niedziela, 12 lipca 2009

Robaczki?

Prawdopodobnie w następnym tygodniu będą w końcu robić u mnie komin, a wtedy stracę internet na bliżej nieokreślony czas. Jeśli notka nie pojawi się, któregoś feralnego dnia, będzie to znak, że praca w toku i jestem odcięta od neta. Czekajcie wtedy na mój powrót! =*

 

Zaczęło się zupełnie normalnie. Idąc za Potterem i jego kompasem w zegarku brnęliśmy przez największe zarośla i krzaki. Cieszyłem się, że była to już późna jesień, ponieważ zapewne na wiosnę utknęlibyśmy w największych chaszczach. Z początku starałem się zapamiętać drogę, jednak szybko przestałem zwracać na to uwagę. Całą moją uwagę przykuwało coś innego i wydawało mi się, że o wiele ważniejszego.

- Nie mogliśmy przyjść, kiedy spadnie śnieg? Tu są robaki! – prychnąłem otrzepując kapturek z drobnych żuczków i innych robaków – Wszędzie są robale! Fuj! Naprawdę musimy tam iść? – tym, razem starałem się strzepnąć je z sukienki.

- Nigdy ci nie przeszkadzały, nagle cię drażnią? – James prychnął odwracając się – To tylko robaki, nie zjedzą cię.

- Ale kiedy ich jest tak dużo... – znowu jęczałem. Chociaż dobrze wiedziałem, że to nie ja, to nie mogłem nad tym zapanować. Każdy, nawet najmniejszy żuczek wydawał mi się obrzydliwy. Starałem się podnosić wysoko kolana by mieć z tym jak najmniej wspólnego.

- Jeden plus, Kopciuszek to kobieta pracująca, jej nie straszne robactwo – Sheva wydawał się naprawdę to doceniać. Poklepał Jamesa po ramieniu – Mamy za to jeszcze inny problem, patrz. – wskazał palcem kierunek.
Syriusz właśnie przytulony do drzewa zerkał poza nie na ścieżkę. Wyglądał niesamowicie głupio.

- A temu, co? Florofilia się w nim odezwała?
- J., ciesz się, że las nie należy do naszej bajki. Dopiero byłyby problemy. – Andrew zdjął mi z ramienia kolejnego robaczka – A temu to lepiej powiedz, że idziemy do domku babci, bo Czerwony zapomniał drogi i tylko ty możesz ją znaleźć. Jeśli nam zwieje możemy mieć problem. – James chyba nie chciał ryzykować, więc zawołał Syriusza, a ja naprawdę nie pamiętałem gdzie jest domek babci.

Tym razem to Syri był na przedzie, chociaż cały czas odwracał się do tyłu by mieć pewność, że idzie w dobrym kierunku. Nieustannie ukrywał się za drzewami, a ja starałem się odganiać insekty. Idąc przed siebie James nie zwracał większej uwagi na to gdzie stawia kroki. Nie liczyła się droga, ale cel. A przynajmniej do pewnego czasu. Udawało mu się omijać drzewa, czy większe krzaki. Niestety nie obliczył sobie wszystkiego.

Zaowocowało to całkiem szybko czymś niezwykle zabawnym. A już z pewnością nieprzewidywalnym, gdy Potter zapatrzony w swój kompas wlazł w największe błoto, jakie można było znaleźć w Zakazanym Lesie po kolana. Trzeba było być pechowcem by trafić od razu na tak głębokie błoto, jak to. O dziwo zauważył, że coś jest nie tak i przeklął cicho. Schował zegarek i zaczął przechodzić przez błoto byleby tylko wyjść jakoż z niego. Chociaż mu się udało był brudny po same kolana, a krzaki, w które wyszedł zrobiły dodatkowo swoje. Efekt końcowy był oszałamiający. Królicze łapki, które do tej pory miał na sobie momentalnie zamieniły się w leśne kalosze z błota i suchych liści.

Potter wyjął z kieszeni swoją różdżkę i wypowiedział zaklęcie czyszczące starając się pozbyć z siebie wszelkiego brudu, przez który przed chwilą brnął. W tym czasie ja i przyjaciele staraliśmy się nie pokładać na ziemi ze śmiechu. Widok był naprawdę godny uwagi i niezapomniany. Żałowałem, że czyszczenie nie trwało dłużej, gdyż wtedy moglibyśmy w nieskończoność nabijać się z chłopaka, jednak wrażenie zostało na długi czas.

- Chociaż was to bawi! – okularnik nie lubił, kiedy to z niego się naśmiewano, jednak to zazwyczaj on stanowił główną atrakcję dnia. Zrobił zaledwie kilka kroków – No niech to gryf kopnie! – wrzasnął i zatrzymał się. Nie wiedzieliśmy, o co chodzi.
- James? – Peter podszedł najbliżej zanim Potter nie odwrócił się do nas przodem. Od ramienia przez lewą pierś spływało coś białego o dosyć gęstej konsystencji. Nie byłem w stanie nawet wypowiedzieć słów pocieszenia. Prychnąłem i zgięty w pół padłem na kolana śmiejąc się do rozpuku. Obok mnie padł Andrew i Peter. Syriusz leżał drżąc w konwulsjach bólu ze śmiechu kilka metrów od nas, zaś Potter walczył z własną bezsilnością.

- Cholerne ptaki! – warknął i usiadł pod drzewem zdejmując z siebie kamizelkę. Nie mając ją, czym wytrzeć zrywał trawę i usilnie czyścił materiał z ptasiej kupki.
- Ciesz się, James – Peter usiadł na chwilę na trawie – To był tylko mały ptaszek, ale co by się stało gdyby trafił ci się hipogryf? – to znowu nas rozbawiło. Po raz kolejny padliśmy na trawę niemal umierając ze śmiechu. Przy szczęściu Pottera hipogryf i większa ‘sprawa’, jaką zostawiłby po sobie mogłaby wylądować nie tyle na jego ramieniu, co nawet na głowie. Do tego trzeba było mieć po prostu wrodzone szczęście.
- J., nie uważasz, że twój pech to spadek rodzinny? – Sheva ledwo powstrzymywał śmiech – Wiesz byłbyś kolejnym spadkobiercą w linii męskiej pecha rodziny Potterów. – uderzył dłonią o ziemię widząc gniewne spojrzenie Jamesa i nie powstrzymał się. Nastąpił kolejny wybuch głośnego śmiechu. Ta teoria była aż nadto możliwa. Zrozumiałe, że nie każdy mógł mieć szczęście, jak to bywało w przypadku Petera i jego ślamazarności, jednak James miał wrodzony talent do najgorszych przygód. I to nie mogło być dziełem przypadku.

- Zobaczycie, że mój syn odziedziczy po mnie wszystkie najlepsze cechy i tego akurat w nich nie będzie! – warknął kończąc niemal czyszczenie kamizelki.

- Nie sądzisz, że będzie dosyć ubogi? – dociął Andrew – Niewiele tych najlepszych cech dostanie. – James piorunował go spojrzeniem, co wywołało kolejne śmiechy, jednak tym razem spoważnieliśmy szybciej.

- Swoją drogą, J. – Syriusz podnosił się podpierając o drzewo cały obolały po niedawnym śmiechu – Jakim cudem planujesz mieć syna?

- Sam się nad tym zastanawiam... Ale nie ważne. Idziemy! I jeśli któreś jeszcze raz się roześmieje zacznę zabijać! – założył na siebie kamizelkę z wyraźną plamą po ptasiej pozostałości. Niestety, to spowodowało, że ledwie zakończone chichoty ponownie wracały i okularnik musiał ruszyć przed siebie ignorując je. Nie mógł spełnić swojej groźby na nas wszystkich.

W końcu jakoś udało nam się opanować całkowicie. Naturalnie wspomnienie tego nadal wywoływało uśmiech, jednak nie niosło już ze sobą głośnego śmiechu, który mógłby odstraszać zwierzęta.

Zagłębialiśmy się coraz bardziej w las i miałem cichą nadzieję, że to wszystko skończy się w niedługim czasie. Śmiech i przymusowy postój dodały nam sił i sprawiły, że mogliśmy bez większych przeszkód nieść swoje torby, które nie ważyły mało.

Zła passa Jamesa trwała jednak nadal. Kilka razy uderzył głową w gałąź i z pewnością powoli rósł mu potężny siniec na czole, potykał się, jakby las specjalnie podstawiał mu pod nogi konary drzew, a w końcu przewrócił się lądując na ziemi.

- Czy to się na mnie uwzięło?! – warknął wściekły i siadając kopał potężny konar, który tym razem stał się powodem jego upadku. Tyle, że korzeń, lub cokolwiek to było, poruszył się i zwinął. J. odskoczył momentalnie. Zza drzew wysunęła się lekko owalna głowa dżdżownicy. Potężnych rozmiarów robak popatrzył na nas małymi czerwonymi oczkami i syknął wściekle. Otworzył paszczę ku naszemu przerażeniu uzbrojoną w wielkie, ostre zęby.
- Merlinie i wszyscy magiczni! – Potter momentalnie wstał – W nogi! – wrzasnął i sam zaczął uciekać jako pierwszy. Było oczywistym, że każde z nas poszło w jego ślady. Nie mieliśmy nawet czasu krzyczeć. Nie chcąc zginąć w paszczy jakiegoś ogromnego robala, który nie miał prawda mieć takich zębisk woleliśmy upewnić się czy mamy szansę uciec. Dżdżownica nie goniła nas. Syczała tylko za nami i zaczęła odpełzać w przeciwnym kierunku straciwszy nami zainteresowanie. Z ulgą patrzyliśmy jak ostatnie pierścienie jej ciała znikają za drzewami.

- Co to było?! – Syriusz łapał oddech z trudem podobnie jak my wszyscy – I od kiedy takie coś powinno mieć takie kiele?!

- A mnie się pytasz?! – J. urwał trawy i rzucił nią o pobliskie drzewo – Ja mam pecha, ale to już była przesada! Dumbledore wie, co tu jeszcze żyje! Kto przy zdrowych zmysłach stawia szkołę przy takim lesie?!

- Prawdopodobnie, dlatego nazywają go Zakazanym Lasem a nam nie wolno tu wchodzić! – zauważyłem. – Niech to się skończy, ale żadnych więcej robaków, ani nic podobnego! – jęknąłem.
- Poszło? – Pet dopiero teraz otwierał oczy.

- Poszło – Andrew wstał, ale nogi mu się jeszcze trzęsły – I my też idziemy. Ale ostrzegam! Dziesięć minut i wracam do zamku. Dziesięć minut! – po tym niemiłym spotkaniu z dziwadłem chyba żaden z nas nie chciał ryzykować. Dziesięć minut i sam miałem zamiar zrezygnować.

16 komentarzy:

  1. marta446@onet.eu12 lipca 2009 10:41

    Hej jestem z pyszne.blog.onet.pl od niedawna poszukujemy wspolautorow do pisania porad dla nastolatek, można też wymyśleć własne kategorie bloga, mile widziane są np. oceny, szablony, instrukcje (trzeba zawsze sprobować czegoś nowego) Pozatym mogłabyś spróbować bo patrząc na szablon masz talent, a teraz zabieram się do przeglądania notek, pozdrawiam! Pyszne.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Hah xD No proszę robaki atakują.. ptaki atakują.. czy J. będzie miał kiedyś szczęście..w miłości chociaż? xDD Co do yuri, to też tak uważam, ale są osoby, które świetnie piszą o tym rodzaju miłości ^^ Zawsze znajdzie się coś ciekawego, do...figli łóżkowych xD Ale też uważam, że yuri jest mniej ciekawe od yaoi xP Obyś nie musiała nas opuszczać...albo, żeby komin szybko zrobiono!

    OdpowiedzUsuń
  3. Em. Pomyslec ze przez cala podstawowke mialam takiego samego pecha. W pelni rozumiem J. I wspolczuje z nim, mimo ze jest idiota xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Będę czekać niecierpliwie na kolejne notki^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Hihi, uwielbiam pechowego Jamesa *^^* Jak zwykle nie mogłam powstrzymać uśmiechu :))

    OdpowiedzUsuń
  6. Oi ^^ U mnie ostatnia notka tego obecnego opowiadania ;) Zapraszam ;3

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak..mało przyjemnie było...ale udało się dobrze zakończyć ;) Z jednej strony.. niech się rozpada! ;P Z drugiej...im szybciej się wezmą za te kominy, tym szybciej wrócisz na pewniejszy grunt..na stałe ;) Ileż może trwać robienie (naprawa) kominów? Powinni szybko to zrobić ;) Niech im słońce mocno grzeje, żeby szybko to zdziałali, a Ty w tym czasie wypoczywaj...albo twórz xD

    OdpowiedzUsuń
  8. Albert Camus Nie idź za mną, bo nie umiem prowadzić. Nie idź przede mną, bo mogę za Tobą nie nadążyć. Idź po prostu obok mnie i bądź moim przyjacielem.

    OdpowiedzUsuń
  9. No w końcu nadrobiłam zaległości i przeczytałam ostatnie notki...Hm... Strasznie spodobała mi się ostatnia notka z okazji 3 rocznicy bloga ^^miałaś na nią naprawdę ciekawy pomysł. Postacie jakby żyły własnym życiem !Mam nadzieję że ten komin szybko Ci zrobią i wrócisz prędko do pisania kolejnych notek. Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  10. Boskie. ^_^ Robaczki...? Tia.. wielka glizda i tyle. x]]

    OdpowiedzUsuń
  11. ~mysterious_girl15 lipca 2009 16:48

    Hej:) masz świetny blog, czytam go od początku i niecierpliwie czekam na każdą kolejną notkę;) masz talent...Jeśli chcesz, możesz wpaść na im-a-mystery.blog.onet.pl- mój blog fotograficzny. To nie spam, to zaproszenie:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Nowe opowiadanie, a już na wstępie kłopoty xP Nie chciała się dodać notka, ale już jest ok ;))Kominy już robią..heh.

    OdpowiedzUsuń
  13. Eksperymenty w Photoshopie zakończone sukcesem xD Muszę tylko wgłębić się w ramki.. chyba, że w photoshopie się nie da ;P Opowiadanie będzie się zmieniać...hehe xD Już od 2 notki zacznie się akcja i nie koniecznie miła, ale przez nią..zrodzi się odwaga ;) Mam nadzieję, że wszelkie problemy z komputerem, kominy i inne przypadki, będzie się dało szybko zlikwidować.. (kominów niee xD) O! I żeby komputer dostał super wiatru, bo duchota, jak jest, zaczyna niezbyt korzystnie wpływać.. bynajmniej na mój sprzęt, bo wariuje. Heheh XD Masz 3 świetne opowiadania...czegóż chcieć więcej? A Twojego talentu nie da się zamknąć w np 30 rozdziałach.

    OdpowiedzUsuń
  14. Hejo ^^ U mnie nowy rozdział i nowy bohater xP

    OdpowiedzUsuń
  15. Chii to dziewoja, no wiesz? XD Tak dziewczynie mówić..hehe xD Tak..ona wygląda jak ..ON xD W googlach wpisywałam.. i było, że niby dziewczyna.. a kij z tym xD Chii to imię żeńskie i...no dobra.. poddaję się xD Ale Ona mi pasowała z wyglądu (czy tez on xD) Dziewczyna w zespole XDDD Mogę napisać Twoją reakcję na wieść o tym, że dziewczyna jest w zespole, jako motto, w przyszłej notce? Mogę ^__^ Grelki text też będzie.. XDD Bo reakcja była równie niesamowita, co twoja xD A najlepsze z tego wszystkiego jest to.. że ona chciała, aby Yuki miał więcej, niż 5 minut sławy w opowiadaniu...a ja nie mogłam.. bo opisywanie zwykłej pary.. jakoś mnie odrzuca xDDD Ale musi był taki ktoś.. bo na 16 bohaterów musiałoby być 8 par yaoi.. a tak jest 7 XDD Ojj tatuś mi się podoba ;P Podobny do Kiby ** XD A to dopiero początek bohaterów xD3 Chisato.. i jeszcze jeden będzie...nie ma co, trudności z wynalezieniem nazwisk, na pewno nie miałam xDD

    OdpowiedzUsuń
  16. Hejeczka, hejeczka,
    wspaniale, pech Pottera trwa, mieli szczęście że ta dżdżownica nie goniła ich...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń