wcale nie były takie fajne, jak mi się z początku wydawało. Czym innym było ich czytanie, a czym innym życie jako ich część. Stanowczo popierałem to pierwsze, a sprzeciwiałem się drugiemu. Tęskniłem za normalnym życiem coraz bardziej.

5 komentarzy:

  1. spoxkoniu@op.pl3 czerwca 2009 00:50

    Weszłam na twój blog bardzo przypadkowo , tak jak na reszte innych blogów :) prowadze bloga i aktualnie go reklamuje ( jakoś trzeba sobie radzić ) ,dokładnie pisząc szukam czytelników , nic pozatym... dlatego jeżeli cie uraziłam zostawiając tego komentarz to wybacz , nie robie tego na złość... A jeśli jesteś zainteresowana/ny to zapraszam na Love Story In Naruto!! Zabawna , a zarazem doprowadzająca do łez historia www.ss-story.blog.onet.pl Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Lunitari~Luni-chan3 czerwca 2009 02:07

    He, he co mogę powiedzieć notka ciekawa no i powoli kompletuje się strój J. :D:D:D Co do tykania to mam wrażenie że powoli zbliża się czas rozwiązania xDxD Ehh mam nadzieje że Remi sobie odbije i to dość konkretnie stracony czas z Syrim :D:D:DNo cóż czekam na kolejną notkę i w dalszym ciągu modlę się o neta dla ciebie xDxD

    OdpowiedzUsuń
  3. Ooo ! Widzę że strój Jamesa powoli się kompletuje !Haha ! I tak mi przyszło na myśl... może ten nauczyciel wcale nie podkochuje się w Remusie tylko w Syriuszu ? xD Bo tak jakoś zawsze na siebie wpadają... ^^Ślicznoo !

    OdpowiedzUsuń
  4. Chłopak z mojego bloga, nie miał ustalonego wieku xD Taki.. 5/6 klasa ;pLemonów to w moim opowiadaniu jeszcze trochę będzie.. xDDEhh te Syri xD Kochane stworzonko xD Bardzo lubię te momenty, gdy profesor wzywa do siebie Remusa, a Syri na niego przypadkiem (XD) wpada. Jeszcze sobie nauczyciel pomyśli, że Black robi to specjalnie, bo chciałby, aby prof. się nim zainteresował xD A teraz jak wyskoczył z tą pomocą, to już w ogóle xDD

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    och fantastycznie coraz bardziej kompletuje się ten strój, a Syriusz z tym obwąchiwaniem listu ;) ciekawe na co się zgodził, wydaje mi się że to tykanie oznacza że powoli zbliza się do rozwiązania...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń