środa, 1 lipca 2009

3 lata Notka Urodzinowa I.

  

 

Alen: To już TRZY latka. Witają Was Alen (ukłon) i Blood.
(Blood wydaje z siebie niezadowolone prychnięcie, jednak szybko zostaje siłą pociągnięty w dół przez Alena.)
Alen: Przyszło nam przeprowadzić tę małą ‘uroczystość’ związaną właśnie z tymi urodzinami. (słodki uśmiech) W planie mamy nudne (odchrząknął i spojrzał niepewnie na Autorkę), lub mniej nudne! (dodał entuzjastycznie) przemówienie, koncert i grilla. Gościem specjalnym jest Pluszowy Blood! (wyciąga maskotkę i zaczyna się do niej łasić)

(Blood przewraca oczyma i wyrywa mu miśka wyrzucając gdzieś w kąt)
Alen: Ej! (otrzymuje za to mrożące spojrzenie i uspokaja się nadąsany) Zaczniemy od Autorki i kilku spraw (pod nosem).

 

Od autorki o Moonlight Secret:

Tematyka:

Jak sama nazwa w tytule bloga wskazuje ‘YAOI’, tak więc zawiera wątki stosunków płciowych. Dlaczego akurat to? Ponieważ mam swoje lata, a wyżyć – tak czy inaczej – musi się każdy. Tak, więc część notek musi być ostrzejsza!

 

Wiek:

Postacie są w najróżniejszych przedziałach wiekowych. Oczywiście nie raz już zdarzały się komentarze, w których zarzuca mi się, że postacie są zbyt młode na stosunki. Na te zarzuty odpowiem tak:

-         Maria urodziła Jezusa mając 13 lat.

-         Organizm chłopaka wytwarza spermę już w wieku lat 11.

-         11 lat to klasa 5 podstawówki. To tylko wydaje się mało, a w takim wieku są najmłodsze postacie w tym fiku.

-         Moja znajoma już w gimnazjum miała dziecko. Jak myślicie, kiedy mogła zaczynać?

-         W niektórych krajach wschodnich kobieta może być mężatką już w wieku lat 11.

-         Jestem fanką shoty, nie mogę zaprzeczyć. To także ma swój wpływ.

 

Stosunki międzyludzkie:

W większości opowiadanie pełne jest słodyczy. Tak, wiem. Jest to zabieg zamierzony. Postacie są męskie i zaprzeczam jakoby niektóre traktowały jedno drugiego jak kobietę. Stosunek do innej osoby opiera się na charakterze i uczuciu do niej, nie zaś na płci. Najlepszy przykład to sposób, w jaki traktuję niektórych kolegów.

 

Rozwój akcji:

Opowiadanie z delikatnego przeszło w mocniejsze. To naturalne. Wszystko się rozwija. Powoli postacie dorastają, a także czytelnik nawyka do coraz mocniejszych scen. To jak szybko dochodzi do zbliżenia postaci zależy od ich indywidualnego charakteru. Dlatego też nie można porównywać na przykład pary Andrew/Fabien do Fillip/Marcel. Każda z tych postaci ma inny charakter i mam nadzieję, że zdołałam to w pełni oddać.

 

Mój stosunek do historii:

Trzecia rocznica, jak już wiemy. Jako autorka bynajmniej nie mogę powiedzieć, że piszę na siłę, co także zostało mi kiedyś zarzucone. Jaka osoba potrafiłaby wyciągnąć 3 lata ‘na siłę’? I kto zdołałby jeszcze pisać kolejne? A zapewniam, że planuję. Tak, więc. Moonlight Secret, który na początku był moim pierwszym poważniejszym fikiem pisanym w Internecie rozwijał się razem ze mną. Mój styl się zmieniał, a historia szła do przodu. Naprawdę wiele jej zawdzięczam i planuję ciągnąć jak długo będzie mi to dane. Kocham ten fik i chociaż mam lepsze i gorsze dni, z niektórych notek – o dziwo – jestem zadowolona. Będę jednak szczera. To, co czytacie na Moonlight Secret jest fikiem w którym nie stosowałam i nie stosuję całego ‘talentu’, jaki posiadam. Osoby czytające Ai no Tenshi oraz Le Miroir wiedzą chyba, o czym mówię. Ten blog jest swoistą ostoją, która wychodzi samoistnie spod moich palców. Uważam także, że prostota tego bloga jest tym, co nie męczy przy częstym czytaniu i najlepiej pasuje do samego oryginału pani Rowling.

 

Alen: Koniec... Mam nadzieję... Po tych wstępach do całości czas na opis powstawania postaci. Część może nie być zaskoczeniem, inne tak. Swoją drogą sam jestem trochę ciekaw. Zwieńczeniem opisu pary będzie krótki minific odnoszący się do ich przyszłości.

 

POSTACI: (każda żyje własnym życiem kierowana moimi odczuciami względem nich. Żyją własnym życiem i za niektóre naprawdę nie odpowiadam.)

Andrew Sheva:

Powstał jako kolejna, brakująca postać do pokoju chłopaków. Swój początek wziął od  Andrija Szewczenko. Nie ukrywam najlepszy męski tyłek, jaki widziałam. Stąd też Sheva. Nie mniej jednak jego wygląd był już kwestią mojego gustu. Z początku miał być zakochany w Blacku, a później w Remusie, co naturalnie się zmieniło. Jego charakter ukształtował się sam. Pasowała mi do niego postać małego zboczeńca, który w młodym wieku dorósł już do związku i namiętności.

 

Fabien Trezeguet:

Kuzyn i przyjaciel Marcela. Jeśli ja jestem Marcelem to Fabienem jest Agnieszka – moja kuzynka i przyjaciółka. Stąd ich powiązanie i bliska zażyłość. Chciałam przedstawić go jako luzaka, przywódcę i... idiotę, jeśli wziąć pod uwagę jak jest nieodpowiedzialny. Więcej o nim dowiecie się na Le Miroir. Jego związek z Shevą wyszedł nagle. Uznałam, że mimo wszystko ładnie zajmie się mały, słodkim, niewyżytym chłopcem. Andrew nagle przeżywał załamanie z braku partnera i wtedy nawinął się Fabien. Nie planował wielkich wzlotów miłosnych, ale nagle się zakochał. Upadły Ród robi swoje.

 

Zakończenie roku szkolnego – koniec, początek, rozstania mniej, bądź bardziej łzawe. Tym razem nie było łez, ale wyraźnie odczuwana pustka. Wspomnienia ‘tamtych’ lat.

Andrew westchnął i szybko potrząsnął głową wyrzucając wszystkie smutki ze świadomości. Na to uczucie było jedno tylko lekarstwo. Szybki powrót do domu!

Chłopak przyspieszył mijając ludzi na chodniku. Jeszcze tylko trzy przecznice i będzie na miejscu. Dwie, jedna i nareszcie skręcił na swoją ulicę.

Wszedł do domu rozglądając się za kochankiem. Mężczyzna wyszedł z salonu i uśmiechnął się szeroko.

- I po wszystkim – stwierdził – Teraz jesteś już niemal mężczyzną. – podchodząc objął go zaciskając dłonie na pośladkach chłopaka – Nie muszę już być posłuszny. Władza wraca do mnie – jego usta mocno przywarły do warg jasnowłosego, który poddał się bez szemrania. Został wprowadzony na oślep do salonu, gdzie już czekał uroczysty obiad. Wszystko było piękne, pachniało, jak w pierwszorzędnej restauracji. Fabien jak zawsze się postarał. Nawet, jeśli musiał być gosposią potrafił jakoś się w tym odnaleźć. Musiał. Ciągle był poszukiwany i widocznie prędko nie miało się to zmienić. Może nawet nigdy?

Andrew zmarszczył nos patrząc na zastawiony stół.

- Zaprosiłeś kogoś? – głupie pytanie. Ilość nakryć świadczyła, że z całą pewnością.

- Kilka osób. Starych znajomych – to wystarczyło. Sheva dobrze wiedział, kto miał się zjawić. Cały rozpromieniony rzucił się na kochanka całując go.

- Rozpieszczasz mnie! – krzyknął rozochocony. – Mój, mój, mój mężczyzna. – całował kochanka po twarzy.

- Muszę skoro teraz to ja przejmuję inicjatywę, a ty masz być grzeczny – zarozumiały uśmiech pojawił się na wspaniałych wargach. Teraz ich zabawy mogły przybrać na sile i być bardziej zdecydowane. Prawdziwa wojna o dominację w łóżku, chociaż pozycje już od dawna były jasne.

 

Michael Nedved:

Ideał metala z czasów mojego tworzenia tej postaci. Tak właśnie powstał. Jest on ucieleśnieniem mojego zamiłowania do starego dobrego metalu i j’rocka. Wszelkie jego muzyczne odchyły są moimi, a problemy (koncert X Japan – mogę jawnie mówić, że właśnie o to chodziło w kryzysie tej postaci) także odzwierciedlają moje.

 

Gabriel Ricardo:

Kolejny metal. Tym razem ta bardziej opanowana wizja metala. Z charakterkiem, naturalnie. Ideał wszelkich cnót dla Michaela. Warte zapamiętania, bo przebił się nawet przez Toshiego. Gdybym miała swojego Gabriela pewnie też byłby ponad moim rozkosznym Toshimitsu. Gabriel powstał jako lekkie przeciwieństwo Michaela i ten, który będzie go prowadził na smyczy.

 

Michael wrócił do domu nad ranem. Już na wstępie dostał w głowę gazetą od kochanka, który czekał na niego w progu.

- Co to miało być?! – warknął na niego Gabriel pokazując pierwszą stronę.

- Ale co? – Ned przyglądał się artykułowi dłuższy czas marszcząc czoło i mrużąc oczy. – Normalne wydanie Proroka Codziennego. Nic nowego.

Gabriel odwrócił gazetę do siebie i zaczął czytać.

- „Po brawurowej akcji młodego aurora...” – spojrzał wymownie na Michaela – Nie muszę czytać nazwiska, prawda? „W Azkabanie osadzono sporą grupę Śmierciożerców. Jak podają źródła chłopak ryzykował życiem i zdołał nie tylko je ocalić, ale i wybić się w tak młodym wieku. Zapytany o powód swojej brawury uśmiechnął się tajemniczo i stwierdził, iż nagrodę za to otrzyma w domu.” Tą nagrodą będzie celibat! – warknął Ricardo – O tym mówiłeś, prawda? Założę się, że właśnie w tej chwili akta całej twojej pięknie schwytanej grupy idą na moje biurko! A ty... – dźgnął mocno palcem pierś chłopaka – Idziesz spać! Bez śniadania i żadnej więcej ‘brawury’! Nie mam zamiaru się zamartwiać za każdym razem, gdy jesteś w pracy!

- Martwiłeś się? – długowłosy chłopak zamrugał zalotnie i objął kochanka, który wyrywał się, chociaż mało zdecydowanie – Teraz powinieneś mnie witać nagi i gotowy w nagrodę i szczęśliwy, że wróciłem...

- Babcia jest w domu. Nie pojechała do sanatorium. Przeniosła wyjazd na następny tydzień. – tym razem Gabriel wyrwał się bez trudu, gdy Michael z otwartymi ustami patrzył w przestrzeń. Jego plany upojnych nocy właśnie legły w gruzach. A przecież specjalnie wziął sobie wolne na najbliższe dni! Robił już plany, kupił dziwne zabaweczki i stroje dla kochanka...

- Bądź grzeczny, bohaterze – wyśpiewał Ricardo i roześmiany wyszedł do salonu by skorzystać z kominka i przenieść się szybko do Ministerstwa Magii.

W prawdzie i on miał nadzieję, że będą mogli się pobawić, niestety do tego nie mógł się przyznać. Michael z pewnością by to wykorzystał, a i tak już zbyt wiele wiedział o Gabrielu i potrafił go doprowadzić niemal do utraty przytomności z rozkoszy. Nieobliczalny, niezaspokojony i dobrze poinformowany Nedved to największe niebezpieczeństwo.

 

Denny ‘Blood’ Zachir:

Nie skłamię, jeśli powiem, że nie pamiętam dokładnie jego początków. Z pewnością jest odzwierciedleniem mojego zamiłowania do blizn. Blood to moje smutne alter ego. Te ciemne strony mojej duszy, że tak powiem. Ciężko do niego podejść i zmienia się bardzo powoli. Sam przed sobą nie przyznaje się do niektórych uczuć. Zupełnie jak ja.

 

Alen Neren:

Wariat. Właśnie kogoś takiego było mi trzeba. Nie baczy na nic, oddany i czasami słodki. Miś, którego molestuje przyszedł sam, by zapełnić brak uczucie Blooda. Odzwierciedla cechy, jakich szukam u ludzi, a dokładniej, jakie powinien mieć mój partner. To bezgraniczne uczucie, poświęcenie, ból, jaki znosi by zbliżyć się do Blooda. Nie ważne jak bardzo chłopak się stawia. Neren nie odpuszcza i ciągle się narzuca. Pokazuje, że mu zależy i to liczy się w tej postaci najbardziej.

 

W kominku płonął ciepły ogień rzucając długie cienie na ściany. Pokój był ciepły i cichy. Śnieg za oknem padał bezszelestnie opadając na coraz grubszą pierzynę bieli. Drewniana chatka w górach była może i niewielka, ale bardzo przytulna. Opłacało się ją wynająć na Święta. Mogli spędzić urlop we dwoje nie nękani przez nikogo.

A teraz siedzieli w łóżku otuleni pierzyną wpatrując się w biel za oknem. Blood nieustannie, powoli i spokojnie gładził brzuch chłopaka, który oparł się o niego plecami.

- Wiesz, że jestem szczęśliwy? – Alen uśmiechnął się do swoich myśli i zaczął palcem rysować wzroki na ręce kochanka.

- Naprawdę? Nie widać! – głośne prychnięcie Denny’ego sprawiło, że nie mógł powstrzymać śmiechu.

- Naprawdę – podjął na poważnie – Twoje prognozy na przyszłość spełniły się całkowicie, a teraz rozkoszujemy się urlopem i Świętami. – spojrzał w bok na siedzącego przy nocnej lampce misia. Tyle lat minęło, a ten może bardziej wysłużony, jednak nadal niezmienny, towarzyszył ciemnowłosemu zawsze i wszędzie.

Blood spostrzegł, że Alen wpatruje się w feralną maskotkę z lat szkolnych.

- Musiałeś go zabierać? – znowu się o to złościł. Przed wyjazdem było podobnie. Miś przypominał mu perwersje jego kochanka, dlatego wolał trzymać go z daleka od siebie. – To, że cię kocham już nie wystarczy, musi być też misiek?

- Co?! – Alen aż poderwał się ściągając pościel z Blooda i klękając pod nią. Obaj byli nadzy.

- Misiek. – powtórzył fioletowooki.
- Nie to! To wcześniej! Co ty mnie?

- Nic – zapewnił go tamten. Objął dłońmi twarz i pocałował by zatkać ten rozwarty pyszczek, który tak się wydzierał. Oczywiście, że go kochał. Przecież było to widać. Głupol... Czy musiał to powtarzać? Może kiedyś? Ale nie teraz.

Znowu spleceni nie mogli poprzestać na samym pocałunku.

 

Fillip Ballack Camus:

Z początku miał być odzwierciedleniem Orlando Blooma. Jego partnerem nie miał być Marcel, a jednak jeszcze podczas tworzenia notki z nim Marcel nawinął się sam. Można powiedzieć, że było to przeznaczeniem. Fillip to słodycz, niewinność, naiwność i bezgraniczna miłość. Moje uczucia. Taka właśnie jest jedna strona mojej miłości.

 

Marcel Camus:

Jak pisałam nie był planowany. Pojawił się nagle sam z siebie jako Vigo Mortensen całego fika. Z początku był poważnym, miłym nauczycielem. Z czasem wyszła jego miłość do Fillipa. Marcel to uczucie trwałe, dorosłe, pełne sprzeczności, jednak silniejsze niż wszystko inne. To czułość, opiekuńczość, rozpieszczanie ukochanej osoby i stosunek do niej pełen ciepła. Kolejna odsłona mnie. Jednak Camus to także moja wiara. Głęboka i szczera, niezachwiana wiara w Stwórcę.

 

Leżeli rozleniwieni w łóżku. Był ranek, powinni wstawać do pracy, jednak ani jeden ani drugi nie miał ochoty odrywać się od ciepłego ciała kochanka.

Fillip nie chciał nawet zabrać rąk z piersi ukochanego i palcem zataczać kółeczek wokół jego pępka. Wsłuchiwał się bezustannie w ciche uderzenia ukochanego serca. Uwielbiał ten dźwięk. Duża dłoń mężczyzny w tym czasie bawiła się jego włosami przeplatając je przez palce na wszelkie możliwe sposoby. Było im tak błogo, tak dobrze.

- Zamknijmy sklep na jakieś dwa tygodnie – zaproponował Marcel, a jego ręka zatrzymała się na nagich plecach ukochanego chłopca, a raczej już mężczyzny. – Nathaniel jest w szkole, a my możemy wyjechać gdzieś na ten czas...

- Gdzie tylko zechcesz! – Fillip poderwał się całując go w usta i po całej twarzy rozpromieniony – Będziemy mieszkać w hotelu i jeść w restauracjach. Nauczę się gotować nowe potrawy i będę je testował na tobie – zachichotał słodko. Przygryzł delikatnie wargę, jednak palce ukochanego, które pogładziły maltretowane ustka szybko uspokoiły zęby Fillipa.

Marcel popatrzył na niego w pełen miłości sposób.

- Kocham cię – powiedział z radosnym westchnieniem, a jego partner zarumienił się cudownie i przytulił do niego.

- Ja też cię kocham – zapewnił rozpromieniony chłopak – Kupimy dużo prezentów, a na koniec odwiedzimy moich rodziców. – zachichotał ponownie słysząc głośne westchnienie mężczyzny i czując jak serce Marcela przyspieszyło. Zawsze tak było, gdy chłopak wspomniał o odwiedzinach u rodziców. Mężczyzna to lubił, ale zawsze obawiał się tego spotkania. W końcu skradł najcenniejszy skarb rodziny i przywłaszczył go sobie całego. Teraz to on był najbogatszym człowiekiem na ziemi. Miał Anioła, który odwzajemniał wszystkie jego piękne i szczere uczucia i rozświetlał każdy dzień.

- Weźmiemy mapę świata – teraz to Marcel snuł plany – A ty zamkniesz oczka i paluszkiem wybierzesz miejsce, w które się udamy.

- A ty pocałujesz mój palec na szczęście – dodał chłopak.

- Powiesimy kartkę na drzwiach sklepu, spakujemy się i od razu wyjedziemy. A kiedy Nathaniel będzie miał wakacje zabierzemy go ze sobą na kolejną taką wycieczkę.

- Tak! Kocham cię... – Fillip popatrzył w ciepłe oczy swojego byłego nauczyciela.

- Ja też cię kocham, mój Aniele.

 

Oliver Ballack:

Oliver powstał jako Paul Walker serii. Miał być z Fillipem jako paring Paul/Orlando. Jak widać zostało odrzucone zanim w ogóle rozkwitło. Jednak uczucie zostało. To tragiczna postać nieodwzajemnionej miłości, o której nigdy nikt się nie dowiedział od samego chłopaka. To ból i nowy początek. Odnalezione szczęście. To zaistniało samo z siebie.

 

Reijel Lucifer:

Postać kontrowersyjna pod kilkoma względami. Jest on ucieleśnieniem jednej z moich wizji odejścia Lucyfera od Boga. Wypływającą z miłości do Pana i nienawiści do ludzi. Idąc tym tropem jest dobry i zły. Zależy, jaki być chce. Zakochał się niespodziewanie dla samego siebie w Oliverze i siłą wdarł się do jego serca by je ukoić. Pokazuje, że nic nie jest jednolite i oddaje także dwoistą naturę miłości.

 

Oliver był zmęczony po całodziennym bieganiu po Ministerstwie Magii. Niestety dyrektor jego wydziału zrobił sobie z niego chłopca na posyłki i młody mężczyzna nie miał innego wyjścia. Musiał być posłuszny by móc się piąć coraz wyżej po szczeblach kariery.

Usypiał powoli rozłożony na sofie, gdy drzwi wejściowe trzasnęły głośno. Zerwał się i jeszcze nie do końca przytomny popędził by sprawdzić, dlaczego jego Reijel wraca tak wściekły. Zazwyczaj trzaskał drzwiami ciut ciszej.

Nie wybiegł jeszcze z pokoju, a już uderzył o pierś kochanka i zatoczył się. Na szczęście został w porę złapany.

- Chcesz mnie obalić? – warknął na niego mężczyzna i podniósł przerzucając sobie przez ramię jak worek ziemniaków i mocno uderzył w pośladki. – Wiesz jak nie lubię takiego zachowania?

Oliver pisnął przerażony, chociaż w głębi już był cały rozpalony. Dobrze wiedział, co go za to czeka. Ostre lanie, kilka dni siadania w bólach na czerwonych pośladkach, ale i niesamowita rozkosz. Reijela zawsze podniecały klapsy, a z czasem także Oliver odnalazł w tym niesamowitą rozkosz, kiedy te silne dłonie zatrzymywały się na jego pośladkach z głośnym trzaskiem zostawiając czerwony, piekący, gorący ślad.

- Nie chciałem – zapiszczał rzucając się trochę, za co dostał kolejnego klapsa. Uwielbiał to! Nie wiedział może, jakim cudem, jednak uwielbiał. – Już będę grzeczny. Chciałem sprawdzić, dlaczego jesteś zły.

- Taki mam dzień, nie twój interes – kolejne warknięcie i mocne uderzenie. Reijel musiał się wyżyć, a Oli naprawdę to lubił. Pobawią się w złego Reijela i słodkiego, biednego Olivera, a później mężczyzna zaśnie spokojny mocno tuląc kochanka i nie pozwalając mu się wyślizgnąć z objęć póki on się nie obudzi.

- Przepraszam – zakwilił by znowu rozjuszyć mężczyznę.

Kolejne naprawdę mocne klapsy i nie mógł już ukryć podniecenia, gdy członek wbijał się w ramię jasnowłosego. Chyba nie wypadało by niemal dorosły mężczyzna podniecał się czymś takim jak klaps, jednak na to było już trochę za późno.

- O nie... Tak nie będzie – syknął Reijel i usiadł na schodach. Nie doszli jednak do pokoju. Przełożył sobie chłopaka przez kolano, zdjął z niego spodnie i zaczął mocno bić. Ciche krzyki bólu mieszały się z jękami rozkoszy. Oliver wił się, po jego policzkach płynęły łzy, ale członek nadal sterczał dumnie i z każdą chwilą był coraz twardszy. W końcu krzyczał już tylko głośno, że chce więcej i mocniej, że mu dobrze i wspaniale.

Wtedy też mężczyzna przestał i zaczął się głośno śmiać.

 

Ryo Nakamura:

Miał być moją męską wersją w historii. Jego przeszłość to część mojej, jednak jest o wiele bardziej zdecydowany. Stąd jego podejście do życia. Nie szanuje niczego, ani nikogo. Chce tylko ‘istnieć’. Mimo wszystko i jemu musiała trafić cię miłość. Kolejny nauczyciel, kolejny mężczyzna, jednak miłość nie wybiera, a ta miała być symbolem, że są osoby, które chcą tylko być kochane.

 

Tenshi Namida:

Pragnęłam właśnie takiej postaci w fiku. Zagubiony dorosły mężczyzna, który zakochuje się w chłopcu, tak podobnym do niego pod względem pustki życiowej. Pokazuje jak proste słowa potrafią zmienić życie. Szuka miłości i działa. Znajduje, co już wiemy.

 

- Nie rozumiesz... – Ryo pokręcił głową – Musisz przybić półkę wyżej, bo nie zmieści się pod spodem moja palemka. Nie, nie, nie! – zaczął tupać – Wyżej, musi być wyżej! Za wysoko! – załamany chłopak opadł na kolana i schował głowę w dłoniach. – Co mnie podkusiło by prosić ciebie zamiast ojca? – mruknął pod nosem.

Jego kochanek zszedł ze stołka i objął go ramionami.

- A dlaczego nie mogę użyć do tego magii?

- Ponieważ na tej półce będą moje cenne zbiory figurek ze smokami na szczęście. Ufam magii, ale nie na tyle, by wierzyć, że nagle się nie zawali.

Namida roześmiał się głośno.

- Byłeś u mnie. Widziałeś, że mam nad łóżkiem półkę wieszaną za pomocą magii i jeszcze ani razu nie spadła mi na głowę...

- Kwestia czasu – Ryo wstał i rozkazująco wskazał na ścianę – Do roboty i nie narzekać. Od tego jestem ja. A! I jeszcze to – stanął na palcach, pociągnął za koszulę mężczyzny i pocałował go – Na zachętę. A teraz jazda.

Zrezygnowany Tenshi zabrał się do pracy. W prawdzie ręce już mu opadały, ale czerpał z tego jakąś przyjemność. Starał się i w końcu zdołał zadowolić chłopaka wyznaczając odpowiednie miejsca na półkę. Od razu zajął się wierceniem dziur w ścianach, a zadowolony Ryo położył się na łóżku przyglądając staraniom mężczyzny.

- Myślisz, że jestem wymagający? – zapytał po chwili.

- Pytasz o półkę czy związek? – Tenshi skończył i naprawdę dumny z siebie powiesił półkę, a następnie ustawił pod nią kwiatek.

- Pytam ogólnie.

- Nie, jeśli nie ubzdurasz sobie wieszania półek – nauczyciel odwrócił się do niego i uśmiechnął. Dostał w brzuch poduszką od chłopca, który od razu uzbroił się w kolejną. Roześmiał się, kiedy mężczyzna podbiegł do niego i wskoczył na łóżko zaczynając wojnę na poduchy. Miał sporą przewagę, więc chłopak musiał nadrabiać śmiechem.

Dopiero, kiedy nie mógł już dłużej walczyć i chichotać ostatnim wysiłkiem objął mężczyznę w pasie i zaczął się tulić uniemożliwiając mu dalsze okładanie go poduchami.

- Oszukujesz!

- Oczywiście – Ryo nie przejął się ani trochę oskarżeniem. Wyprostował się i pocałował mężczyznę. Padli na łóżko spleceni. Niestety już w następnej chwili przerwało im pukanie do drzwi. Ojciec pytał, czy poradzili sobie z półką, zaś matka proponowała przyjacielowi syna herbatę.

 

Cornelius Lowitt:

Ha! Znalazłam art, który chciałam wykorzystać, trafiła mi się jako taka okazja, kiedy to nie miałam tematu do pisania i jest! Zboczeniec, natręt, maniak, luzak, dziwak. Dlaczego uczepił się Remusa? A można nie dobrać się do czegoś słodkiego? Miał być takim denerwującym kolesiem, a jednak zaistniał. Jest moją wizją takiego zboczonego kolegi z sąsiedztwa.

 

Eric Lair:

Kolejna postać, która wzięła się z arta. Dokładniej jednak z postaci mangowej. Tylko z wyglądu! Miał pomóc sfrustrowanemu Andrew uporać się z brakiem kochanka. Oczywiście nic poza buziakami! Uznałam, że jeśli dam mu charakter odrobinę podobny do Cora może coś z tego wyjść. Tak powstał paring opierający się na niechęci, kłótniach i seksie, skrywający jednak zakochane serca.

 

Pogoda była paskudna. Może i wakacje właśnie się zaczynały, jednak już teraz z całą pewnością można było uznać, iż są nazbyt mokre. Powrót do domu na taką pogodę nie sprawiał przyjemności. Nawet, jeśli zaczynał się weekend i można było z powodzeniem rozkoszować się tym czasem, wszystko wskazywało na to, że będzie ulewnie i chłodno. Naturalnie Eric zawsze mógł się mylić i jak najbardziej chciał by tak było.

Szedł pod wielkim parasolem niestety nie uchroniło go to przed kałużami, lub odbijającymi się od asfaltu kroplami deszczu. Całe szczęście ucierpiały wyłącznie buty.

Wchodził właśnie po schodach, kiedy pod drzwiami mieszkania zobaczył przemoczony kłębek płomiennych włosów i ciemnych ubrań.

- A ty, czego tu szukasz? – mruknął w miarę głośno.
Gość podniósł głowę i uśmiechnął się, chociaż niemrawo.

- Mógłbyś wracać wcześniej. Zmarzłem i kto wie, czy nie będę chory – pociągnął nosem i wstał rozcierając dłonie.
- Pytałem, czego tu szukasz, a nie, kiedy mam wracać – prychnął blondyn. Zaczął szukać kluczy po kieszeniach. W końcu je znalazł i zaczął otwierać drzwi. Popatrzył wyczekująco na Cornela.

- Chyba mogę odwiedzić chłopaka, kiedy mam na to ochotę? – syknął mało przyjemnie – Z resztą nie widzieliśmy się dwa tygodnie to chyba oczywiste, że musiałem w końcu przyjść.

- A od kiedy to ja jestem twoim chłopakiem, co? – Eric mówił śmiertelnie poważnie. Wszedł do mieszkania i włączył światło w holu.
- Jak to, od kiedy?! – Cor wskoczył do mieszkania oburzony i piorunował wzrokiem blondyna. Błysk, odgłos uderzenia i światła pogasły. Wyłączono prąd.
- Pójdę po świeczki, zaczekaj...
- Żadne „pójdę po świeczki”! Nie wystawisz mnie tak łatwo. Mów, co to miało znaczyć?! – płomiennowłosy naprawdę się zdenerwował.
- Idź się wykąpać... – Eric pokręcił głową i pocałował go w policzek – Dawno cię nie było, nie spałeś ze mną i straciłeś pewność siebie... Kto by pomyślał... – pokręcił głową.
- Nabrałeś mnie!
- To chyba oczywiste – roześmiał się, zaś Cor padł załamany pod drzwiami. Dał się ślicznie wrobić. Teraz nie mógł zaprzeczyć, że mu zależało na blondynie.

 

Thomas i Karel Mares:

Miałam arta, zaginął art, nie znalazłam do tej pory, a postacie zostały i jakoś się rozwinęły. To bezpardonowy i bezpośredni paring. Oni nie wstydzą się tego, że się kochają, nie przeszkadza im to, że są braćmi, mało tego bliźniakami. Pokazują, że nie liczy się świat, liczą się tylko indywidualni ludzie i ich uczucia. Są po prostu całością.

 

Są rodziny, które potrafią wytrzymać razem całe lata i z pewnością rodzina Mares nie była jedyną. Letnie niedzielne południa chętnie spędzali razem w parku na pikniku i potrafili ze sobą rozmawiać. Niestety czasami rodzice musieli wypchnąć pisklęta z gniazda, a były i takie, które trzymały się niesamowicie mocno. Do takich dzieci należeli Thomas i Karel. Problemem nie był brak pracy, pieniędzy, czy chęci. Po prostu chłopcy nie widzieli sensu by którykolwiek z nich miał się wyprowadzić.

- Thomas, popatrz. Ta jest całkiem ładna i wydaje się, że inteligentna. Mógłbyś podejść i z nią porozmawiać – matka właśnie kiwnęła głową w stronę jakiejś młodej dziewczyny, która bawiła się z psem. – Nie musisz od razu się żenić, chociaż przydałoby się w końcu. Mam dwóch dorosłych synów, którzy ani myślą o wnukach... – westchnęła ciężko.

- Doczekamy się ich w ogóle? – zapytał ojciec nakładając każdemu po kawałku ciasta z borówkami. Thomas spojrzał na brata, który uśmiechnął się słodko.
- Prawdopodobnie nie – powiedział Karel rozbawiony karcącym spojrzeniem rodziców – Co takiego złego jest w tym żebyśmy zostali wiecznymi kawalerami w domu rodziców? – podrapał się po głowie sprawiając, że burza kręconych włosów wyglądała na zupełnie nie czesaną.

- Nawet tak nie mów! – matka prychnęła oburzona – Co ja zrobię z trzema dorosłymi chłopami?

- Więcej rąk do pracy? Tata nie może już pozwalać sobie na wszystko... – zauważył Thomas, który właśnie spuścił wzrok z wcześniej pokazanej mu dziewczyny – Nie podoba mi się – syknął przez zęby – Nie w moim typie.
- A jakie są w twoim typie? – kobieta nie dawała za wygraną, zaś młody mężczyzna podrapał się po brodzie.
- Musi mieć gęste, długie włosy, zielone oczy...
- Pytałam o dziewczynę nie o sobowtóra – skarciła go uderzając w kolana ścierką. Mimo to cała rodzina roześmiała się ciepło.

- Oj, mamo. Sam nie wiem, ale pewnie lubię takie same jak Karel, a wtedy musielibyśmy się o nią bić. – wzruszył ramionami – Przecież nie chcesz żebyśmy się kłócili, prawda? – i tu zaszachował króla. Matka nie wiedziała za bardzo, co powiedzieć i dała za wygraną.
- Ale i tak chciałabym mieć wnuki... – zakończyła.

 

Niholas Kinn:

Kolejna postać z arta. Potter nie mógł ciągle być sam i mieć pecha. Stąd Kinn. Obraz tego jak nawet pewny siebie człowiek potrafi peszyć się przy kimś, kogo lubi, podziwia, szanuje. Można powiedzieć, że po części jest on podobny do mnie. Niby pewny siebie, ale jednak łatwo go wystraszyć, czy speszyć.

 

Alen: I na tym kończymy! Do jutra!

5 komentarzy:

  1. To było świetne. Czekam na cz. II

    OdpowiedzUsuń
  2. Za Tobą trzy lata regularnego (generalnie) prowadzenia bloga. Zabawne jak rzeczy potrafią się zmieniać, jak zmienił się wyimaginowany i realny świat przez ten czas. Nie jest prosto w kilku zdaniach przywrócić emocje, które tak szybko ulatują, a które niezmiennie wywołują Twoje niedopisane jeszcze opowieści. Zwodzisz i zaskakujesz w nich czytelnika, wystawiasz na próbę jego cierpliwość i wynagradzasz lekturę nieprzewidywalnymi zwrotami akcji. Dobre snucie opowieści to więcej, niż połowa sukcesu, to rzecz bez której trudno jest zaistnieć, bo zatrzymać czytelnika przy swoich słowach na dłuższy czas nie jest łatwą sztuką. Gratuluję sukcesu i niezwykłej wytrwałości. Nie pozwalasz o sobie zapomnieć. Twoje słowa swoją magią i potęgą wrastają w pamięć, każą do siebie wracać po wielokroć. Często nie dają spać. Czasem nie pozwalają oddychać. Pięknie pokazujesz jak uczucie miłości, zakochania, pragnienie ciepła drugiej osoby nie znają granic (nie tylko) wieku i płci. Oddalasz strach i smutek. Dziękuję Ci za to. Jesteś aniołem pośród tysięcy szarych duszyczek. Skąd ten pomysł? Bo wiesz, tylko anioły rodzą się w czas miłości, jedności i przebaczenia; w najbardziej magiczną porę, gdy codzienne sprawy ustępują miejsca szczególnej, baśniowej atmosferze. Jesteś aniołem spotkanym przypadkiem i nie przeznaczonym dla mnie. Jesteś aniołem przetkanym złotymi iskierkami wiary i marzeń. Jesteś stworzeniem na pozór zwykłym, a jednak tak bardzo magicznym.Wiesz już - Cieszę się, że jesteś.Życzę Ci wielu sukcesów na niwie literackiej również poza obrębem (jak by nie było, jak by nie patrzeć, co by nie mówić) twórczości fanowskiej, która sprzyja kształtowaniu się warsztatu pisarza, ale jednocześnie stawia przed autorem ograniczenia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Podziwiam Cię. To czego dokonałaś jest warte fan fiku Rowling. Myślałam, że już nigdy nie przeczytam czegoś co by mnie usatysfakcjonowało po siedmiokrotnym przeczytaniu każdej części HP, a tu proszę. I jeszcze mas wene na pisanie... Hmmm. No nic życzę dalszej weny i modlę się abym ja także takową miała. Jeej czekam na dalsze rozdziały choć szczerze uwinięcie się w tydzień z... no nie policzę-.^ było trochę nużące. Ale i tak chcę więcej! A. Zapomniałabym napisać śliczny blog wpadnij na...^^ A tak serio, jeżeli będziesz miała czas to nawiedź moej blogi fanfic o uczennicy beuxbatons pamietnik-lilyanne.blog.onet.pl i fantasy mystical-forest.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. No baaa, jak ich widzą, to tylko machają ręką i otwierają drzwi xP Heheh xD Teraz w tym nowym nie powinno być tak źle...nareszcie będzie mój, tako taki, styl ^^Etto...w sumie chyba nie tyle, co zauważyłam.. co po prostu tak jakoś myślałam, że tak faktycznie jest *^^* (to jest Akemi z rumieńcami xD)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniale, super były te mini historyjki, aż chce się ich więcej...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń