środa, 8 lipca 2009

Dynie

Muszę zaznaczyć, że chwilowo Remi JEST babą, a dokładniej Czerwonym Kapturkiem. Poza tym mój Remi aktualnie JEST nieśmiały i łatwo go speszyć. I na koniec wzmianka o tym, że Remi dopiero się kształtuje. Powoli oswaja nie tyle z Syriuszem, co z coraz większą bliskością.

 

27 listopad

Czułem zmiany w powietrzu. Powrót do normalności, bliskie rozwiązanie problemu, może nawet bunt mojego prawdziwego ja przeciwko temu stworzonemu przez książkę. Chciałem znowu stać się normalnym chłopakiem, jakim byłem na początku. Może nie do końca ‘normalność’ do mnie, jako do wilkołaka, pasowała, jednak dla mnie z całą pewnością było to czymś najzwyklejszym. W końcu już kilka lat musiałem tak żyć. A teraz dodatkowo to akceptowałem, tak jak zaakceptowali to moi przyjaciele.

James wyprzedzając jakiekolwiek pomysły innych zgonił nas z sofy w Pokoju Wspólnym jeszcze przed końcem codziennego odpoczynku. Był bezlitosny i, o dziwo, rozważny. Dobrze wiedział jak przymusić każdego z nas do działania. Najpierw zaczął mówić o słodyczach, niemal zapomnianym przez nas cudownym smaku czekolady, później przeszedł na rozkosz pieszczot i pocałunków, następnie zadowolenie wszystkich dziewcząt ze szkoły i zakończył wspaniałym akcentem braku sukni na chłopakach. Zagrał na ambicji całej naszej czwórki.

- Och, widzę po waszych minach, że jesteśmy zgodni – wyśpiewał jakby z nami flirtował – Więc zapraszam was ze mną i zapewniam, że nie pożałujecie – mrugnął zalotnie, po czym rozkazująco wskazał drzwi. Z jękami i westchnieniami zdołaliśmy podnieść się otoczeni atmosferą letargu, jaka panowała w pokoju. To, że pokonał ją właśnie Potter było aż zadziwiające. Chyba zależało mu na szybkim uporaniu się z króliczym strojem.

James wyprowadził nas z Pokoju i przed samym portretem, zasłaniając króliczymi gatkami niemal całą kobietę w różowej sukni na obrazie, wyciągnął swój znaleziony zegarek.

- Mam wam opowiadać, czy łaskawie się nachylicie? – prychnął zdenerwowany. Chociaż jakoś niechętnie to jednak pochyliliśmy się nad zegarkiem patrząc na dobrze widoczną już wskazówkę z serduszkiem, która działa jak igła kompasu. – Ech, jesteście do niczego! – okularnik prychnął i odgonił nas. Wpatrywał się w zegarek i kierował powoli do przodu zapewne idąc za wskazówkami. Jakoś tak niespecjalnie żywiołowo podążaliśmy za nim przez wszystkie korytarze, przez jakie mieliśmy przejść. Musiałem opatulić się dokładniej moim czerwonym płaszczykiem, kiedy wyszliśmy na zewnątrz. Powietrze było chłodne i wilgotne, ale ożywiało nas przyjemnie.

Trochę czasu zajęło nam przejście przez całe błonia pod samą ścianę Zakazanego Lasu. To świadczyło tylko o jednym, musieliśmy złamać zakaz wchodzenia do Lasu. Gdyby nas złapano mogłoby się nam ostro oberwać, a niestety zaryzykować musieliśmy i tak.

- Tyle, że nie teraz – powiedziałem głośno skupiając na sobie uwagę przyjaciół – Nie możemy wejść tam teraz – powiedziałem bardziej zrozumiale – Jest za późno. Za godzinę się ściemni, a my nie mamy pojęcia ile nam to zajmie. To głupota wchodzić tam teraz.

- Remus ma rację. – Syriusz skinął głową – Dziś odpada. Wiemy gdzie iść, więc każdy inny dzień będzie odpowiedni, byleby wcześniej.

- Jasne, nie ma sprawy – James machnął ręką – Zrobimy to w czwartek na Historii Magii. Mamy podwójne zajęcia, więc niestety musimy je sobie odpuścić i tym samym mamy czas by się zająć naszą ekspedycją specjalną mająca na celu przywrócenie spokoju w szkole i na świecie. Misja specjalna, która przeżyją tylko najlepsi – rozkręcił się – A ja będę naszym przywódcą! Będę mózgiem całej grupy! Aż chce mi się skakać! – no i zaczął skakać – Tak was poprowadzę w czwartek! Jak przystało na Królika z Alicji – robił to jednak mało odpowiednio. Z każdym skokiem unosił ręce do góry i rozkładał nogi jak do dziwnego lotu.

- Więcej w ty połamanej wróżki niż królika – Sheva usiadł na niewielkim pieńku ściętego drzewa – Wyglądasz jak pokraka.

- Masz rację! Odkryłem w sobie właśnie nowy dar! Jestem wróżką! – zamknął oczy i podskakiwał na oślep. Zbliżał się niebezpiecznie do ogródka gajowego, ale wydawało mi się, że wie, co robi. Myliłem się.

- James! – Syriusz krzyknął, gdy ja zamknąłem oczy nie chcąc na to patrzeć. Coś chrupnęło, a kiedy spojrzałem na okularnika stał wpatrując się w swoją stopę. Sheva podniósł się na nogi i razem podeszliśmy do Pottera.
- Wlazłem w coś – mruknął i podnosząc nogę zamachał nam niewielką dynią, w której ugrzęzła – Zdejmijcie to ze mnie – zaczął skakać wymachując nogą byleby pozbyć się pomarańczowej kuli. Kolejne chrupnięcie i teraz miał już buty do pary. Nawet nie chciałem sobie wyobrażać, co się stanie, jeśli ktoś go zobaczy.
- Jaj, jaj, jaj, jaj, jaj! – James kiwał się niebezpiecznie machając rękoma. Wyglądało na to, że upadnie, a co gorsza wyląduje tyłkiem w największej dyni w ogrodzie.  Nie widziałem dla niego ratunku. Znowu zamknąłem oczy czekając na potężne chrupnięcie, kiedy skórka pęknie, a J. znajdzie się wewnątrz. Nic takiego się nie stało.

- A co wy tu robicie?! – zagrzmiał potężny, męski głos. Gwałtownie otworzyłem oczy patrząc z początku na zastygłego w bezruchu bliskiego upadku Jamesa, równie zaskoczonego, co reszta, a później na stojącego w drzwiach z ogromnym koszem gajowego. Trzymał w ręku różowy parasol skierowany w stronę Pottera. Podszedł do niego stawiając wielkie kroki i wyciągnął w jego stronę rękę.

- Tylko nie za ucho! – wrzasną przerażony J. Olbrzym popatrzył ze zdziwieniem i łapiąc go za króliczą koszulkę strząsnął z niego swój dynie i postawił normalnie na ziemi.

- Człowiek chce zebrać piękne dynie trochę później, a tu masz! Przyjdzie jeden z drugim i po ogrodzie! – warczał na Pottera, jednak także nas miał na oku – Co to ma znaczyć? I co tutaj robią o tej porze uczniowie, co? Raczej nie wpadliście w odwiedziny...
- Chcieliśmy popatrzeć na Zakazany Las – okularnik postanowił nas chyba wybawić z opresji, a był prawdopodobnie jedynym, który mógł to w tej chwili zrobić – Zawsze widzimy go z daleka, a teraz tak chcieliśmy z bliska...

- Tam nie wolno wam wchodzić – gajowy patrzył podejrzliwie. Był zbyt wielki na człowieka, ale i zbyt mały na olbrzyma, nie mniej jednak wydawał mi się ogromny. – Och, i to jest ta tajemnicza epidemia, o której mówiła McGonagall? – pstryknął w jedno z króliczych uszu Pottera – Dziwna, bardzo dziwna...
- To może my już sobie... – wyraźna próba wymknięcia się nie powiodła się. Gajowy bynajmniej nie był skory do ustępstw.

- Żadne ‘my już sobie’. Za karę pomożecie mi zbierać dynie!

James popatrzył na nas a my na niego, a następnie nasz wzrok skupił się na dyniach. Nie było możliwości byśmy zdołali zrobić cokolwiek. Niektóre były większe od nas, a te najmniejsze James staranował chwilę wcześniej. Co najwyżej mogliśmy je toczyć w czwórkę.

- Ale proszę pana... – okularnik zrobił skruszoną minę – One są takie wielkie, a my tacy mali. Nie poradzimy sobie tak jak pan. A właśnie pan to, co innego. Silny, duży i z pewnością wie pan dokładnie jak i gdzie te dynie przetransportować. Założę się, że jest pan mistrzem w pieczeniu placków i ciasteczek z dyni! – ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu gajowy zaczął się uśmiechać. Spod niewielkiej jak na razie brody wyłaniały się pełne usta z unoszącymi się ku górze kącikami. Widocznie mężczyzna był łasy na pochlebstwa, ale i nieśmiały, po lekkie czerwone wypieki wyłaniały się niepewnie.
- Oj, przestań już – uderzył ‘lekko’ Jamesa w plecy. Widziałem, że chłopakowi aż oczy zaszły łzami, ale dzielnie to wytrzymał – Jestem Hagrid, a nie jakiś tam pan. Rebeus Hagrid.

- Miło mi. Jestem James Potter – chłopak podał mu rękę i zaczął przedstawiać nas po kolei. Tym razem kilka łez spłynęło mu po policzkach, kiedy wielkolud uścisnął jego rękę.

- Potter... Skąd ja znam... Ach! Ten Potter? – przyglądał się uważnie okularnikowi.

- Dlaczego mam wrażenie, że ten? – mruknął James sam do siebie.  Podeszliśmy bliżej by lepiej wszystko widzieć i słyszeć. Teraz gajowy nie wydawał się nam nawet taki straszny. Był całkiem młody, chociaż ciężko było to dostrzec spod tej krzaczastej brody.

- McGonagall mówiła... – zaczął Hagrid, jednak nie skończył. Syriusz już kiwał głową.

- Tak, tak. To z pewnością TEN Potter. Cokolwiek nie mówiła, to on – wskazał palcem okularnika, który prychał cicho by kruczowłosy łaskawie się przymknął.

- Więc ja zapraszam was chłopaki na herbatę do siebie – olbrzym uśmiechnął się ciepło. Naprawdę był miły.

- Niestety na nas już czas – J. stając na palcach poklepał go po łokciu – Ale obiecuję, że niedługo do ciebie wpadniemy. – z jakiegoś powodu miałem wrażenie,  że właśnie w tej chwili James mówi sobie w myślach ‘ nawet nie wiesz jak prędko to nastąpi’. Gajowy odchrząknął smutno, ale pokiwał głową.

- Nie martwcie się. Będę czekał i poczęstuję was plackiem z dyni. – jego uśmiech mówił wszystko. Jak dotąd nie piekł niczego, jednak po ciepłych słowach Pottera zacznie i na nas przetestuje swoje umiejętności.

7 komentarzy:

  1. Lubię dynie. Fascynuje mnie w nich mnogość odmian, kształtów i kolorów. Jedynym mankamentem dyni jest jej smak. A konkretnie - brak smaku. Nieprzypadkowo pumpkin pie przyprawia się cynamonem i gałką muszkatołową, dodaje się kwaśną śmietanę lub brązowy cukier - dyni po prostu trzeba pomagać. Pod wpływem gotowania, pieczenia oraz dzięki odpowiednio dobranym przyprawom zmienia się ona w coś wyjątkowego i zachwycającego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Em. Taaa Syri mial racje COKOLWIEK Mc Gonnagal mowila to musiala byc prawda ^^ Jakie to prawdziwe XD Ale teraz przynajmniej wiemy przez kogo potem Ron, Hermiona i Harry musieli lamac sobie zeby ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ahah xD Nie ma to jak pierwsze, bliższe spotkanie ;D Potter będzie miał ręce jak Shinigami w Soul Eater xD Uhh niech tylko bajka się skończy, to Remi na jakiś czas pozbędzie się nieśmiałości xD Bynajmniej Syri to już chyba będzie miał w dowodzie Zawód; Myśliwy XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Religie, światopoglądy, wyznania, sekty - tematy grząskie. Zadałaś w sondach pytania: "Czy uważasz się za osobę wierzącą?" oraz "Jaką religię wyznajesz?". I powiem Ci, że mnie swoimi pytaniami zmusiłaś do zastanowienia się raz jeszcze. Każdy z nas pojęcie wiary zdefiniowałby inaczej, w zależności od własnej osobowości, doświadczeń, otoczenia, w którym się wychował oraz indywidualnej relacji jaką ma z Bogiem (jeśli takową posiada). Gdyby przyjąć bardzo uproszczony podział na ludzi wierzących i niewierzących, to okazałoby się, że jest on nieprawdziwy, bo zasadniczo nie ma ludzi niewierzących. Każdy człowiek w coś wierzy. Wiara posiada dwa podstawowe znaczenia: "wiara, że" i "wiara w". Akt wiary jest więc wpisany w ludzką naturę i dokonuje się na co dzień. Ważne jest to, w co się wierzy i jak się wierzy, bo z tego wynika sposób w jaki się żyje. Jeśli wiara, nieważne w co, czyni nas lepszymi, to wydaje mi się, że jest to dobra wiara.Wiara zaszczepiona jest w każdym człowieku, tak samo jak miłość czy nienawiść. Nie można jej zmierzyć, określić matematycznie - wiara jest tajemnicą wnętrza każdego człowieka.Religia natomiast jest tworem ludzkim i odsłania w jakim stopniu poddani jesteśmy bóstwu. Religię można sklasyfikować wielorako, jednakże jej najważniejsze elementy to społeczność ludzka, doktryny, rytuały, tradycje przekazywane z pokolenia na pokolenie. Nie zawsze religia idzie w parze z wiarą. Są ludzie, którzy kultywują tradycje doktrynalne z przyzwyczajenia lub obowiązku, a są ludzie, którym wystarcza tylko ich wiara.W jednej z sond pośród opcji wyboru znajduje się coś, czego nie rozumiem. Hipotetycznie przyjmując, że jestem wyznawcą jakiejś religii (oficjalnej lub nieoficjalnej), która podpada pod kategorię "Inna", jak mam rozumieć "w komentarzu jaka"? Tu mam o tym napisać? Naprawdę chcesz wiedzieć?Lubię wicca, satanizm, agnostycyzm i pastafarianizm. Ochrzczono mnie w cerkwi prawosławnej, a w szkole nauczano religii katolickiej. Mogę więc przy odrobinie chęci wierzyć w cokolwiek, choćby w gadającego konia na wrotkach. Kiedy poszłam do szkoły i nauczyłam się czytać, zaczęłam szukać odpowiedzi na pytania, które rodziły się w moim sercu. Wszystko było w porządku, dopóki nie zaczęły pojawiać się te odwieczne o przyczyny i sens. Teraz najwyraźniej jestem okaleczona psychicznie.Nie dawało mi to wszystko spokoju, ale teraz już będzie dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  5. Oh ależ w tym momencie jest to całkowicie zrozumiałe. Miałam na myśli ogólne zachowanie. To, że się z tym wszystkim dopiero oswaja też rozumiem ale wydaje mi się, że kiedyś nie był aż taki nieśmiały. Wyrobiłaś mu cudowny charakter a potem zaczęłaś mu go po trochu odbierać na rzecz słodyczy. Nie zrozum mnie źle nie miałam zamiaru cię urazić i jeżeli tak się stało to najserdeczniej przepraszam. Obiecuje, że więcej nie będę się już wtrącać i narzekać. Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie, to nie ja xD Coraz więcej tych "Kseni" na świecie ;PP Ja się na swój konwent wybieram...o ile się odbędzie.. niedaleko Częstochowy XD

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejeczka,
    wspaniale, no tak jak zawsze Potter to w coś się wpakuje i tak to ten Potter, ciekawe dokąd ich poprowadzi ten kompas...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń