29 listopad
- Różdżki? Są! Sznurek? Jest! – James właśnie sprawdzał zawartość naszych pakunków, które musieliśmy zabrać ze sobą na czas jego wielkiej wyprawy mającej na celu pozbycie się wpływu książki, a przynajmniej on tak to nazywał. Dla mnie było to czystą głupotą. – Koc duży i dwa małe? Są! Ręcznik i niezbędne przybory higieniczne? Są! A gdzie Czekoladowe Żaby na wypadek głodu?! – odwrócił się rozglądając, a widząc reklamówkę z jego specyficznym prowiantem szybko wpakował ją do swojej torby. – Mamy wszystko? – usiadł na podłodze i zaczął mruczeć pod nosem recytując listę niezbędnych rzeczy, które sam wybrał. – Książka! Gdzie jest ta głupia książka? – zerwał się na równe nogi i zaczął przekopywać wszystkie torby w poszukiwaniu książki. – A! Przecież dałem ją Remusowi! No tak... – zmarszczył nos – Na pewno mamy już wszystko? Nie żebym nie ufał własnym zdolnościom, ale jednak wolę się upewnić... Podajcie mi listę rzeczy!
- Podarłeś ją i wyrzuciłeś – znudzony Syriusz od pół godziny siedział gotowy na łóżku czekając na Pottera. – Uznałeś, że sam lepiej zapamiętasz, co zabrać, a lista tylko cię rozprasza – ziewnął zasłaniając usta.
- Nie żebym mył wielkim fanem historii magii, ale jesteś pewny, James, że nie możemy jednak iść na zajęcia? W twoim tempie szybciej skończy się lekcja niż my wyjdziemy z tego pokoju.
- A chcecie później cierpieć, kiedy czegoś nam zabraknie? I co wtedy będzie? ‘Ach, James, dlaczego cię nie posłuchaliśmy! Pomóż nam!’ – przedrzeźniał, jednak specyficzne spojrzenia, jakimi go obdarowaliśmy były chyba wystarczające. – Dobra! Zabierajcie swoje torby i idziemy! – otworzył zegarek, upewnił się, co do kierunku i narzucił na ramię swój tobołek. Jęknął i nie dziwiłem się temu. Musiał być ciężki, podobnie jak nasze torby, do których napchał dosłownie wszystkiego, co zdołał zmieścić i do czego zdołał wymyślić jakieś w miarę normalne zastosowanie podczas wyprawy. Moim zdaniem było to wszystko zbędne, jednak jak zaznaczał okularnik, nie mieliśmy pojęcia ile czasu zajmie nam to wszystko i co się właściwie stanie, a już z pewnością nie wiedzieliśmy, czego spodziewać się w Zakazanym Lesie.
- Moja kompanio! Jazda! – rzucił entuzjastycznie i pognał do drzwi. W prawdzie poszliśmy za nim jednak żadne z nas nie było tak ucieszone tym, jak właśnie okularnik.
Z trudem przecisnęliśmy się przez dziurę za portretem, a już z pewnością nie było potrzeby wspominać o jej specyficznej minie, kiedy zobaczyła nas obładowanych wszystkim, czym tylko się dało.
Równie szybko jak się to zaczęło tak szybko się skończyło. Ledwie wyszliśmy na błonia a dostrzegliśmy Hagrida uwijającego się w ogródku. Koło niego nie mogliśmy przejść niezauważeni. O dziwo i na to Potter nie zareagował w żaden wyjątkowy sposób.
- Remi, zdejmij torbę – rozkazał i zsunął z ramienia swoją. – Syriusz, bierzesz pelerynę, chowacie się pod nią w trójkę z Peterem i Shevą i nie zapominaj o naszych tobołach.
- Chwila! Ale dlaczego akurat Remi? – kruczowłosy oburzył się.
- Ponieważ on robi dobre wrażenie, a ty się nie stawiaj tylko zabieraj wszystkich i jazda. Później trzymaj się blisko nas. Kiedy zdołamy się od niego uwolnić wchodzimy pod pelerynę i do Lasu. Daj nam jakoś znać, kiedy będziesz blisko. A teraz znikajcie, a my idziemy. – złapał mnie za rękę i ciągnął chwilę za sobą, jednak, kiedy tylko wyczuł, że idę posłusznie zabrał palce z mojej dłoni. Jego krok stal się raźniejszy i pewniejszy. Widziałem, że uśmiechał się szeroko i niemal podejrzanie. Niestety musiałem mu zaufać. Przyspieszyliśmy kroku i naprawdę całkiem szybko znaleźliśmy się przy mężczyźnie.
- Cześć, Hagrid! – James doskoczył do olbrzyma patrząc na to, co robi – Zbierasz coś?
- O, James! – i zaczęło się gorące powitanie. – I Remus, a gdzie reszta?
- Zostali w zamku. Odrabiają zadania póki mamy chwilę przerwy przed kolejnymi lekcjami. Wiesz jak to jest w szkole – Potter skrzywił się zabawnie, a gajowy roześmiał ciepło.
- Wiem, ale mam dla was coś w takim razie na poprawę nastroju! – zabrał wielki kosz, do którego coś zbierał i wskazał nam wejście do domu. – Powiecie mi czy wam smakowało – otworzył drzwi, więc nie mając wyjścia weszliśmy do środka. Pomieszczenie nie było małe, jednak większość miejsca zajmowały tam olbrzymie meble typu stół, krzesła, łóżko. Przy kominku wisiały skóry i jakieś zioła, a na podłodze rozłożył się wielki pies, który tylko podniósł łeb widząc nas i znowu zasnął.
- Siadajcie – gajowy zgarnął na szybkiego ze stołu talerze z resztkami po obiedzie i postawił przed nami koszyczek z, o ile dobrze się domyślałem, ciastkami. Pomarańczowe plamy tu i tam musiały być kawałkami dyni. – Spróbujcie! – zachęcił nas i sam poczęstował się jednym. Starałem się by dłonie mi nie drżały, kiedy sięgałem po jedno. Potter szybko porwał swoje i ugryzł, ale szybko wyjął je z ust w całości. Kiedy ostrożnie sprawdzałem, o co chodzi okazało się, że ugryzienie go było niemożliwe. Zacząłem ssać je lekko nie chcąc urazić olbrzyma niechęcią do jego wypieków. James tym czasem wydłubał jakiś kawałek dyni i żuł go z udawanym uśmiechem. Hagrid patrzył na nas wyczekująco.
- Pyszne! – okularnik właśnie zdołał przełknąć kawałek dyni – Naprawdę masz smykałkę do wypieków! – mężczyzna zaczerwienił się obficie.
- Dziękuję, tak naprawdę pierwszy raz cokolwiek piekłem i nie byłem pewien, czy się udały. – wyznał.
- Naprawdę?! Nigdy bym nie uwierzył! Są wspaniałe! Zapakowałbyś mi parę? Chcę dać reszcie chłopaków do spróbowania. Nie chcę zachowywać takiego smaku tylko dla siebie – wspaniały i nienaganny uśmiech na jego ustach był naprawdę zwodniczy. – Dla dobra ludzkości czy nie sam się truł nie będę – szepnął mi cicho do ucha. Tym czasem gajowy wstał i zaczął ucieszony szukać czegoś po izdebce. James skorzystał z okazji i dostrzegając otwarte okno wyrzucił przez nie ciasteczko, które smakowało dosyć dziwacznie, zbyt dużą ilością cynamonu, jakiś ostrych przypraw i sporą ilością cukry.
Zza okna doszło nas dosyć głośne.
- Uch! – najwidoczniej biedny Syriusz dostał wyrzuconym ciasteczkiem.
- Słyszeliście coś? – Hagrid podniósł się i rozejrzał. Od razu pokręciliśmy głową szybko – Och, widocznie się mi wydawało. Zaraz znajdę jakąś chusteczkę i zawinę wam w nią trochę ciastek! – wrócił do szukania, a w oknie pojawiła się głowa Blacka rozmasowującego sobie czoło. Trochę spanikowany pokazywałem mu machnięciami rąk by się schował. Zrobił to dosłownie w ostatniej chwili zanim olbrzym nie odwrócił się do nas pokazując trochę wyblakłą chustkę w kratę. Zawinął w nią sporą ilość ciasteczek i podał Potterowi.
- Dzięęęękiiii – James udał, że cieszy się z tego jak dziecko – Niestety my musimy już wracać. Wiesz, historia magii i te sprawy, ale jeszcze wpadniemy. – wstał i pociągnął mnie za rękaw bym i ja to zrobił. Jakoś byłem mu za to wdzięczny, bo niby to przypadkiem zostawiłem na stole troszeczkę ujedzone ciastko. James wypychał mnie już z za drzwi wylewnie żegnając Hagrida i zapewniając, że niedługo wrócimy.
- Będę czekał i wtedy spróbujecie mojego ciasta z dynią! – nie mogłem uwierzyć, że potrafi być aż tak rozradowany. Wydawało się, że jak dotąd był chyba samotny w swoim domku na skraju lasu, a my byliśmy jedynymi, którzy go odwiedzali, a przynajmniej zaczynaliśmy to robić. Było mi trochę żal, że J. wykorzystuje go, a ciasteczka były tak okropne, że nie nadawały się do jedzenia. Jednak mężczyzna wydawał się tak dumny z siebie i tak szczęśliwy, kiedy James ja chwalił, że nie miałbym serca powiedzieć mu prawdy.
Wyszliśmy z domu i pomachaliśmy Hagridowi, który stał w drzwiach. Potem nie odwracając się szliśmy w stronę zamku.
- Znikł już? – zapytał szeptem Potter.
- Jeszcze nie... O już! – słyszałem głos Syriusza, chociaż go nie widziałem. Teraz miałem pewność, że to on dotykał mnie po pośladkach, a wydawało mi się przez chwilę, że to tylko złudzenie.
James złapał za jedną część peleryny, zaś ja za druga podaną mi przez Blacka i momentalnie zarzuciliśmy ją na siebie znikając. Miło było w końcu widzieć cała postać Syriusza, a nie samą głowę jak wcześniej.
Black poprowadził nas pod ścianę lasu gdzie za wielkim kamieniem czekali juz na nas Peter i Sheva. Z ulgą odetchnąłem swobodnie i położyłem się na trawie. W ustach nadal czułem smak tego ciasteczka. Za to Potter nie marnował ani chwili. Wyjął z wielkiej chustki jedno ciasteczko i uderzył w nie kamieniem by je przepołowić. Akurat rozpadło się na trzy części, które podał reszcie chłopaków.
- Macie to jeść! – syknął – Dowiecie się ile musieliśmy z Remim przejść żeby się tu dostać! – współczułem im i nie zdziwiłem się, kiedy zaczęli pluć, lub jęczeć po nieudanej próbie ugryzienia ciastka. – Reszta posłuży nam za ewentualną broń gdyby nie było w pobliżu kamieni. – stwierdził okularnik zbierając wszystko i na siłę upychając resztę ciastek do swojej torby. Pierwsza przeszkoda pokonana, idziemy dalej!
Genialne, po prostu świetne!! :) Ta notka wywołała u mnie szczery uśmiech. Dzięki Ci, Kirhan-sama! Dzięki Tobie mam dobry humor od samego rana! :))
OdpowiedzUsuńOn ma zawsze nieziemskie pomysły xD Z Potterem nie ma mowy się nudzić xD Ciasteczka były pyyszne xD Ahah xD Co do złudzenia.. to było ono raczej bardzo przyjemne :DU mnie nowa notka ;)
OdpowiedzUsuńŚwietna noteczka:) A ciasteczka MUSIAŁY być przepyszne^^Oh przydałaby się jakaś scenka Remi&Syri sam na sam xD
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, biedny Syriusz dostał ciasteczkiem, no i to pakowanie Pottera komiczne...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia